Rozdział 12

~~~~ Oczami Harry'ego ~~~~

Dwa dni po tym niefortunnym spotkaniu w domu Louisa, który wszedł do twojego domu akurat wtedy, kiedy pocałowałem Jenny, ona poprosiła mnie o spotkanie. Nie powiem, że się nie cieszyłem, bo cieszyłem się, jak głupi.

- Cześć - przywitaliśmy się.

Chciałem dać jej buziaka, ale ona od razu odsunęła mnie od siebie i usiadła na krzesełku przy naszym stoliku. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie zraziło.

- O czym chciałaś rozmawiać, piękna? - oparłem brodę o dłoń i patrzyłem na nią z wielkim uśmiechem.

Jennifer jest taka piękna! Ona nie ma żadnej wady. Jej czarne włosy jak zwykle perfekcyjnie ułożone z grzywką na prawy bok, czerwona koszula w kartę idealnie opina jej piersi i talię...

- Musimy zakończyć to, co jest pomiędzy nami. Cokolwiek by to nie było - powiedziała twardo, a mój uśmiech zniknął szybciej, niż się pojawił.

- Co? - zapytałem, zszokowany jej wyznaniem.

- Tak. Przez ciebie Tomlinson prawie wyrzucił mnie z pracy! Nie wiem, nie dotarło do ciebie, to co ci powiedziałam ostatnim razem?!

- Ale...

- Harry, on otworzył mi oczy tą groźbą! A ty zachowujesz się, jak jakiś pieprzony nastolatek szukający przygód! Wybacz, ale ja nią nie będę! - wstała szybko od stolika i ruszyła do wyjścia.

Zanim sobie wszystko przyswoiłem, jej już nie było w restauracji. Wybiegłem za nią czym prędzej.

- Zaczekaj! - krzyknąłem, ale ona dalej szła przed siebie.

- Co jeszcze chcesz?! Nie wyraziłam się jasno? - wyszarpnęła swoje ramię z mojego uchwytu, gdy ją dogoniłem i chwyciłem za rękę.

- Nie... Po prostu... Daj mi szansę - poprosiłem, łapiąc za jej drobne dłonie. Wyrwała je szybko z mojego uścisku. - Przemyśl to sobie.

- Przemyśl? Harry, błagam cię! Jedną szansę już miałeś, nie skorzystałeś. A ja nie zamierzam szukać innej pracy. Żegnam - powiedziała i ruszyła przed siebie, po czym wsiadła do stojącej na chodniku taksówki.

Kurwa. Ona nie żartowała. Spieprzyłem. A mogła być moja!
Chociaż...

~~~~ Oczami Jennifer ~~~~

Weszłam do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, wzdychając. Zamierzałam rozprawić się z nim wczoraj, ale jakoś nie było okazji. Dlatego dziś zostawiłam na pół godziny Sammy z Mirellą i umówiłam się z nim na to spotkanie. Musiałam to skończyć, inaczej skończyłabym bez pracy.

- Wróciłam! - krzyknęłam, zdejmując kurtkę i wieszając ją na wieszaku.

- Jennifer! - usłyszałam, jak mała krzyczy moje imię, a potem dopada do moich ud.

- Stęskniłaś się za mną? - wzięłam małą na ręce, a mała od razu się do mnie przytuliła.

- Tak - uśmiechnęłam się do siebie na jej słowa i weszłam z nią do kuchni. Usiadłam na jednym z krzesełek przy stole.

- I jak, załatwiłaś to? - zapytała strasza kobieta, mieszając w szklanej misie różne składniki na sałatkę. Widziałam tam między innymi sałatę, paprykę i kawałki pieczenego kurczaka.

- Tak... Chciał jeszcze, żebym dała mu szansę, ale nie. Przyznam, że zaczęło mnie to wszystko męczyć.

- Skoro tak, to chyba dobrze zrobiłaś - uznała i schowała naczynie z sałatką do lodówki. Zaczęłam przeglądać gazetę, a Sammy pokazała mi różne sukienki na niektórych stronach.

- Też tak uważam.

- I co, zamierzasz zgodzić się na ten wyjazd z panem Tomlinsonem do Irlandii? - zapytała, a ja przerwałam przeglądanie gazety. Westchnęłam.

- No właśnie Jennifer. Jeszcze nie odpowiedziałaś na moje pytanie - usłyszałam głos Louisa.

Spojrzałam w kierunku, skąd słychać było jego głos. Stał, oparty o framugę, w której były zapewne kiedyś drzwi, ale teraz nie było po nich nawet śladu. Stał tam, w czarnym garniturze, rozpiętej marynarce, spod której widać było idealbie wyprasowaną białą koszulę. Wpatrywał się we mnie twardo i czekał, aż mu odpowiem.

- Tak, pojadę z tobą do Irlandii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top