Prolog
Zadedykowane Bezczekoladowa
Wszyscy pamiętali tylko o Renesmee. To ona była zawsze tą lepszą, tą grzeczną dziewczynką.
Prawie cała rodzina mnie nienawidziła, wyjątkiem był... Jasper. To on wybrał dla mnie imiona, to on się mną zajmował cały czas.
Jeśli chodzi o Bellę... Nienawidziła mnie razem z Edwardem od samego początku. Mój ojciec powiedział jej, że to ja złamałam jej kręgosłup i próbowałam zabić Renesmee, mimo, że... Tak naprawdę nie byłam siostrą Nessie. Edward powiedział, że znalazł mnie na progu domu.
Gdy podrosłam, ujawniło się to jak jestem niepodobna do Renesmee, którą uważałam za bliźniaczkę.
Kiedy rodzina poszła pogadać z Volturi, zostałam w domu. W międzyczasie jeden z strażników wpadł do domu. Byłam w salonie, gdy wszedł on.
Alec Volturi.
Ten, który odbierał zmysły, wpatrywał się we mnie. Jego karmazynowe oczy z każdą chwilą patrzenia na mnie ciemniały coraz bardziej.
- Moja... - wyszeptał i zbliżył się do mnie o kilka kroków. Zeszłam z kanapy bez problemu.
- Ty... - zmrużyłam oczy. Przed oczami minął mi dziwny obraz. Taki jakbym była urodzona w Volterze, ale zabrana od Volturi i zostawiona przy Cullenach. Widziałam ewidentnie moją twarz i jego wpatrującą sie we mnie gdy miałam zaledwie kilka godzin. Zamrugałam. -Ja cię skąś kojarzę...
- Ty jesteś córką któregoś z moich mistrzów - powiedział cicho, chyba myśląc, że tego nie usłyszę. - Jak masz na imię, o piękności?
- Raven Lilith Layla Cullen, a ty? - zapytałam do pewności.
- Alec Volturi - powiedział i zniknął.
Zdałam sobie sprawę, że czułam silną potrzebę znalezienia się w ramionach karmazynowookiego wampira, który kilka sekund temu zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top