Zły i dobry osąd
"Nigdy nie należy wydawać sądu o rzeczy na podstawie karykatury, którą z niej uczyniono."
Mikołaj Wasiljewicz Gogol
Dom rodziców Judy
Godziny wieczorne
Rodzinka Hopps'ów wróciła z pracy na roli i zasiedli do wspólnej kolacji. Byli wykończeni ale jeszcze mieli trochę siły na rozmowę, żarty i wspominki.
Bonnie : "Ciekawe kiedy się obudzi ? Musi pewnie być diabelsko głodny. Pójdę go obudzić." rzekła wskazując głową na wciąż śpiącego Nick'a.
Judy : "Oj zostaw go mamo w spokoju." powiedziała powstrzymując matkę od wstania.
Judy : "Nie spał od dobrych 30 godzin i do tego jest ranny. Jego ciało potrzebuje czasu aby się zregenerować."
Bonnie : "No tak, ale energii też potrzebuje."
Judy : "To spokojnie. Wie gdzie jest lodówka ewentualnie będzie wołał." rzekła z uśmiechem.
Stu : "Jak uważasz Judy."
Judy : "Ano właśnie tato. Teraz pogadajmy na poważnie. O jakim złodzieju mówiłeś wtedy ? No wiesz... jak przyjechaliśmy."
Stu : " Eeee. Acha. No po miasteczku i okolicach od jakiegoś tygodnia grasuje tu jakiś rzezimieszek. Okrada domy i ludzi, tłucze ich do nieprzytomności i ogólnie jest wandalem. Wiesz, grafiti i te sprawy."
Judy : "Wiadomo jak wygląda ?"
Bonnie : "No właśnie wszyscy mówią o lisie. Lis ich okradł. Lis ich pobił. Ale nikt nie wie kim on jest. Tutaj mieszka tylko Gideon. Słyszałam że niektórzy z miasteczka zamierzają go dopaść, nawet policja ale chcą mieć pewność."
Judy : "To wszystko co wiadomo ?" zapytała chcąc znać każdy szczegół.
Stu : "Jeszcze, zawsze na każdym miejscu zdarzenia zostawia kartkę z napisem : "Rudzielec". To wszystko co wiadomo."
Judy : "Dzięki wielkie. Jutro podjadę na posterunek w miasteczku i zobaczę jak mogę pomóc."
Bonnie : "Tylko bądź ostrożna jutro."
Judy : "Dobrze mamo. Dobranoc kochani." powiedziała wstając od stołu i kierując się do swojego pokoju.
Następnego dnia
Godz. 6:00
Judy już wstała z łóżka, ubrała się w jasnoróżową bluzkę i ciemne spodnie oraz kabury z pistoletami które zakryła bluzką, zabrała odznakę, zjadła śniadanie, wyszła z domu i ruszyła do centrum Szarakówka które było dwa kilometry od domu jej rodziców. Idąc sobie wyjęła telefon i zadzwoniła do komendanta Bogo.
Bogo : "Zwierzogrodzki Departament Policji, Komisariat nr.1. Komendant Bogo przy telefonie. Słucham ?" powiedział to tak jakby to było puszczone z nagrania.
Judy : "Komendancie. Tu oficer Hopps. Przepraszam że dzwonię o tak wczesnej porze ale mam sprawę do pana."
Bogo : "O co chodzi Hopps ? Przecież masz wolne więc niby czego możesz chcieć." rzekł typowym opryskliwym głosem.
Judy : "W moim rodzinnym miasteczku, jakiś złodziej i bandyta od tygodnia lata w te i nazad i okrada domy oraz tłucze zwierzęta na ulicach. Chciałabym żeby skrócił mi pan urlop i zadzwonił pan na posterunek w Szarakówku oraz przydzielił mnie do tej sprawy." rzekła stanowczo.
Bogo : "Urlop to urlop. Po drugie, nie masz nawet broni, blachy ani munduru. I dlaczego tylko ty tego chcesz ? Co z Bajerem ?"
Judy : "Jestem funkcjonariuszem policji i przysięgałam chronić i służyć, nieważne gdzie jestem. Dwa, Jasiu panu nie mówił że dostając awans do oddziału G.N.I.E.W.W. mamy prawo do swobodnego posiadania i noszenia broni w cywilu ? Trzy, blachę zawsze zabieram ze sobą na wszelki wypadek a mundur się na pewno znajdzie dla mnie. A cztery, Nick to inna sprawa, do wyjaśnienia na inny czas. Więc wracając do sedna to TAK czy NIE ?" odpowiedziała Judy wyczerpująco i stanowczo na jego pytania.
Bogo widząc że w tym rozdaniu to Judy ma lepsze karty, dał za wygraną i odrzekł.
Bogo : "Dobra. Tak. Daj mi 20 minut i to załatwię. Jak tylko skończysz masz wrócić na resztkę urlopu bo jak się burmistrz dowie że to zrobiłem to tak mnie przemagluje że spodziewaj się tego że będę was nawiedzał z zaświatów."
Judy : "Dobrze. Na spokojnie komendancie. Dotrę tam dopiero za jakieś 30 minut. Żegnam."
Rozłączyła się i jeszcze żwawszym krokiem szła do centrum Szarakówka. Było to małe miasteczko jak każde inne. Tętniło życiem, czyściutkie i ładniutkie a ludzie byli dla siebie nader uprzejmi. Typowa mieścina ot co. Gdy szła ulicami, ponownie widziała wiele znajomych twarzy : przyjaciół, mieszkańców i staruszków którym pomagała za młodu a którzy witali ją słowami typu : "Ale wyrosłaś." , "Ale piękna kobieta z Ciebie się stała" itd. Przeszła obok urzędu miasta i weszła na posterunek. Podeszła do recepcji, przedstawiła się jako oficer Judy Hopps i poprosiła aby ją zaprowadzić do szefa. Poszła za funkcjonariuszem i weszła do biura kierownika którym był dzik który rozmawiał akurat przez telefon. Na biurku był mały szyldzik z napisem : "Kierownik posterunku Matthew Fajka".
Fajka : "Tak rozumiem. Dobrze, przydzielę ją na czas trwania tej sprawy i zapewnię mundur. Ogromnie się cieszymy że Zwierzogrodzka Policja podaje nam pomocną dłoń. Do widzenia."
Odłożył telefon, usiadł w fotelu i zwrócił się do Judy.
Fajka : "Witam Cię Judy Hopps. Pewnie już wszystko wiesz więc nie będę wchodził w szczegóły. Pójdziesz najpierw do szatni, jak wyjdziesz to w prawo i drugie drzwi na prawo, tam powinnaś znaleźć mundur a potem moi ludzie zaznajomią Cię z aktami sprawy w pokoju naprzeciwko mojego gabinetu. Słyszałem że odznakę masz ze sobą oraz broń. To dobrze. W czymś jeszcze pomóc ?"
Judy podziękowała, wyszła z gabinetu i skierowała się do szatni. Znalazła mundur i się w niego ubrała. Przypięła odznakę i założyła kabury na pas i ruszyła by zaznajomić się z aktami. Weszła do pokoju w którym było trzech policjantów : byk, ryś i wydra. Byli oni niżsi stopniem od Judy więc gdy weszła zasalutowali jej.
Judy : "Spocznijcie chłopaki. To jak się ma sprawa ?"
Wydra : "Trzy akty wandalizmu, trzy pobicia, trzy ssaki w ciężkim stanie i cztery włamania."
Judy : "Coś łączy te wydarzenia ?"
Byk : "Nie licząc włamania do twoich rodziców, zniszczone lokale to cukiernie i piekarnie należące do tych trzech pobitych ssaków. Tych trzech którzy zostali przed pobiciem okradzeni."
Judy : "Mam rozumieć że nieznany sprawca najpierw demoluje cukiernie, potem okrada dom właściciela a następnie w biały dzień tłucze go do nieprzytomnośći ?"
Ryś : "Co najciekawsze że jedyna cukiernia jaka została należy do Gideona Gryza, gatunek : lis. Albo będzie następny albo, co bardziej jesteśmy skłonni przyjąć, to on jest sprawcą. Lis jak się patrzy. Najpierw wysiuda konkurencję a potem zostaje mu tylko zbijać kokosy mając monopol." rzekł z uśmiechem.
Byk i wydra mu przytaknęli.
Judy : "Słucham że CO ?! Gryz może i był palantem za młodu ale nie wierzę że to on za tym stoi." rzekła oburzona.
Wydra : "To czas uwierzyć oficer Hopps. Tylko on ma się świetnie, ofiary i świadkowie mówią o lisie a na każdym miejscu zdarzenia sprawca zostawia taką oto karteczkę." powiedział wręczając jej foliowy worek na dowody z karteczką w środku na której ciemnopomarańczowym kolorem było napisane "Rudzielec".
Wydra : "Ewidentnie mówi o sobie."
Judy : "Przepraszam że to mówię ale głupi jesteście. Kaligrafia ? Serduszko nad i ? To nie jest pismo męskie."
Oburzyli się wszyscy po czym byk rzekł.
Byk : "Mógł się postarać i zrobić to serce dla zmylenia tropu. Wszystkie dowody wskazują na niego że on to napisał i popełnił resztę zbrodni."
Judy : "Wspominaliście o świadkach więc musicie mieć rysopis." powiedziała po czym dostała rysopis ujmujący całe ciało
Judy : "Dwa metry ? Gideon ma ledwo metr sześćdziesiąt a lisy wyższe już być nie mogą."
Ryś : "Szczudła, kolejna zmyłka." powiedział ale Judy ciągle miała obiekcje do rysopisu.
Wydra : "Chcąc nie chcąc trzeba go aresztować. Dzisiaj jest już zaplanowana obława na niego."
Judy : "A macie jego zeznania ?"
Ryś : "Od winnego zbieramy po aresztowaniu." odrzekł pewnie.
Judy : "Nie, żadnej obławy kiedy nie macie niezbitych dowodów ani nie przesłuchiwaliście podejrzanego." powiedziała czerwona od złości wychodząc z sali i wchodząc do gabinetu Fajki.
Judy : "Kierowniku Fajka. Proszę odwołać dzisiejszą obławę. Pańscy ludzie są nierzetelni co może doprowadzić do uwięzienia niewinnego ssaka."
Fajka : "Ale co się stało pani oficer ?"zapytał skonsternowany.
Judy : "Pańscy ludzie mając niepełny zbiór dowodów dokonali sądu że to Gideon Gryz jest winnym w sprawie." mówiła wściekła.
Fajka : "Dobrze, dobrze. Odwołam akcję. Proszę w takim razie dokończyć zbieranie dowodów i pani oceni kto jest winnym."
Judy : "Dziękuję." powiedziała już spokojniejsza.
Nie musiała nawet chłopakom tego mówić bo stali w drzwiach i wszystko słyszeli. Wychodząc dorzuciła chłopakom.
Judy : "Nigdzie się nie ruszajcie chłopcy. Idę do waszego "winnego" spisać jego zeznania."
Byka, rysia i wydrę ogarnął gniew. Jak ona może tak sobie pozwalać, w końcu nie jest w Zwierzogrodzie tylko na ich terenie. Judy wychodząc wzięła poprosiła w recepcji o byle jaki formularz jaki może wypełnić petent na posterunku. Gdy dostała, wyszła i z grzecznością poprosiła kierowcę który właśnie wsiadał do swojego auta czy nie podwiózł by jej do domu Gideona. Kierowca znał dobrze rodziców Judy jak i ją samą i z ochotą się zgodził mimo że miał jechać w drugą stronę. Zegar w samochodzie pokazywał godzinę 9:00 gdy ruszali w stronę jego domu.
Dom rodziców Judy
Tymczasem
Nick powoli się budził ze snu. W nocy się tak rozkopał że kołdra leżała na ziemi a on leżał w samych spodenkach. Powoli zaczął otwierać oczy ale początkowo obraz był zamazany a na nim dużo szarych i brązowych plam. Zaczął mrugać oczami a z każdym mrugnięciem obraz stawał się coraz bardziej wyraźny. Ujrzał chyba z dwadzieścia królików, małych i dużych, chłopców i dziewczynki których się przeraził z prostego powodu, byli za blisko jego twarzy. Jego przerażenie przestraszyło króliki które cofnęły się o dwa kroki. Nick poczuł nagle delikatne szarpanie oraz głaskanie na ogonie. Spojrzał się na niego a tam kolejna szóstka podziwiała jego kitę, mniej lub bardziej boleśnie.
Nick : "Aua. Zostawcie mój ogonek, moi mali milusińscy." rzekła z uśmiechem.
Bonnie : "Dzieci zostawcie ogon Nick'a w spokoju." powiedziała po czym dzieci zostawiły kitę Nick'a i zeszły na podłogę
Króliczek 1 : "Czy naprawdę jesteś złym i niedobrym lisem ?" zapytał nieśmiało.
Bonnie spojrzała na niego wymownie ale Nick odrzekł do niej że nic się nie stało.
Nick : "Mogę być kiedy będziemy się bawić." powiedział z uśmiechem na co króliczki też się uśmiechnęły.
Króliczek 2 : "A dlaczego masz tyle ran i siniaków ?"
Nick : "Bo jak spaliście to walczyłem z potworem który chciał was zjeść." uniósł łapy w górę i wysunął pazury aby dodać dramatyzmu.
Dzieci bardzo rozbawił widok Nick'a udającego potwora.
Bonnie : "Dobrze dzieci. Idźcie na dwór się pobawić." zaczęła delikatnie wyganiać króliczki które były tym trochę zwiedzione.
Nick : "Później jak przyjdę to pobawimy się w potwora. Tylko delikatnie bo ten prawdziwy był bardzo mocny i mnie teraz boli." mówił pokazując na swoje rany na co dzieciakom znów wrócił uśmiech na twarz i wybiegły z domu.
Teraz zwrócił się do Bonnie.
Nick : "Która godzina ?"
Bonnie : "Parę minut po dziewiątej."
Nick : "A gdzie Judy ?" zapytał rozglądając się za nią.
Bonnie : "Leż spokojnie. Poszła rozpracowywać sprawę tego lisa włamywacza i rozbójnika."
Nick : "Sama ?! Muszę iść za nią. Jak mogła to zrobić ? To takie niebezpieczne." rzekł szybko podnosząc się z grymasem bólu.
Bonnie : "Spokojnie uparciuchu. Wiedziała że tak zareagujesz." powiedziała kładąc mu na rękę pierścionek, ten sam który on wręczył jej podczas tamtej kolacji.
Nick : "Pierścionek Judy ?" patrzył ze zdziwieniem raz na pierścionek a raz na Bonnie.
Bonnie : "Prosiła by Ci powiedzieć, że masz go pilnować, że wróci po niego." powiedziała z uśmiechem zamykając mu dłoń na pierścionku.
Nick : "Cała Judy :) Dobrze wie że oboje dotrzymamy słowa. Okej. Co na śniadanie o ile nie jest za późno, proszę pani ?"
Bonnie. "Jeszcze zdążyłeś. Lubisz kanapki z sałatą i marchewką ? Ponieważ jak się zapewne domyślasz to nie mamy żadnego mięsa niestety."
Nick : "Nie przeszkadza mi to. Jak trzeba to wegetarianizm mi nie straszny proszę pani."
Bonnie : "Wystarczy Bonnie kochaniutki. Jak mówisz mi pani to czuje się tak staro jak świat."
Nick : "Okej." odparł z uśmiechem.
Zjadł późne śniadanie i tak jak obiecał dzieciakom wyszedł na dwór i zaczął się z nimi bawić. Bonnie cieszył ten widok jak nigdy. Zawsze ufała córce i jej wyborom ale wybór Nick'a na chłopaka był jej najlepszym. Nagle w mgnieniu oka do bawiącego się Nick'a dołączyła reszta rodzeństwa Judy czyli 244 królików. Nick zbladł jak ściana na widok takiej ilości ale zachował zimną krew.
Nick : "STOP!" powiedział głośno a tabun królików stanął jak wryty.
Nick : "Zgaduję że nigdy nie widzieliście lisa z bliska i chcecie mnie wypytać o wszystko ?"
Ujrzał fale kiwających główek.
Nick : "Okej. Chodźcie bliżej dookoła mnie ale tak żebym miał miejsce i odpowiem wam na wszystko co wiem i jak tylko mogę."
Wszystkie króliki wykonały rozkaz jak małe robociki. Przybliżyły się i usiadły na ziemi tak samo jak Nick który zaczął odpowiadać bez końca na pytania. Bonnie stała w oknie zaskoczona dwiema rzeczami : a) Dzieci bez oporów bawiły się z lisem, b) Nick wyglądał jak ojciec, który jest skarbnicą wiedzy i poczucia humoru i że tak sobie poradził z dzieciakami. Wie co potrzebują i im to daje. Mimo braku dzieci znał klucz do ich opanowania. Zrobiło jej się od razu cieplej na sercu.
Dom Gideona
Z powrotem do Judy
Miły starszy bóbr około 60 lat, podwiózł Judy do Gideona. Ta mu podziękowała serdecznie a on zawrócił i sobie pojechał. Nim się obróciła usłyszała Gryza siedzącego na ganku na drewnianej ławeczce.
Gideon : "Hej Judy. Jak z Nick'iem ?"
Judy : "Było... ciekawie i strasznie. Powiedz, spisujesz wszystko czego się dowiedziałeś podczas leczeń innych drapieżników ?" powiedziała podchodząc do niego i siadając obok niego na ławce.
Gideon : "Oczywiście. Kto wie kiedy ta wiedza się komuś przyda. A dlaczego pytasz ?"
Judy : "To dobrze i tak pytam. Przy aktach leczenia Nick'a możesz dopisać że dostał psychozy z powodu "usunięcia" swojej dzikiej strony." rzekła wzrokiem wlepionym w przestrzeń.
Gideon : "Psychozy ?" zapytał z niedowierzaniem.
Judy : "Sama jestem tak samo zdziwiona jak ty. Doszliśmy z Nick'iem do takich wniosków że nie możesz trwale usunąć niektórych rzeczy z mózgu. Jego dzika strona wróciła i doprowadziła go do szaleństwa, samookaleczenia, przewidzeń i można by wymieniać dalej. Jedyne co Nick mógł zrobić to medytacyjnie wejść do swojej głowy i unieruchomić,uwięzić i odciąć od pożywienia swoją dziką naturę. Teraz odpoczywa i się regeneruje w domu."
Gideon : "Od początku czułem że Nick nie jest normalny. Nie zrozum mnie źle, chodziło mi bardziej że jest nietypowy jako pacjent i zaskakujący. A teraz właśnie zauważyłem że jesteś na służbie. Pracujesz teraz w Szarakówku ?"
Judy : "Nie. Po prostu poprosiłam o przydział do sprawy Rudzielca aby pomóc ją rozwiązać. Ale najpierw musisz mi tu podpisać że zgadzasz się na przesłuchanie." powiedziała wyciągając lipny formularz i swój długopis w kształcie marchewki.
Gideon : "Okej." po czym wziął i podpisał się oraz wręczył Judy z powrotem.
Judy : "Nie obraź się ale gryzmolisz jak kura pazurem." powiedziała żartobliwie próbując rozczytać jego podpis.
Gideon się zaśmiał i rzekł.
Gideon : "Zazwyczaj piszę ładniej. Jestem praworęczny ale jakieś dwa tygodnie temu niefortunnie upadłem właśnie na prawą rękę i ją sobie porządnie stłukłem i do dzisiaj podczas pisania tak mnie boli że tylko na tyle mnie stać. Lewą to dopiero bym ci narobił szlaczków. Nawet do liter nie byłyby podobne." rzekł z uśmiechem.
Judy : "Okej, rozumiem" powiedziała po czym schowała formularz.
Judy : "Wiesz może coś o tym Rudzielcu oprócz tego że to lis ?"
Gideon : "Ludzie mówią że wygląda jakoś dziwnie. Bardzo wysoki jak na lisa, długi bardziej kanciasty pysk gdy jak sama widzisz my mamy zupełnie inny kształtem, co jeszcze... a używa kastetów i nie wiadomo dlaczego wygląda jak ja a bynajmniej chce tak wyglądać."
Judy zapisywała wszystko co do słowa po czym kontynuowała przesłuchanie.
Judy : "Nie chcę byś pomyślał że uznaję Cie za winnego ale jak uważasz. Dlaczego jeszcze żaden atak nie nastąpił na twoją cukiernie, twój dom albo na Ciebie ?"
Gideon : "Nie wiem. Może dopiero ma mnie w planach albo robi to ktoś kto mnie nie lubi. Ja wierzę w czystą rywalizację, to zwierzęta zdecydują kto jest lepszy a jak będę przegrywał to będzie tylko sygnał żeby tworzyć smaczniejsze wypieki."
Judy : "A masz kogoś takiego kto może Cię sabotować że o tym wspomniałeś ?"
Gideon : "Nie chyba nie. Jestem bardziej typem pacyfisty i staram się nie nadepnąć nikomu na odcisk chociaż..." pogrążył się w myśleniu.
Judy : "Chociaż co ? Ktoś Ci wpadł do głowy ?"
Gideon : "Ostatnio zwolniłem z cukierni współpracownicę. Zebra imieniem Ewa. Ewa Pasiasta. Była sumienna, zaradna, pomysłowa ale był jeden szkopuł. Była szczera do bólu. Wytykała klientom że są tacy, że są owacy przez co ich traciłem. Dałem jej wypowiedzenie na co zareagowała furią trochę demolując mi cukiernie. Zanim zniknęła groziła mi że ona tak tego nie zostawi i że pożałuję swojej decyzji."
Judy : "Masz jej adres ?"
Gideon : "Nie dokładny. Jak rozmawialiśmy to mówiła że mieszka gdzieś na głównej ulicy. Chyba jakiś ceglany budynek, bardzo stary."
Judy : "Dzięki wielkie. Podrzucisz mnie do miasta ?"
Gideon : "Spoko. I tak miałem się wybrać do sklepu a potem zajrzeć do cukierni i zrobić remanent."
Wsiedli do jego samochodu i pojechali do miasta. Tam Gryz wysadził Judy przed posterunkiem i pojechał dalej. Judy udała się do pokoju narad zgarniając ze sobą wydrę, byka i rysia. Gdy się wszyscy zebrali wyłożyła kawę na ławę.
Judy : "Drodzy panowie. Tak się prowadzi sprawę." powiedziała wyciągając notes i formularz.
Judy "Zacznijmy od karteczki. Gryz jest praworęczny i zeznał że dwa tygodnie temu uszkodził sobie nadgarstek w prawej ręce. Jeszcze dzisiaj jego pismo jego pismo wygląda tak." rzekła kładąc karteczkę na wysokości podpisu na formularzu.
Judy : "Dwa. Jest lisem i z wielką dozą pewności powiedział że ten "lis" nie wygląda jak normalny i zdrowy lis więc mamy do czynienia z podszywaniem się pod lisa."
Judy : "Trzy. Z zeznań wynika że mamy podejrzenie zemsty która jest związana z tymi wydarzeniami. Gryz ostatnio zwolnił swoją pracownicę Ewę Pasiastą która na odchodne zdemolowała mu cukiernię i wygrażała mu zemstą za wylanie jej. Jak widzicie wasze dowody nie są takie niezbite skoro pojawił nam się kolejny podejrzany z motywem którego u Gideona nie ma bo jak sam zeznał : "Ja wierzę w czystą rywalizację, to zwierzęta zdecydują kto jest lepszy a jak będę przegrywał to będzie tylko sygnał żeby tworzyć smaczniejsze wypieki." oraz "Jestem bardziej typem pacyfisty i staram się nie nadepnąć nikomu na odcisk..."."
Trójce opadły szczęki że w godzinę podważyła ich osąd.
Judy : "Nie chciałam z was zrobić niekompetentnych imbecyli ale musicie się trochę podszkolić i pamiętać aby zebrać każdy dowód i każde zeznanie by wydać sprawiedliwą opinię. Łatwo jest kogoś osądzić, ale jak już to zrobisz to musisz mieć 140 % pewności że każdy dowód idealnie pasuje w tej układance. Bez jednego puzzla obraz nie jest kompletny a taki musi być żeby powiedzieć że jest ułożony w całości. Rozumiecie ?"
Trójka : "Tak jest." odpowiedzieli chórem. Byli rozgniewani ale wiedzieli że to prawda.
Judy : "My tu pitu pitu a mamy podejrzanego do przesłuchania. Znajdźcie mi jej adres i sobie z nią pogadamy." powiedziała wskazując na drzwi przez które wyszli a ona została rozmyślając nad dowodami.
Hejo hejo Z tej strony Kilokero1
Co ja dla was nie robię. Piszę to dla was 11.01.17 o godzinie 15:00 zamiast się uczyć na kolokwium które mam o 16:30 a nic się jeszcze nie uczyłem bo tworzyłem rozdział dla was. I powiem szczerze że nie żałuję :P Kto jeszcze nie złapał niech łapie linkacza do facebookowej strony :
https://web.facebook.com/Kilokero11/
Bye bye
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top