Sokole oko i Borys

Jack, Judy i Nick byli w drodze powrotnej do bazy. Wyjechali w końcu z gór. Godzinę im zajęło dojechanie do autostrady. Była już późna godzina, a słońce chyliło się ku zachodowi. Jack zauważył na desce auta świecącą się kontrolkę mówiącą o tym, że jadą na oparach. Zajechał na pobliską stację i wszyscy wysiedli z auta.

Agent zajął się tankowaniem auta, a lis i króliczka odeszli od auta podziwiać zachodzące słońce. Zachodziło za horyzont akurat tam gdzie się kierowali. Było przepiękne, choć oślepiało swoimi ostatnimi promieniami. Judy mrużyła oczy, a nawet lekko zasłaniała je ręką. Nie uszło to uwadze Nick'a, który wyciągnął swoje okulary przeciwsłoneczne. Towarzyszyły mu zawsze i wszędzie od kilkunastu lat.

Kupił je po promocyjnej cenie, którą sam wytargował. Były to okulary porządnej firmy, warte blisko 500 zoodolarów. Sprytny lis zdołał opuścić cenę do zaledwie 50 zoodolarów. Trochę nawciskał sprzedawcy kitu, ale ten był ciężkim negocjatorem.

Wracając, wyciągnął je, rozłożył i założył Judy na oczy. Ta lekko dygnęła ze strachu, co było normalne, gdy coś nagle ci się pojawia. Doceniła jednak ten gest. Mogła teraz swobodnie oglądać ten powtarzający się codziennie cud świata. Niby tak zwyczajne zjawisko i tak pospolite, ale ile by razy się tego nie widziało, zawsze zapierało dech w piersi.

Judy : "A co z tobą?" zapytała, splatając swoją dłoń z jego.

Nick : "Ja mogę sobie przyciemnić obraz. Takie wbudowane okulary przeciwsłoneczne." odparł, uśmiechnął się i ją pocałował.

Oboje stali i patrzyli jak życiodajna gwiazda coraz bardziej znika. Zobaczyli wtedy też auta, które musiały korzystać z objazdu. Niedaleko przecież był most nad rzeką. Właśnie, był. Cięzarowki i samochody musiały jechać wzdłuż rzeki i przeprawiać się tam gdzie były płycizny. Te same po których gonili pasiaków. Lisa nagle zaciekawiło coś innego. Kilka ciężarówek podążało zupełnie inaczej niż cała reszta. Kierowali się bezdrożami w stronę gór.

Nick : "A ci gdzie jadą?" wskazał na owe tiry.

Judy : "Może do jakiegoś miasta? Kto wie."

Wtedy podszedł do nich Savage.

Jack : "Co tam gołąbeczki?" zapytał, widząc całą sytuację.

Nick : "Wiesz może gdzie jadą?" zapytał z nadzieją, że może agent będzie znał odpowiedź.

Jack : "Najlepiej by było zapytać się ich, ale... to dziwne."

Judy : "Co takiego?"

Jack : "Z tego co mi wiadomo to tutaj nie ma innego większego miasta niż Zwierzogród. Ta autostrada leży na kompletnym wygwizdowie. Łączy dwa odległe miasta i ma tylko kilka rozjazdów, ale i tak wszystkie prowadzą do waszego miasta."

Zaczęło robić się już ciemniej. Ciężarówki niknęły w mroku. Widać było jak włączyli światła, ale nic więcej. Nick odpalił w oczach noktowizję. Widział pięć tirów tworzących konwój. Przybliżył widok i zauważył klimatyzator na jednej z nich. Typowe dla ładunku, który musi podróżować w chłodzie. Warzywa, owoce, ryby i tak dalej. Coś go podkusiło aby przełączyć się na termowizję.

Zobaczył pięć przemieszczających się czerwonych plam. Zaciekawiło go to wielce. Nie był zdziwiony faktem, że sama ciężarówka i podwozie naczepy wydzielały ciepło. Taka chłodnia powinna emanować niebieskim światłem, a termowizja jasno mówiła. Ciepło tam było jak na plaży w południe. Mogła to być jakaś awaria, ale u całej piątki.

Nick : "Jak dla mnie coś tu nie pasuje. Dawajcie pojedziemy za nimi." ruszył do auta.

Króliki spojrzały się na niego dziwnie. Największą niechęć okazywał Savage. Judy jednak również coś nie pasowało. Jeszcze nie wiedziała co, ale coś było nie tak. Wsiedli do auta i ruszyli. Zjazdu z autostrady nie było, żeby mogli ruszyć za nimi. Musieli improwizować. Jack zjechał z niej, gdy tylko przestały go ograniczać barierki bezpieczeństwa. Jechał chwilę po wertepach, aż wyjechał na jakąś wyjeżdżoną ścieżkę. Judy zdjęła okulary, nie były w nocy potrzebne i oddała je lisowi.

Tomek : "Alfa. Furia. Sytuacja opanowana. Więzienie sprawdza kto zbiegł, ale to potrwa. Na razie wiemy, że zbiegło ich piętnastu. Wracamy do bazy."

Nick : "Alfa. Furia. Okej. Wrócimy nieco później."

Judy : "To skoro tak jedziemy za nimi. Opowiedz coś więcej o tym Bractwie Broni." rzekła do agenta.

Jack : "Tak jak mówiłem. Banda podróżująca po całym świecie. Raz ich mieliśmy, ale złapaliśmy same płotki. Szef i jego najważniejsi ludzie zdołali zbiec. Tak jak spora część tych, którzy należeli do tego bractwa."

Judy : "Nic więcej nie wiadomo? Jesteś tajniakiem i nic nie wiecie."

Jack : "Hej. Nie obrażaj mnie. Nie powinienem wam wielu rzeczy mówić, a i tak powiedziałem prawie wszystko co wiemy." oburzył się.

Rozmowa się skończyła. Każde usiadło i... nic nie robiło. Nick powiedział Judy aby się chwilę zdrzemnęła. Podążali za pojazdami aż do jakiejś starej asfaltowej drogi. Jakiś stary nieużytek bo nawierzchnia była spękana, a ze szczelin wyrastała bujna roślinność. Tą drogą jechali, na powrót zapuszczając się w góry aby zjechać z nich po drugiej stronie.

Jazda się dłużyła. Jechali teraz przez ogromny las, z którego środka biła jasna łuna. Nietypowe światło było celem podróży ciężarówek. Jack trzymający się w bezpiecznej odległości od nich, wyłączył światła w aucie i powoli podjeżdżał. Nic mu nie było wiadomo o czymkolwiek w tym rejonie. Nick obudził Judy.

Zatrzymali się w pewnym momencie. Widzieli stamtąd ogromny kompleks. Wielkie kominy i budynki. Mur dookoła terenu i ogromne parkingi dookoła. Mogły pomieścić jakieś tysiąc aut. Były jednak zapuszczone, zupełnie jak kompleks. Sterty piachu, żelastwa, żużlu i innych materiałów leżały na nich. Żadne z nich nie wiedziało na co natrafili. Wiedzieli jedno. Nie jest takie opustoszałe jakby się wydawało.

Podeszli bliżej i ujrzeli główną bramę pilnowaną zupełnie jakby za nią, znajdował się Fort Knox. Z głębi kompleksu dochodziła całkiem porządna wrzawa. Ściany budynków, wystające ponad mury, rozświetlone były światłem, którego nie powinno tam być. Trójka zakradała się od strony lasu. Podchodzili ukrywając się za drzewami. Od czasu do czasu widzieli jakiegoś strażnika, który patrolował.

Dziwił ich ten widok. Patrole, strażnicy przy bramie, głosy dobiegające zza muru i wydobywające się światło. Postanowili wspiąć się na jedno z drzew aby zajrzeć co tam się dzieje. Czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Główne podwórze kompleksu wypełnione było ssakami przeróżnych gatunków. Tygrysy, dziki, byki, słonie, lwy, rosomaki, wilki i wymieniać można by w nieskończoność.

Każdy uzbrojony po zęby, rozglądali się po małych obozach na których było więcej broni. W innym miejscu trwała zaś uczta i to suto zakrapiana. Wtedy też zobaczyli wcześniej śledzone ciężarówki z których wyciągane były kolejne skrzynie broni. Z jednych wynoszone były bronie wielkokalibrowe. Z jednej wytaszczono elementy baterii przeciwlotniczej.

Judy : "Co się tutaj dzieje?"

Nick : "Na pewno to nie jest zlot fanów broni."

Jack : "To Bractwo Broni. Spójrzcie na budynki, a dokładniej na banery. To ich symbol." powiedział i zaczął schodzić z punktu widokowego.

Tak samo zrobili Nick i Judy. Wrócili do auta. Savage podszedł do bagażnika i otworzył klapę. Podniósł do góry, podłogę bagażnika. Ukazała się im mała zbrojownia. Kilka różnych pistoletów maszynowych oraz zwykłych z tłumikami i amunicja do nich.

Jack : "Przyda wam się. Ostatnie szacunki mówią o blisko tysiącu członków, a oni zawsze i wszędzie jeżdżą razem. Cel priorytetowy : szef i ważniejsi członkowie typu ten snajper."

Kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Nie chcieli się kłócić w obliczu tego co zobaczyli, będąc na drzewie.

Judy : "Alfa. Furia. Król. Namierzcie naszą pozycję. Trafiliśmy na Bractwo Broni. Potrzebne będzie każde wsparcie."

Nick : "Alfa. Furia. Król. Wojsko mile widziane. Bractwo się nie patyczkuje. Mnóstwo broni różnej maści. Wspomniałem, że jest ich blisko tysiąc."

Bogo : "Jak ja wam załatwię wojsko?"

Tomek : "Alfa. Furia. Król. Dzwoń do Pręgi. Są mi jeszcze coś winni."

Bogo : "Wszystko załatwię. Oczekujcie nas."

Nick : "To którędy wchodzimy?"

Jack : "Najpierw rekonesans. Wtedy się zobaczy, którędy wejdziemy. Radziłbym wezwać posiłki."

Judy : "Załatwione." odparła z przekonaniem ładując magazynek do broni.

Jack nic nie odpowiedział. Zamknął klapę i ruszyli obejść kompleks aby znaleźć najlepszy punkt wejścia. Szli lasem. Szli już kilka minut, a mur wydawał się nie kończyć. Trafili na róg terenu i kontynuowali szukanie. Szli wzdłuż budynku. Jedno z okien było otwarte i wydawało się idealne do infiltracji. Zaczekali chwilę aby patrol przeszedł i ruszyli.

Okno było na piętrze. Nick oparł się plecami o ścianę i przygotował się aby podrzucić Judy i Jack'a. Sam nie miał możliwości by się tam dostać. Rozejrzał się na boki czy nikogo nie ma w pobliżu i bronią wybił szybę w oknie na parterze.

Nick : "Skoczek. Znajdziemy się, Judy. Spokojnie."

Judy : "Laufer. Uważaj na siebie."

Byli na różnych piętrach. Wyglądał na jakiś budynek biurowy. Judy użyła ECHO. Żadnego sygnału w tym niskim budynku. Wyszła ostrożnie z Savage'em na korytarz. Sprawdzali każde pomieszczenie. Wszystkie były puste. Panował w nich totalny rozgardiasz. Dla pewności, sprawdzała co róż sytuację swoim ECHO.

U Nick'a nie było tak różowo. W jednym z pokoi spało dwóch członków bractwa. Rosomak i dalmatyńczyk. Lis wezwał boty, które posłusznie wróciły na swoje miejsce. Uważając by nie nadepnąć na cokolwiek, co mogłoby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, podszedł do nich. Wyjął opaski zaciskowe i ich spętał. Dalmatyńczykowi założył dodatkową na pysk aby nie mógł go otworzyć zaś rosomakowi zwyczajnie zakneblował usta.

Wrócił do przemierzania korytarza. Doszedł do klatki schodowej. Usłyszał wtedy czyjeś kroki. Czuł, że to może być Judy i Jack, ale na wszelki wypadek wycelował bronią. Wtedy pojawiła się Judy, również z wycelowaną bronią. Gdy zobaczyli się wzajemnie, opuścili ją. Lis skinął głową ku wyjściu i tam poszli.

Uchylili drzwi, a Judy wysłała impuls ECHO. Nikogo w pobliżu. Wyszli i schowali się za jakimiś skrzyniami. Byli daleko od miejsca zabaw i targów, ale i tak ktoś mógł ich zauważyć. Judy obejrzała się do tyłu by sprawdzić czy Jack jest za nimi. Nie było go. Zniknął jak kamfora. Wysłała myśl Nick'owi o tym fakcie. Oboje dyskretni szukali go lecz nigdzie nie było go widać.

Skupili się na celu. Dorwać szefa i jego najbliższych współpracowników. Nieznany szef i snajper. Tego pierwszego będzie stosunkowo łatwo znaleźć, ale znalezienie drugiego będzie nie lada wyczynem. Te myśli widniały w ich głowach. Unikając wykrycia, udali się do najbliższego budynku. Stanęli przed metalową roletą, stanowiącą wejście do środka. Była nieznacznie podniesiona. Dość by się przecisnąć.

Stali teraz w wielkiej hali, w której stały ogromne piece. Potężne kadzie leżały bezładnie na podłodze, a między nimi jak wąż leżała lina. Za czasów świetności obiektu, musiały wisieć przy suficie. Co do sufitu. Była tam już stara przerdzewiała suwnica. Zapewne nią transportowano to co było w kadziach. Nick zajrzał do kilku z nich.

Jedne były tak głębokie, jak on wysoki. Inne już nie. Ich głębokość się wahała, ale lisowi coś zaświtało w głowie.

Nick : "Skoczek. Jesteśmy chyba w jakiejś opuszczonej hucie stali albo coś w ten deseń."

Judy : "Laufer. Skąd wiesz?"

Nick : "Każda kadź ma dno na innej głębokości. Miedzy dnem, a ścianką nie ma idealnego połączenia. Kompleks musiał być zamknięty z dnia na dzień, a roztopiony metal, który w nich był, został pozostawiony na pastwę losu."

Judy : "Nieźle. Nie myślałeś by zostać..." nie skończyła, a uszy postawiła na sztorc.

Nick : "Co się dzieje?" zaszeptał cicho.

Judy : "Cicho." uciszyła go ruchem dłoni.

Strażnik : "Tak kończą ci którzy nam podpadli."

Usłyszała to z ledwością. Wypowiedź przeplatana była z jeszcze cichszymi jękami. Judy myślą podkręciła czułość swoich sensorów. Teraz słyszała nieco lepiej, ale wciąż jakby przytłumione. Teraz mogła bynajmniej określić pochodzenie odgłosów. Podążała za dźwiękami aż dotarła do ściany. Spojrzała w górę i zobaczyła kanał wentylacyjny. Kratka która go zasłaniała, trzymała się z ledwością na ostatniej śrubie.

Był on za mały dla kogokolwiek, ale nie dla Oczobota. Nick wezwał jedno z nich, a następnie rzucił na ścianę zaraz obok wejścia. Bot gładko się przyczepił. Obrócił się i wszedł do wentylacji. Ta o dziwo miała tylko jedną drogę. W dół. Oczko powoli schodziło w głąb tunelu by na końcu trafić na zamknięte wyjście.

Widok przez kratkę nie należał do najlepszych. Widział tylko dwójkę ssaków stojących przed jakąś celą. Jeden z nich właśnie ją zamykał. Ściana i drzwi były z jakiegoś szkła albo sztucznego polimeru.

Strażnik 1 : "Ciekawe ile jeszcze wytrzyma ?"

Strażnik 2 : "Kto wie ? Szef na pewno mu nie odpuści."

Strażnik 1 : "Właśnie. Coś od nas chciał. Musimy iść do jego biura."

Strażnik 2 : "Nawet nie da się wysikać. Powiedz mi tylko gdzie to było. Nienawidzę tych ciągłych podróży. Nigdy nie wiem gdzie on rezyduje."

Strażnik : "No ten główny budynek niedaleko głównej bramy. Drugie piętro. Poczekam na ciebie przed wejściem do niego."

I udali się poza widok Oczka. Wezwał bota z powrotem do siebie. Razem z Judy powymieniał się informacjami. On powiedział jej co widział, a ona co słyszała. Decyzja o kolejnym zadaniu zapadła bardzo szybko. Znaleźć dostęp do pomieszczeń pod nimi i wydostanie więźnia. Zaczęli szukać. Nie widzieli czegokolwiek co by pomogło.

Nick przeczesywał budynek termowizją, ale żaden z odczytów nie wskazywał drogi. Judy użyła swojego ECHO. Ujrzała wtedy drogę. Widziała ją za piecami. Szła z Nick'iem aż doszła do metalowych płyt w podłodze. Kolejny impuls upewnił ją, że tędy dojdą do przetrzymywanego. Podłoże niedbale przylegało do podłogi więc impuls wdzierał się pod nie, małą szparą. Razem z lisem podniosła obie i ukazały im się schody. Nie obyło się bez zgrzytów i dźwięku metalu opadającego na beton.

Zaczęli po nich schodzić. Skręcili w lewo i stanęli przed podwójnymi drzwiami. Nick wyprowadził bota z oczodołu. Judy delikatnie otworzyła drzwi. Dostatecznie, aby bot się przecisnął. Oczko szło po suficie bo lis uznał, że to będzie najbezpieczniejsza opcja. Za drzwiami był korytarz. Po obu stronach były cele. Przednia ściana była z jakiegoś przeźroczystego materiału, a boczne były ceglane. Koniec korytarza rozwidlał się na prawo i lewo. Oczko zajrzało czy ktoś tam jest. Nikogo nie było.

Weszli do środka, co oznajmiły skrzypiące, metalowe drzwi. Oczko wracało w tym czasie do Nick'a. Gdy było nad nim, puściło się sufitu i wróciło do oczodołu. Szybka korekta wzroku i szli dalej. Mijali puste cele.

??? : "Czego tutaj? Hę? Druga runda?" burknął ktoś z celi przed nimi po czym siarczyście zakaszlał.

Ich uszy, a zaraz głowy skierowały się ku nieznajomemu głosowi. Podeszli bliżej. Głos dobiegał z trzeciej celi od końca.

??? : "No dawajcie!" krzyknął słysząc jak się zbliżają, ale znów dorwał go silny kaszel, a z nim jęki bólu.

Minęli zasłaniającą im ścianę. Judy lekko przeraził widok. Na podłodze, oparty plecami o ścianę, siedział ryś. Siedział w kałuży wody, zabarwionej swoją krwią, która sączyła mu się z ust i z kilku miejsc na ciele. Siedział tam w podartych spodniach i koszulce, wyglądem przypominającą szmatę do mycia podłóg. Wychodzony, trzymał się za brzuch w lekkim skuleniu. Co róż pokasływał, ale dało się zauważyć, że nawet ta czynność przyprawia go o ból. Gdy ich zobaczył, wrogość zniknęła z jego twarzy. Zaczęło się na niej malować zaciekawienie oraz... uśmiech.

Nick : "Kim jesteś i co tutaj robisz?" zapytał lis, oglądający drzwi celi.

Sam : "Jestem Sam Znajda i zastanówmy się... Co ja tutaj mogę robić ? A, wiem. JESTEM TORTUROWANY I PRZETRZYMYWANY WBREW SWOJEJ WOLI!" wrzasnął na lisa za jego durne pytanie.

Nick nagle zaczął się śmiać. Oparł rękę o drzwi celi, oparł na niej głowę i próbował tłumić śmiech, ale marnie mu to szło.

Sam : "No i z czego się śmiejesz rudzielcu?" zapytał drwiąco.

Nick : "To się nazywa zbieg okoliczności. Znaleźliśmy znajdę." rechotał w najlepsze.

Judy rozumiała żart, ale nie była taka otwarta w wyrażaniu swojej opinii jak Nick. Poza tym nie chciała obrażać kogokolwiek, przy pierwszym spotkaniu. Gromiła lisa wzrokiem lecz ten już poryczał się ze śmiechu.

Sam : "Mam tylko dwa pytania. Jak TY się nazywasz i kim jesteście ? Na członków bractwa nie wyglądacie. Nie przyjęli by was." prychnął pod koniec.

Judy : "Jestem Judy Hopps, a to jest Nick Bajer. Jesteśmy ze specjalnego oddziału policji..." chciała dokończyć, ale przerwał jej śmiech.

Sam'a, nie Nick'a.

Sam : "Ha! I to niby ja mam zabawne nazwisko. Powiedz rudzielcu. Kogo zbajerowałeś żeby dostać się do policji?"

Nick : "Ej, Rysiek! Nie pozwalaj sobie." pogroził mu palcem, urażony stereotypem jakiego użył Sam.

Nick : "Idziemy Judy. Jak tak bardzo lubi śmierć w ruchomych piaskach, to niech siedzi i zapada się coraz bardziej." odrzekł z uśmiechem, popychając lekko Judy ku wyjściu.

Sam : "Zaczekajcie. Wypuśćcie mnie albo nie dożyję jutra. A przy okazji to wiem co nieco." zerwał się na równe nogi i podleciał do szyby.

Pożałował tego ruchu. Potworny ból opanował jego ciało i zmusił do uklęku. Z jego ust nie wyszedł jęk, a wręcz wycie przez rozdzierający ból. Dzięki swoim oprawcom, miał złamane dwa żebra, wiecznie obite narządy wewnętrzne i jakiś czas temu zrośnięte kilka złamań, w prawej nodze i lewej ręce. Kilkanaście różnych nacięć na całym ciele, a w szczególności na plecach. Nick zagrał świetnie. Judy zmartwiła się jego stanem tak samo jak Nick, lecz ten w duchu się uśmiechał.

Judy : "Poszukaj sposobu, aby otworzyć drzwi." rzekła do lisa.

Judy : "Alfa. Furia. Gdzie jesteście ?"

Po : "Furia. Jakąś godzinę drogi od was."

Tomek : "Furia. Jesteście w dawno zamkniętym kompleksie hutniczym. Za czasów świetności, zatrudnionych tam było prawie pięć tysięcy ssaków."

Durga : "Furia. Rys historyczny, nie jest jej potrzebny. Ważne, że jedziemy na bitkę tysiąclecia. Prawie wszyscy policjanci ze Zwierzogrodu i jeszcze... Ile żołnierzy?"

Natasha : "Furia. Sto wojaków z Pręgą na czele. Mogą być nieco później. Mają dalej z bazy wojskowej niż my."

Nick : "Furia. W porządku. Postaramy się dorwać oficjela tej bandy i jego ważniejszą świtę."

Zakończył rozmowę myślową, podchodząc do panelu umiejscowionego pośrodku rozwidlenia. Dotknął ekranu, który wyświetlił mu rozkład cel. Kliknął na celę Sam'a i ukazał mu się ekran, pytający się go o otwarcie celi. Kliknął na guzik, a chwilę później usłyszał kliknięcie zamka. Drzwi były otwarte. Wrócił do Judy, która już była przy Sam'ie sprawdzając jego stan.

Judy : "Nieźle cię poharatali." rzekła z troską, widząc ślady na jego plecach.

Ryś delikatnie przewrócił się na plecy. Leżenie na ranach bolało znacznie mniej niż na boku, czy na brzuchu.

Sam : "Najważniejsze, że jeszcze się ruszam i oczy mam dobre. Reszta do wesela się zagoi." powiedział z lekkim uśmiechem.

Nie mógł się wysilić na śmiech. Zbyt bolesne. Nick stanął na czatach, wypatrując członków bractwa. Przeczekali tak z nim pół godziny aby miał siłę chociaż by iść.

Judy : "Chodź. Odprowadzimy cię w bezpieczne miejsce." wyciągnęła ku niemu rękę.

Judy : "Pomóż mi Nick."

Lis schował broń, tak jak króliczka, i starali się go podnieść tak, by wyrządzić mu jak najmniej krzywdy. Nick złapał go pod ręce, a Judy z przodu starała się go pociągnąć do siebie. Ryś zajęczał i zasyczał podczas tych czynności. Dwójka również się siłowała. Musieli w końcu podnieść do pionu, kogoś ze wzrostem metr dziewięćdziesiąt. Podeszli z nim do ściany aby miał się o co oprzeć. Cała trójka wyszła z celi i ruszyła ku ciągle otwartym drzwiom którymi przyszli.

Judy : "Skąd wiedziałeś, że nie jesteśmy z Bractwa?"

Nick : "Mnie bardziej ciekawi, ten fragment o przyjęciu nas. Jakbyś znał zasady ich rekrutacji."

Judy : "Podobno też wiesz co nieco. Wiesz kim jest szef i tajemniczy snajper? Ten drugi też należy do tej bandy."

Oczekiwali odpowiedzi. Nie przewidzieli jednak nagłego nadejścia strażników. Dokładniej mówiąc to ich przybiegnięcia. W drzwiach pojawił się kojot i dingo. Nick i Judy natychmiastowo wycelowali w przybyszy i strzelili. Aby powalić nieprzyjaciół, wystrzeli kilka razy. Skubani mieli na sobie kamizelki kuloodporne.

Leżeli przy schodach, a Nick i Judy wydarli do przodu. Upewnili się, że jest czysto i obrócili się w kierunku Sam'a, który nieco wolniej zmierzał do nich. Wszystkich dzieliło parę metrów od drzwi. Te, ni stąd, ni zowąd zaczęły się zamykać. Jakby ktoś chciał ich odciąć od siebie albo zatrzymać rysia tam gdzie jest. Nawet szybkość Judy nie pozwoliła jej cokolwiek zdziałać.

Sam : "Macie mnie. Byłem w Bractwie i to ja jestem tym snajperem." powiedział po czym drzwi zamknęły się na dobre.

Nick próbował je wyważyć, ale bezskutecznie. Zamknięte na amen.

Judy : "Zostań tam. Wrócimy po ciebie." powiedziała do szpary między połówkami drzwi.

Nie dostała informacji zwrotnej.

Nick : "Nie podoba mi się to. Mam złe przeczucia."

Judy tylko mu przytaknęła i oboje ruszyli po schodach na górę. Zakryli wejście płytami, tak jak je zastali. Skierowali się ku wyjściu z budynku, mając się ciągle na baczności. Zachowując ostrożność wyszli z budynku i schowali się za jakąś wojskową ciężarówką. Impreza wciąż trwała w najlepsze. Bynajmniej stamtąd mieli najlepszy widok na większość kompleksu.

Szybko ogarnęli wzrokiem cały teren i wytypowali gmach w którym mógł przebywać głównodowodzący tą zbieraniną. Przynajmniej mieli już złapanego strzelca wyborowego o którym mówił Jack. Ten zaś wsiąkł gdzieś. Nie wiadomo gdzie. Żadnego kontaktu z nim nie mieli. Przemieszczenie się jednak do ich celu nie było łatwe.

Mało osłon, a jak już jakieś widzieli, były one oddalone od siebie. Ich planowana trasa przebiegała niedaleko dużych grupek wrogów, gadających ze sobą. Jeden fałszywy ruch i po nich. Musieli wykorzystać jak najlepiej swoje nowe możliwości. ECHO Judy oraz boty zwiadowcze Nick'a. Na oko, pięćset metrów. Może siedemset.

Pierwsze kilkanaście metrów nie było problemem. Kryli się teraz za jakimiś metalowymi skrzyniami. Pierwsza przeszkoda, wyłoniła się zbyt blisko nich. Członek bractwa postanowił przeciąć ich ścieżkę. Zatrzymali się niemal natychmiastowo. Niemal, bo Nick musiał zatrzymać patrzącą zupełnie gdzie indziej Judy.

Najciszej jak mogli odetchnęli z ulgą. Szybko, za plecami wydry, ale po cichu udali się do kolejnego miejsca. Tym razem przyczaili się pod jakąś inną ciężarówką. Przeszkodą numer dwa była grupka ssaków rozmawiających w okręgu. Któryś z nich mógłby zwrócić na nich uwagę, gdyby chcieli się przekraść. Nick wypuścił bota, by rozejrzeć się w sytuacji.

Zauważył nieopodal jakieś pudła, a na nich skrzynię z jakimiś częściami, która niedbale została tam położona. Wystarczyłby lekki ruch i wszystko by runęło. Wpadł wtedy na pomysł, nie będąc jego pewien. Oczko powędrowało dyskretnie do pudeł. Wdrapało się po niewidocznej stronie, wcześniej rozglądając się za ewentualnym wrogiem. Gdy znalazło się na górze, przednie nóżki oparło o skrzynkę, a tylnymi zaczęło się odpychać.

Nick nie testował swoich botów w tym kontekście ich użycia. Mały robocik jednak go zadziwił. Powoli bo powoli, ale przepychał, jak dla niego, ciężką skrzynkę. Kiedy ta zaczęła się lekko unosić, lis uciekł oczkiem tak, aby nikt go tam nie widział. Zamierzony efekt się spełnił. Spadająca skrzynka narobiła hałasu, który odciągnął uwagę grupy. Droga, tymczasowo była wolna. Następna osłona była jednak trochę daleko, ale zaryzykowali.

Z ledwością wbiegli za nią. Nick widział, przez pozostawionego bota, jak się już obracają. Lis ostrożnie, bez wykrycia, pokierował botem z powrotem do siebie. Oczko weszło na miejsce, wzrok lisa się skalibrował i już mógł z Judy obmyślać kolejne posunięcie. Tym razem Judy musiała się przydać. Kryli się w miejscu z którego nic nie było widać, a wychylenie się i obczajenie otoczenia było niemożliwe.

Wysłała ECHO. Zobaczyła kontury postaci obok, ale gdy jej wzrok zaczynał obejmować, przez osłonę, imprezowiczów, dostawała okropnego bólu głowy. Jej mózg był nastawiony na interpretację danych z ECHO. To wraz z jej doskonałymi zdolnościami matematycznymi sprawiało, że liczyła natychmiastowo. Tym razem ilość danych do przeliczenia zaczęła przerastać jej możliwości.

Spostrzegła, że nie powinna się patrzeć tam gdzie będzie mnóstwo obiektów bądź ssaków. W zasięgu jej wzroku musiało być jak najmniej "odbić", aby nie przeszkadzało używanie jej ulepszenia. Wszędzie sprawdziła gdzie mogła. Pozostawał wciąż jednak nieznany teren od strony tłumu. Nick widział jej zmagania. Nie rozumiał co się dzieje, ale wywnioskował po jej delikatnym otwieraniu ust, że chodzi o ECHO.

Poklepał ja po ramieniu, dając znak, żeby się nie wysilała ponad swoje siły. Wypuścił oczko gdy ta na niego patrzyła. Ledwo wyczuwalny dreszcz przeszedł po niej od stóp do głowy. Ciągle jeszcze ten widok, wychodzącego oka szokował ją i straszył. Lis pokierował botem, który przeszedł po jego ręce, a następnie zszedł po Judy. Oczko znalazło dobre miejsce do obserwacji.

Judy czekała na sygnał od lisa. Oczekiwanie na ten jeden dobry moment zżerało ja od środka. Wiedziała jednak, że jeśli wybiorą zły moment to będzie po nich. Definitywnie. Poczuła nagle delikatne popchnięcie. To był sygnał od Nick'a, że droga wolna. Skuleni pobiegli ku budynkowi administracyjnemu, w którym miał rezydować szef tek przestępczej organizacji.

Przeskoczyli nad murkiem, stojącym jakieś dwa metry przed frontem budowli i się ukryli. Nick pokierował bezpiecznie oczkiem, tak by nikt go nie zauważył. Bot już wchodził po nim, gdy nagle stare, próchniejące już, drewniane drzwi zaczęły się otwierać w ich stronę. Zerwali się i przywarli do ściany po stronie na którą otwierały się drzwi. Usłyszeli kroki, a drzwi zaczęły się zamykać, wydając z siebie charakterystyczne skrzypienie.

Lis złapał za nie i szybko się wśliznęli za plecami ssaka. Stali teraz w pomieszczeniu, które kiedyś musiało być recepcją albo coś takiego. Po bokach było dwoje drzwi, a dokładniej rzecz ujmując futryny, bo drzwi leżały przy ścianie. Oboje wyciągnęli wcześniej schowaną broń. Oblecieli wzrokiem wszystkie kąty.

Nick : "Skoczek. Naprawdę coś mi tu nie pasuje." wysłał myśl.

Judy spojrzała na niego. Patrzył w przestrzeń podejrzliwym wzrokiem. Króliczka również miała dziwne wrażenie, zbytniej swobody. Swobody poruszania się w budynku gdzie przebywał ich cel główny. Chwilę później usłyszała czyjeś stąpanie, dochodzące z prawego przejścia. Dała znać Nick'owi. Ten ustawił się w oczekiwaniu na przeciwnika. Judy za nim.

Wyszedł stamtąd lis polarny. Nick zwinnie znalazł się za nim. Jedną ręką zatkał mu usta, a broń przyłożył do pleców. Judy wyszła przed białego lisa, z wycelowaną bronią. Zabrała mu MP4, którą przy sobie miał. Kiwnęła głową w kierunku Nick'a, który szybko zabrał dłoń z jego ust, a w zamian zaczął go podduszać. Tak, aby mógł oddychać i coś mówić, ale nie wrzeszczeć, zwabiając przy tym więcej wrogów. Przemieścili się z nim do innego mniejszego pomieszczenia za kontuarem recepcji. Przesłuchanie czas zacząć.

Judy : "Gdzie znajdziemy szefa?"

Biały : "Wal się." wydusił z siebie i splunął jej w twarz.

Nick zacisnął mocniej rękę co biały lis dotkliwie odczuł .

Nick : "Jak się wyrażasz do damy." rzekł, wściekły na niego.

Judy starła z policzka tą jakże szczerą "niechęć do odpowiedzi" na zadane pytanie. Myślą kazała odpuścić Nick'owi. Zacisnęła mocniej dłoń na pistolecie i rękojeścią uderzyła białego w pysk. Lis poleciał by na ziemię gdyby nie uścisk Nick'a.

Judy : "Słuchaj no. Dzisiaj był bardzo ciężki dzień. Chcieli mnie zastrzelić, zatłuc, przejechać, staranować, wysadzić w powietrze, a nawet pogrzebać pod lawiną kamieni. Teraz jeszcze muszę użerać się z tobą. Ja tylko marzę o tym by złapać twojego szefa i jego świtę, wrócić do domu i położyć się spać. Czy ja wymagam za wiele?" pytanie skierowała do Nick'a.

Nick : "Absolutnie nie."

Judy : "Masz odpowiedź. Dla twojej wiadomości powiem, że jestem na skraju wpadnięcia w gniew. Jak mi ponownie nie odpowiesz na moje pytanie to nie ręczę za siebie." wycelowała mu w twarz.

Nick : "Na twoim miejscu bym jej nie denerwował. Mówię poważnie." szepnął mu do ucha.

Judy : "Pytam się ostatni raz. Gdzie. Znajdziemy. Szefa?"

Postawa Judy była stanowcza. Żaden mięsień jej nie drgnął. Trzymała broń jakby ją zamrożono. Mimiką twarzy dawała sygnał o tym, że jest śmiertelnie poważna.

Biały : "Chciałab..." zaczął, ale spotkał się z mocniejszym uściskiem Nick'a.

Judy : "Zła odpowiedź. Nick. Wiesz co robić."

Ten zrozumiał co miała na myśli. Jego ręka zaczęła się coraz mocniej zaciskać na szyi białego. Króliczka zaś wyszła z pokoju i wróciła do recepcji. Biały złapał za rękę Nick'a. Siłował się z nim o oddech, którego potrzebował. W oczach, które powoli dostrzegały coraz mniej, widział już swój koniec.

Biały : "Powiem... Powiem." wysyczał z wielkim trudem.

Nick odpuścił, a biały zaczął łapać oddech.

Nick : "Słucham."

Biały : "Szef jest na drugim piętrze. Pójdziecie korytarzem z którego przyszedłem. Ostatnie drzwi na lewo to klatka schodowa. Potem jak z niej wyjdziecie to idźcie w prawo. Podwójne drzwi na lewo to biuro szefa."

Nick : "Ilu was jest w budynku?" kontynuował zadawanie pytań.

Biały : "Nie wiem dokładnie. Widziałem może z pięciu."

Nick : "Dzięki wielkie." powiedział po czym walnął go w głowę bronią.

Biały upadł nieprzytomny na ziemię. Chwilę później, Nick usłyszał drugie głuche uderzenie kogoś o ziemię. Kogoś dużego. Poszedł do Judy, która stała obok rosomaka. Okazało się, że gdy Nick ucinał sobie pogawędkę, kolejny członek bractwa wszedł do recepcji. Hopps szybko do niego podbiegła, uderzyła w brzuch by potem znokautować wroga. Nick przekazał wszystko czego się dowiedział od białego lisa i udali się zgodnie z jego wskazówkami.

Oczywiście wcześniej przytargali kolejnego nieprzytomnego w bardziej zaciszne i mniej uczęszczane miejsce. Obecnie kierowali się po schodach na drugie piętro. Lis wystawił oko, na ręce, na korytarz. Pusto. Weszli, ale nie opuszczali broni. Szli powoli korytarzem, czujni jak diabli.

Nick : "Bardzo dziwne." powiedział cichutko do siebie.

Nareszcie znaleźli się pod drzwiami, których tak szukali. Sprawdzili magazynki. Judy na palcach odliczyła od trzech w dół. Gdy schowała wszystkie palce, cofnęli się leciutko by z kopnięcia wyważyć drzwi. Ustąpiły bez problemu.

Judy : "ZDP! Nie ruszać się!" krzyknęła.

Byli w, o dziwo, posprzątanym i ogólnie ładniej wyglądającym pomieszczeniu. Centrum pokoju było oświetlone słabym, skierowanym w dół światłem. Nie widzieli ścian pomieszczenia. Przed nimi stał stół naprzeciw którego siedział byk w podobnym do ich stroju, tyle że w kolorze khaki. Wycelowali w niego, a ten siedział niewzruszony.

Byk : "Witajcie. Niestety przeszkodziliście nam w spotkaniu." powiedział wskazując na innych zebranych.

Para zerknęła na ssaki, które wskazał i... tego się nie spodziewali. Po obu jego stronach siedziały Pasiaki i Obłoczek. Owca miała czerwone oczy, jakby płakała. Judy i Nick wrócili do byka, ale nie tracili z oczu jego "gości". Jagna spojrzała na nich pogardliwie.

Jagna : "TY! ZABIŁEŚ MOJEGO BRATA!" wydarła się na lisa.

Rzuciła by się na niego, ale tego nie zrobiła, słysząc śmiech Ewy.

Ewa : "Nareszcie wspólny cel. Ale ty też nie jesteś bez winy." wskazała na byka.

Byk : "Na waszym miejscu, nie groziłbym mojej osobie. Chyba czas się pożegnać z wami i waszymi "autobusowymi" przyjaciółmi."

Pasiaki i Obłoczek wstali od stołu. Zatrzymali się jednak widząc celującą do nich Judy.

Nick : "Ty jesteś szefem Bractwa Broni?" zapytał.

Byk zaśmiał się co zaciekawiło oraz zdziwiło policjantów.

Byk : "I tak, i nie. Teraz rzućcie broń i się poddajcie." podkreślił surowo.

Nick : "O czym ty gadasz?"

Judy : "Twoje imię i nazwisko!" rzekła stanowczo.

Jego dziwne zachowanie, nie zgrywało się z jej schematami. Nie była gotowa na taką odpowiedź. Dwie bronie celowały w niego, a on siedział pewien... swojego. Czego był taki pewien ? Pozostawała jeszcze kwestia tej dziwacznej odpowiedzi. "I tak, i nie."

Byk : "Jak już mówiłem. Mnie się nie grozi. Powtórzę rzućcie broń." powiedział po czym zapaliły się dodatkowe światła w pokoju.

Rozejrzeli się na boki i zobaczyli z dziesięcioro ssaków, mierzących do nich z rożnych typów karabinów maszynowych. Nick i Judy mierzyli celujących od stóp do głów. Nie chcieli odpuszczać, ale chociaż jeden zły ruch mógł ich zabić. Niechętnie unieśli ręce do góry, zabierając palce ze spustów.

Podszedł do nich tygrys i żbik. Zabrali im broń i przeszukali w poszukiwaniu tych, które mogli gdzieś schować. Gdy byli już całkiem bezbronni i ogołoceni ze wszystkiego co ma związek z bronią, spojrzeli na uradowanego byka. Pasiakom również uśmiechy nie schodziły z twarzy, gdy ich mijali. Jagna zaś była wściekła.

Widziała, że to lis zastrzelił najbliższą jej osobę, która bynajmniej nie cierpiała. Mijając lisa, walnęła go z całej siły w brzuch. Upadł na ziemię i doprawiła mu, kilkoma kopniakami w brzuch. na koniec splunęła na niego i opuściła pomieszczenie. Nick'a podniósł do pionu hipopotam. Nick mimo bólu, który zafundowała mu Obłoczek, musiał trzymać ręce w górze.

Nick : "Co chciałeś powiedzieć, mówiąc że jesteś i nie jesteś szefem ?" zadał pytanie, które nurtowało ich oboje.

Na odpowiedź nie musieli czekać długo. Nagle na ich szyjach zacisnęły się czyjeś łapska, a te podniosły ich do góry. Spojrzeli do tyłu, na ile pozwalał im ich dusiciel i zobaczyli... tego samego byka, który siedział przy stole. Teleportacja czy inne takie, nie wchodziły w grę.

Judy : "Bliźniacy ?" wychrypiała przez ucisk na krtań.

Byk 2 : "Niech spoczywa w pokoju. Prawda bracie ?" zapytał się pierwszego.

Byk : "Stwórco. Świeć nad jego duszą."

Nick i Judy nic z tego nie rozumieli. Potrzebne im były posiłki natychmiastowo.

Judy : "Furia. Gdzie wy do cholery jesteście ? Mamy kłopoty."

Natasha : "Furia. Będziemy za dwadzieścia minut."

Nick : "Furia. Macie dziesięć."

Tomek : "Furia. Ale..."

Judy : "Żadnych "ale". Mamy ogromne problemy."

Byk : "Zabawnie się was oglądało na kamerach, koło cel. Sam jest jednak naszym zmartwieniem. Bracie."

Ten, który ich trzymał ruszył w kierunku swojego brata, a dokładniej za niego. Drzwi za nim były wcześniej skryte w mroku. Byk wstał od stołu i otworzył je bratu na oścież. Prowadziły na balkon z którego można było obserwować cały plac. Wciąż gdzieniegdzie leżały na nim pozostałości po działalności huty. Stalowe belki ułożone w stosy, leżały pomiędzy namiotami. Niektórych używano teraz jako stoliki do jedzenia lub postawienia napojów.

Byk : "UWAGA! Wybaczcie, że musimy wam przerwać zabawę." krzyknął, zwracając na siebie uwagę członków bractwa.

Wszyscy spojrzeli na balkon nad krawędzią którego, trzymani za szyje, wisieli Nick i Judy. Starali się poluźnić uścisk lecz na próżno. Oddechy były płytkie i szybkie, a ból od wielkich łapsk nie należał do tych co da się przeżyć. Judy czuła nawet, że gdyby bardziej zacieśnił dłoń to chyba złamał by jej kark.

Byk 2 : "Ta dwójka to elita policji z pobliskiej metropolii. Kazali nam się poddać." rzekł, a w odpowiedzi dostał śmiech publiczności.

Byk : "Przywitajcie naszych gości najlepiej jak umiecie."

Po tych słowach, lis i króliczka zostali rzuceni w kierunku skandującego tłumu. Miło ze strony bractwa, że ich złapali po tym jakże krótkim locie z drugiego piętra. Zrobili to jednak tylko po to, aby zabawa nie skończyła się na złamanym karku czy rozbitej głowie. Gdy tylko wylądowali na ich rękach, natychmiast spadli na ziemie jak dwa worki kartofli. Momentalnie również tłum się od nich odsunął tworząc coś na kształt ringu.

Podnieśli się i ustawili do siebie plecami. Tylne rzędy tłumu unosiły ręce w górę, dopingowali chyba swoich. Z przednich rzędów zaczęły występować ssaki chętne do pobicia policjantów. Nick i Judy odruchowo szukali broni przy boku, ale przecież została im zabrana. Musieli się z nimi rozprawić w starym dobrym stylu.

Przyjęli pozycję z zaciśniętymi pięściami co spotkało się z drwinami ze strony bractwa. Prześmiewczym tekstom nie było końca. Nick został zaatakowany jako pierwszy przez pitbull'a. Uniknął ciosu i sam wymierzył jeden w niego. Uderzony pies cofnął się do tyłu, a lis poprawił mu, wyprowadzając silne uderzenie, od dołu, w jego pysk. Nick miał siłę w rękach więc cios nie dość, że odrzucił drugiego do tyłu, to dodatkowo znokautował.

Judy mierzyła się zaś z kobietą ze swojego gatunku. Miała niebezpieczniejszą sytuację albowiem ta druga zasadzała się na nią z nożem myśliwskim. Odsuwała się od niej, by nie oberwać w brzuch. Następny atak był pchnięciem. Judy przesunęła się lekko w bok, złapała jej rękę i prowadząc ją po łuku do tyłu, sama udała się za nią. Pod koniec przejścia, pociągnęła ją do dołu, a potem szybko do tyłu. Przeciwniczka zrobiła, w powietrzu, przewrót do przodu. Ona leżała na ziemi podczas gdy ręka którą trzymała nóż była prostopadle do niej trzymana przez Hopps. Króliczka przekręciła jej nadgarstek, zmuszając wroga do wypuszczenia noża. Zrobiła to tak szybko, że nieumyślnie coś jej złamała.

Pokonana dwójka szybko została wyciągnięta z ringu przez towarzyszy. Na ich miejsce weszli więksi zawodnicy. Puma oraz jaguar. Lekko zmęczeni znów przyjęli pozycje bojowe. Tym razem oni zaatakowali. Nie szło im i to bardzo. Zarówno Nick, jak i Judy przyjmowali ciosy. Mimo podniesionej gardy czuli każde uderzenie, a ich własne nic im nie robiły. Judy postanowiła zmienić taktykę. Odwróciła się od jaguara i biegła w stronę Nick'a. Ten w tym czasie zebrał takie uderzenie od którego się przekręcił w jej stronę. Szybko ją zauważył.

Zrobił z dłoni "stópkę", a gdy Judy postawiła na niej jedną nogę, z całej siły wyrzucił ją do tyłu gdzie stała puma. Króliczka z dodatkowym rozpędem Nick'a, kopnęła kota w twarz. Nawet on musiał poczuć ten cios bo zatoczył się aż do tłumu. Osunął się na ziemię. Jeden pokonany. Judy nawet nie zdążyła zlecieć na ziemię gdy z Nick'iem złapali się za ręce. Lis zrobił kilka obrotów, a Hopps za każdym razem kopała jaguara. Ostatnim obrotem Nick wyrzucił ją w powietrze, sam rzucając się na wroga i zwalając go na ziemię. Wtedy też nadleciała króliczka, która spadła na jaguara.

Tak oto na ringu leżał mocno oszołomiona puma i zwijający się z bólu jaguar. Nick i Judy już sapali mocno ze zmęczenia, ale kolejne fale wrogów wciąż nadchodziły. Tym razem bractwo wystawiło ciężkie działa. Hipopotam i słoń. Obaj mieli wygląd takich, którzy żyją bitwami. Szramy i blizny zdobiły ich twarze. Posiłków wciąż, ani widu, ani słychu, a oni nie mogli tak dalej walczyć. Zmęczeni i obolali musieli jakoś się wyrwać z tego chorego "powitania".

Szukali pomysłów lub jakiejkolwiek drogi ucieczki, ale tłum był zbyt gęsty. Nic by z tego nie wyszło. Judy wtedy wpadła na pomysł.

Judy : "Laufer. Zatkaj uszy."

Przypomniała sobie słowa doktora Bat'a.

Bat : "Skłamałbym gdybym powiedział, że umiesz wszystko. Nauczyłem cię jedynie używania tego sprzętu jako echo lokalizacji, ale tak naprawdę to co dostałaś ma więcej zastosowań. Jakich? To już zależy tylko od twojej pomysłowości."

Myślą ustawiła emiter na częstotliwości z granicy słyszalności. Tak aby każdy to usłyszał. Judy nie była pewna czy to zadziała, ale nic lepszego nie mieli. Otworzyła usta i użyła systemu ECHO. Odgłos jaki z siebie wydała, był okropnym piskiem. Wszyscy się skulili z bólu. Niektórym wrogom zaczęły krwawić uszy, co wynikało z ich wrażliwości. Nick położył uszy, ale mimo tego też usłyszał ten pisk. Słabiej niż inni lecz też trochę go to zabolało.

Judy przestała i razem z Nick'iem podbiegli do wijących się z bólu członków bractwa. Wyrwali im z rąk broń. Lis złapał za AK-47, Judy zaś trafiła na karabin FAMAS. Pozabierali kilka magazynków i już musieli uciekać. Niektórzy już wstawali i zaczynali do nich mierzyć. Uciekali ku starym zardzewiałym, stalowym kształtownikom, ułożonym jak do transportu.

Sus nad nimi i oparli się o nie plecami. Idealna osłona o wysokości pół metra, chroniła ich przed ostrzałem, który już się rozpoczął. Z czasem, nad ich głowami zaczynało śmigać coraz więcej kul. Nie ryzykowali wychylaniem się więc puszczali do wrogów krótkie serie, zupełnie na ślepo.

Nick : "Furia. Gdy wy się do cholery jasnej podziewacie."

Durga : "Furia. Dajcie nam chwilę."

Judy : "Nie mamy chwili. Zaraz przerobią nas na sito."

Sytuacja pogarszała się z każdą chwilą. Nie widzieli wrogów więc niektórzy zaskakiwali ich gdy wyłonili się z boku. Jeszcze inni zachodzili ich od przodu. Gdzie się nie obejrzeli tam był członek bractwa. W pewnym momencie uszy Judy lekko drgnęły. Coś usłyszała, ale nie wiedziała co.

https://youtu.be/sVGklt5w3iQ

Wtedy rozległo się głośne "Ja tylko chcę rozwalić tę imprezę !". Zobaczyła policyjną terenówkę przeskakującą mur. Po za kierownicą nie wyglądał na zadowolonego tym lotem. Durga zaś bawiła się w najlepsze krzycząc głośno "Łiiii". Okazało się, że już dojechali na miejsce, a nieco szalona Durga uznała, że genialnym pomysłem będzie użycie jednej z hałd na parkingu jako skoczni.

Bractwo natychmiastowo się rozpierzchło na boki. Nie wszystkim się udało. Niektórzy oberwali od jeszcze lecącego auta. Inni zaś zostali potrąceni. Zatrzymali się koło Nick'a i Judy. Kapucynka wsiadła za stery wieżyczki i szalała strzelając do szukających ucieczki. Po wysiadł i rozłożył tarczę. Szedł na poległymi, przepraszając ich. Postrzelił kilku ze swojego rewolweru, ale jego celem było upewnić się, że z jego kompanami wszystko okej.

W tym samym czasie, przez główną bramę wdarł się kordon policji dowodzony przez Bogo. Pojazdy stanęły w formacji klina, policjanci otworzyli drzwi i zza nich ostrzeliwali resztę. Nadleciał również Tomek z Natashą. Śmigłowiec nie był jeszcze w pełni sił, ale umiejętności Tomka były większe niż uszkodzenia pojazdu. Wdowa pokryła teren ogniem z działka Vulcan.

Tak oto, powietrze zasnuło się pociskami latającymi w każdą stronę i pod każdym kątem. Bractwo nie dawało za wygraną. Po szedł przez teren z rozłożoną tarczą, a Nick i Judy za nimi. Stali się trochę jak mały czołg. Przez tarczę pandy nic nie mogło się przebić. Wtedy Nick zauważył coś niepokojącego. Na dachach budynków, bractwo zaczęło rozkładać ludzi i bron przeciwlotniczą. Ich celem był śmigłowiec, stwarzający największe zagrożenie.

Nick : "Szajba. Zajmij się pelotkami na dachach."

Durga odebrała myśl. Nie przerywając ostrzału aktywowała dawkę PIORUN. Taką nadała nazwę. Trzydzieści sekund mijało nie ubłagalnie, dając bractwu czas na przygotowania planu zestrzelenia śmigłowca. Gdy nadszedł czas super szybkości, kilka pocisków już zostało wystrzelonych, a Tomek zaczął ich unikać. Durga wysiadła z wieżyczki i pognała ku dachom budynków.

Przemierzając gęste od kul powietrze musiała nieźle uważać. Nawet przy jej szybkości, pociski latały bardzo szybko. Postanowiła wtedy też pomóc trochę swoim i załatwić kilku złych. Jednemu odpaliła granat hukowy, który położyła mu na głowie, blisko uszu. Innemu położyła przed oczami odpalony granat błyskowy. Kilku chowających się za osłonami, uszczypnęła mocno w tyłek albo nadepnęła mocno na ogon.

Jedna czwarta czasu jej dawki już minęła, a ona miała do załatwienia cztery pelotki na czterech różnych dachach. Gnała otwierając wszystkie drzwi po drodze. Dla innych drzwi się rozpadały bądź były wyłamywane z zawiasów. Starość materiału i szybkość Durgi nie były dobrym połączeniem. Znalazła się na pierwszym dachu. Podeszła do broni i wyciągnęła taśmę amunicyjną z komory, a potem każdą kulę z niej i zrzuciła z dachu. Wyciągnęła jeszcze pistolet i każdego, a była ich tam trójka, postrzeliła w stopę. Ich broń zabrała i ukryła gdzieś w budynku.

Powoli kończył się jej czas. Znając, ale nie zważając na konsekwencje odpaliła kolejną dawkę. Gdy pierwsza się skończyła musiała zaczekać na działanie kolejnej. Tomek wciąż latał na terenem akcji starając się unikać ostrzału. Było to potwornie ciężkie nawet jak dla kogoś z jego umiejętnościami.

Nick : "Szajba. Co się dzieje ?"

Durga : "Laufer. Skończył mi się czas. Daj mi dziesięć sekund."

Idealnie trafiła z wyliczeniami. Dziesięć sekund później znów była sprinterem. Tym razem się starała sprężać. Drugi dach został oczyszczony. Tak jak i trzeci. Wchodząc na ostatni dach zaczęła odczuwać negatywne efekty drugiej dawki. Musiała jednak pomóc Tomkowi. Na ostatnią chwilę działania swojego efektu PIORUN-a, załatwiła przeciwników. Jednakże ostatnia wystrzelona kula dosięgła śmigłowca.

Pojazd miał dość. Naprawy nie były pełne więc ta jedna kula przywróciła go do stanu po akcji z więzieniem. Przelatując nad dachem, wysadził na nim Natashę, a sam poleciał na parking za murami kompleksu.

Durga była wyczerpana. Leżała na dachu. Jej stan był w miarę w porządku, mięśnie dostały za mało glukozy, a podczas jej przyśpieszonego działania, wytworzyły spore ilości kwasu mlekowego. Zakwasy miała w całym ciele jak po pięciu maratonach.

Durga : "Furia. Odpadam. Nie mogę się ruszyć po drugiej dawce. Leżę na dachu."

Judy : "Furia. W porządku. Wdowa. Osłaniaj ją."

Natasha : "Furia. Przyjęłam."

Policjanci, którzy przybyli jako posiłki, trzymali się coraz gorzej. Niektórzy z nich oberwali. Po od razu ruszył w ich stronę. Nic nie było straszne jego Magnum. Egzoszkielet tylko pomagał mu się przedzierać. Judy i Nick na szybko znaleźli osłonę za metalowymi skrzyniami transportowymi. Po pomagał małym grupkom policji znaleźć lepsze, wytrzymalsze kryjówki. Gdy takich nie było, używał swojej niezwyklej siły by taką stworzyć z różnych metalowych pozostałości po działalności huty.

Bracia spoglądali na to wszystko z balkonu.

Byk : "Robi się nas coraz mniej bracie."

Byk 2 : "I tak mnie korciło, aby tam pójść." zacierał ręce i zniknął we wnętrzu budynku.

Większość bractwa leżała już martwa, ale wciąż zbyt duża ich ilość się trzymała i co gorsze, strzelała. Ciągle ich siły były większe niż policyjne. Nagle w szeregach bractwa zapanował chaos. Ktoś zaszedł ich z tyłu. Nick przybliżył obraz i zobaczył zaginionego ze znajomym. Byli to Savage oraz Tomek. Wykosili kilkudziesięciu zanim spotkał ich ten sam los co resztę oddziału i policji. Przygwożdżenie i chowanie się za osłoną.

Wtedy też nagle z budynku wyszedł jeden z braci byków. Miał na sobie jakiś pancerz chroniący niemal całe ciało. Zaczął na nich szarżować. Nick i Judy mieli, kolokwialnie mówiąc, przekichane. Bractwo jak i policja wciąż wymieniali między sobą ogień. Nawet gdyby chcieli się przemieścić, trafiliby w ogień krzyżowy. Ucieczkę komplikował również fakt, że do innych osłon mieli stosunkowo daleko.

Po był najbliżej szarżującego ssaka. Kazał policjantom kłaść ogień osłonowy. Sam złożył tarczę, aby szybciej znaleźć się na drodze byka. Ten nieustępliwie gnał w jego kierunku. Stanął przed nim i zasłonił się tarczą, aby nie oberwać rogiem w brzuch lub klatkę piersiową. Byk wreszcie wbiegł w niego. Niestety odrzucił go na bok. Czym innym było przesuwanie ciężkich przedmiotów, a czym innym użycie siły, aby zatrzymać obiekty, bądź w tym przypadku ssaki, które były już rozpędzone. Na tę małą klęskę złożył się również fakt, że miś dopiero dzisiaj dostał ten gadżet i wciąż nie kontrolował go dobrze. Musiał się jeszcze wiele nauczyć, aby w pełni go opanować i uwolnić jego pełen potencjał.

Wracając do byka. Zapora jaką zrobił Po, tylko nieznacznie go spowolniła. Judy patrzyła jak ogromne zwierzę pędzi w jej stronę. Nick nie patrzył. Zajęty był narwańcami, którzy jakimś fartem zachodzili ich z boku. Musiał dbać o ochronę siebie i Judy. Króliczka już wiedziała jak to się skończy. Oboje nadziani na rogi. To nie byłaby szybka śmierć. Najpierw przeszywający ból, potem utrata czucia w nogach bo tak duży róg na pewno uszkodziłby im kręgosłupy. Na sam koniec powolne wykrwawianie się w akompaniamencie bólu tak potwornego, że woleliby prędzej strzelić sobie w łeb.

Oczy miała jak spodki, a każdy mięsień w jej ciele zamarł. Chciała uciekać, ale ciało było sparaliżowane ze strachu. Skupiła się i otrzeźwiała dość, aby wycelować i strzelać. Wystrzelała cały magazynek. Byk był osłonięty od stóp do głów. Nawet głowa była chroniona. Każdy pocisk się od niego odbijał. Był nie do zatrzymania. Judy nie wiedziała co robić. Ona i Nick byli uwięzieni między młotem, a kowadłem.

Już czekała na ten moment gdy nagle, bykiem coś wstrząsnęło. Z tyłu głowy wystrzeliła krew, a sam ssak padł na ziemię. Siłą rozpędu podjechał aż do niej. Wtedy zobaczyła co się stało. Pancerz miał słaby punkt. Na styku głowy z szyją była wolna przestrzeń ciągnąca się do połowy, tyłu głowy. Zapewne miała zapewnić ruchliwość gdyby miał unieść głowę. W tym akurat miejscu miał dużą dziurę z której sączyła się delikatnie zabarwiony czerwienią gęsty płyn.

Nie wiedziała co o tym myśleć. Za bykiem nikogo nie było oprócz Po. Ale on nie mógł strzelić. Jego broń leżała jakieś dwa metry od niego co było efektem staranowania. Szybka ocena sytuacji wykluczała także postrzał od swoich bądź od policji. Kąt nie pasował. Gdy się tak rozglądała, zdawało się jej, że zobaczyła mały błysk dochodzący z odległego komina fabrycznego. Z samego czubka tej budowli.

Przestroiła emiter z powrotem na częstotliwość do echo lokalizacji i posłała impuls w zakryte mrokiem tereny kompleksu. Zobaczyła wtedy kontury budynków, komina i... kogoś kto trzymał coś w rękach. Siedział oparty plecami o komin. Duży ssak bo nogi zwisały mu z kładki u szczytu komina. Spojrzała tam i powiedziała "Dzięki wielkie." z nadzieją, że właśnie na nią patrzy.

Judy : "Klepsydra. Czy z Durgą już okej ?"

Natasha : "Skoczek. Ledwo co się rusza, ale trzymać broń i opierać się o ścianę może."

Judy : "Dobrze. Mamy obserwatora na kominie. Sprawdź to. Tylko żeby cię nie widział."

Natasha : "Proszę. To moja specjalność."

Judy : "Wieża. Kończy nam się amunicja. Niech IKAR nam coś dostarczy."

Tomek : "Skoczek. Zrozumiałem. Już wysyłam."

Nick'owi i Judy po paru chwilach skończyły się naboje. Na szczęście IKAR zrzucił im M1A1. Chwilę później kilka dodatkowych magazynków do nich. Natasha w tym czasie, jak na szpiega przystało, przemykała się między budynkami i innymi osłonami. Jej czarny strój świetnie stapiał się z mrokiem nocy. Nie minęła może minuta, a już była niedaleko komina. Wychodził on z budynku.

Nie było to problem zważywszy na jej strój dzięki któremu mogła wejść po ścianie. Gdy była na dachu zobaczyła drabinę. Wspinała się po niej mijając kolejne kładki. Przed wejściem na ostatnią zatrzymała się na tej będącej pod "obserwatorem". Wyciągnęła z kieszonki swojego stroju, małą latareczkę. Widziała drabinę i całą resztę konstrukcji, ale było za ciemno by rozpoznawać szczegóły. W tym świetle, za chiny ludowe by nie zobaczyła tego , po kogo została wysłana.

Weszła po drabinie, z niezwykłym spokojem. Stawiała kroki tak delikatnie, że prawie bezszelestnie. Okrążała komin aż zaczął się wyłaniać kształt. Zobaczyła wtedy jakiegoś ssaka. Rozpoznała też, że trzyma broń. Wzięła latarkę w lewą dłoń, a prawą wycelowała aby móc użyć swojej bransolety na prawej ręce.

Natasha : "Odłóż broń i ręce do góry." powiedziała włączając światło.

Zobaczyła rysia. Siedział tam w łachmanach. Podniósł swoją dziwną broń. Natasha wiedziała, że to PGM Hécate II, ale to wyglądało inaczej. Było dziwnie zmodyfikowane. Dziwna lufa i kolba. Ryś oparł karabin snajperski o ścianę i uniósł ręce.

Natasha : "Skoczek. Nasz obserwator jest snajperem. To... ryś w podartych ciuchach. Co z nim zrobić ?" przypatrywała się mu. Wydawał się jej znajomy.

Judy : "Laufer. Sam się znalazł."

Nick : "Skoczek. Ten snajper co go mieliśmy schwytać?"

Judy : "W sumie może nam się przydać. Z tamtego komina, strzelił mu w tą małą przestrzeń. Gdy szarżował. Klepsydra. Widzisz moją dłoń? Jak daleko jestem?" zapytała wystawiając dłoń w jej kierunku.

Natasha : "Na oko. Siedemset metrów. Może osiemset."

Natasha : "Jakie przybliżenie?" wskazała na lunetę karabinu, kierując pytanie do Sam'a.

Sam : "Dwukrotne." odrzekł, lekko unosząc kącik ust.

Natasha położyła latarkę na ziemi i wzięła karabin. Spojrzała przez lunetę. Widziała rękę Judy, ale była bardzo malutka.

Natasha : "No widzę przez jego lunetę. Ledwo rozróżniam twoje palce u twojej dłoni."

Judy : "To strzelił w taki cel, który się poruszał. Ma ogromny talent. Potrzebny jest w drużynie."

Natasha : "Nie myślałeś o pracy w policji? Zostałbyś członkiem specjalnego oddziału."

Sam : "Chciałabyś. Jestem snajperem i najemnikiem. Nie dla mnie robota w drużynie i na żądanie. Działam solo."

Natasha : "Nie chce."

Judy : "Jack Savage go poszukuje. Póki co nic o nim nie wie, ale może się dowiedzieć. Powiedz mu, że ja tak mówię."

Natasha : "Judy Hopps mówi, że się znacie. Ona razem z Nick'iem Bajerem są dowódcami tego oddziału. Ja, ten wilk, panda i kapucynka też do niego należymy. Judy stawia ci ultimatum. Szuka cię Jack Savage." to imię zaciekawiło Sam'a.

Natasha : "Szuka snajpera, ale nie wie, że ty nim jesteś. Dołącz do nas, a powiemy mu, że jesteś nikim ważnym. Odmów, a... nie muszę ci tłumaczyć reszty."

Sam spojrzał na łasiczkę. Był oburzony tym zagraniem, ale również zaskoczony takim posunięciem z jej strony. Przyjrzał się jej wtedy dokładnie. Nie wyglądała na taką co potrafi żądać. Prowadził także wewnętrzną kłótnię. Jego robota i specjalizacja sprawiły, że drużyny nie były czymś co lubił. Z drugiej strony. Odmówi, a wydadzą go Savage'owi. Żegnaj wolności, którą niedawno odzyskał... dzięki nim.

Sam : "Powiedzmy, że zobaczę kim jesteście. W sumie to na razie i tak bym nie dorwał żadnej najemniczej roboty." odparł łapiąc za karabin.

Zaczął mierzyć do bractwa. Każdy strzał był celny, a nie potrzebował długo celować. Natasha wciąż nie mogła sobie przypomnieć go. Wiedziała, że chyba go gdzieś widziała, ale gdzie. Rozejrzała się, a w oko wpadły jej światła poruszające się po drodze. Było to dziesięć pojazdów Paramount Marauder. Osiemnaście ton pędziło drogą. W pewnym momencie rozdzielili się aby zajechać od kilku stron. Pancerne maszyny były tak potężne, że jedna wbiła się w budynek i wyjechała z drugiej strony. Stare ceglane mury nie mogły ich powstrzymać.

Judy i Nick oraz policjanci, w końcu doczekali się wsparcia ze strony armii. Na wieżyczce jednego z wozów był nie kto inny jak Pręga. Teraz dobrzy mieli przewagę. Ogromną w parę minut rozgromili bractwo. Teraz mogli odetchnąć ze spokojem. Już mieli się cieszyć gdy usłyszeli czyiś wściekły do bólu głos. Leciał on ze starych głośników zakładowych.

Byk 2 : "Najpierw straciłem jednego brata. Teraz odebraliście mi drugiego. Pomszczę was bracia, a Bractwo Broni przetrwa i będzie potężniejsze niż wcześniej."

Po tych słowach usłyszeli tylko ryk silnika. Nie auta. Nie ciężarówki. To nie należało do żadnego normalnego pojazdu. To był odgłos czołgu. Wyjechał on z budynku i wycelował dwiema lufami, które miał na wieżyczce w jednego z Marauderów. Pojazd rozniosło na strzępy. Wszyscy tylko patrzyli i nie dowierzali. Wiedzieli jedno. Jak trafi w nich, to nic nie zostanie. Nawet strzępy.

Nastała panika. Żadnego planu na taki obrót spraw. Inne wojskowe pojazdy strzelały do niego ze swoich wieżyczek lecz bez efektu czołg tylko namierzał kolejnego Maraudera. Żołnierze, którzy się w nich gnieździli wylecieli z nich w te pędy. Początkowo sam pojazd miał wystarczyć. Oni byli planem B, ale ten nie obejmował tego scenariusza.

Wszyscy ruszyli szukać jakiejś lepszej osłony. Niektórzy żołnierze próbowali się zbliżyć, ale czołg miał kilka asów w rękawie, a dokładniej w kadłubie. Na każdym rogu platformy były wysuwane wieżyczki.

Sam : "Skubaniec wyciągnął Borysa. Prototypowy czołg konstrukcji radzieckiej z czasów zimnej wojny. O ile wasi nie wyjadą ze swoimi czołgami to granaty nic mu nie zrobią."

Jakby przewidział przyszłość. Żołnierze rzucali granatami pod machinę w nadziei, że jak każda inna, posiada słabo chronione podwozie. Przeliczyli się i to okropnie.

Natasha : "Projekty Sashy miały dużo wad i słabych punktów."

Sam : "Tego ja sam modyfikowałem, aby wyeliminować słabe punkty. Zostawiłem jednak kilka miejsc, tak na wszelki wypadek. Gdy wieżyczka się wysuwa, odsłania wolną przestrzeń. Tam ściany są najcieńsze, a przy okazji znajduje się silnik wieżyczki i jej amunicja. Zniszczenie wszystkich czterech powinno zadymić wnętrze do tego stopnia, że byk sam wyjdzie."

Natasha natychmiast przekazała te dane do całego zespołu. Judy we współpracy z Nick'iem, Pręgą i resztą oddziału będącego w centrum akcji, obmyślili plan. Ona, Nick, Po i kilku żołnierzy mieli odciągnąć uwagę. Reszta miała, jako małe oddziały zbliżyć się do czołgu. Ruszyli. Musieli działać szybko. Tak, aby znaleźć się dość blisko czołgu aby nie mógł użyć na nich głównych dział.

Gdy tak się stało, wysunęły się dwie boczne wieżyczki. Szybka reakcja Po uchroniła ich przed śmiercią. Nick złapał za granat, który podał mu jeden z żołnierzy, wyciągnął zawleczkę i wrzucił w przestrzeń z której wyłoniła się wieżyczka. Nastąpił wybuch, wieżyczka lekko się uniosła, by później opaść tam skąd wyszła. Tak samo zrobiła z drugą. Jedną stronę mieli już wolną.

Weszli na nią i ukrywali się za wieżą czołgu, aby chronić się przed pozostałymi dwiema z drugiej strony. Prowokowali je, aby strzelały w nich. W tym czasie drużyny z drugiej strony miały wolną drogę podejścia. Pojawił się jednak jeden mały problem. Byk wiedział już o pasażerach na gapę. Postanowił zrzucić ich obracając wieżyczkę i użyć luf jako tarana.

Tak zrobił. Rozpędzone działa obracały się w ich stronę. Po złożył tarczę i podleciał do nich. Złapał za jedno z nich, znalazł zaparcie dla nóg na platformie czołgu i korzystał z egzoszkieletu, aby je zatrzymać. Siłował się z silnikiem czołgu, który starał się obrócić wieżę. Grupy z drugiej strony wykonały swoje zadanie o czym świadczyły dwa wybuchy. Do tego wszystkiego doszedł trzeci. Po wygrywał z silnikiem, który katowany przez kierowcę, rozleciał się.

Wtedy przez właz na wieżyczce, wyszedł byk, a potem dwóch członków bractwa. Razem z nimi wylatywał ze środka, gęsty i czarny dym. Wszyscy, którzy mieli ich na widoku, wymierzyli swoją broń w ich stronę. Członkowie się poddali, ale szef nie zamierzał odpuszczać. Uniósł rękę w górę, a gdy otworzył dłoń, zobaczyli granat. Zawleczka leżała obok.

Byk : "Spotkamy się w piekle." rzekł na przemian z kaszlem.

Wszyscy rzucili się do ucieczki, ale... nic się nie stało. Właściwie to wybuch nastąpił lecz zupełnie gdzie indziej. Nagle przed nimi pojawiła się Durga, która z plaśnięciem padła na ziemię. Zajęczała przeciągle z bólu.

Durga : "Boooooli, ale niczego nie żałuję i nigdy nie będę."

Żołnierze Pręgi, w końcu szkoleni przez niego, szybko dorwali się do "czołgistów". Skuli ich i zaczęli ściągać z maszyny i ciągnąć do swoich pojazdów.

Nick : "Mnie zastanawia tylko jedno." nachylił się do kapucynki.

Nick : "Dawka aktywuje się po trzydziestu sekundach. Granat wybucha po około trzech, czterech."

Kapucynka już wiedziała jakie będzie pytanie.

Durga : "Chciałam zobaczyć czołg z bliska. Może coś odkręcić tu i ówdzie, a że zdążyliście go rozwalić i on jeszcze wyciągnął granat to priorytety się zmieniły" wysiliła się na uśmiech, ale nawet on ją bolał.

Podniósł ją i przełożył przez ramię.

Durga : "Delikatniej. Ja też mam pytanie. Dlaczego teraz nie mogę się ruszyć ?

Nick : "Za dużo biegałaś." odparł bez namysłu.

Durga : "To naprawdę wiele wyjaśnia."

Wtedy też pojawiła się Natasha z Sam'em. Nawet Tomek i Savage się dołączyli do pogaduszek. Po zaś usiadł sobie na czołgu i przysłuchiwał się rozmowie. Agent natychmiastowo zauważył nowego ssaka.

Natasha : "Widzę, że wszyscy źli leżą i kwiczą."

Judy : "W sumie to nie. Szef, dwóch sługusów z czołgu..."

Nick : "W tym pierwszym budynku co weszliśmy skułem dwójkę, a i jeszcze ci dwaj z administracyjnego."

Bogo : "Moi się tym zajmą." odparł podchodząc do nich.

Bogo : "A to kto ?" wskazał na Sam'a.

Jack : "Miałem się pytać o to samo, komendancie."

Nick : "To jest Sam Znajda i on jest..." zacząłby mówić prawdę, ale Judy mu przerwała w myślach.

Judy : "Laufer. Przymknij się. Ja skończę, a on nam się przyda w oddziale."

Judy : "Więźniem. To znaczy się był..." myślała nad tym co powiedzieć, aby nie wzbudzić podejrzeń Jack'a

Nick nie wierzył, że to robi.

Nick : "Opowiedział nam historię o tym, że szedł sobie ulicą w Las Padas. Podjechał do niego nagle czarny van z członkami bractwa. Porwali go i przywieźli tutaj. Torturowali i znęcali się nad nim. To tyle." mówił jakby recytował z pamięci.

Bogo : "To prawda panie Znajda ?"

Sam : "Tak komendancie. To było straszne przeżycie. Chciałbym już nigdy do niego nie wracać jeśli rozumie pan o co mi chodzi."

Bogo : "Okej. Trzeba ogarnąć ten burdel."

Pręga : "Moi chłopcy pomogą." rzekł dołączając się do zgromadzonych.

Bogo : "Jedźcie do domów. Jutro macie wolne. A Sam..." zwrócił się do wszystkich z oddziału.

Judy : "Zabierzemy go do szpitala. Może przy okazji nam coś powie o... tych traumatycznych przeżyciach." i zabrała go do terenówki.

Wróciła jeszcze szybko, aby poprosić Jack'a o przysługę.

Judy : "Bractwo Broni pokonane. Gdzie zniknąłeś?"

Jack : "Ściśle tajne." odparł i chciał już iść.

Judy złapała go za rękę. Była lekko zła.

Judy : "Słuchaj no. Przyjechałeś, poprosiłeś o pomoc, a potem zniknąłeś. My wywiązaliśmy się ze swojej części umowy. Przyszedł jednak czas na "ręka rękę myje". Nigdy nie słyszałam o FBON więc wasze działania muszą być, jak to ująłeś... ściśle tajne. To teraz za to, że odwaliliśmy za ciebie całą czarną robotę, "ściśle tajnie" znajdziesz nam ten autobus co nas gonił i Pasiastych."

Jack uśmiechnął się i prychnął ze śmiechu.

Jack : "Dobrze Laverne i dziękuję za pomoc." odrzekł, a króliczka wróciła do pojazdu.

Judy siadła za kółko, Sam na miejscu pasażera, a Nick z Durgą na wieżyczce.

Pojechali zostawiając resztę oddziału.

Tomek : "Co ze śmigłowcem ?" zapytał

Pręga : "Przypilnujemy, naprawimy i oddamy. Nie martw się."

Wilk uścisnął mu rękę w podzięce.

Natasha : "Oni sobie pojechali, a my czym wrócimy. Śmigłowiec nie poleci, terenówka zabrana. Fajnie by było mieć motor, ale cała trójka by nie weszła."

Bogo : "Oj weźcie jeden z wozów policyjnych. Niektórym się nie przyda, bo wrócą w karetce. Po prostu jedźcie odpocząć."


Tymczasem w terenówce


Sam : "Kim wy tak naprawdę jesteście. Macie inne mundury niż reszta policji. Chyba, wasz szef nie oponował gdy mnie zabraliście chociaż byli inni poważniej ranni. Wasza taktyka działania była nietypowa. O sprzęcie nie wspomnę. Mechaniczny orzeł. Ta kapucynka pojawiająca się znikąd. Panda zdolna zatrzymać czołg i jeszcze "pajączek"." spojrzał na nią.

Durga : "Hej. Ja mam imię jakbyś nie wiedział!" bąknęła.

Judy : "Mogę ci powiedzieć, ale to zależy czy przyjąłeś moją ofertę."

Sam : "Już mówiłem pajączkowi, że ja pracuję solo. Dzięki wielkie jednak za uratowanie i krycie przed agentem. Miło było go ponownie zobaczyć."

Nick : "Co ma oznaczać "ponownie" ?" zapytał.

Sam : "Nie przeszkadzaj dorosłym w rozmowie, rudzielcu." rzekł za co oberwał w łeb.

Judy : "Przestańcie. Obaj." pogroziła im palcem.

Nick / Sam : "To on zaczął. Hej. Nie papuguj mnie. Ja? To ty. Przestań!" skończyli, a Judy się załamała lecz wróciła do zaczętego tematu.

Judy : "To jesteś z nami Sam?"

Sam : "Niech będzie, że jestem. Hmm. Skąd ty i "pajączek" wiedzieliście co mówić? Nie widziałem żadnego urządzenia. Nawet słuchawki w uchu."

Judy : "Zobaczysz w swoim czasie."

Judy : "Alfa. Furia. Mamy wpół do drugiej w nocy. O czternastej zebranie w Instytucie."

Durga : "Nie wiem czy zauważyłaś, ale ja nie mogę się ruszać."

Judy : "Ty razem z Sam'em będziesz już na miejscu."

Nic więcej nie mówiła. Tylko jechała do miasta. Kierowała się prosto do Instytutu. Zajechali tam dopiero o trzeciej w nocy. To był głupi pomysł. Wątpliwe było, by ktokolwiek jeszcze pracował o tej godzinie. Nick niósł Durgę i został zmuszony przez Judy, aby pomóc Sam'owi. Nie podobało mu się to, głównie przez fakt. że wyższy od niego kot, używał go jako podpórki. Judy przyłożyła specjalną kartę do czytnika.

Drzwi się otworzyły, a na ich twarzach malowało się zdziwienie. Placówka działała tak samo prężnie jak za dnia. Jeszcze większym zdziwieniem było ujrzenie Alicji. Ta szybko zobaczyła całą czwórkę, a w szczególności mocno poobijanego Sam'a i bezwładnie wisząca na ramieniu Nick'a, Durgę.

Alicja : "Co się stało?" zapytała wzywając zespół lekarski.

Judy : "Długo by opowiadać." powiedziała, gdy w tym czasie Sam został zabrany. Tak samo jak Durga.

Nick : "Nasza Szajba potrzebuje tylko odpoczynku i uzupełnienia dawek PIORUN. Tak to nazwała."

Judy : "Sam tak samo, a przy okazji. Zamontuj mu także komunikację, jeśli możesz."

Alicja : "Załatwione. Jedźcie do domu. Wyglądacie jak siedem nieszczęść."

Nick : "Nie wiedziałem, że pracujecie także w nocy."

Alicja : "Prowadzimy mnóstwo badań, które wymagają ciągłej uwagi. Dobra. Do domu." rzekła z uśmiechem i delikatnie ich wypychając za drzwi.

Uśmiechnęli się i zrobili jak im wszyscy mówili. Udali się do domu. Szybciutko się przebrali i wparowali pod kołdrę.

Nick : "Dzisiaj to był dzień."

Judy : "Oby był ostatni. Powinniśmy dostać jakąś nagrodę za te wyczyny. Ryzykowanie życiem na każdym kroku. A gdyby, powtórzę gdyby, na głowie mieć jeszcze rodzinę. Uhuhu. Za nic byśmy nie wytrzymali."

Nick : "Z rodziną jeszcze nie wiadomo, ale ja wciąż mam nadzieję. Druga sprawa. Takie mamy życie i taką mamy pracę. Nagrody sami musimy sobie dawać." wtulił się w nią bardziej.



Hejo hejo Z tej strony Kilokero1

Nareszcie. Po prawie, podkreślam PRAWIE, dwóch tygodniach przerwy. Nauka moi drodzy oraz napływ weny twórczej. Niektórzy powiedzą, że jest inaczej, ale HATERS GONNA HATE. Żartuję. Piszcie co sądzicie o rozdziale.

Uroczyście oświadczam też, że jest NOWY REKORD. 10 208 słów. Chyba, ale na pewno 10 200+

Rozdział bez błędów interpunkcyjnych i składniowych jest sponsorowany przez  :D

Piszcie w komentarzach czy chcecie zobaczyć kilka jej rysunków oraz moich "sfotoszopowanych" ich wersji. 

Przypominam też o kilku rzeczach :

1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"

2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/

3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie, że jest okej, a co nie za bardzo.

4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów) Będę je systematycznie naprawiał.

Bye bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top