Więzień we własnym ciele

/\ Obrazek może nie idealny ale ciekawe czy coś w nim zauważycie :P /\

Dzień po "Dniu Wypłaty"

Perspektywa Judy


Spałam, a właściwie to powoli się budziłam. Spało mi się niewiarygodnie dobrze. Poduszka i kołdra, otulały swoją miękkością jak nigdy. Na dodatek to ciepło bijące od Nick'a. Czułam jak gładzi moją głowę. Bardzo przyjemne uczucie.

Nick : "Widzę, że ktoś się powolutku budzi." powiedział.

Głos miał jakby inny. Czyżby dorwało go jakieś choróbsko ?

Ja : "Przeziębiłeś się lisiu-pysiu ?" zapytałam, otwierając niechętnie oczy.

Nick : "Skądże znowu. Tak już mam." powiedział.

Otworzyłam oczy całkowicie. Nie spodziewałam się ujrzeć takiego koloru futra. Zamiast rudego był brąz wymieszany z szarością. Ogólnie, postać była mniejsza od Nicka. Wiodłam wzrokiem ku górze aż zobaczyłam jego.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

Ja : "TODD ???" wrzasnęłam odsuwając się od niego.

W strachu odrzuciłam kołdrę na bok. Gapił się na mnie. Lustrował od góry do dołu. Nie wiedziałam czemu. Nie zastanawiając się długo, rzuciłam się na niego kładąc mu lewe przedramię na szyi. Przycisnęłam go aby się nie ruszał.

Ja : "Co zrobiłeś Nick'owi ?!" wrzasnęłam.

Todd : "Mrau. Ledwo się poznaliśmy, a już proponujesz łóżkowe zabawy." rzekł, nieustannie patrząc wszędzie na mnie oprócz mojej twarzy.

Spojrzałam w dół i mnie zamurowało. Siedziałam na jego brzuchu w stroju Ewy, a on ubrany na waleta. Nacisnęłam mu mocniej na szyję i przesunęłam rękę w górę aby nie mógł się gapić.

Ja : "GADAJ !" krzyczałam na niego, a on się śmiał. 

Todd : "Oj, ktoś tu jest agresywny. Tak być nie może." powiedział po czym poczułam ukłucie w rękę, którą go pacyfikowałam.

Obróciłam głowę w tę stronę i złapałam się za miejsce wkłucia. W ręku trzymał strzykawkę z wciśniętym tłokiem. Patrzył na mnie z zadowoleniem. Tylko co go tak cieszyło.

Ja : "Co mi wstrzyknąłeś ? Mów !" nacisnęłam mocniej na krtań.

Zaczął ciężej oddychać, ale uśmiech mu nie znikał.

Ja : "Pytam się ! Co mi wstrzy..kną..."

Słowa zaczęły mi się plątać. W jednej chwili nie czułam gardła i szyi. Mówiłam, ale nic nie słyszałam. Złapałam się wolną, prawą ręką za gardło. Trzymałam się, próbując się rozejrzeć za pomocą dla siebie. Dobrze powiedziane. Starałam się, ale nie mogłam ruszyć oczami w żadnym kierunku. Szyja też odmawiała posłuszeństwa. Czułam również jak moje ręce słabną, a Todd spycha jedną z nich ze swojej szyi. Usiadłam jak aikidoka, próbując zrozumieć co się ze mną dzieje. Wpatrywałam się w jeden punkt nie mogłam się obrócić, ręce bezwiednie wisiały wzdłuż mojego ciała, a korpus odmawiał jakiegokolwiek ruchu. 

W pewnym momencie, upadłam na łóżko. Nogi również uwolniły się spod mojej kontroli. Nie wiedziałam czym mnie nafaszerował ten królik, ale stałam się więźniem we własnym ciele. Mogłam tylko i wyłącznie patrzeć na poduszki. Leżały w nieładzie przez moją napaść na niego. Wtedy poczułam jak coś mnie podnosi do pozycji siedzącej. To był on. 

Todd : "Pewnie się zastanawiasz dlaczego nie możesz się ruszać. To, dlatego że podałem ci niewielką dawkę tubokuraryny. Taki lek na zwiotczenie mięśni. Przydatny podczas operacji, zabiegów i pacyfikowaniu niebezpiecznych pacjentów psychiatrycznych." odparł ze złowieszczym uśmiechem, wlepiając we mnie te swoje brązowe gały.

Jak ja chciałam go uderzyć, lecz nie mogłam. Zostałam ewidentnie odcięta od kontroli.

Todd : "Wybacz kochanie, że musiałem to zrobić. W końcu, kto to widział aby rzucać się tak na chłopaka." rzekł składając na moich ustach pocałunek. 

Był wstrętny i definitywnie niechciany z mojej strony. Mogłam jedynie patrzeć jak bawi się mną jak lalką. Zniknął mi z oczu na kilka chwil aby wrócić z ubraniami. Nieprzerwanie towarzyszyło mu uczucie zażenowania, swoją nagością i bezsilnością. Traktowana jak zniedołężniała, zostałam ubrana. Założył mi bieliznę i jakąś koszulkę. Chciałam zapaść się pod ziemią, a zarazem go zamordować. 

Jak kukiełka, zostałam przełożona przez bark. Widziałam trochę domu, o ile można tak nazwać to po czym mnie niósł. Głowa ułożyła mi się bokiem do jego pleców. Mijaliśmy dwoje drzwi, schodziliśmy po schodach, kolejne drzwi aż końcem podróży było chyba krzesło. Te widoki wyglądały dla mnie dziwnie znajomo. Gdybym mogła to bym otworzyła oczy jak najszerzej. Widziałam kuchnię. Moją kuchnię. 

Byłam u siebie, to na pewno. Dlaczego, jednak nie było tu Nick'a. Pewnie w pracy siedzi. Wystarczyło tylko poczekać do wieczora. Todd krzątał się po kuchni, jakby należała do niego. Jakby ją znał od podszewki a to, przecież było niemożliwe. 

Todd : "Robię dla ciebie śniadanko, słoneczko. Będzie mocno spóźnione bo mamy południe, ale to nieważne." mówił coś, będąc gdzieś poza moim widokiem.

Gapiłam się na okno, za którym nic się nie działo. Chciałam wrzeszczeć, lecz tylko ja bym to usłyszała. Minęło może niecałe dziesięć minut, a już bzikowałam od tego bezruchu. Nienawidzę gdy nic nie robię, ale gdy nawet nie mogę się ruszyć to mnie aż skręca ze złości. Królik nieśpiesznie robił to śniadanie. Na pewno wiedział ile może trwać ten efekt.

Czas dłużył się dla mnie w nieskończoność. Palce zaczynały niechętnie mnie słuchać. Czułam już palce u nóg. Zaczynałam również już władać tymi u rąk. Oczy również wróciły pod moją kontrolę. Mogłam w końcu rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale wciąż pozostawały miejsca niedostępne dla mojego wzroku. Potem kolejno szyja, ręce i nogi, wracały do życia. 

Spojrzałam spokojnie w lewo gdzie stał stół. On siedział naprzeciwko i zajadał się jajecznicą. Taka sama leżała przede mną. Złapałam za widelec i zaczęłam jeść, wkładając kolejne porcje do buzi. Wszystkie moje ruchy były powolne i tak bardzo niezborne, że pierwsza porcja porcja spadła mi na koszulkę. Drugą, w ogóle nie trafiłam do buzi, a wylądowała na moim policzku. Dwoma rękoma siłowałam się z widelcem aby w końcu poczuć smak jajecznicy w ustach. Całe trzydzieści sekund siłowania się ze sobą, jakbym była dzieckiem, które zaczyna się uczyć kontroli nad ciałem. Na szczęście im więcej czasu mijało tym lepiej mi to szło. Todd'a najwyraźniej bawił mój stan.  

Ja : "Nick... dorwie... cię... wieczorem." dukałam z siebie bo dalej nie czułam gardła w pełni.

Todd : "Oj, słoneczko. Nick, nie przyjdzie. Nigdy. Ty za to, zostaniesz ze mną." odpowiedział pewien siebie.

Nie zgadzałam się na to. Wstałam od stołu, nie wypuszczając widelca z dłoni. Nogi miałam jak z waty ale jakoś stawiałam krok za krokiem. Zmierzałam w kierunku drzwi na ulicę, z prędkością staruszki. Z równowagą nie było za dobrze. Przez te ospałe nogi, bujałam się na lewo i prawo. Opieranie się o ściany wcale nie pomagało. Ręce, uginały się w łokciach jak by nie miały siły.

Jakimś cudem doszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Słyszałam jak Todd za mną idzie ale było to podejrzane. Gdyby chciał mnie złapać, już by to zrobił. Mogłam mu uciec, ale on mnie nie powstrzymywał. Dlaczego ? To pytanie zaprzątało mi głowę gdy starałam się nie spaść ze schodów. Stopień za stopniem, krok za krokiem. Trzymałam się poręczy i schodziłam. Musiałam ostrożnie stawiać nogi. Gdy myślałam, że postawię stopę na schodku, okazywało się to błędnym założeniem. Na ostatnim stopniu, moje przewidywania mnie zawiodły. 

Noga wylądowała na krawędzi a ja poleciałam na ścieżkę z kostki brukowej. Bolało mnie wszystko jak diabli. Z ledwością się podniosłam i już nieco szybciej ruszyłam ku furtce. Wyszłam na chodnik i skierowałam się w jedną z dwóch stron, w które biegła ulica. Szłam aż w pewnym momencie w coś uderzyłam. Nie wiedziałam co to było. Położyłam dłonie na powietrzu i poczułam jakąś chropowatą fakturę. Ściana ? 

Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam na suficie kilka świateł. To na pewno nie było słońce, chyba że nagle się pomnożyły co było idiotyczną myślą. Zaczęłam intensywnie myśleć. Światła na suficie, ściana i jego słowa, że Nick nie przyjdzie. Wtedy wszystko zrozumiałam. Nie byłam u siebie w domu. Ten maniak, zrobił w jakimś budynku jego replikę. Porwał i uwięził, w tym więzieniu. Obróciłam się i zobaczyłam jego, idącego w moją stronę ze strzykawką. 

Znowu chciał mnie ubezwłasnowolnić. Przylgnęłam do ściany i wystawiłam na wprost niego widelec. Wiem, słaba broń, ale nic lepszego nie mam. 

Ja : "Nie... zbliżaj się... do mnie." powiedziałam gniewnie choć wewnętrznie bałam się.

Jak tak o tym pomyśleć. Odwzorował wszystko ze szczegółami. Sypialnię, rozmieszczenie pokoi, kuchnię, a nawet teren przed domem. Nawet nazywał mnie tak samo jak Nick. Słoneczko, należało do niego i tylko do niego. Todd'a spotkałam w kawiarni. Byłam sama. On mimo tego wiedział wszystko o mnie. Ja o nim nic. To napawało mnie przerażeniem.

Zbliżył się do mnie. Chciałam go dźgnąć, ale on po prostu odepchnął moje ręce na bok i zaaplikował mi kolejną dawkę.

Todd : "Nie ładnie jest uciekać, słoneczko." powiedział z tym swoim uśmieszkiem, który zaczynał doprowadzać mnie do białej gorączki.

I znów miałam powtórkę z rozrywki. Kolejna wieczność w bezruchu. Doszłam do siebie na kanapie w salonie. Za każdym razem mu uciekałam, a on mnie faszerował tym świństwem. Tak było aż do wieczora gdy po ostatniej dawce, zaniósł mnie do sypialni. Działanie zaczynało ustępować i zobaczyłam wtedy jak niesie kajdanki na ręce i nogi, połączone ze sobą krótkim łańcuchem. 

To zazwyczaj zakłada się najniebezpieczniejszym więźniom, umieszczanym w więzieniach o zaostrzonym rygorze, a ja otrzymałam jeden egzemplarz. Założył mi je za plecami. Ręce jak i stopy miałam zakute z tyłu. Nogi musiałam mieć zgięte w kolanach, bo na tyle pozwalał łańcuch. Nie spało się wygodnie, w tej jakże dziwnej pozycji. Mądrze z jego strony. Najchętniej to bym go udusiła w nocy. Powoli odpływałam, obmyślając plan ucieczki, kontaktu z innymi albo zamordowania go. Najłatwiej, o dziwo, przychodziły mi pomysły do tej ostatniej kategorii. Zadziałały jak kołysanka. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i widokiem przed oczami, w którym dusiłam go łańcuchem od kajdan.


Hejo hejo Z tej strony Kilokero1

O ironio. Judy ma charakter, że nie może usiedzieć w miejscu, a tu przymusowe nie ruszanie się. Teraz będzie kilka rozdziałów z jej widoku.

Przypominam też o kilku rzeczach :

1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"

2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/

3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie że okej a co nie za bardzo.

Bye bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top