Rozdział 10

~~~ Dwa dni później ~~~

- I nie wiem, co zrobić - musiałam się komuś wygadać i padło na Ivette.

- Powiedz mi jeszcze raz o tym Harrym - poprosiła. Westchnęłam, ale powiedziałam jej co chciała.

- Jeśli nie czujesz tego do niego, można się go łatwo pozbyć - powiedziała i zaczęła wyjadać orzeszki z małej niebieskiej miseczki, stojącej na stole, przy którym siedzimy.

- Jak? - zapytałam ciekawa.

- Bardzo prosto. Mnie nie zna, prawda?

- No nie.

- Umów się z nim. Gdy będziesz na tyle blisko, by go widzieć, ja podejdę, zagadam i jeśli się uda, to nawet pocałuję. Wtedy wkroczysz ty i wiadomo, scena zazdrości, w końcu mówisz, że z babiarzem nie masz zamiaru się spotykać i że to koniec - powiedziała spokojnie.

- Ale... To nie będzie nie fair? Harry jest po prostu zbyt pewny siebie...

- No właśnie. Trzeba mu trochę przytrzeć nosa. Jego będziesz miała z głowy i zajmiesz się panem szefuńciem -  zaśmiała się.

- Ivette - zganiłam ją.

- No co, powiedział, że mu się podobasz? Powiedział. To czemu się za niego nie bierzesz?!

- Ivette... Ja nie jestem tobą, żeby rzucać się na faceta, jak na mięso - przewróciłam oczami.

- A szkoda. Ale wracając, naprawdę weź się za niego babo!

- Dobra dobra. Kiedy robimy nasz nalot na Stylesa? - zmieniłam temat.

- Kiedy tylko chcesz - klasnęła zadowolona w dłonie.

    Nadeszła środa. Siedziałam z małą na trasie. Znaczy, ja siedziałam i pilnowałam, by nie zrobiła sobie czegoś podczas zabawy. Mirella zrobiła niedawno obiad, ale jakoś nie jestem głodna. Ciągle myślę o tym, co powiedział mi Louis tamtej nocy. Za każdym razem, gdy to wspominam, jakaś radość mnie ogarnia w środku. Nie wiem, jak to nazwać, ale to podejrzane.

- Wujaszek! - usłyszałam tylko krzyk Samanthy i zobaczyłam, że biegnie w moją stronę.

Dokładnie obok mnie stał Harry i przeglądał się mojej osobie. Nawet nie wiem, czy coś do mnie mówił...

- Cześć księżniczko - Harry wziął ją na ręce, dając buziaka w policzek. Usiadł obok mnie, na jednym z białych krzeseł, ustawionych przy prostokątnym stole. Również białym. - Cześć Jennifer. Coś ty taka zamyślona?

- Myślałam o wszystkim i o niczym - wywinęłam się od odpowiedzi.

- Okej - powiedział tylko i pomógł małej rozpakować prezent, jaki dla niej przyniósł. Jeśli się nie mylę, była to lalka z Monster High. - Dawno się nie widzieliśmy - zaczął temat.

O Boże, chcę stąd uciec.

- To prawda.

    Tak! Cały tydzień! Cały tydzień miałam z głowy Harrego i te jego dziwne miny i podteksty...

- Przemyślałaś sobie, to co miałaś do przemyślenia?

- Nie - odpowiedziałam. Szczerze, to mówię w tym momencie prawdę.

    Minęło tyle czasu, a ja i tak nie wiem, czego chcę. Z jednej strony pewny siebie i prostacki Harry, który potrafi też być normalnym facetem przez jeden wieczór, bez seksualnych zapędów. A z drugiej strony Louis. Mój przystojny szef, który ostatnimi czasy wyznał mi, że mu się podobam.

    Powinnam wybrać Louisa, co? Heh, zabawne. Tyle, że nasze relacje, według mnie to tylko szef - pracownik. Oprócz tego, że pocałował mnie trzy razy i powiedział, że mu się podobam, nic innego nie miało miejsca. Nie zaprosił mnie na żadne spotkanie. Generalnie nie znam go za bardzo od tej drugiej strony.

     Wiem, że kocha Sammy nad życie, jest jego oczkiem w głowie. Louis jest naprawdę kochającym ojcem. Powinnam wiedzieć coś więcej, skoro mieszkam z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale chyba jestem ślepa i nic nie widzę... No... Nie wiem, co myśleć. Nie wiem, może się boi? Albo też nie wie, czego chce.

Nie, wystarczy Jennifer. Te przemyślenia zostaw na potem. Zajmij się gościem.

- Em... Harry, najpijesz się czegoś? - ocknęłam się z transu i spojrzałam na niego pytająco. Miał roześmiany wyraz twarzy, czyli musiał zauważyć moje chwilowe zawieszenie.

Bywa.

- Może wody - kiwnęłam głową na tak i wyszłam z mojego miejsca bytu.

Weszłam do kuchni i po wyjęciu szklanki z szafki i zapełnieniu jej wodą, wróciłam do bruneta.

- Proszę - podałam mu szklankę. Podziękował i upił trochę.

- Dobra, będę się zbierał, bo jeszcze muszę przyjrzeć się jednemu zleceniu - brunet podniósł się z krzesła. Pogadaliśmy jakiś czas. Chyba dość długo, bo zaczęło się powoli robić ciemmo.

- Odprowadzę cię - również wstałam.

- Pa Sammy, niedługo znowu cię odwiedzę - podszedł do siedzącej na różowym kocyku i bawiącej się nową lalką, dziewczynki i dał buziaka w głowę

- Pa pa wujku.

    Oboje weszliśmy do domu. Dotarliśmy na korytarz. Chłopak założył buty i czarny płaszcz.

- No to do zobaczenia - powiedział i podszedł do mnie. Odległość, jaka nas dzieliła, mogła mieć z dziesięć - piętnaście centymetrów.

- Do zobaczenia - posłałam mu uśmiech. Nie to, że nie lubiłam Harrego. Był okej, tylko ten jego charakter...

- Mam nadzieję, że jak najszybciej - po tych słowach przybliżył się jeszcze bardziej i przycisnął swoje usta do moich.

    I jakby ktoś celowo chciał zrobić na złość, drzwi frontowe się otworzyły, a potem zatrzasnęły.

- Ekhem - usłyszałam znaczące  chrząknięcie, które wyszło z ust Louisa.

~~~~~~~~~
I tak oto zakończmy ten rozdział.
Louis chyba nie będzie zadowolony, co?:)
Nie wiem, może byście chcieli przeczytać perspektywę innej osoby? Jeśli tak, to czyją?;)

Ps. Dziękuję z całego serducha za każde vote i komentarze i wyświetlenia!

Jesteście najlepsi!

* kłania się nisko*

<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top