Rozdział 9

... Dotykał dłońmi moje rozpalone do granic możliwości nagie ciało. Jego delikatne, ale męskie palce znały już każdy centymetr mojej skóry. Te chwile gdy zagłębiał się we mnie raz wolno, a raz szybko... Sprawiał, że znajdowałam się w swoim własnym fantastycznym świecie.
- Teraz twoja kolej Jennifer - chwycił moją dłoń i nakierował ją na swojego członka...

- O Boże - ocknęłam się w nocy w swoim pokoju. Było ciemno. Mój oddech był wzburzony i nie chciał się uspokoić. Spocona i zasapana, powoli usiadłam na łóżku.

Co za sen... To było tak bardzo realistyczne, jakby on był w tej chwili w pokoju i to właśnie się działo.

Mam na myśli Louisa. To on właśnie mi się przyśnił.

Pierwszy raz.

Wstałam z łóżka i zakładając kapcie na stopy, wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni.
Nalałam trochę zimnej wody do szklanki i upiłam łyk, by się uspokoić. Stałam oparta o blat i myślałam.

- Też nie możesz spać? - nagle w tym samym pomieszczeniu pojawił się mój szef. Również podszedł do szafki, wyjął z niej kubek i wziął trochę wody.

- Tak...

- Ja też - stanął obok mnie. - Jak ci się podoba praca u mnie?

- Em... Jest dobrze. Nie narzekam.

- Okej. Może chciałbyś coś zmienić?

- Nie, raczej nie - powiedziałam i włożyłam pustą szklankę do zmywarki. Gdy miałam iść do siebie, zatrzymała mnie jego dłoń oplatająca ciasno moją.

- Tak?

Nie odpowiedział, tylko po postu przyciągnął mnie bliżej siebię i bez żadnego ale mnie pocałował. Bez zastanowienia oddawałam każdy pocałunek, bo chciałam tego, od tamtego zdarzenia z jego pokoju. Moje ręce znały się na jego szyi, a jego dłonie na mojej talii. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, stykaliśmy się w każdym miejscu.

Odsunął się ode mnie, gdy zabrakło nam tchu i spojrzał głęboko w moje oczy.

- Nie mam zamiaru udowadniać ci, że jestem lepszy od Harry'ego. Bo nie jestem, ale cholera... Podobasz mi się - powiedział patrząc na mnie intenstywnie.

A mnie zatkało. Naprawdę. Cofnęłam się krok do tyłu, by lepiej się mu przyjrzeć, czy aby nie żartuje.

Ale on nie żartował!

- Wiem, że nic do mnie nie czujesz. Sam nie wiem, czemu ci to powiedziałem. Jesteś tylko nianią mojego dziecka. To wszystko nie powinno nigdy mieć miejsca.

- Lo...

- Zaczekaj. Podobasz mi się już od jakiegoś czasu. Tak, jestem zazdrosny i to, że spotykasz się z Harrym. Ale nie mam prawa ci tego zabronić. Nie mam prawa też, kazać ci wybierać pomiędzy mną, a nim. Jeśli wybierzesz jego, nie będę miał przez to jakichś wątów, czy coś.

- Hej, zatrzymaj się Louis. Masz rację, jestem nianią Samanthy i masz również rację w tym, że te sytuacje nie powinny mieć miejsca. I... Hm, dziękuję, że tak stawiasz sprawę I... - zawiesiłam się na moment, przypominając sobie jego słowa sprzed chwili " podobasz mi się " . Nie, do tego się nie odniosę. - Jestem zmęczona, pójdę już...

- Powiedziałem coś źle? - zatrzymał mnie ponownie ręką.

- Nie wiem Louis. Naprawdę już nic nie wiem - wyciągnęłam rękę z jego uchwytu i poszłam do siebie, zostawiając go tam. Wiem, że uciekłam. Ale ja już się naprawdę pogubiłam.

Jak to możliwe, że dwóch facetów namieszało mi tak w głowie?!

Kolejna sobota, kolejne ( siódme ) spotkanie z Harry'm. Nie to, że nie chciałam iść. Lubię go, ale dziś nie mam na nic ochoty. Dosłownie.

- Jennifer, przyszedł pan Harry - do pokoju weszła Mirella i oznajmiła mi to. Westchnęłam i poprawiłam sukienkę, którą miałam dziś na sobie.

- Dzięki, powiedz mu, że zaraz przyjdę.

- Dobrze.

Zabrałam małą torebkę z łóżka i gotowa zeszłam na dół, do mojego gościa.

- Cześć Harry - przywitałam się z nim, całusem w policzek.

- Witaj piękna.

Wyszliśmy na dwór i po otworzeniu dla mnie drzwi pasażera, sam zasiadł na swoim miejscu i ruszył z podjazdu.

- Gdzie dziś jedziemy? - zapytałam, gdy chłopak skręcał w jakąś ulicę.

- Zaraz zobaczysz - odpowiedział tylko i znowu skręcił w jakąś ulicę.

- Harry, powiedz mi. Nie mam dziś nastroju do żartów - powiedziałam, na co on tylko kiwnął głową, że rozumie, ale i tak nie odpowiedział.

Westchnęłam w duchu i przemilczałam resztę drogi.

Harry zabrał mnie do chińskiej knajpki. Było nawet miło i mój zły humor poszedł gdzieś sobie.

Czyli Harry potrafi być też normalny.

- I jak? Mam nadzieję, że poprawiłem ci humor? - zapytał, zatrzymując samochód niedaleko domu Louisa.

- Tak. Udało ci się.

- Cieszę się. Mogę zapytać, czemu miałaś taką smętną minkę? - zapytał, jakby zatroskany?

- Po prostu zły dzień - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- No dobrze, niech będzie. To co, kolejne spotkanie?

- Wiesz co Harry...

- Tak? - zapytał ciekawy.

- Myślę, że na jakiś czas powinniśmy dać sobie ze sobą spokój. Ja... Muszę sobie przemyśleć kilka rzeczy...

- Co chcesz sobie przemyśleć? Czy mogę być dla ciebie kimś więcej? - zapytał, uśmiechając się zadziornie.

- Też - odpowiedziałam, oddając lekko uśmiech.

- Uhm, no to w takim razie okej.

- To... Idę. Pa.

- Cześć - cmoknął mnie w policzek, bo zdążyłam odwrócić głowę w bok.

Wysiadłam z auta i wróciłam do domu. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, wzdychając.
Tak, na pewno muszę przemyśleć parę rzeczy.

******
Więcej wolnego, to szybciej rozdział!
Też się cieszę!;)

I jak rozdział?
Jak myślicie, co wyjdzie z tych jej przemyśleń?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top