Okiem snajpera i sytuacja kryzysowa

Dom Nick'a i Judy

Kilkadziesiąt minut po południu


Nick: "Heeej. Budzimy się śpiochu." rzekł delikatnym głosem, gładząc ręką na jej policzek.

Judy zamruczała coś co miało oznaczać niezadowolenie, że musi opuszczać miłe łóżeczko.

Nick: "Mamy 12:37, a pamiętaj, że na czternastą mamy jechać do instytutu."

Niemrawo otworzyła oczy. Ujrzała rozpromienionego lisa. Leżał na kołdrze z ręcznikiem owiniętym wokół pasa.

Judy: "Kto tak powiedział?" zapytała przymykając oczy.

Nick: "Nie kto inny jak zawsze pełna energii Judy. Jak ci jej brakuje, to mogę ci trochę pożyczyć od siebie." powiedział i dał jej całusa.

Dał jej go w policzek lecz ta obróciła głowę, przenosząc go na swoje usta. Po dłuższej chwili błogiego pocałunku, który Nick postanowił wykorzystać, aby się podniosła, otworzyła oczy.

Judy: "Dzięki wielkie, moja ty bateryjko." rzekła z uśmiechem.

Nick: "Dobra, a teraz w podskokach idź się umyć." wstał z łóżka i podszedł do szafy, zaczynając przebierać w ubraniach.

Judy: "Bardzo zabawnie lisiu. Długo nad tym myślałeś?" zapytała, kierując się do drzwi.

Nick obrócił głowę w jej stronę, a na twarzy zaczął powoli malować się uśmieszek.

Nick: "Ten żarcik nie był zamierzony." odparł wzruszając ramionami.

Judy: "A ja jestem królowa Elżbieta." rzekła rozbawiona, udawaniem Nicka.

Nick: "Milady. Elżbietą nie jesteś, ale królową jak najbardziej." wykonał niski ukłon.

Judy się lekko uśmiechnęła i udała do łazienki. Po tym wszystkim co działo się poprzedniego dnia, potrzebowała tego jak diabli. Orzeźwiło ją to. Owinięta w ręcznik również poszła się ubrać. Nick jednak już nie było w sypialni. Użyła ECHO i zobaczyła go krzątającego się po kuchni. Sięgnęła po dżinsy i białą koszulkę. Zeszła na dół i zobaczyła lisa w takim samym stroju jak pierwszego dnia, gdy się poznali.

Judy: "Widzę, że wybrałeś styl klasyczny." dała mu buziaka z zaskoczenia.

Nick: "Tak już mam. Lubię taki styl. Normalny, ale nietypowy. Taki na co dzień, ale krawat dodaje powagi." odparł, popijając kawą.

Judy: "Która i tak jest tłamszona przez twój zabawowy charakterek." usiadła obok niego biorąc do ręki kanapkę i odgryzając kęs.

Nick: "Ale za to mnie kochasz." położył rękę na stole, spodem do góry.

Judy: "Czy za to cię kocham...? Tak. Dokładnie za to." położyła swoją rękę na jego, którą zacisnął.

Judy: "Jestem ciekawa, co kieruje Samem, że do nas dołączył?"

Nick: "A bo ja wiem. Kto zrozumie najemnika." odwrócił wzrok, a z głosu można było wyczytać, że ten temat mu nie odpowiada.

Judy: "O co ci chodzi Nick?"

Nick: "Nic. Po prostu, nie podoba mi się, że do nas dołączył." zabrał rękę, aby podeprzeć nią brodę.

Judy: "Na pewno. Może chodzi o to, że trafiła kosa na kamień. Oboje macie podobne poczucie humoru."

Nick: "To swoją drogą. Zrozum, że trochę w tym siedziałem i wiem, że coś jest nie tak. Zaufaj mi. Dobra. Jedzmy i lecimy. Zbliża się 13:30, a chwilę nam zajmie dojazd."

Skończyli śniadanie, wrzucili naczynia do zlewu, wyszli z domu i wsiedli do auta. Nick założył swoje okularki przeciwsłoneczne. Nie potrzebował ich, ale przyzwyczajenie wzięło górę. Wycofał na ulicę i ruszył w stronę Las Padas. Przejeżdżali niedaleko teatru. Wielkie banery mówiły o nowo wystawianej sztuce. Musical, dokładniej mówiąc.

Judy: "Zobacz. Może się wybierzemy?"

Nick: "Dzisiaj?"

Judy: "A czemu nie? Może być ciekawie." rzekła z ekscytacją.

Nick: "No, dobra." powiedział, ale bez jakiejś wielkiej radości.

Judy: "Nie lubisz teatru? A, myślałam, że skoro tyle siedziałeś u taty to... rozumiesz." zapytała, łapiąc go za bark.

Nick: "Teatr okej, ale... Musical? Nie moje klimaty. Zazwyczaj jak mnie brał to na jakieś arie albo sztuki. Nigdy nie musical. Jednak się przełamię dla ciebie."

Judy: "Świetnie. Będzie fajnie mój głupiutki lisku. Musical to połączenie sztuki i śpiewu. Pół na pół."

Nick: "Zobaczymy jak będzie, mój szczwany króliczku. Będę liczył z zegarkiem w ręku, czy rzeczywiście jest pół na pół." uśmiechnął się chytrze.

Judy: "Oj nie łap mnie za słówka." odparła z udawanym obrażeniem.

Zaśmiali się oboje i kontynuowali jazdę.


Instytut

Godz. 14:10


Dojechali na miejsce. Nie spodziewali się takich korków. Judy było nieco głupio, że tak się spóźniła chociaż wcześniej poinformowała oddział o tym. Podeszli do recepcji i zapytali się o Alicję. Dostali odpowiedź, że znajdą ją na poziomie -3. Zjechali na owe piętro. Tam już przy windzie czekała na nich pani doktor i cały oddział. Oczywiście bez Durgi. Ta jeszcze do siebie dochodziła.

Judy : "Jeszcze raz, bardzo was przepraszam za spóźnienie." rzekła lekko zakłopotana.

Spóźnianie się nie było w jej naturze. Wiecznie na czas. Będąc bardziej precyzyjnym, zawsze przed czasem.

Tomek: "Spokojnie. Wczorajsza akcja nas też wykończyła." przywitał się z Nickiem.

Natasha: "Dzisiejsza." poprawiła go witając uściskiem Judy.

Po: "Oboje macie rację."

Nick: "Jak się ma Durga?" skierował pytanie do Alicji.

Alicja: "PIORUN uzupełniony, a ona sama jest już w całkiem niezłej kondycji. Jeszcze coś będzie czuła przez jakiś dzień dwa, ale przejdzie jej. Na razie leży w łóżku i denerwuje się, że jest uziemiona."

Po: "Jej jednak się nie da wytłumaczyć, że skoro ruch jej zaszkodził to tymczasowy jego brak jej pomoże." uśmiechnął się delikatnie.

Każdy zrozumiał aluzję. Dla Durgi takie działanie było zupełnie, jak złamane skrzydło u ptaka. Żyć żyje, ale co z tego skoro chwilowo nie może latać. W jej przypadku, poruszać się.

Po: "Bynajmniej dostała laptopa, internet i jest w miarę spokojnie."

Judy : "To najważniejsze, a nasz nowy nabytek?" zwróciła się do Alicji.

Alicja : "Mówisz o Samie? W końcu tylko tyle wiem co sama mi powiedziałaś. Pytaliśmy o resztę danych, ale nic nie mówił. Zupełnie nic, od momentu gdy go przejęliśmy. Rany opatrzone. Na obtłuczenie narządów wewnętrznych, nic nie poradzimy oprócz podawania leków przeciwbólowych. Kośćmi w nodze i ręce, naprawdę niedawno zrośniętymi, też się zajęliśmy. Dostał dwie ortezy i jest ładnie. No... nie do końca. Okazało się że miał dwa żebra złamane, a kilka innych miało ślady pęknięć. O ile te które jeszcze się trzymają, to zrosną się same. Sprawa z tymi dwoma była bardziej skomplikowana. Te dwa żebra rozpadły się łącznie na kilkanaście kawałków. Na szczęście była one dość duże, aby połączyć je w jedną całość za pomocą specjalnego "rękawa" wykonanego z włókna węglowego. Wytrzymałe, odporne chemicznie, a jako, że składają się głównie z węgla to ciało nawet ich nie wykryje. Nie ma metalu więc ułatwią sprawę podczas prześwietlenia i ułatwią życie na lotnisku... Przepraszam. Ekscytacja wzięła górę." uśmiechnęła się pod koniec.

Tomek: "Spokojnie. Warto wiedzieć, że świat idzie do przodu."

Tomek: "O co chodzi z nowym nabytkiem?" zwrócił swoją uwagę, oraz reszty, na ten fakt.

Sam: "Tu chodzi zapewne o mnie. Tak coś czułem, że nie trafiłem do normalnego szpitala." odezwał się z uśmieszkiem na twarzy i pewnością w głosie.

Wzrok wszystkich skierował się w jego stronę. Wyszedł do nich tylko w spodniach. Było tak jak powiedziała Alicja. Na ręce i nodze miał ortezy, ta druga odznaczała się pod nogawką, przypominające wyglądem części egzoszkieletu Po. Brakowało jednak całej reszty i nie były tak masywne jak u pandy, więc miały mu służyć jedynie jako dodatkowa pomoc przy odciążeniu, już i tak wrażliwych na złamanie kości. Klatkę piersiową miał owiniętą bandażem na całej długości żeber, a nawet częściowo na brzuchu.

Stał z założonymi rękami i lekkim grymasem bólu na twarzy. Głównie manifestował się ból po operacji która miała zabezpieczyć jego żebra. Każdy wdech wyzwalał porcję boleści. Sam jednak zdawał się go tłumić lub nawet nic nie robić.

Alicja : "Nie powinieneś się ruszać. Daj sobie czas." rzekła z lekką złością.

Nick zmrużył oczy i lustrował go oraz jego postawę. Wciąż mu nie ufał. Po prostu czuł, że decyzja Sama o dołączeniu, nie była bezinteresowna. Nie podobało mu się również, to że był najemnikiem. Widział już kilku w swoim życiu. U taty nie było mowy o jawnym mówieniu o "interesach" więc wszelkie takie rozmowy odbywały się za zamkniętymi drzwiami. Nick jednak potrafił się tak usadowić w rezydencji, by wszystko słyszeć.

Słyszał o najemnikach wiele rzeczy. Najbardziej obawiał się, że stanie się furtką dla przestępców. Wystarczy, że mu zapłacą, a droga do danych policyjnych będzie otwarta. Najgorszą opcją będzie zagrożenie dla Judy, gdyby ktoś sobie tego zażyczył i zapłacił.

Sam: "Bywało gorzej. Teraz jeśli można to prosiłbym o wyjaśnienia."

Nick: "Prosić to ty sobie możesz. Najpierw ty opowiesz nam o sobie, a potem zobaczymy, czy coś ci wyjaśnimy." powiedział, mając wciąż przed oczami najczarniejszy scenariusz tej współpracy.

Judy spojrzała się na lisa. Zrozumiała już wcześniej, że Nick nie za bardzo cieszy się z przyjęcia Sama, ale nie spodziewała się tak ostrej manifestacji jego przekonań. Walnęła go w ramię za tą bezczelność. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Musieli sobie wyjaśnić to i owo.

Sam: "Chyba mam prawo wiedzieć co tu się działo, zważając na ten port za moim uchem." wskazał na to miejsce, a wzrokiem dawał do zrozumienia, że on wygrał ten temat i nagrodę jaką były odpowiedzi.

Judy: "Dobra. Pogadajmy gdzieś."

Alicja: "Za mną."

Judy: "Zaraz dojdziemy do was."

Reszta ruszyła w stronę sali konferencyjnej. Na końcu wielkiej hali. Judy i Nick odprowadzili ich wzrokiem, a gdy zniknęli, Judy obróciła się do Nicka i jeszcze raz zdzieliła go w ramię.

Judy: "Co to miało być?" rzekła z irytacją.

Nick: "O co ci chodzi?" odparł nie widząc jakiejkolwiek swojej winy.

Jud: "Powtórzę. Możesz nie lubić się z Samem, ale co to miał być za tekst: "Prosić to ty sobie możesz..."? " coraz bardziej się irytowała. Dorzuciła założone ręce i tupiącą nóżkę.

Nick: "Nie wiesz tego co ja wiem." odwrócił wzrok.

Judy: "To może mi wytłumacz co cię tak bardzo boli w mojej decyzji o Samie." obróciła go w swoją stronę i zaczęła palcem trykać w mostek. Podniosła również głos.

Nick zbił jej rękę i złapał ją za ramiona. Judy była zła i czekała na wyjaśnienia lisa.

Nick: "Zwyczajnie martwię się o ciebie Judy." spojrzał jej prosto w oczy.

Judy zamurowało. Oczekiwała jakiś niestworzonych rzeczy z jego ust. To co jednak powiedział sprawiło, że się pogubiła, ale zaciekawiła zarazem. Jego wzrok był stanowczy, tak samo jak mina. Króliczka wiedziała, że to nie jest już zwykła wrogość.

Judy: "Co ja mam z tym wspólnego?" zaczęła spokojniejsza.

Nick: "U taty już widziałem takich gagatków. Najemnik zawsze będzie najemnikiem. Może być twoim przyjacielem, ale wystarczy, że pomachasz mu przed twarzą kilkoma banknotami i już będzie gotowy zabić cię z zimną krwią oraz bez wyrzutów sumienia. Widzisz dokąd zmierzam?" poluźnił uchwyt, przyciągnął ją do siebie i przytulił.

Nick: "Ja nie chcę cię stracić."

Judy: "Nie pozwolę mu na to. Ty mu na to nie pozwolisz. Tomek. Natasha. Durga. Po. Nikt mu na to nie pozwoli. Na razie musimy mu zaufać i go poznać. A Natasha? Były rosyjski szpieg. Pojawiła się znikąd itd. Rozumiesz o co mi chodzi ? Pokazała, że nie chce mieć już nic wspólnego z przeszłością. Może u Sama też tak będzie jak tylko się oswoi z nami i nową sytuacją w jakiej się znalazł. Patrz, że jeszcze nie znamy jego historii, a on sam nie lubił bractwa."

Nick: "Ale..." został uciszony.

Judy: "Żadnych "ale". Wysłuchajmy jego historii. Odpowiedzmy na wszystkie pytania. Zachowuj się przyjaźnie. Zrobisz to dla mnie?" i lis dostał pocałunek.

Westchnął głęboko.

Nick: "Dobra. Postaram się, ale jak będzie wyjeżdżał z żartami w moją stronę to tu nie będę miał litości." rzekł z łobuzerskim uśmieszkiem.

Judy: "Będziesz przyjacielski." rzekła bardziej stanowczo.

Nick: "No dobra. Będę przyjacielski. Słowo harcerza, którym nie zostałem, ale rozumiesz." zaśmiał się.

Judy: "Tak rozumiem. Dawaj. Idziemy. Furia. Gdzie jesteście ?"

Po: "Furia. Drzwi na końcu hali, a potem korytarzem. Czwarte drzwi na lewo. Siedzimy u Durgi."

Gdy tylko wiedzieli gdzie iść, zaraz wyruszyli. Po kilku minutach weszli przez drzwi. Durga siedziała na łóżku, a laptop na ten czas został odstawiony na stoliczek obok. Sam usiadł na krześle w rogu, a wszyscy podpierali ściany, wpatrzeni w rysia.

Sam: "Jak się żyje pod pantoflem, Rudy? Dziewczyna już ci mówiła co wolno, a co nie?" rzekł rozbawiony.

Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem na niego. Nikt mu nic nie mówił, a jednak wiedział o ich związku. Nick zaś próbował się powstrzymać przed zrobieniem czegokolwiek. Obiecał Judy, że będzie zachowywał się grzecznie. Odpowiedzieć nic nie mógł ani nic zrobić. Czy aby na pewno ? Podszedł do rysia.

Nick: "Rychu! Witam cię w oddziale!" rzekł z rozpostartymi rękoma , którymi natychmiastowo objął Sama.

Ten niby przyjacielski gest był świetnym pretekstem do skarcenia snajpera. Sam wpierw syknął, a potem krzyknął z bólu. Żebra bolały go nawet przy oddychaniu, a lis przelał czarę goryczy choć lepszym określeniem byłoby, bólu. Nick puścił go, odsunął się, przyłożył ręce do pyska i zaczął grę aktorską.

Nick: "Oj, wybacz. Przepraszam. Zapomniałem o twoim urazie. Tak mi przykro." mówił fałszywie troskliwym głosem.

Spojrzał się na króliczkę i bezgłośnie powiedział jej, że musiał. Alicja zaraz podleciała do rysia i spojrzała na niego. Szybka ocena nie wykazała niczego złego. Po prostu chwilowy ból.

Sam: "Ciekawe jak się utrzymałeś w policji skoro pewnie nabojów też zapominasz." rzucił kpiąco.

Nick starał się nie okazywać złości, ale wewnątrz się w nim gotowało.

Judy: "Nick. Zapomniałeś chyba o czymś. Auto." zwróciła się do niego z przeszywającym wzrokiem.

Nick: "Ale co niby?" wzruszył ramionami.

Judy: "Chłodnica, Nick. Przecieka." tym razem dorzuciła irytację do głosu.

Nick: "Ale wszystko z nią w porządku." powiedział poważniej.

Judy: "Nie. Nie jest w porządku. Znowu tracimy wodę." już zgrzytała zębami.

Judy: "Laufer. Idź stąd. Już."

Nick zobaczył, że rozwścieczył ją, ale nie żałował. Nie mógł sobie pozwolić, aby Sam był górą. Jednakże Judy postawiła go w ciężkiej sytuacji. Wyrzucała go stąd, nie dając szansy na odgryzienie się Samowi. Bez tego, pokaże mu, że wygrał i umocni jego mniemanie o byciu pod pantoflem. Jak odpowie lub nie wyjdzie, Judy się obrazi. Ciche dni już raz źle znosił. Teraz było by inaczej. Byłaby przy nim, ale ignorowałaby go. To gorsza kara.

Szybko podsumował dostępne opcję. Opcja pierwsza, wyjść. Plusem będzie, to że nie będzie musiał z nim obcować oraz kontakt z Judy nadal będzie dobry. Na minus jest to, że nie dowie się nic o nim, nie odgryzie się mu, a on sam wygra i jeszcze zyska. Opcja druga, atakuj. Dowalić Samowi i być górą, wiedzieć coś o nim co jest plusem. Na minus idą jednak relację z Judy. W końcu Nick bazuje na przeczuciu i szczypcie doświadczenia, ale nie potrafi tego ubrać w słowa.

To ostatnie przeważyło szalę na wybór opcji z numerem jeden.

Nick: "Znowu. Przecież Mike miał się tym zająć. Eh. Dobra. Może zajadę do niego o ile cała woda nam nie zwiała." skierował się ku wyjściu.

Sam: "Znając życie to już zwiała. Ale chyba dasz radę podkraść komuś innemu z chłodnicy."

Nick się zatrzymał. Stał obrócony do niego plecami. Pięści miał zaciśnięte. Było widać jak wkłada w to całą siłę jaką miał. Judy teraz zauważyła jeden z powodów zachowania Nicka.

Judy: "Hej. Przestań tak jeździć po nim, że jest lisem." podeszła do niego z palcem wycelowanym w niego.

Sam: "Co jest Rudy? Tatuś nie nauczył za młodu jak sobie radzić w życiu?"rzekł do niego, nie zważając na Judy.

Nick został trafiony w czuły punkt. O ile jeszcze obelgi pod kątem gatunku dał radę znieść, o tyle te skierowane ku jego przeszłości były istnym nożem w serce.

Judy: "Nick?" zapytała przejęta.

Lis przestał zaciskać dłonie w pięści. Nie było tego za bardzo widać, ale przetarł ręką oczy.

Nick: "Coś jeszcze się psuje w aucie, Judy?" zapytał lekko skręcając głowę na bok. Zrobił to tak delikatnie, by ledwo zobaczyć jej twarz. Zobaczył jej spuszczoną głowę.

Judy: "Chyba tylko chłodnica." odparła smutno.

Nick kiwnął lekko głową i wyszedł z sali. Reszta patrzyła tylko na sytuację. Im dłużej trwała tym bardziej nieswojo się czuli. Gwoździem do trumny nierozumienia była reakcja Nicka i Judy pod koniec. Przecież tylko Judy wiedziała o jego przeszłości. Pierwsza odezwała się Durga.

Durga: "Co się stało pod koniec? Ktoś mi to wytłumaczy?" przysunęła się bliżej. Jeszcze z lekkim grymasem, ale jakoś dała radę.

Sam: "Ależ on płaczliwy." stwierdził rozbawiony i dumny z wygranej.

Jego uśmiech szybko zniknął, a zastąpił go grymas bólu, który ciągle narastał. To Judy postanowiła mu usiąść na chorej nodze i nie zamierzała zejść dopóki sobie czegoś nie wyjaśnią. Spojrzał na nią z zaciśniętymi zębami. Z bólu, nie ze złości. Ta nagle złapała go za jego kryzę na szyi i ściągnęła go do siebie, aby na nią spojrzał.

Judy: "Ojca nawet nie pamięta bo go zostawił..."

Na twarzach wszystkich pojawił się wyraz twarzy typu : "Uuuu. A więc o to chodzi. Drażliwy temat."

Judy: "Biednemu zawsze wiatr w oczy i w jego przypadku to przysłowie jest idealnym odwzorowaniem jego życia. Jeden do jednego. Teraz, gdy zaznał spokoju pojawiłeś się ty. Ja wiem, że wy faceci możecie się wyzywać jak leci, a i tak będzie okej, ale są pewne tematy, których nie powinno się poruszać. Byłbyś tak łaskaw zastosować się do tych rad?" mówiła stanowczo i gniewnie

Ryś pokiwał głową. Przez całą jej przemowę, ból urósł i to porządnie. Sam jedynie syczał błagalnie, by już zeszła. Tak zrobiła. Poczuł ulgę w nodze i zaczął rozmasowywać to miejsce jakby miało to pomóc.

Sam: "Widzę, że nie warto być obok ciebie, gdy jesteś wkurzona, a jeszcze lepiej to samemu nie być obiektem złości."

Tomek: "To pierwsza zasada tego oddziału. W sumie to brzmi ona: Nie wkurzaj Judy i Nicka, bo skończysz marnie." Wciąż się dziwimy jak oni mogą być tacy spokojni. Teraz już wiesz czemu ta para nami dowodzi."

Sam: "Wiedziałem o ich związku już od momentu jak tu przybyli."

Natasha: "Skąd?"

Sam: "Wystarczy dobrze patrzeć.Jeszcze w hucie, znaleźli mnie razem. Już wtedy wpadł mi w oko pierścionek, który nosisz. <skierował się do Judy> Później jak was obserwowałem z góry, to zawsze byliście blisko siebie. Można nazwać to przypadkiem, ale nauczyłem się, że nic nie dzieje się przypadkowo. Dzisiaj jak się witaliście też to zobaczyłem. Po waszym przywitaniu, znowu złapałaś jego rękę. Przybliżyłaś się do niego. Cały wachlarz działań wskazujących na głębsze uczucie do niego. Jestem snajperem... Judy? Tak? Moim zadaniem jest widzieć wszystko, by wykonać zadanie." próbował się przebić uśmiechem przez maskę bólu, który u niego wywołała.

Sam: "Jeśli mogę, to teraz ja mam pytanie? Co to za port za moim uchem? Gdzie jesteśmy? I kim wy jesteście? Co się działo tam w hucie? Żadne z was nie zachowywało się normalnie oprócz Nicka. Ty powaliłaś wszystkich tym krzykiem na kolana i mnie też to trafiło. Ty <Durga> raz byłaś tu, a raz tam. Wszystko w ułamku sekundy. Misiek siłował się z wieżą czołgu. Po niebie latał jakiś orzeł, który chyba słuchał się ciebie < Tomek>. I został nasz pajączek, który zniknął jakby rozpłynął się we mgle."

Judy "..." chciała zacząć mówić, ale wcięła się Natasha.

Natasha : "Moment. Nie mów do mnie pajączek bo skończysz w jeszcze gorszym stanie."

Sam: "Ktoś tu ma słabą pamięć. Pozwól, że ci ją odświeżę. MacGyver."

Natashę wtedy olśniło.

Natasha: "To ty. Tamta akcja kilkanaście lat temu. Teraz pamiętam."

Judy: "Kto? Co? Kiedy?"

Sam: "A dawna znajomość. Chwilowa, ale ja dalej pamiętam."

Judy: "Dobra. Za dużo rzeczy naraz do wyjaśnienia. Najpierw zawołam Nicka, a ty go przeprosisz za te swoje ostatnie słowa. Laufer. Wróć tutaj Nick. Sam chce cię przeprosić. Proszę cię. Wszystko załatwiłam. Już."

Sam: "Już wezwany?"

Judy: "Już tłumaczę. My wszyscy i ty też, jako że do nas dołączyłeś, mamy zamontowane specjalne odbiorniki i nadajniki. najpierw sensory czytają twoje myśli z miejsca gdzie tworzą się słowa, a potem są wysyłane do innych. Każdy z nas ma kryptonim gdybyśmy chcieli pogadać na prywatnym kanale. Po kolei. Skoczek, Laufer który zaraz przyjdzie, Klepsydra, Wieża, Zen, Szajba. Jest jeszcze Szukacz i Myśliciel, dwóch detektywów. Ich ogólny kanał to Holmes. Nasz komendant to Król, a ogólny kanał do oddziału to Furia. Najpierw myślisz o kanale a potem po prostu myślisz co powiedzieć."

Alicja : "Właśnie. Mam tu na pendrive'ie nazwę kodową dla Sama i te dodatkowe o których wcześniej mówiłaś i o które prosiłaś." powiedziała po czym podeszła do Judy.

Hopps wiedziała o co chodzi pani doktor i położyła jedno ucho do przodu na twarz, aby dać dostęp do swojego portu. Noc wpięła urządzenie i za chwilę wyciągnęła. System sam się uaktualnił. Poszła do innych zrobić to samo.

Alicja: "Sam dostał Sokół. Tak jak prosiłaś."

Judy: "Sokół. Magia technologii. Bezpieczne łącze i ciche działanie."

Sam był pod wrażeniem. Widział jak jej twarz się nie ruszała, a mimo to słyszał ją jakby mówiła mu prosto do ucha.

Judy: "Idąc dalej. Tomek dostał IKAR-a. Mechaniczny orzeł służący za wsparcie. Natasha alias Czarna Wdowa, ale wy się chyba już znacie, dostała strój maskujący. Misiek to Po. On ma egzoszkielet zwiększający jego siłę i specjalną tarczę. Durga może biegać niewiarygodnie szybko dzięki kilku związkom wstrzykiwanym do mózgu i serca. Działa na stukrotnym przyśpieszeniu..." mówiła, zadziwiając Sama co raz bardziej.

Wtedy też wszedł Nick. Nie pocieszony powrotem stanął przed rysiem z założonymi rękoma. Judy spojrzała wtedy sugestywnie na Sama, który zrozumiał przekaz ukryty za tym spojrzeniem.

Sam : "W świetle nowych informacji, chciałbym cię przeprosić za ostatnią wypowiedź. To nie znaczy jednak, że przestajesz być Rudzielcem." rzekł z uśmiechem i ręką wyciągniętą do uścisku.

Nick westchnął głęboko.

Nick: "Następny pocisk o moim dzieciństwie, a urządzę cię gorzej niż teraz wyglądasz, Rychu." rzekł z uśmiechem i uścisnął mu dłoń. Bardzo mocno.

Sam: "Spróbuj jeśli dasz radę, Rudy." również ścisnął jego dłoń najmocniej jak mógł.

Judy: "No i fajnie, że jako tako będzie spokój."

Sam: "A wy? Jakie asy chowacie w rękawie." chciał kontynuacji.

Judy: "A właśnie. Powiem wam wszystkim. Ja wzięłam dla siebie system ECHO. Mały emiter w gardle, wysyła ultradźwięki, a czujniki pod skórą uszu je odbierają. Tak potrafię dojrzeć kogoś lub coś za rogiem i tak dalej. A Nick... to zależy od niego." spojrzała na lisa.

Nick chwilę gapił się w jeden punkt. Zastanawiał się.

Nick: "Skoczek. Obiecaj mi, że nie zabijesz mnie za to co za chwilę zrobię." spojrzał na nią.

Judy: "Laufer. Co ty kombinujesz ?" zapytała go wzrokiem.

Nick: "Obiecujesz?"

Judy: "Niech będzie. Pożałuje tego, jak nic."

Nick: "Stań koło Alicji." jak powiedział tak zrobiła, a on sam zbliżył się do Sama.

Zbliżył się jak tylko mógł, aby spojrzeć mu w oczy.

Nick: "A więc chcesz wiedzieć co takiego ja ukrywam. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. To jednak jest daleko, a ja będę taki miły i przeniosę je tutaj." rzekł.

Sam nie wiedział co myśleć. Zachowanie lisa było dziwne, a jego wypowiedź tym bardziej. Wtedy się przeraził. Oczy lisa zaczęły się wysuwać, by po sekundzie wypaść i spaść na jego nogi. Ustawiły się akurat tak, że gapiły się na niego. Nick się odsunął, a Sam wpadł w panikę.

Sam: "KURWA , JA PIERDOLĘ. ZABIERZCIE TO DO CHOLERY JASNEJ." wrzasnął, próbując roztrzęsionymi łapami złapać oczy.

Gdy w końcu mu się to udało rzucił je w stronę innych. Gdy się tak miotał to zleciał z krzesła na podłogę. Tomek, Natasha, Po i Durga także zamarli. Dwie gałki oczne leciały w ich stronę. Jedna trafiła do Tomka, który szybko ją oddał Natashy. Druga poleciała do Durgi, która nagle znalazła siły, by skoczyć na lampę wiszącą pod sufitem i tam się schować. To nie był koniec. Nick postanowił wtedy pobiegać botami. Jednym zaczął chodzić po Wdowie tak, aby nie mogła go sięgnąć. Drugim oczkiem ruszył po ścianie, potem po suficie, do Durgi. Ta zwiała do Po, chowającego się za łóżkiem.

Natasha chciała rozgnieść oczko, znajdujące się na jej plecach o ścianę, ale Nick za dobrze je kontrolował. Bot zeskoczył z łasiczki. Wtedy dostał myśl od Judy, aby kończył pokaz. Nick posłusznie skierował boty z powrotem na swoje miejsce. Wszyscy widzieli jak wracają po nim do oczodołów. Wchodzą, obracają się i ustawiają. Nick uśmiechnął się i teatralnie ukłonił.

Sam: "Co to było do kurwy nędzy?" wstał z pomocą Alicji.

Reszta również niezadowolona, spojrzała na lisa.

Nick: "Otóż moi drodzy, to są moje oczy. I już ci mówię Sam, że nie dałem sobie dobrowolnie wyciąć oczu. Straciłem je w wypadku, gdy ratowałem Judy. Chciałem ją zobaczyć z powrotem. Za wszelką cenę. Życie bywa ciężkie, ale kto się nie adaptuje ten ginie."

Sam: "Nigdy tak więcej nie rób bez ostrzeżenia." rzekł na co wszyscy inni przytaknęli.

Sam: "Jednak z ostatnim zdaniem, muszę się zgodzić. Masz ty czasem przebłyski geniuszu Rudy."

Nick: "A owszem. Mam. Teraz ty opowiadaj o sobie. Jesteś nam to winien."

Sam: "Dobra. Niech będzie. dla tych co mnie nie znają, to jestem Sam Znajda i pochodzę z Polski. Dlaczego Sam? Nie wiem. Wracając. Wychowałem się w Warszawie. Rodzice byli wojskowymi. Zarabiali dużo więc i edukację miałem. Uczyłem się wzorowo i tak dalej. W weekendy lubiłem wpadać do bazy w której odbywali służbę. Mama była trochę temu przeciwna, ale tata lubił mi pokazywać arsenał jaki mieli.

Wszelkie pojazdy. Te opancerzone i te nie. Każdy rodzaj broni. Wtedy też zobaczyłem ten karabin. Hecate II. Tata dał mi nawet czasem postrzelać. Jako, że miałem wtedy może z trzynaście lat to nie byłem zbyt umięśniony, a broń kopała jak diabli. Pewnego weekendu tata zabrał mnie do zbrojowni, by zobaczyć co raz to nowe bronie. Wtedy nastąpił atak na bazę. Największą w kraju. To było bractwo. Miałem się zabunkrować w arsenale i czekać aż po mnie wróci.

Czekałem długo, a strzały na zewnątrz nie milkły ani przez chwilę. Do pewnego momentu. Nastała cisza, która nagle została zagłuszona przez głośnie walenie w drzwi. Chcieli się do mnie dostać. Niby cztery zasuwy mnie chroniły, ale uderzenia były bardzo silne. Panikowałem. Złapałem za pistolet lecz nie załadowałem magazynka. Zapomniałem ze strachu.

Wycelowałem w drzwi, które z każdym uderzeniem ustępowały aż upadły, wyrwane z zawiasów, na podłogę. Weszła wtedy przez nie trójka ssaków. Łoś, pampasowiec i byk. Krzyczałem do nich, aby do mnie nie podchodzili. Nic. Ze strachu nacisnąłem spust. Nie myślałem, że w broni był jeszcze pocisk. Wystrzeliłem trafiając łosia w klatkę piersiową.

Wtedy o tym nie wiedziałem, ale oberwał w żebro. Kawałeczki podziurawiły mu płuco i serce. Śmierć na miejscu. Nie byłem wtedy taki mądry, ale nie dowierzałem temu co zrobiłem. Nawet jak kogoś zabijesz w samoobronie, ślad w psychice zostaje wyryty na zawsze. Potem było gorzej. Byk kazał mnie zabrać. Wierciłem się jak mogłem, gdy byłem wynoszony na zewnątrz. Tam ujrzałem masakrę.

Mnóstwo trupów i żołnierzy i członków bractwa. Wtedy nastąpił kolejny szok. Chwilę później jeszcze jeden. Matka i ojciec nie żyli zastrzeleni. Wciąż pamiętam te wszystkie dziury, które mieli w sobie. Odpowiednio sześć i dziewięć. Załamałem się kompletnie. Nie walczyłem, płakałem tak długo, aż mi się skończyły łzy. Zabrali mnie ze sobą. Wozili po całym świecie, ale głównie siedzieliśmy w Australii. Po środku pustkowi.

Chcieli, bym się do czegoś przydał więc zostałem pomocnikiem kwatermistrza. Wtedy rządził ojciec tej trójki z huty. Kwatermistrz pozwalał mi postrzelać od czasu do czasu. Od licznych łupieży i transakcji, broni mieli jak lodu. Ja jednak wybrałem... tak zgadliście. Tą snajperkę. Ćwiczyłem kiedy tylko mogłem. Nie wiem, czy aby zapomnieć o tym co widziałem czy pamiętać o moich rodzicach.

Wiedziałem jedynie czyja to wina, ale nic nie mogłem póki co zrobić. Z każdym strzelaniem, ustawiałem sobie cel co raz dalej i dalej. Kilka lat ćwiczeń i robiłem to lepiej niż nie jeden z nich. Jak miałem osiemnastkę na karku to postanowili wysyłać mnie na misje. Pierwsze kończyły się niepowodzeniami. Początkowo odmawiałem posłuszeństwa za co byłem bity. Po drodze ojczulkowi byków zachciało się umrzeć. I dobrze. Lał do nieprzytomności. Wtedy to trio zajęło jego miejsce. Kolejne misje partaczyłem przez słabe rozeznanie się w terenie. Często musiałem kombinować jak się gdzieś dostać lub uciec.

Z każdą misją było coraz trudniej. Coraz więcej kombinowania. Bywało, że na niektórych musiałem od zera, z paska, prochu z nabojów, spinaczy, a nawet ziemniaka raz użyłem, aby sobie pomóc. Dobra szkoła, ta życia również się przydała. Zyskałem wtedy też ksywę MacGyver. Byłem tym co z pomidora kilku bambusowych kijków i liny, potrafił zrobić helikopter. nie pytajcie jak, ale bardzo podobny projekt raz wystartował. Na dwadzieścia centymetrów, ale dobre i tyle.

Kilka razy musieliśmy zmieniać miejscówkę. Raz przez atak tajnych służb amerykańskich. Dlaczego oni zawsze muszą wciskać swoje nosy tam gdzie nie mają nic do gadania. Wracałem wtedy do bazy po strzelaniu. Przez radio nakazano mi strzelać do agentów. Kilku trafiłem. Celowałem wtedy też w tego waszego agenta z huty, ale musiał widzieć światło odbite od lunety. Przez nią widziałem jego gest, że trafiłem na jego listę. Kilka trupów później wycofali się. Potem wróciłem do misji dla bractwa.

Raz pojechałem na misję o której nic nie wiedziałem. Miałem dostać informację dopiero jak będę na miejscu. No więc zajechałem, usadowiłem się na dachu biurowca i celowałem w okna drugiego. Wtedy przez komunikator dostałem namiary celu. Był nim jakiś bogacz. Zerknąłem przez lunetę. Po jego biurze latał jego dziecko, a on za nim. Położyłem palec na spuście. Już go naciskałem, gdy ojciec wziął swoją pociechę na ręce, a ona go przytuliła i dala buziaka. Zrezygnowałem.

Widziałem siebie. Zabrać temu dziecku ojca...na jego oczach. Na to się nie pisałem. Do szefów powiedziałem, że tego nie zrobię i wróciłem do bazy. Okazało się, że zlecenie było cholernie dobrze płatne. Przez mój wybór, stracili wiernego klienta i dodatkowo musieli zapłacić karę.

Jeden z trójki byków. Przyszedł do mojego namiotu. Zaczął się na mnie drzeć i lać. Nie pozostawałem mu dłużny. Biliśmy się ile wlezie, ale tak podpisałem na siebie wyrok śmierci. Rogaty postanowił się mnie pozbyć. Nie rozumiał, co takiego zobaczył we mnie jego ojciec. W pewnym momencie przygniótł mnie do ziemi i zaczął dusić. Próbowałem się wyrwać, ale na nic.

Przypomniałem sobie wtedy o nożu schowanym pod łóżkiem. Sięgnąłem po niego, chwyciłem mocno i wbiłem w gardło. Przekręciłem, aby zrobić więcej szkód. Wyciągnąłem, a on upadł na bok, dusząc się, a mnie oblewając swoją krwią. Gdy złapałem oddech całą bluzkę miałem karmazynową. Zdjąłem ją, zabrałem karabin, nóż i wyszedłem jak najszybciej z namiotu. Zapomniałbym. Zanim wyszedłem. Zostawiłem na trupie notkę dla innych. "Pocałujcie mnie w dupę. Sam."

Zabrałem terenówkę i pojechałem przed siebie. Pierwszym celem był powrót do polski. Na grób matki i ojca. Problemem były jednak pieniądze. Nie miałem ich bo bractwo mnie opłacało. Sam nie miałem grosza przy duszy. Musiałem znowu wykonywać zabójstwa na zlecenie. Im więcej robiłem tym lepiej mi szło i tym lepiej były płatne. Po drodze zostawiłem kwiaty na grobach rodziców.

Co tu dalej? A! Pajączek. Będąc najemnikiem, trafiłem do Rosji. Nigdy tam nie jedźcie. Dobrze wam radzę."

Natasha: "Ej! To bardzo ładny kraj. Co ci w nim nie pasuje?"

Sam: "Jest ładny, to fakt. Przyznaj jednak, że Rosja to nie kraj, a stan umysłu. Atomowa łódź podwodna przy plaży pełnej ludzi. Rosja. Czołg przejeżdżający znikąd w poprzek drogi. Proszę bardzo. Ssaki pijące wódkę ze szklanek jednym haustem. Czemu nie. Też takich znajdziesz. To nie jest normalne, ale ten kraj rządzi się swoimi prawami. To się tyczy każdego aspektu życia i nauki. Kilkanaście promili, a trzeźwy jak nigdy. Wylecieć z któregoś piętra, bo nie chciało się słuchać ujadającej żony. Phi. Normalka."

Natasha tylko na przemian otwierała i zamykała buzię. Trudno było się z tym nie zgodzić, więc tylko dała znak żeby kontynuował.

Sam: "Wracając. Trafiłem tam porobiłem kilka zadań. Po jakimś czasie zgłosił się do mnie jakiś sztywniak. Ściśle tajne zlecenie. Wiedziałem tylko, że mam kogoś pilnować."

Natasha: "Taa. Tym kimś byłam ja. Ja też miałam momenty niesubordynacji i dali mi kolejne zlecenie, ale miał ze mną pójść ktoś żeby zabić cel i mnie na wypadek gdybym ja tego nie zrobiła. Żołdacy gadali właśnie o jakimś MacGyverze. O tym co z niczego zrobi coś. Mówili podobno, że trzema gwoździami, gumą do żucia i pięcioma jajkami naprawiłeś auto."

Sam: "Niech nie robią ze mnie magika. Nawet ja z niczego, nie zrobię czegoś. A co do auta to potrzebowałem tylko dwóch jajek i dwóch gwoździ. Naprawa chłodnicy nie jest taka trudna na środku pustyni w prawie czterdziestostopniowym upale." rzucił żartobliwie.

Natasha: "Moja historia będzie kiedy indziej. Leć dalej."

Sam: "No... Gdzie ja... A. Misja wykonana, tak po naszemu czyli nie. Nasze drogi się rozeszły, a ja żyłem dalej. Wtedy zaczęły się pojawiać problemy. W Rosji zadzieje się wszystko. Bliscy, niektórych z wcześniejszych zleceń zaczęli mnie gonić. Bractwo również deptało po piętach. W tym kraju mogli by rozpętać trzecią wojnę światową ze mną w roli głównej i nikt by się nie przejął. Musiałem uciekać. Cel : Zjednoczone Stany Zoolandii.

Oni będą mniejsze pole manewru, ale ja będę w dupie, bo zaraz pod nosem tego króliczego agencika. Jeździłem po całych stanach, a gdy myślałem, że zgubiłem bractwo, trafiło do mnie pokaźne zlecenie. Tak dobrze płatne, że zamiast jechać na Bahamy, mógłbym je sobie kupić. Fajnie było pomarzyć do momentu, gdy się okazało, że to pułapka.

Spotkanie było w magazynie, gdzieś w teksasie. Czekałem na zleceniodawca. Jedyne czego się doczekałem to cios w pysk, a potem skopanie na ziemi. Chwilę później pofatygowali się bracia. Obaj wściekli jak cholera. Jeden połamał mi nogę, a drugi rękę. Myślałem, że to będzie koniec, ale nie. Ich doktorek mnie poskładał tylko po to, by mogli się wyżywać dalej.

Wozili mnie ze sobą to tu, to tam, aż trafiliśmy do tej huty. Tam przez kilka miesięcy torturowali mnie dzień w dzień. Wiecznie podkreślali, że moja śmierć będzie powolna, że będę konał w męczarniach. Dalej to już wiecie. Znaleźliście mnie i teraz jestem tutaj." skończył.

Wszyscy byli pod wrażeniem tej historii. Porwanie, tułaczka i tortury. Każdy mu współczuł tyle cierpienia i wewnętrznego rozdarcia. Nick jednak miał pewne obiekcje co do historii, ale postanowił zachować to dla siebie.

Tomek: "Kurczę." tylko tyle wydusił z siebie.

Judy: "Nie wiedziałam, że tak cierpiałeś. Przykro mi z powodu śmierci twoich rodziców." współczuła mu.

Sam: "Nikt nie wiedział. To nie są rzeczy o których łatwo się mówi. Nauczyłem się jednak wiele. No... to może teraz się dowiem gdzie jestem."

Judy: "Pani doktor? Może zrobimy wycieczkę?" zapytała i dostała odpowiedź twierdzącą.

Wszyscy ruszyli z sali. Durga oczywiście siedziała na barku Po. Skierowali się do najbliższej windy i pojechali na inne piętro. Alicja prowadziła ich na dotąd nieznane piętra. Otworzyła drzwi i ich oczom ukazały się kolejne stanowiska naukowe. Naukowcy krzątali się wokół nich, mierzyli, badali, spisywali wzory na tablicach, dyskutowali o nauce... po prostu tętniło tu życiem naukowym. Sam czuł się tutaj idealnie. Miałby niezłe zaplecze do tworzenia przydatnych sobie rzeczy.

Sam: "Nieźle. Bronią też się zajmujecie ?" zapytał Alicji.

Alicja: "W hali obok, ale tak." pokazała orientacyjnie położenie.

Sam zaczął zacierać ręce. Nie zważał na innych. Zaczął się przeciskać między naukowcami i stanowiskami w kierunku w którym miał być jego raj. Nick to zauważył i ruszył za nim. Pogodził się z nim tylko na pokaz. Ciągle mu nie ufał. Gonił za nim aż do krańca hali. Tam rozejrzał się za drzwiami. Zobaczył tylko jak się zamykają. Doskoczył do nich i przeszedł przez nie.

Od razu trafił na zafascynowanego Sama. Złapał mu ręce i wygiął do tyłu.

Nick: "Co ty kombinujesz?"

Sam: "Oj weź się uspokój. Jestem z wami, ale muszę mieć broń. Co nie?"

Nick zmrużył oczy i niechętnie go puścił. Pokazał mu, że go obserwuje. Wezwał innych do siebie. Chwilę później przyszli, a Sam już latał w poszukiwaniu swojej piękności. Wesoły, jak dziecko z cukierkiem, przyleciał do wszystkich z karabinem snajperskim.

Sam: "Pani doktor. Będę mógł sobie tu posiedzieć i zmodyfikować to cudeńko?"

Alicja: "Pomożemy ci. Nie ma pośpiechu. Tak czy siak musisz tu zostać i nauczyć się korzystać z komunikatora."

Nick: "Tak. Będę miał tydzień spokoju od ciebie." powiedział zadowolony.

Alicja: "Nie do końca. Muszę cię zasmucić. Szkolenie potrwa jakieś trzy dni. U każdego z was zauważyliśmy pewien wzorzec. Niektóre słowa, w zapisie fal, wyglądały u każdego z was tak samo."

Durga: "Okej. Coś jeszcze mamy do omówienia? Muszę coś skończyć na komputerze."

Natasha: "Ja też bym się zbierała. Mało spałam, a trzeba było przyjechać tutaj."

Nick: "Rozumiemy. To widzimy się wszyscy jutro."

Tomek: "Ja mam planowo wolne, więc nie za bardzo."

Durga: "Mnie jeszcze wszystko boli."

Judy: "Okej. Spokojnie. To po prostu do zobaczenia." pożegnała się ze wszystkimi, którzy wyszli i ruszyli do siebie.

Alicja skierowała Sama do kierownika hali. Gdy ten poszedł, Nick zagadał do pani doktor.

Nick: "Alicja? Możemy pogadać na osobności?" wskazał na nią, Judy i siebie.

Skinęła głową i zaprowadziła ich do jednej z sal w której mogli obradować naukowcy. Była pusta. Usiedli przy stole. Nic nie mówili. Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Judy czuła, co miało być tematem rozmowy. Nie była jednak pewna czy chce, aby się odbyła. Patrzyła tępo w stół, zastanawiając się czy nie wyjść. Nie lubiła, nie wiedzieć na czym stoi. Z drugiej strony, nie chciała się dowiedzieć.

Obawiała się najgorszego. Już była rozdarta tą myślą. Ukrywała to jednak. Budowała co raz większy mur. Nick chciał jednak zniszczyć jej pracę. Poczuła nagle dotyk na ramieniu. Głos Nicka, wcześniej ignorowany, zaczynał się klarować w jej głowie. Stawał się coraz wyraźniejszy. Nie spostrzegła, że siedzi zamyślona od kilku minut. Spojrzała powoli na lisa. Jego oczy mówiły, że prędzej czy później, trzeba będzie poruszyć ten temat.

Obraz nagle zaczął stawać się niewyraźny. Wszystko przez łzy, powoli napływające do oczu. Strzepnęła jego rękę, odsunęła się od stołu, zeskoczyła z krzesła i wybiegła, zostawiając Alicję w osłupieniu. Nick ruszył w pogoń, ale jak tylko wyszedł z sali, ona już była całkiem daleko. Wołał ją jak opętany. Słychać było go w całym kompleksie. Poleciał w kierunku miejsca w którym ostatnio ją widział. W pewnym momencie zniknęła mu z oczu. Stał pośrodku hali, kręcąc się dookoła. Szukał jej.

Zwiała nie chcąc, by ktokolwiek był przy niej, ale czuł, że potrzebuje tego. Jak nigdy dotąd. Przechadzał się po ogromnym pomieszczeniu. Głowa chodziła mu na lewo i prawo. Lekka wrzawa panująca wokół nie ułatwiała mu zadania. Jego głos nie mógł się przebić. Musiał pomyśleć. Główkował nad możliwym miejscem schowania się, odcięcia przed światem. Jedyny pomysł jaki mu przyszedł do głowy pochodził z filmów. Schowek na miotły albo składzik. Niby durne miejsce do wylewania łez, ale warte było sprawdzenia.

Zapytał się jednego z naukowców o najbliższe miejsce. Bóbr wskazał mu kierunek, a on czym prędzej podążył w tę stronę. Nie trudno było znaleźć to czego szukał. Na zielonych drzwiach wisiała metalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem: "Pomieszczenie techniczne". Otworzył drzwi i... nic nie zobaczył. Panowały tam egipskie ciemności. Aktywował noktowizor i szukał włącznika światła.

Jakiś geniusz który projektował ten budynek, postanowił umieścić go na jego samym końcu. Drzwi zamknęły się za nim samoczynnie. Dopiero gdy tak się stało, do jego uszu dobiegł cichy płacz. Schowek nie był taki mały. Do przeciwległej ściany było kilka metrów pomiędzy szafkami z chemią, które tworzyły swoiste alejki. Finalnie dotarł do celu i włączył światło. Wtedy usłyszał jak butelki na jednej z szafek zostały wytrącone z równowagi i czyjeś kroki. Dochodziło z tego samego miejsca co płacz, ale się oddalało od niego.

Nick: "Judy? Jesteś tutaj?" zapytał, włączając normalny tryb widoku w oczach.

Wtedy dźwięki stały się głośniejsze. Płacz zmienił się w szloch, a kroki zaczęły rozbrzmiewać po pomieszczeniu coraz szybciej.

Judy: "Ja nie chcę wiedzieć." wyrzuciła z siebie, zdradzając swoją pozycję.

Nick nie mógł pozwolić jej na kolejną ucieczkę. Była załamana. Nie wiedział tylko czym. Jedyne czego mógł być pewien, że jest jej ciężko. Jedyne wyjście było tym przez, które wszedł. Pobiegł do niego jak najszybciej mógł. Gdy był już niedaleko, zza szafki, do drzwi dopadła Judy. Doskoczył do niej i złapał ją od tyłu i wciągnął z powrotem do środka. Miotała się w jego uścisku. Biła i kopała, wykrzykując, że w kółko to samo. "Ja nie chcę !" Nick obrywał i to porządnie. Próbował zrozumieć, jak w tak małej osóbce, może znajdować się tyle siły. Jego twarz co róż wykrzywiała się z bólu.

Nick: "Nie puszczę cię dopóki nie pogadamy. Wiesz, że musimy kiedyś o tym porozmawiać."

Mówił jak do ściany. Rzucała się jak tylko mogła. Wpadła w jakąś niezrozumiałą histerię. Nick poczuł jej siłę obrywając w szczękę. Dobrze, że język miał za zębami, bo by było źle. Byłoby to jednak niczym z tym co miał dopiero poczuć. Judy, świadomie lub nie, trafiła go nogą tam gdzie najbardziej może zaboleć. Pal licho gdyby była to męska duma. Jej noga trafiła go prosto w klejnoty.

Takiego bólu, nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. Nick wypuścił ją i zwinął się z bólu. Leżał na podłodze, trzymając się za męskość. Uderzenie było dość silne, by obraz zaczął mu wariować. Cały świat dla niego wyglądał jakby się popsuł. Mylne kolory i braki w pewnych polach widoku. Ujrzał jednak ją jak truchtała do drzwi.

Judy: "To nie ma sensu. Nie ma takiej możliwości i dobrze o tym wiemy." pociągała nosem, otwierając drzwi.

Nick: "Nie... wiesz... tego." wysapał wysokim głosem wplatając w wypowiedź syki z bólu.

Zatrzymała się w przejściu. Stała odwrócona do niego tyłem. Uszy zwisały jej po tyle głowy. Powoli ją opuściła, westchnęła i...

Judy: "Bez przerwy o tym myślałam. Szczęście nie jest nam pisane. Życie nas nienawidzi i na każdym kroku nam to wypomni. Ja już mam dość Nick. Ja już nie chcę się smucić. Nie dam rady tak dłużej żyć. Żegnaj." powiedziała smutno i powoli zniknęła z jego widoku.

Nick: "Ucieczka od problemów, nie rozwiąże ich." rzekł w nadziei na to, że go jeszcze usłyszała.

Nick trawił każde jej słowo. Przetwarzał każdą sekundę jej wypowiedzi. Ton głosu. Każde słowo po kilka razy. Sam rozumiał jakie życie jest okrutne. On jednak miał czas się przyzwyczaić, a nawet wykorzystać. Judy nie miała takiej możliwości. Wymusił na niej coś bez dogłębnej konsultacji. Bez pewności, że myślą i czują tak samo. Martwiło go jednak coś innego. Jej ostatnie dwa zdania.

Faktem było, że od samego początku, zawsze znalazł się ktoś krytykujący ich. Ich uczucie do siebie. Niby obiecali sobie, nie przejmować się tym, ale ciężko jest się odciąć od tego co się usłyszało czy zobaczyło lub doznało. Nick trzymał dla siebie pewne rzeczy. Jedną z nich była pewna sytuacja w sklepie.

Z samego rana wybrał się do sklepu po zakupy na śniadanie i ogólnie do domu. Idąc ulicą, niektórzy nie ukrywali swoich opinii. Mówili by, i tu zależy od społecznej odwagi, odejść, odwalić się, a nawet odpierdolić. Od krytyki do tradycjonalistycznego fanatyzmu jest cienka granica. Nie którym ssakom, nie było ciężko ją przekroczyć. Znalazł się nawet ktoś, który mu prosto w oczy powiedział, by spłonęli w piekle za... uczucie które do siebie żywili. Nick stanął wtedy jak wryty. Nie rozumiał tej nienawiści. Tego szykanowania i potępiania go. On jeszcze jako tako to zniósł. Cieszył się jednak, że Judy nie musiała tego słuchać.

Gdy tak rozpamiętywał tę sytuację, pomyślał, czy może Judy nie przytrafiło się coś podobnego. Nie opuszczali siebie prawie na krok, ale nie byli dla siebie jak kule u nogi. Jak trzeba było gdzieś, po coś pójść, to jedno z nich się wybierało. Czyżby Judy również została ugodzona w serce? Wtedy do głowy przyszła mu myśl. Najgorsza z najgorszych dla niego. Tyle złośliwości wywołujące ból wewnętrzny i rozgoryczenie.

Nie rozumiał czemu, ale czuł, że to jego wina. Nie wierzył w to co pomyślał. Judy... odeszła. Nie wytrzymała naporu i poddała się opinii innych. Lis chciał, by było to nieprawdą. Jednak wyobrażał sobie jej minę. Starał się w czuć w nią. W to co nią kierowało. Im dłużej myślał, tym bardziej obwiniał siebie. Kochał ją, lecz coraz silniej tłumaczył wbrew sobie coś w co sam nie wierzył. Im więcej razy coś powtórzysz, tym bardziej w to wierzysz.

Dał sobie jeszcze kilka minut na odejście boleści. Nieśpiesznie, by nie czuć się gorzej, wstał i ruszył do drzwi na halę, a potem w kierunku windy, by ostatecznie wyjść na zewnątrz. Stanął na parkingu, ale jego auta nie było. Przypomniał sobie wtedy, że Judy miała jego klucze. On prowadził, ale nie rozumieć czemu, postanowił dać je jej. Ona ciągle je miała i odjechała. Czekała go długa droga do domu.

Po kilkunastu minut chodzenia poboczem drogi, nadjechał jakiś wóz. Nick złapał podwózkę w bardziej miejskie tereny Las Padas. Stamtąd już mógł na spokojnie wsiąść do komunikacji miejskiej. Stanął na przystanku metra, które w miejscu gdzie wysiadł, wychodziło na powierzchnię. Wszedł na peron i usiadł na ławce. Głowę oparł o ścianę i zamknął oczy.

Zastanawiał się. Dlaczego miłość jako droga, musi być tak wyboista, tak kręta i tak wymęczająca? Dlaczego nie jest gładka, prosta i łatwa? Dlaczego jest pełna przeszkód? Przeszkód testujących granice wytrzymałości pojazdu i pasażerów, czytaj związku i zakochanych. Tyle katorgi dla jednego celu. Spokoju ducha i życia w szczęściu niepojętym.

NIE

Nagroda jest o wiele większa. Każda przykrość, walka z przeciwnością życia jest nauką. Nauką wzmacniającą i przyzwyczajającą oraz uczulającą na kolejne przeszkody. Im częściej się z czymś zmagasz, tym mniej cię dziwi pojawienie się tego na powrót. Tym lepszy masz stosunek do tego. Tym lepszy plan posiadasz na zniwelowanie tej bariery.

Musiał walczyć... z Judy... o Judy. Ona jednak postawiła wysoką zaporę. Nie do przeskoczenia, lecz gdy nie możesz przeskoczyć czegoś... usuń to. Po kawałku, aż samo nie wytrzyma i runie. Najlepiej niszczy natura. Nasionko wyrośnie nawet w malutkiej wyrwie w drodze. Rosnąc będzie rozrywało ją, aż do momentu, gdy nie da się po niej jeździć. Tak samo on. Musiał zasiać w niej nasionko. Nasionko... wiary, niezłomności i walki o swoje.

Nick : "Skoczek. Życie nie da ci szczęścia na tacy. Mami i wodzi za nos, że może ci to dać. Obłuda. Nic nie ma. Sama musisz znaleźć, a potem walczyć o te dobre wartości. Posłuchaj mnie dobrze."

Nick przypomniał sobie pewien tekst. Piękny. O głębokim przekazie. Wysyłał go myślą do niej, ale zarazem mówił to na głos.

Nick :

"Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,

Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.


Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy -

Bo nie rozszczepią słowami błyskawic -

Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy.


Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy

Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.


Szaleni słońce chwytający w locie,

Wasz śpiew radosny był mu trenem łzawym;

Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy.


Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,

Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.


Błogosławieństwem i klątwą niech broczy

Łza twoja, stwórco* w niebie niełaskawym.

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy."


(Wiersz Dylana Thomasa w przekładzie Stanisława Barańczaka. * - oryginalnie było "ojcze", zmiana jest moja i tylko to słowo.)

Skończył i westchnął głęboko. Liczył na to, że go słyszała, że nie wyłączyła swojego komunikatora. Nie wiedział czy to możliwe, ale w końcu to od niej wyszedł ten pomysł. Skoro raz wyłączyła ich komunikatory, to mogła zrobić to samo teraz, tylko że ze swoim. teraz musiał tylko czekać. Nie chciał być nachalny. Miał nadzieję, że stworzył już jakieś podwaliny do rozmowy w domu.

??? : "Piękny wiersz. Zbyt piękny, by był mówiony ot tak dla byle kogo." odezwał się ktoś obok niego.

Powoli otworzył oczy i spojrzał na jegomościa. Był to dzik. Około czterdziestki. Zadbany. Zamszowe spodnie koloru ciemnej zieleni i współgrająca marynarka wisiały na nim. Były nieco za duże. Tak samo jak biała koszula, którą miał ubraną. Po jego ubiorze, okularach i skórzanej teczce, Nick wywnioskował, że jest to jakiś wykładowca. Zapewne z jakiejś wyższej uczelni. W gimnazjach i liceach nie przerabia się takich wierszy.

Spojrzał przed siebie. Miał widok na dużą część miasta. Głównie na centrum Zwierzogrodu. Drapacze chmur na skraju wszystkich czterech dzielnic wyłaniały się ponad górami, leżącymi na skraju Las Padas. Kilka było ośnieżonych i należały już do Tundrówki.

Nick: "Ma pan rację. To... dla mojej dziewczyny. Przeżywamy akurat... kryzys w związku. Wydaje mi się, że ją unieszczęśliwiam, ale... ona jest zagubiona. Tak mi się zdaje, że odeszła w poszukiwaniu szczęścia... bo jak na razie spotykają ją same przykrości. Sam nie wiem." odparł melancholijnie.

Dzik: "Długo ze sobą byliście ?"

Nick: "Bardzo długo." odrzekł choć nie wiedział. Był tak szczęśliwy i zakochany, że nie liczył. Nie było mu to potrzebne do szczęścia skoro miał je całe zaraz przy sobie.

Dzik: "Rozumiem... A co takiego może szukać lisiczka by być szczęśliwa. Skoro byliście ze sobą już jakiś czas to chyba... Tak mi się wydaje, że miała już wszystko potrzebne do bycia szczęśliwą." powiedział kładąc mu rękę na ramieniu.

Nick: "Ona... nie jest lisem. To... królik. Tak wiem, że jest to śmieszne albo czuje pan obrzydzenie. Przyzwyczaiłem się już do obelg i gróźb. Nie pan jeden..." mówił nieprzerwanie, ze wzrokiem wciąż wlepionym w panoramę centrum lecz został uciszony.

Dzik: "Proszę przestać. Nie zna mnie pan, a wysuwa takie wnioski. Nic się jednak nie stało. Trzeba najpierw kogoś znać by móc oceniać." obrócił się w jego stronę.

Nick: "Przepraszam. Po prostu... ten kryzys. Nick Bajer. Naprawmy mój błąd." obrócił się do niego wy ciągnął rękę.

Dzik: "Wiem kim pan jest. On pana szukał. Czekał na dobrą okazję." rzekł złowieszczo.

W tym momencie Nick zauważył olbrzymią plamę krwi na koszuli. Na wysokości brzucha. Na samym środku było podłużne rozcięcie. Wcześniej dzik skrywał to skrzętnie pod marynarką lecz obrót to odsłonił. Nickowi, oczy otworzyły się szeroko. Jako policjant i członek oddziału, jego służba trwała dwadzieścia cztery godziny na dobę. Myśl o wyciągnięciu broni schowanej pod koszulą, zasłonięta została przez tajemniczego "Jego". Ktoś go szukał. Tylko po co?

Wtedy poczuł ukłucie w szyję. Trwało tak szybko, że nie zdążył trafić w cokolwiek ręką. Obrócił się w drugą stronę. Nie dowierzał w to co widział. Nieznajomy "On" nie był tak nieznajomy. Obudził w nim gniew. Teraz wiedział co się stało, ale nie mógł wiedzieć o tym co zostało mu podane.

Nick: "Co ty mi zrobiłeś!" krzyknął zwracając uwagę innych czekających.

??? : "Cicho.<powiedział do niego> Sorki za kolegę. Tiki nerwowe i te sprawy." uspokoił innych, którzy wzruszyli ramionami i wrócili do wlepiania gał w ekrany swoich komórek.

Nick bez zawahania poderwał się z ławki. Sięgnął po broń i wycelował w nich. Już miał rzucić policyjną formułką i, jak to on, jakimś humorem, ale... nic. W głowie miał gotowe całe wypowiedzi. Nie wiedzieć czemu były one tylko i wyłącznie w głowie. Jego gardło i struny głosowe były niewzruszone. Jakby nie odbierały rozkazu do działania. Wolną ręką złapał się za szyję. Jakby miało to pomóc. Rzucił gniewne spojrzenie, żądające wyjaśnień zarazem.

??? : "Schowaj broń. Nie chcemy zwracać uwagi. Siadaj." wskazał na miejsce, na którym wcześniej siedział.

Nicka rozbawiło to co powiedział. Rozbawienie musiało jednak ustąpić zdziwieniu i strachowi. Nie chciał tego robić, ale zrobił. Schował broń i wrócił na miejsce. Walczył sam ze sobą, ale był odcięty. Inaczej. Czuł wszystko. Czuł, że to robi, ale nie miał żadnego wpływu. Mógł robić co chciał, ale polecenie było poleceniem. Tracił wtedy kontrolę.

??? : "Nic nie powiesz. Aaa. Zapomniałem. Pozwalam ci abyś mówił, ale nie wzywaj pomocy."

Nick : "Dlaczego?" w końcu coś wypowiedział.

??? : "Mam swoje powody. Masz tu listę zadań, które musisz wykonać. Zaraz nadjedzie pociąg więc jak tylko wsiądziesz zapomnisz co się tutaj wydarzyło, potem otworzysz kopertę i wykonasz te zadania."

Nick otrzymał kopertę. Chwilę później nadjechał pociąg. Chcąc, nie chcąc, wsiadł do niego. Jak tylko drzwi się zamknęły, jego pamięć wróciła do momentu, gdy skończył wiersz. Rozejrzał się po wagonie. Nie rozumiał skąd się tam wziął. Spojrzał na dół czując coś w ręce. Kopertę. Otworzył ją i wyjął z niej kartkę. Przeczytał to, co na niej było. Był kompletnie zdezorientowany. Uznał, kopertę i list za totalny bezsens, ale zatrzymał oba przedmioty. Schował je do kieszeni i zajął miejsce.

Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu.

Porozmawiać z Judy.



Hejo hejo Z tej strony Kilokero1

Znowu długa przerwa bo, znowu nauka. Tak się nagle mi pozmieniało, że uwierzcie mi, że naprawdę się staram pisać jak najszybciej mogę.

Rozdział bez błędów interpunkcyjnych i składniowych jest sponsorowany przez Wiktoria7Black  :D

Piszcie w komentarzach czy chcecie zobaczyć kilka jej rysunków oraz moich "sfotoszopowanych" ich wersji.

Przypominam też o kilku rzeczach :

1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"

2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/

3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie, że jest okej, a co nie za bardzo.

4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów) Będę je systematycznie naprawiał.

Bye bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top