Listowne przeprosiny
Harry
Poczułem szalejące motyle w brzuchu, gdy nagle złożył na moich wargach delikatny pocałunek. Dlaczego moje ciało tak reaguje na jego dotyk? Pewnym ruchem przewrócił mnie na sofę i powiedział:
– Wierzysz mi?
– Wierzę – wyjąkałem i odwróciłem wzrok, nie chcąc patrzeć mu w oczy.
Po tych słowach wtulił się we mnie i leżał tak dobre kilkanaście minut. Jego oddech stawał się spokojny i równy.
– Zasnął? – zadałem sobie pytanie w myślach.
Delikatnie uniosłem jego głowę i ułożyłem na poduszce. W rogu pokoju zauważyłem koc, którym postanowiłem go przykryć. Zerkając na zegar i zauważając, że jest już sam środek nocy, stwierdziłem, że to najwyższa pora, by się ulotnić. Otwierając drzwi, zerknąłem ostatni raz na chłopaka. Nawet w trakcie snu, emanuje swoim wdziękiem. Odważyłem się jeszcze podejść ku kanapie i przykucnąłem obok.
– Dobranoc – wyszeptałem i lekko musnąłem jego usta.
*
Draco
Słysząc skrzypienie podłogi, przebudziłem się. Nad sobą ujrzałem dobrze znaną mi postać. Chce ode mnie uciec?
– Nie ma mowy – chwyciłem go prędko za rękę i pociągnąłem w moją stronę. Zdezorientowany, upadł na wersalkę. Zaciągnąłem go prędko pod koc i zamknąłem w silnym uścisku.
– Malfoy, cholera! – warknął.
– Przestań skomleć – powiedziałem i jeszcze mocniej się w niego wtuliłem.
*
Harry
– A to wszystko przez ciebie! Teraz się spóźnimy – powiedziałem poirytowany.
– Ty i tak zawsze się spóźniasz – wymamrotał, myjąc przy tym zęby, zupełnie nieprzejęty zaistniałą sytuacją.
– Ale to ty mnie tu zatrzymałeś – odpowiedziałem i chwyciłem swoje okulary, przetarłem je rękawem i założyłem na nos.
– Bez nich jesteś przystojniejszy – puścił mi oczko.
– Zamknij się w końcu i szoruj zęby – powiedziałem, z powrotem wkładając mu szczoteczkę do ust. Jednak moja wymarzona cisza nie trwała zbyt długo.
– Tak właściwie, co ty zrobiłeś ze swoimi włosami? Wyglądasz jak à la wkurzony szop – wskazał, a ja przejrzałem się w lustrze.
– Czy mógłbyś w końcu zostawić moją osobę w spokoju?
Podszedł do mnie i zaczął próbować je jakoś ułożyć. Miotałem się przy tym niemiłosiernie.
– Masz pecha, bo od jakiegoś czasu nie używam żelu, więc dużo tutaj nie zdziałam.
– Jesteśmy spóźnieni dobre pół godziny – wymamrotałem, wciąż odpychając jego dłonie.
– Ale twoje włosy mnie wkurzają!
– To na mnie nie patrz!
– Nie umiem.
*
Draco
Snape za opuszczenie zajęć wlepił nam szlaban, więc dzisiejszy wieczór spędzę z Potterem. Może nie tak, jakbym chciał, ale zawsze coś. Wychodziłem z Wielkiej Sali, była już siódma. Szlaban miał się odbyć o ósmej, więc miałem jeszcze godzinę czasu.
– To do potem? – spytał zielonooki, przypadkiem przechodząc obok mnie.
– Do potem.
*
Harry
– Czemu nie wróciłeś dzisiaj na noc? Gdzie ty byłeś? Harry, ja tu odchodzę od zmysłów – zaczęła wypytywać Hermiona.
– Spokojnie, musiałem coś załatwić. Hagrid potrzebował mojej pomocy – skłamałem.
– Tak się składa, że wczoraj Dumbledore poprosił Hagrida, by przywiózł mu coś z odległych krajów. Dlaczego kłamiesz? – spytała, podnosząc głos.
– Hermiona – urwałem gdy usłyszałem otwierające się drzwi.
– Miona, Ginny cię woła. Ponoć to coś ważnego – powiedział Ron, a przyjaciółka posłała mi gniewne spojrzenie i wyszła z pokoju.
– Stary, czy tylko ja zauważyłem w tym oczach chęć mordu?
– Nie, nie tylko ty – mruknąłem przeciągle i wyszedłem po schodach w stronę swojego pokoju.
Położyłem się i zacząłem wpatrywać się w sufit. Szczerze powiedziawszy, to sam nie wiem, co się dzieję... Muszę przyznać, że nigdy nie zwracałem większej uwagi na dziewczyny, ale byłem pewien, że zwyczajnie jeszcze do tego nie dorosłem. Dlaczego więc z Malfoyem, wszystko toczy się tak naturalnie?
*
Wybiła godzina ósma.
– Cholera, całkiem zapomniałem, że miałem być u Snape – powiedziałem sam do siebie i pobiegłem w stronę gabinetu.
– Przepraszam za spóźnienie – wymamrotałem zdyszany.
– Siadaj, Potter – powiedział oschłym głosem.
Usiadłem obok Malfoya i wyciągnąłem swój zeszyt i pióro. Robiliśmy jakieś zadania przez dość długi czas, aż w końcu minęła godzina.
– Koniec. Do siebie – oświadczył znudzonym głosem.
– Tak – odpowiedzieliśmy równocześnie.
*
Draco
– Idziemy do mnie? – spytałem.
– Znowu chcesz mnie upić? – wypalił.
– Nawet jeśli?
– Nie zgadzam się – powiedział, wyraźnie stawiając nacisk na pierwszym słowie.
– Więc będzie przymus – chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. – No, już jesteśmy.
– Cwany ślizgon – wysyczał zdyszany.
*
Harry
– Kogo moje oczy widzą? Draco, gdzie się podziewałeś? – spytała Pansy i zaczęła się do niego kleić. – Czekałam na ciebie cały wieczór.
Nagle zamarłem. Czułem się beznadziejnie, widząc, że ktoś miałby być z nim tak blisko. Coś zakuło mnie w lewym boku i postanowiłem uciec, bo naprawdę, nie mogłem na to wszystko patrzeć.
– Potter! – zawołał za mną.
– Daruj sobie – wrzasnąłem na niego i przyśpieszyłem bieg.
*
Draco
– Cholera Pansy! Co ty, jaja sobie robisz? – spytałem, poirytowany jej zachowaniem.
– Odkąd zacząłeś zadawać się z tym bliznowatym, nie spędzasz ze mną czasu. Chciałam go zwyczajnie przegonić – stwierdziła.
– Mogłaś mi to po prostu powiedzieć.
– No już, nie dramatyzuj – machnęła ręką.
– Daj mi spokój – odepchnąłem ją i poszedłem do siebie.
Wiedząc, że chłopak, widząc moją twarz, zatrzasnąłby mi drzwi przed nosem, postanowiłem wysłać do niego list, co miało być bezpieczniejszą opcją. Usiadłem przy biurku i zacząłem pisać:
„Potter, posłuchaj. Nie miej mi za złe, zachowania Pansy. W końcu nie miałem na to żadnego wpływu. Obiecuje, że więcej coś takiego się nie powtórzy. Przyjdź do mnie, proszę."
Wysłałem i czekałem na odpowiedź. Po kilku minutach zauważyłem, że na oknie stoi sowa. Rozwinąłem kawałek pergaminu i przeczytałem:
„Pierdol się, Malfoy."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top