30

Xanthe.

Draycone i Aleksei przyjechali nad ranem. Wytłumaczyliśmy z Adrienem co się stało. Obojgu nie podobał się ten tok wydarzeń, ale nie skomentowali. Ja też nie powiedziałam nic gdy usłyszałam co się stało, zanim Maks do mnie przeszedł. Byłam w szoku z jaką łatwością i szybkością posprzątali trupa i pozbyli się śladu krwi z podłogi. Wolałam nie pytać gdzie się tego nauczyli. Po pierwsze, nie wypada pytać o takie rzeczy, po drugie wolałam nie wiedzieć. W całej tej sytuacji był jeden wielki plus. Maks nie miał rodziny i znajomych poza Adrienem, więc nikt nie będzie o niego pytał. Mężczyźni też posprzątali drugie mieszkanie by pozbyć się jakichkolwiek śladów. Po prostu tak jakby Maksymilian Woods nigdy nie istniał. Po całym dniu sprzątania tego bałaganu każdy z nich wrócił do siebie i do swoich spraw. Adrien cały dzień palił papierosa za papierosem, chcąc wyciszyć głód narkotykowy, a ja próbowałam nie zasnąć na stojąco. Całą noc nie zmrużyłam oka. Nie potrafiłam zasnąć. Gdzieś też w środku obawiałam się, że jeśli to zrobię to Adrien jednak wyjdzie i już nie wróci. Ale teraz.. Teraz dałabym wszystko by poczuć miękkość poduszki i móc normalnie zasnąć.

Ruszyłam na balkon, gdzie Adrien pochłaniał kolejną fajkę. Stał oparty o barierkę i patrzył przed siebie. Wtuliłam się w niego od tyłu.

- Możemy iść spać?

Zapytałam cicho.

- Może Rzym? Albo Francja?

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o czym mówi. Wyrzucił papierosa za barierkę i odwrócił się do mnie przodem. Ułożył dłonie na moich biodrach. Od razu odnalazł wzrokiem moje oczy.

- Nasze miejsce na ziemi.. Jeśli masz jakiś inny pomysł.. Jestem za.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, musnęłam lekko jego usta.

- Oba brzmią naprawdę dobrze.

Tym razem on się uśmiechnął. Przytaknął i mnie objął.

- Więc chodźmy spać, jutro poszukamy jakiegoś domu na sprzedaż albo mieszkania by móc od razu się tam przenieść.. Później może kupimy działkę i się wybudujemy..

Kiwnęłam głową. Ale zanim wyjedziemy z Nowego Yorku na dobre, musiałam zamknąć jednen rozdział..

- Jutro popatrzymy na oferty, a pojutrze pójdziemy na komisariat.. Chciałabym złożyć te zeznania, a nie chciałabym tutaj wracać szybciej niż będzie to konieczne.. A tylko to trzyma mnie w Nowym Yorku..

Chciałam to zrobić. Dla siebie, dla mamy. Wiedziałam, że pewnie nie jest dumna z tego, jak długo ukrywałam to co zrobił z nią ojciec. Każdy myślał, że matka żyje, ma się dobrze, ale po prostu nas zostawiła. Nikt nie miał pojęcia, że jej ciało rozkłada się w ogrodzie. Bo to tam ojciec kopał jej grób gdy mnie ładowali do samochodu by wywieźć do Rosji. Wiedziało tylko kilka osób co tak naprawdę się stało, byli to ludzie "po fachu" czyli biznesmeni mający swoje za uszami. W tym jak widać też Draycone.

- Jeśli zamkną go od razu.. Co z firmą?

Zapytałam, bo przecież ojciec firmę Adriena miał mieć cały rok. Mężczyzna milczał dłuższą chwilę, więc odsunęłam się i spojrzałam na niego wymownie by odpowiedział. Widziałam w jego oczach, że nie powiedział mi wszystkiego. Przejechał dłonią po twarzy. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

- Firma nie wróci do mnie, czy do mojego ojca. Nigdy nie miała wrócić..

- Co to znaczy?

Chciałam by doprecyzował bo dalej nic nie rozumiałam.

- Mój ojciec swojego czasu nauczył się, że im więcej jest drobnego druczku, tym mniej osób go czyta bo zwyczajnie im się nie chce.. Więc trochę nas poniosło.. I..

Przeciągał w nieskończoność. Znów westchnął i wypalił:

- Po roku firma miała trafić do ciebie. A jeśli wydarzyłoby się coś, przez co on nie mógłby prowadzić firmy, w tym pójście do pierdla, to ona z automatu należy do ciebie.. Fakt faktem, nie ma tam twojego imienia bo mogło by się rzucać w oczy, ale jest jasno napisane, że firmę przejmuje jedyna z dziedziców Jamesa Reeda.. I faktycznie jesteś jedyna.. Więc w momencie gdy jego wsadzą za kratki.. Jesteś właścicielką firmy transportowej w Las Vegas.

Zaraz zemdleje. Zamrugałam kilka razy. Z moich ust nie wypłynęło nic sensownego, a jedynie krótkie pytanie.

- Co ty pierdolisz, Adrien?

Uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami.

- Mówię całkiem poważnie, Xanthe.. Nie mówiłem ci tego wcześniej, bo nie chciałem, byś pomyślała, że w ten sposób chcę cię zdobyć.

On był pieprzoną oazą spokoju, a w mojej głowie zaczęło się kotłować. Zbyt dużo działo się w ostatnich dniach. Zaśmiałam się nerwowo i pokręciłam głową na boki nie mogąc uwierzyć w jego słowa.

- To jest niedorzeczne, przecież nie znam się na prowadzeniu firmy.

Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. Od razu do mnie podszedł i pocałował moje czoło.

- Dlatego wszystkiego cię nauczę.. Będziemy ogarniać wszystko przez internet. Ty swój biznes, ja swój.. A gdy będzie trzeba, polecimy na trochę do Vegas by tam się wszystkim zająć.

On naprawdę oszalał. Czy miał już wszystko zaplanowane od samego początku? Chyba tak, bo wszystko wydawało się być logiczne. Prócz tego, że to ja mam zostać właścicielką tej pieprzonej firmy.

Adrien chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę mieszkania. Weszliśmy do środka, ruszyliśmy w stronę sypialni.

- Muszę wziąć zimny prysznic, więc możemy wykąpać się osobno.. Nie chcę żebyś się rozchorowała.

- Nie ma mowy.

Odpowiedziałam od razu. Weszłam do łazienki i zaczęłam się rozbierać. Sama swojego czasu często brałam lodowaty prysznic, więc jestem zahartowana. Adrien wszedł zaraz za mną. Również się rozebrał. Weszliśmy do kabiny prysznicowej. Wtuliłam się w jego klatkę, i zadrżałam gdy poczułam na swoim ciele cholernie zimną wodę.

- Adrien..

Wyszeptałam, a z zimna aż trzaskałam zębami. On wydawał się być niewzruszony.

- Mhm?

Mruknął.

- Jestem z ciebie cholernie dumna, wiesz?

Natychmiast cały się spiął. Nie kłamałam. Byłam cholernie dumna, bo nie myślałam, że faktycznie sobie poradzi. A narazie radził sobie świetnie. Wiedziałam, że minęła dopiero tylko doba, ale musiał to usłyszeć. Nie chciałam by myślał, że jestem nim zawiedziona przez to co się stało poprzedniej nocy. Nie odpowiedział. Po prostu przekręcił uchwyt na panelu. Zaczęła lecieć coraz cieplejsza woda. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, jeszcze lekko drżąc. Położył dłonie na moich policzkach i pocałował delikatnie moje usta. Oparł czoło o moje i po dłuższej chwili milczenia powiedział szeptem:

- Nie poradziłbym sobie bez ciebie.. Nie miałbym powodu i motywacji gdybyś faktycznie odeszła..

Uśmiechnęłam się delikatnie. Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy wzruszenia, szczęścia. Wpiłam się w jego usta, od razu pogłębił pocałunek.

- Nie jestem pewien czy już dzisiaj zadziała, ale..

Wysapał w moje usta. Zaśmiałam się cicho i na nowo zaczęłam całować jego wargi.

- Chodźmy spać, a jutro spróbujemy go uruchomić.

Tym razem on się zaśmiał, jednak przytaknął ruchem głowy.

- Zgoda.

Wyłączył natrysk. Po wyjściu z kabiny od razu się wytarliśmy i poszliśmy położyć się do łóżka. Przytuliłam się do Adriena, on jak zwykle pocałował czubek mojej głowy.

- Dobranoc, kasztanie.

- Dobranoc, Adrien.

Jego oddech szybko stał się miarowy i głęboki. A ja, tak jak wcześniej myślałam, że zasnę od razu, tak nie potrafiłam zasnąć. Zastanawiałam się, co jeszcze los dla nas zaplanował i ile będziemy musieli razem przejść. W końcu nigdy nie może być spokojnie. Nie u nas, nie w naszym życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top