Rozdział 27
To, co opowiedziała mi Jennifer, było nieprawdopodobne, ale nic w ciągu dzisiejszego dnia nie jest prawdopodobne. Nic, co pamiętam, nie zgadza się z realiami, w jakich się obudziłem. Najciekawsze jest to, że mam córkę i to z kobietą, którą ledwo znałem! Szczerze, Brianę poznałem na jakiejś imprezie, tydzień temu, a tu okazuje się, że od tego czasu minęły cztery lata! Postanowiłem iść do tej dziewczyny, porozmawiać z nią. Nic mi o sobie nie powiedziała, nie wiem skąd tyle o mnie wie.
Gdy wszedłem do jej sali, zobaczyłem, jak jakaś kobieta pochyla się nad nią i trzyma poduszkę na jej twarzy. Jak tylko zrozumiałem, co ona robi, wyszarpnąłem jej przedmiot z rąk i odrzuciłem gdzieś.
- Co ty robisz?! Odejdź od niej!
Zanim zobaczyłem jej twarz, kobieta zdążyła uciec, a ja zarejestrowałem tylko jej blond włosy i szczupłą sylwetkę. Szybko podszedłem go leżącej nieruchomo brunetki i sprawdziłem, czy oddycha - na szczęście wyczuwałem puls. Gdy miałem już wyjść, by zawołać jakiegoś lekarza, dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się po sali, zatrzymując wzok na mojej osobie.
- Louis? - zapytała, nabierając głęboki oddech.
- Tak... Co to była za kobieta? Dlaczego chciała cię zabić? - Usiadłem za stołku, przypominając sobie o kroplówce, z którą tu przyszedłem.
- To była... - Usiadła na łóżku, opierając się plecami o ścianę i kontynuowała. - To była Briana.
- Naprawdę? To przecież...
- Tak. Powiedziała, że chce mojego końca. Nie wiem, co ja jej zrobiłam, że tak się mści.
- A... Powiedz mi coś o sobie. Nic o tobie nie wiem, a ty o mnie wszystko.
Na moje słowa spuściła głowę, lekko się uśmiechając. Sięgnęła jednak zaraz do szafeczki i napełniła szklankę wodą, od razu upijając łyk, nim zaczęła cokolwiek mówić.
- Byłam nianią Samanthy. Potrzebowałam pracy, a że lubię dzieci, to szukałam takich ofert. Wysłałam do kilku osób swoje zgłoszenie, ale odezwałeś się tylko ty i umówiłeś się na spotkanie następnego dnia. Przyszłam, zapoznałeś mnie z małą która według ciebie nie lubiła swoich niań, a do mnie jakoś od razu zapałała miłością. Zatrudniłeś mnie no i tak sobie pracowałam u ciebie, aż w końcu poznała, twojego przyjaciela i wspólnika - Harry' ego. Stwierdził, że podobam mu się, i że się we mnie zakochał. Przychodził, odwiedzał mnie, a ty byłeś zazdrosny. Omal się o to nie pobiliście.
- Ja byłem zazdrosny o ciebie? - Nie dowierzałem.
- Tak. Potem jakoś wyznałeś mi poniekąd miłość. Zgodziłam się zostać twoją dziewczyną, Sammy była zachwycona z tego obrotu sprawy. No i pojawiła się wtedy Briana. Raz podeszła do nas w parku, więc ją spławiłeś. Jeszcze wcześniej przyszła do twojego domu. Ta wariatka założyła ci sprawę w sądzie o przejęcie władzy nad opieką nad Sammy. Louis, ja sądzę, iż to ona spowodowała nasz wypadek i uprowadziła Samanthę.
Słuchałem jej cały czas, przetrawiając słowa. Nie odzywałem się jakiś czas, a ona nie naciskała, bym coś powiedział. Dobrze wiedziała, że to wszystko jest dla mnie czymś nienormalnym.
- Powiedz mi coś o dziewczynce - poprosiłem.
- To najsłodsze dziecko na świecie. - Uśmiechnęła się na samo wspomnienie jej twarzyczki. - Uwielbia cię i myślę, że nic tego nie zmieni. Lubi jeść warzywka, które gotuje kucharka, swoją drogą - zatrudniłeś jedną, nazywa się Mirella. Rany, muszę do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim! Sammy lubi rysować, kiedyś stwierdziłam, że przejmie po tobie firmę i dalej będzie ją prowadzić na najwyższym poziomie.
- Wow, musi być wspaniała - powiedziałem, gdy skończyłam opowiadać.
- I jest. Najcudowniejsze dziecko na świecie.
- Żałuję, że jej nie pamiętam.
Spochmurniałem. Z jej opowieści wynika, że dziewczynka jest aniołkiem, a ja zawsze chciałem mieć córkę, mimo, iż wydawać by się mogło, że syn to byłoby to. Żałuję, że tego nie pamiętam. Liczę na to, że szybko mi minie ta przerwa, w której nic nie pamiętam. Chciałbym wrócić już do normalności.
- Powiedz mi coś jeszcze - poprosiłem cicho.
- Wiesz o tym, że masz firmę? - zapytała.
- Tak. Założyłem ją trzy lata temu - powiedziałem. To pamiętam, ale wychodzi na to, że to już siedem lat!
- Więc minęło już siedem lat - powiedziała to, co miałem na myśli.
- Dokładnie o tym samym pomyślałem.
Potem, znikąd pojawiła się pielęgniarka, wyganiając mnie z sali. Robiła jej chyba jakieś badania, czy coś. Wróciłem do sali, gdzie spotkałem blondwłosą dziewczynę, siedzącą tyłem do mnie na stołku, stojącym przy łóżku.
- Louis - usłyszałem znajomy głos.
Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałem w niej Brianę. Wciągnąłem mocno powietrze, przypominając sobie o wszystkim, co mówiła Jennifer.
- Kochanie! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! Przyleciałam z Bostonu najwcześniejszym samolotem! Jak się czujesz? Coś Cię boli?
**************
Okej, była prośba o pojawienie się rozdziału, więc nie mogłam odmówić, choć mam napisane tylko tyle. Dodałam również dlatego, że od dwóch tygodni nic nie dodawałam... Nie będę sie tłumaczyć, bo to nie ma sensu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top