Sekrety i marzenia
Dom mamy Nick'a
Godz. 9:00
Nick podjechał właśnie pod dom swojej rodzicielki. Judy siedziała obok niego ubrana w niebieskawą sukienkę z kokardką przy dekolcie. On zaś ubrał białą koszulkę z zabawnym napisem, "What does the fox say ? It's called hustle." i szorty. Laverne właśnie zamykała dom. Włożyła klucze do torebki i poszła do auta. Wsiadła do tyłu i zapięła pasy. Ruszyli w drogę. Judy w pewnym momencie przeskoczyła do tyłu, aby pogadać z lisicą.
Gadały jak najęte. Nick tylko od czasu do czasu zerkał na nie przez lusterko. Zdumienie go nie opuszczało. Jechali już półtorej godziny, a tematy do gadania pojawiały się w zastraszających ilościach. Ględziły o ciuchach, kosmetykach i wielu innych rzeczach. Nick połowy z tego co mówiły, nie rozumiał.
Laverne : "Chcesz zobaczyć coś zabawnego ?" szepnęła Judy do ucha.
Dostała odpowiedź twierdzącą. Wyciągnęła portfel i go otworzyła.
Laverne : "Zobacz. Tutaj jest Nick jak się urodził. Taka mała słodziutka kuleczka. Tutaj bawi się swoją ulubioną pluszową zabawką." mówiła wskazując na wnętrze portfela w którym były zdjęcia.
Judy podłapała grę, widząc rozbawioną, ale poważną minę Laverne i zażenowanego Nick'a. Lis bał się pośmiewiska. W końcu lepiej dla niego by było, gdyby to on je pokazywał. Ominął by te żenujące przedstawienie. Lisica jednak nie przestawała.
Laverne : "Wierz lub nie, ale jak mu zabrałaś tę pluszową marchewkę to wył jak opętany. Rzucał wszystkim byle żeby mieć ją przy sobie. O! A tutaj masz rocznego Nick'a i "księżyc w pełni". To były zabawne lata. Wzbraniał się od pieluch i jakichkolwiek ubrań, mały naturysta. Super prędkość mu się włączała i zwiewał gdzie pieprz rośnie." kontynuowała.
Nick : "Mamo, proszę przestań." spojrzał na nie przez ramię.
Judy starała się opanować śmiech. Policzki jej się nadęły, a oczy zaszkliły. Jeszcze wytrzymywała, ale to nie był koniec.
Laverne : "Dla twojej informacji. Nie jestem jeszcze tak stara ,by trzymać zdjęcia w portfelu. Wszystko mam na telefonie. Po drugie, skup się na drodze. Plecy prosto, obie ręce na kierownicę i wzrok przed siebie." powiedziała stanowczo.
Nick wykonał polecenia wzorowo. Zamiast wyluzowanego kierowcy, za kółkiem siedział teraz szofer. Wtedy obie wybuchły śmiechem
Laverne : "To się nazywa oszustwo." skwitowała i obie wybuchły śmiechem.
Nick'owi nie było tak do śmiechu. Znów się rozluźnił i jechał dalej. Skręcił w polną drogę, przejechał przez przejazd kolejowy i po paru minutach zajechali na podwórko państwa Hopps. Zaparkował i wszyscy wysiedli. Judy i Laverne już chciały iść do domu, ale stanęły jak wryte.
Nick : "Dzieciaki !" krzyknął, a po chwili wyleciała cała chmara dzieciaków.
Przywitały go serdecznie.
Nick : "Poznajcie moją mamę." wskazał na lisicę.
Dzieci : "Dzień dobry proszę pani." powiedziały chórem, ze słodkimi głosikami.
Nick : "Możecie oprowadzić ją po farmie ? Judy też weźcie i nie wracajcie z nimi zanim wszystkiego nie zobaczą. Dobrze ?"
Wszystkie króliki pokiwały głową, a następnie porwały obie i zaczęły oprowadzać. Laverne spojrzała na syna, który tylko się szczerzył. Wiedziała, że to zemsta za akcję w aucie. Nick zadowolony poszedł do domu. Zadzwonił dzwonkiem, a po chwili w drzwiach stanęli państwo Hopps.
Stu : "Cześć Nick. Sam jesteś ?" zapytał, wyglądając i szukając kogoś jeszcze.
Nick : "Nie. Przywiozłem też Judy i moją mamę. Wpadliśmy w odwiedziny."
Bonnie : "A gdzie one są ?" zapytała z zaciekawieniem.
Nick : "Dostały małą karę. Za jakiś czas będą."
Bonnie : "O. Okej. Przygotuję kawy, herbaty i ciasto. Lubisz ciasto truskawkowe albo sernik ?" odsunęła się na bok aby go wpuścić.
Nick : "Wszystkie twoje wypieki są smaczne. Chociaż wszystkich jeszcze nie próbowałem, ale czuję, że tak jest." wszedł do środka.
Wycieczka trochę trwała więc Nick mimo protestów Bonnie, postanowił jej pomóc. On i Laverne mieli po kawie. Dla rodzinki Hopps'ów była herbata. Wszystko było gotowe i stało na stoliczku w salonie. W końcu króliczka i lisica wróciły. Laverne spojrzała na syna, który znowu miał uśmiech od ucha do ucha. Spojrzeniem przyznała mu wygraną.
Judy : "Mamo, tato. Poznajcie mamę Nick'a. Laverne Bajer." wskazała na lisicę.
Stu i Bonnie wstali i przywitali się z nią. Zaprosili na miejsce. Judy usiadła na kolanach u Nick'a. Laverne obok nich, a Stu i Bonnie po przeciwnej stronie. Każde nałożyło sobie ciasta i zaczęła się rozmowa. Oczywiście najpierw na tapetę, poszedł temat uprowadzenia. Judy wraz z Nick'iem opowiadali na zmianę swoją wersję historii. Starszyzna coraz bardziej nie dowierzała temu wszystkiemu.
Laverne : "Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Martwiłam się bardzo." przytuliła Judy i pocałowała w czoło.
Bonnie : "Święte słowa, Laverne." wzięła łyk herbaty.
Po tym nastąpiła zamiana miejsc. Na jednej kanapie usiadł Nick i Stu, a na drugiej dziewczyny. Każdy obóz zaczął rozmawiać na swoje tematy. Faceci o polityce i autach, a kobiety o swoich babskich sprawach. Wtedy też zaczęły się przeglądanie zdjęć rodzinnych. Laverne pokazywała, tym razem na serio, zdjęcia małego Nick'a. Bonnie zaś wyciągnęła kilka albumów ze zdjęciami z dzieciństwa Judy.
Wszyscy się wciągnęli. Komentarzom nie było końca. Jedno zdjęcie pokazywało śpiącego "Nick'usia" tulącego marchewkę z pluszu. Na innym zdjęciu była Judy ze swoją ulubioną zabawką. Pluszowy lisek. Wszyscy spojrzeli na Nick'a i Judy. Nawet oni sami nie dowierzali w to co widzieli.
Laverne : "Co za przypadek." zaśmiała się.
Stu : "Najwyraźniej, było wam pisane bycie ze sobą."
Zaśmiali się na te komentarze. Pocałowali się i przytaknęli. Innych też to rozbawiło. Nieodgadnione są ścieżki życia. Wierzymy, że panujemy nad nim. Że od naszych decyzji zależy jak się potoczy. Tak naprawdę, to nie mamy nad tym kontroli, a dokładniej mówiąc to jest ona znikoma. Życie zawsze ma swój własny plan. Przemyślany od początku do końca. Wie co się wydarzy, na długo przed nami. Kieruje każdym i wszystkim, dając złudne poczucie świadomości, że to od nas zależy, dążąc do ziszczenia się planu.
Bonnie : "Czym się zajmujesz, Laverne ?" zapytała, przerywając wspominki.
Laverne : "Głównie jestem przedszkolanką, ale prowadzę też lekcje historii. Właśnie. Matthew Hopps to jest od was ?"
Judy : "Tak. Mój starszy braciszek."
Nick : "Mówisz o tym co go spotkaliśmy na plaży ?"
Judy : "Tak, to ten."
Stu : "Wybrał się do Zwierzogrodu zaraz za tobą Jud. Wcześniej uczył tutaj w miejscowej szkole."
Bonnie : "Co tam u niego ?" zapytała córki.
Judy : "W sumie to sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że uczy matematyki i mieszka w mieście."
Wtedy rozbrzmiał dzwonek telefonu Judy. Wstała i odeszła lekko na bok.
Judy : "Tak? Okej. Tak jak się umawiałyśmy. Rutynowe badanie i wymiana. Komendy gotowe? To świetnie. Do zobaczenia." i się rozłączyła.
Wróciła na swoje miejsce. Bonnie i Stu z racji lepszego słuchu, słyszeli rozmowę córki, ale nie słyszeli jej rozmówcy. Nick i Laverne za to byli ciekawi jej tajemniczości.
Nick : "Kto dzwonił ?" oderwał na chwilę wzrok od zdjęć i spojrzał na nią.
Judy : "Nieważne." machnęła ręką.
Nick : "Judy ? Nie miej przede mną sekretów. Nie twórzmy ich więcej niż już mamy." świdrował ją wzrokiem.
Judy : "Alicja dzwoniła. Chodzi o... uszy. No wiesz." wymigiwała się jak mogła, ale spojrzenie lisa było nie do zniesienia.
Pojawiła się też inna sprawa. Ciekawość innych.
Stu : "Uszy? Co jest z twoimi uszami?" zapytał z troską.
Laverne : "Mnie bardziej ciekawi ta część o sekretach. Nie twórzmy ich więcej niż już mamy. Co to oznacza kochani ?" zapytała dwójkę, która stała teraz obok siebie, przed nimi.
Spojrzeli się po sobie, złapali za ręce i szukali drogi wyjścia. Usiedli na kanapie naprzeciw nich.
Nick : "Z uszami wszystko w porządku jak wszyscy widzimy." unikał kontaktu wzrokowego.
Judy : "Tak, tak. Po prostu ostatnio trafił mi się wadliwy granat hukowy i trochę oberwałam po uszach. Wszystko jest okej. Zupełnie jak Nick zauważył." spięła się.
Rodzice obojga spojrzeli po sobie.
Laverne : "Kłamiesz Nick."
Bonnie : "Ty również Judy."
Obie matki założyły ręce i spojrzały wymownie na nich. Winni spojrzeli na obie, potem na siebie i znowu na nie.
Nick/Judy : "Mówię prawdę." powiedzieli synchronicznie co ich rozbawiło, ale tylko na chwilę.
Laverne : "Dzieci kochane..." zaczęła.
Bonnie : "Matka nie da się oszukać swojemu dziecku..."
Laverne : "Od małego o was dbałyśmy, wychowywałyśmy i podcierałyśmy pupy..."
Bonnie : "Znamy was lepiej niż wy sami..."
Laverne : "To doświadczenie podpowiada nam, że nie mówicie nam prawdy...."
Bonnie : "Lepsza gorzka prawda niż najsłodsze kłamstwo...."
Laverne : "Kłamstwo, prędzej czy później wyjdzie. Im później tym gorzej dla każdego..."
Bonnie : "Więc powiecie nam wszystko ? Zrozumiemy."
Nick i Judy długo się zastanawiali. Ich dłonie coraz bardziej się zaciskały. Gdyby chcieć ich teraz rozdzielić, byłoby to niemożliwe. Przełknęli głośno ślinę, spojrzeli się na siebie. Ujrzeli w swoich oczach strach przed reakcją. Z obojga, jako jednostki, uciekła odwaga. Pocałowali się, a ona wróciła. Westchnęli głęboko.
Nick : "A więc chcecie znać nasze sekrety. Jak wiecie, nasza praca jest niebezpieczna."
Judy : "Bardziej niebezpieczna niż sobie wyobrażaliśmy."
Nick : "Zmieniła nas. Zmusiła do sztucznej ewolucji, jeśli tak to można ująć."
Na twarzach rodziców malowało się zdziwienie. Nie rozumieli o co im chodzi."
Stu : "Jaka sztuczna ewolucja? O czym wy gadacie?"
Judy : "Unowocześnienie nas samych. Nie mówimy o tym, aby przestępcy nie mogli nam zagrozić, a co za tym idzie całemu miastu."
Nick : "Wszystko zaczęło się od tamtego masakrycznego dnia dziecka. Dokładniej to już trochę wcześniej."
Judy : "Tak. Mieliśmy w mieście zagrożenie bombowe. Pasiaści i Obłoczek włamali się nam do krótkofalówek."
Nick : "Wracając do sedna. Tamtego dnia czerwca, na stadionie został rozpylony środek ze Skowyjców. Nie był zwykły. Jednym z jego celów, oprócz zdziczenia, było zabić Judy."
Na te słowa wszystkich przeszły dreszcze. Niedowierzanie zagościło na ich twarzy.
Judy : "Miałam maskę gazową, ale szybka w niej pękła i również zdziczałam."
Nick : "Sytuacja została opanowana... Judy jednak była w ciężkim stanie i została przetransportowana do Instytutu. Specjalnej placówki badawczej."
Judy : "Tam poprosiłam główną naukowiec, aby... wszczepiła mi specjalny komunikator." wskazała na głowę.
Bonnie : "Wszczepiła? Córciu, boję się."
Judy : "Nie bój się mamo. To było z mojej własnej woli. Nick i reszta oddziału z którym pracujemy też coś takiego ma. Do mózgu mamy przyczepiony specjalny procesor oraz czujniki. Pod skórą zaś jest nadajnik i odbiornik. Dzięki temu sprzętowi możemy porozumiewać się ze sobą za pomocą myśli. Tu macie dowód." nachyliła się, odchyliła ucho i trochę futerka, ukazując im specjalny port.
Poderwali się z kanapy aby zobaczyć.
Laverne : "To... interesujące, ale... czy musieliście się posuwać do takich radykalnych kroków. Rozumiem walkę z przestępczością, ale... Nie wiem co powiedzieć."
Stu : "Zgadzamy się z tobą."
Judy : "Musieliśmy. Im oni są co raz bardziej niebezpieczni, tym bardziej my musimy być przygotowani. Musimy być przed nimi. To my mamy ich zaskakiwać, a nie oni nas."
Nick : "To i tak nie są najbardziej radykalne kroki jakie podjęliśmy." spuścił wzrok i wbił go w ziemię.
Judy : "Chcesz im powiedzieć Nick? Jesteś pewien?" położył rękę mu na ramieniu.
Nick : "Tak słońce. Już zaczęliśmy tę historię, więc doprowadźmy ją do końca." skierował wzrok na nią.
Stu : "O czym chcesz powiedzieć ?" zapytał z ciekawością.
Nick głęboko westchnął. Oparł się o oparcie kanapy i patrzył w sufit.
Nick : "Piękny sufit, ale trzeba wymienić kilka desek. Widzę malutkie pęknięcia."
Wszyscy spojrzeli gdzie patrzył lis, ale nic nie widzieli.
Nick : "Wy tego nie zobaczycie. Ja tak. Teraz to potrafię." mówił enigmatycznie.
Laverne : "Nie rozumiem cię synku. Co masz na myśli ?"
Spojrzał na nich.
Nick : "To nie są moje oczy. Inaczej. Są moje ale nie są prawdziwe. Gdy pojechałem uwalniać Judy... Był wypadek. Byliśmy w przetwórni odpadów metalowych. Nastąpił wybuch, który wystrzelił w moją stronę tysiące metalowych opiłków. Zasłoniłem się, ale... było za późno. Jak się później okazało. W każdym oku miałem po kilka tych opiłków. Zrobiły sieczkę z oczu." mówił smutno.
Bonnie : "Nie rozumiem. Przecież teraz widzisz." inni jej przytaknęli, nie rozumiejąc lisa.
Nick : "Nie chciałem tego robić bo... to trochę straszne. Nie przestraszcie się za bardzo. OBLZ. OBPZ."
Oba boty wyszły z jego oczodołów, zeszły na kolana i przeskoczyły na stoliczek. Stu omal nie dostał zawału. Bonnie która trzymała kubek, upuściła go wylewając herbatę na siebie. Na szczęście już chłodną. Laverne, szczęka opadła. Wzrok latał jej między botami, a twarzą Nick'a, któremu zamknęły się przesłony, zostawiając biel w miejscu oczu.
Cała trójka patrzyła na boty, spięta jak diabli. Nie wiedzieli jak się zachować. Chcieli znać ich tajemnice, ale nie aż tak bardzo. Byli jednak sami sobie winni. Naciskali to mają odpowiedź. Odpowiedź gapiącą się na nich z poziomu stolika. Nick tylko delikatnie się zaśmiał za co dostał od Judy kuksańca w ramię.
Laverne jako pierwsza ocuciła się z tego stanu. Powoli wyciągnęła dłoń ku botowi, który wszedł na nią. Dygnęła lekko ze strachu, a potem łzy zaczęły spływać jej po policzku, gdy drugi bot dołączył do pierwszego. Wstała i powoli podeszła do syna. Wyciągnęła ręce w jego stronę. Boty wskoczyły na niego i wróciły na miejsce. Na ten widok, łzy popłynęły szerokim i niekończącym się strumieniem. Lisica przytuliła syna. Nie mogła powstrzymać łez. Nick też ją objął i dał jej trochę czasu na oswojenie się z tą informacją. Z tym okaleczeniem.
Laverne : "Syneczku. Mój kochany syneczku. Tak mi przykro." wydusiła z siebie w przerwach między wybuchami płaczu.
Nick : "Nie ma powodu, aby było ci przykro. Takie jest życie. Mówi się, że nie jest usłane różami. Według mnie jest. Czarnymi." powiedział, łapiąc Judy za policzek i gładząc go kciukiem.
Nick : "Te wszystkie róże mają kolce po których musimy iść. Nie możemy zejść z tej kolczastej ścieżki bo spadniemy w przepaść. Śmierci. Zapomnienia. Nazwijcie to jak chcecie. Jesteśmy zmuszeni poranić sobie stopy. Bywa jednak, że na tym ciernistym chodniku życia znajdziemy jedną czerwoną i delikatną różę, a nawet kilka. Tymi pięknymi różami są wspaniałe wspomnienia, miłe sytuacje i błogie przyjemności. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy sami. Zdarza się, że czyjeś z pozoru osobne ścieżki są tą samą. Tak jak moja i twoja mamo. Czasem się rozdzielają. Inne zaś się łączą. Patrz, moja i Judy. Cieszymy się wtedy, że nie cierpimy sami. To nic nie zmienia w sprawie drogi przez życie. Zmienia nas. Lżej nam się idzie. Mniej nas dotyka całe zło, które nas dotyczy. To jest w życiu najważniejsze. Mieć kogoś, kto kroczy razem z tobą. Wspiera, napawa energią, dumą i chęcią do dalszej wędrówki. Nie smućmy się, bo nie mamy dlaczego. Ja mam ciebie. Ty mnie. Judy ma swoich rodziców, a oni ją. Nie zapomnijmy, że Judy ma mnie, a ja ją... W piątkę kroczmy przez życie. Niech nam będzie lżej." zakończył, przytulając dwie bliskie swemu sercu osoby.
Jak tylko skończył, poczuł kolejne dwa uściski. To Bonnie i Stu dołączyli do grupowego uścisku. Potoki łez leciały u każdego. Laverne odkleiła się od synka, aby pocałować go w czoło.
Laverne : "Mój dzielny i wytrwały synek." otarła łzy.
Judy : "To było piękne, Lisiu." dała mu buziaka w usta.
Nick : "Co ja poradzę. Pan Be ma wielką bibliotekę i mądrych ochroniarzy, a ja miałem za dużo wolnego czasu." odpowiedział żartobliwie, jak to on.
Wszyscy wrócili na swoje miejsca. Pytaniom nie było końca. Chcieli wiedzieć jak to jest. Co potrafi. Jak ogólnie się czuje z "brakiem" oczu. Judy również ujawniła swoje ECHO. Rozmowy tak trwały do późnego wieczora. Wtedy też Nick, Judy i Laverne postanowili się zbierać. Każdy z każdym się pożegnał.
Trójka wsiadła do auta i odjechała, machając na pożegnanie Hopps'om. Jechali wśród pól, a słońce znikało już za horyzontem. Ostatnie promienie docierały do nich, aż słońce kompletnie schowało się za horyzontem. Świat pogrążył się w ciemności. Drogę oświetlały już tylko reflektory auta.
Laverne : "Spodziewałam się wielu królików, ale nie aż tyle. Tacy kochane i słodkie jest twoje rodzeństwo." zagadała do Judy.
Judy : "Jak to było dużo, to nie chciałabyś zobaczyć zjazdu rodzinnego. Mama, tata, ja, rodzeństwo z czego niektórzy już tworzą kolejne gałęzie tego i tak już wielkiego drzewa. A nie zapominajmy o równie ogromnych rodzinach moich ciotek i wujków."
Laverne : "Więc Bonnie jest już babcią. Pogratulować. Ciekawe kiedy wy mi sprezentujecie wnuka." powiedziała żartobliwie.
Judy spuściła wzrok, zaś Nick zakrztusił się własną śliną. Zakrztusił się tak mocno, że aż nie kontrolował toru jazdy. Samochód zjechał na pole. Wszystkimi rzucało na nierównym terenie. Nick zaczął naciskać na pedał hamulca. Pojazd zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej. Judy sprawdziła czy wszyscy są cali, po tej niemiłej zmianie kursu. Laverne wyszła z auta zażenowana.
Stanęła przed autem w świetle reflektorów, tyłem do nich. Czuła się głupio. Zła na siebie, nie wiedziała co myśleć, co powiedzieć. Usiadła na masce auta, zastanawiając się nad sobą. Chwilę później dołączyli do niej Nick i Judy.
Laverne : "Wybaczcie. Ja... palnęłam bezsensownie." odparła ze spuszczoną głową.
Nick : "Już dobrze, mamo."
Judy : "Nie ma za co przepraszać."
Każde z nich patrzyło przed siebie. Patrzyli na cienie, które rzucali. Pasikoniki wtedy zaczęły też swój koncert. Byli niedaleko lasu więc nie zdziwiło ich pohukiwanie sów.
Nick : "My... również się nad tym zastanawialiśmy. Nad dziećmi."
Judy : "W końcu jest najważniejszy cel życia. Znaleźć partnera. Mieć dzieci. Kontynuować linię. I rodową i gatunkową."
Nick : "Tu właśnie wszyscy mamy problem. Inne gatunki."
Judy : "Nigdy nie dopniemy tego planu do końca, ale..." nie skończyła.
Laverne : "Co ale ?" skierowała wzrok na Judy, spoglądającą w gwiazdy.
Spojrzała również na Nick'a. Również podziwiał rozgwieżdżone niebo. Złapali się za ręce tuż przed nią.
Nick : "Oboje marzymy o tym. Wierzymy w to, że jest dla nas szansa."
Laverne : "Mówicie o adopcji albo surogatce ?" zapytała zaciekawiona ich wiarą.
Judy : "Jak byłam mała, brałam udział w sztuce. Był wtedy festyn. Spektakl był o ewolucji i Zwierzogrodzie, ale to drugie nie jest ważne."
Nick : "Opowiadała mi o tym, pewnego razu. Kiedyś byliśmy dzicy. Biegaliśmy na czworaka, pierwotne instynkty i tak dalej. Ewolucja jednak zrobiła swoje. Cywilizowanie żyjemy obok siebie."
Judy : "Ofiary..."
Nick : "I drapieżniki. Zmieniliśmy się ogromnie w stosunku do naszych przodków, którzy pewnie teraz się w grobach przewracają, widząc tą harmonie i współżycie dwóch odmiennych grup."
Judy : "Kto wie? Skoro potrafimy już żyć obok siebie, bez mordów i zjadania siebie nawzajem... Może również sprawa się zmieniła i w kontekście dzieci."
Nick : "Ciągle jest szansa, że będziesz babcią." uśmiechnął się do matki.
Judy : "Jednak na chwilę obecną, nie jesteśmy gotowi. Groźni przestępcy na wolności. Gdybyśmy zdecydowali się na dzieci to dopiero, gdy miasto będzie bezpieczne."
Laverne długo się nie odzywała. Rozmyślała nad tym co powiedzieli.
Laverne : "Nic nie wiemy, ale kto nie próbuje, ten się nie uczy." wypowiedziała po dłuższej chwili.
Nick : "To co, wracamy ?"
Obie się z nim zgodziły. Wsiedli ponownie do auta i pojechali do Zwierzogrodu. Odstawili mamę Nick'a, która ucałowała ich oboje i uściskała. Pożegnali się z nią i wrócili do domu. Przebrali się i położyli na łóżko. Nie mogli zasnąć. Judy postanowiła znaleźć sobie miejsce na Nick'u. Leżała na nim, na plecach. On odgarnął jej uszy na bok, aby wściubić swój pyszczek i oprzeć go o jej głowę.
Judy : "Wyobraź sobie... To jakże niedostępne marzenie. My tworzący rodzinę." smutna, powoli rysowała rękami kształt na suficie.
Nick widział jej rysunek oczami wyobraźni. Oboje wykreowali sobie wizerunek samych siebie i dzieci. Lis objął ją mocniej, gdy Judy machnęła ręką, rozmywając ten obrazek. Jej ręce powoli opadły, lekko oddalone od ciała.
Judy : "Marzenia są piękne lecz ulotne. Nietrwałe. Abstrakcyjne. Tyczą się rzeczy, których mieć nie możemy."
Nick : "W marzenie się wierzy. Wiara wymaga zaufania, że tak jest. Nieważne jak bardzo fakty mówią inaczej."
Judy : "Nigdy nie było takiej możliwości i nigdy taka nie powstanie." obróciła się, aby leżeć brzuchem na nim.
Schowała swoją głowę, między jego głową, a barkiem. Leżeli tak moment.
Nick : "Błąd." odezwał się.
Judy : "O czym mówisz lisiu ?" zapytała, podnosząc głowę.
Nick : "Oboje jesteśmy głupiutcy. Nie możliwe było, by ofiary żyły obok drapieżników. Nie możliwe było bycie z kimś z innego gatunku. Nie możliwe było bycie lisa z królikiem. Kiedyś w pewnym momencie historii tak uważano. Jednak każda z tych granic została przełamana bo ktoś kiedyś spróbował."
Judy : "Ustaliliśmy już, że tej przeszkody nie przeskoczymy." rzekła schodząc z niego, obracając się plecami do niego.
Nick : "Ja nic nie ustalałem. Ty ustaliłaś to na podstawie swojej niewielkiej wiedzy o tym zagadnieniu. Jak bardzo znasz się na genetyce, by twierdzić, że jest to niemożliwe ?" nachylił się nad nią, kładąc głowę na jej talii i spoglądając na nią.
Judy : "Ja... Eee..." szukała wyjaśnienia, ale wiedziała, że nie żadnego.
Lis trafił w czuły punkt. W luźną cegiełkę, która trzymała mur jej twierdzenia w całości. Ten mur, na którym stała, zaczął się chybotać. Zasiało to w niej niepewność do jej przekonań oraz zakorzeniło marzenie. Marzenie, które ona odrzucała, przekreślała, a on wierzył w nie jak w świętość. Po raz kolejny widziała, że to Nick jest tą uczuciową częścią ich związku.
Nick : "No widzisz. Ja chciałbym najpierw usłyszeć, tę wieść od eksperta. Szczerze to i tak nie uznałbym jej. Oboje wiemy jaka jest jedyna możliwość, aby dowieźć, że masz rację, a mądrzejsi tego świata są w błędzie." dał jej długiego namiętnego buziaka.
Mur w głowie Judy kompletnie się zawalił. Trzeba było to Nick'owi przyznać. Czasem ją denerwował swoimi żartami słownymi. Sprawiał wtedy wrażenie niewyedukowanego, ale gdy przychodziło co do czego to potrafił zabłysnąć mądrościami iście filozoficznymi albo trafnymi.
Judy : "Zobaczymy w swoim czasie." ziewnęła i ułożyła się wygodnie.
Nick wtulił się w nią jak zawsze i okrył swoją kitą. Byli zbyt zmęczeni, by schować się pod kołdrę, ale im to nie przeszkadzało. Zapadli w sen z myślą : "zobaczymy w swoim czasie".
Hejo hejo Z tej strony Kilokero1
Rozmyślania... Filozoficzne rozkminy... No dobra. Filozofem nigdy nie zostanę, ale czasem miewam takie momenty. Zastanawiam się nad prostymi rzeczami. W komentarzach możecie śmiało pisać co sądzicie o moich rozważaniach.
Przypominam też o kilku rzeczach :
1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"
2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/
3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie, że jest okej, a co nie za bardzo.
4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów) Będę je systematycznie naprawiał.
Bye bye
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top