Cullenowie

Zadedykowane Fejra12.


17 lat później

Obudziłam się w swoim pokoju jak co dzień od siedemnastu lat. Usłyszałam krzyk z dołu. Zerwałam się na równe nogi. Wchodząc do łazienki po drodze wzięłam pierwsze z brzegu ubrania.

Edward zapewne będzie wrzeszczał, że znowu obieram się prawie na czarno.
Ostatnio wszyscy jakoś dziwnie się zachowują, czyli są dla mnie podejrzanie mili i na wszystko mi pozwalają, a szczególnie na piesze wycieczki do lasu a nawet do Kanady. Normalnie wygląda to tak, że najpierw się na mnie powydzierają, a później zamkną mnie w pokoju. Dwa dni temu wdałam się w bójkę z Edwardem, przez co byłam cała posiniaczona. Nie przypuszczałam że te siniaki będą się trzymać tak długo. Ostatnio nawet dowiedziałam się od Edwarda że znalazł mnie na progu domu.

Zeszłam na dół do reszty rodziny. Gdy tylko przeszłam przez próg salonu powitało mnie westchnienie.
- Dzień dobry - powiedziałam, kierując się do kuchni.
- Raven, jest problem... - usłyszałam
- Jaki...? - powiedziałam, biorąc łyk czarnej kawy bez cukru i bez mleka.
Spojrzałam na Edwarda oraz Carlisle'a.
- Volturi chcą przyjść - odpowiedział miedzianowłosy, był wyraźnie zdenerwowany tym faktem.
- A co ja mam do tego? - zapytałam.
- Aro nie może się o tobie dowiedzieć. Nie wiedział, że żyjesz więc lepiej żeby się nie dowiedział. W tym czasie kiedy oni tu będą, ciebie nie może tu być - powiedział Edward.
- To gdzie ja mam iść? - warknęłam. Czułam ogromną pustkę.
- Raven, nie wiemy, ale jak najdalej od domu - powiedziedział głośniej.
- Mam prawo przebywać w tym domu - warknęłam.
- Zrozum, że jeśli Aro się o tobie dowie będą kłopoty! - krzyknął Edward. Popatrzyłam na wazon, cały czas myśląc o tym, żeby uderzyć miedzianowłosego. Z nieznanych mi przyczyn wazon poszybował w górę i uderzył w głowę Edwarda na co ten wyraźnie zaskoczony  warknął.
- Co to miało być?! - patrzyłam na niego tempo, próbując zrozumieć to, co się stało. Czyżbym miała dar? Jeśli tak, to jaki? Jak potężny? Jak bardzo niebezpieczny? Czy wystarczająco potężny żeby Cullenowie się mnie obawiali? Gdzie sięgają jego granice?
- A skąd mam wiedzieć? Nie wiem jak to się sta... - uchyliłam się chcąc uniknąć ciosu od Edwarda. Gdy popatrzyłam na jego rękę, ta zatrzymała się natychmiastowo.
- Carlisle, nie umiem ruszyć ręką! - zawołał miedzianowłosy. Rozległy się kroki i po chwili zobaczyłam blondwłosego doktora.
- Co się stało? - zapytał krótko.
- Ona jest jakąś wiedźmą! Najpierw wazon roztrzaskała mi na głowie nie zbliżając się do niego, a potem gdy próbowałem ją chwycić... - prychnęłam na te kłamstwo. - ... popatrzyła na moją rękę i nie umiem nią poruszyć!
- Raven, Edward, Carlisle - do salonu weszła Alice. - Volturi będą tu za piętnaście minut, więc ty - wskazała na mnie palcem. - Musisz wyjść jak najszybciej z domu - dokończyła.
- Czy to konieczne? - dopytywałam.
- Tak, jeśli nie chcemy aby Aro się o tobie dowiedział - zmarkotniałam trochę, ale bez słowa ubrałam kurtkę i wyszłam z domu.

Po piętnastu minutach byłam już dostatecznie daleko od domu, żeby go widzieć i obserwować. Pod dom podjechało jedno auto. Wyglądało ono jak limuzyna, całe czarne i długie. Z auta wysiadł piątka wampirów: Aro, Felix, Demetri, Jane oraz Alce. Przypomniałam sobie nasze spotkanie sprzed kilkunastu lat. Jego oczy wpatrywały się wtedy we mnie, lecz teraz... W jego oczach nie było żadnej pozytywnej emocji, były po prostu wyprane z nich. Cierpiałam, gdy widziałam go. Chciałam do niego podbiec, ale wtedy zdemaskowałabym cały klan Cullenów. Nie mogłam na to pozwolić . Byłoby to straszliwym błędem i złamaniem zakazu reszty rodziny. Czy tego chciałam czy nie musiałam się trzymać z daleka od domu, mimo że ciągnęła ała mnie do Alec'a niesamowita siła która nie była mi znana. Nie umiałam zapomnieć o naszym poprzednim spotkaniu kiedy byłam zaledwie dzieckiem. Od tego czasu gdy Edwarda nie było w pobliżu myślałam o nim cały czas, a teraz był w zasięgu mojego wzroku.

Odwróciłam się plecami do domu żeby tylko nie wiedzieć Alec'a. Gdy usłyszałam jak weszli do salonu dopiero wtedy się odwróciłam z powrotem gdyż chciałam ich mimo wszystko obserwować.

Nie wiedziałam nawet kiedy śmignęło obok mnie powietrze. Wiedziałam że to oznacza tylko jedno. Któryś z Volturi wyczuł mój zapach, co nie było na moją rękę. Zaczęłam szybko przeskakiwać z jednego drzewa na drugie aby nie dać się złapać lecz wiedziałam że to wszystko idzie na marne gdyż przed nimi nie dało się uciec. Nie przed tropicielem zwanym Demetrim. Wiedząc że ucieczka nie ma sensu po jakimś czasie zatrzymałam się.
– Czego chcesz?– zapytałam.
– A ty kim jesteś że się tu włóczysz? – zapytał.
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – powiedziałam i westchnęłam.
– Nie powinno cię tu być – odezwał sie Demetri, podchodząc do mnie. – Idziesz ze mną – rozkazał, chwytając mnie za ramię i ciągnąc w stronę domu. Próbowałam się mu wyrwać lecz gdy tylko się szarpnęłam on zacieśniał chwyt. Po kilku chwilach syknęłam z bólu i przestałam się wyrywać. Wiedziałam, że to nic mi nie da. Na horyzoncie pojawił się dom Cullenów. Zaczęłam zabierać się rękami i nogami Byleby tylko się do niego nie zbliżyć jeszcze bardziej, lecz zrezygnowany westchnął i szarpnął mnie dosyć mocno. Po chwili byliśmy już u drzwi miejsca mojego zamieszkania. Wiedziałam, że będą kłopoty. Zaczęłam go błagać, żeby tylko nie brał mnie z powrotem do mieszkania, żeby pozwolił mi spokojnie odejść od domu. Zamiast tego wciągnął mnie do mieszkania i postawił przed zdenerwowaną moją rodziną i przed kilkoma przedstawicielami Volturi, między innymi Aro oraz Alec'em.
– Kazaliśmy się my ci się trzymać z daleka od domu – powiedział bardzo zdenerwowany Edward, nielamże warcząc.
– Czemu nas nie posłuchałaś? – zaczął Carlisle.
– Wystarczy – powiedziałam Aro.  – Zatailiście przed nami drugą córkę...
– Aro ona nie jest naszą córką, znalazłem ją na progu domu– powiedział Edward nadal patrząc na mnie gniewnie.
– W takim razie pojedzie ze mną– oznajmił Aro po czym zerknął na Alec'a, którego oczy były niemalże czarne.– La tua cantante – wyszeptał Aro.
– To nie możliwe – stwierdził Edward. Alec podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń, podnosząc ją do swoich ust, żeby złożyć na niej pocałunek.
– Witaj ponowie, Raven – wyprostował się i zaprowadził mnie w stronę drzwi za nami wyszedł Aro, Felix, Demetri oraz Jane. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Włoch.

– Panie ona powinna wiedzieć – stwierdziła Jane, gdy byliśmy już w samolocie.
– Nie teraz– syknął Aro przez zaciśnięte zęby. - Na razie nie powinna wiedzieć że jest blisko spokrewniona ze mną - wysyczał. Po chwili się uspokoił, patrząc na mnie. Cały czas udawałam, że śpię. Poczułam jak siada obok mnie, a po chwili gładzi mnie po włosach. - Czekałem całe siedamnaście lat, siedemnaście lat cię szukałem... - szeptał cały czas. Usłyszałam warknięcie Alec'a gdy Aro gładził mnie po włosach. Poruszyłam się niespokojnie. Usłyszałam jak Aro się zaśmiał cicho na warknięcie. - Nic jej nie zrobię - powiedział do niego.

Gdy wylądowaliśmy, poczułam jak ktoś mnie podnosi i układa w swoich ramionach. Gdy poczułam intensywny zapach Alec'a, wiedziałam, że to on mnie trzyma. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top