Rozdział 1
- Jenny, skarbie, miałabyś dla mnie dziś czas? - zapytała moja przyjaciółka Ivette, latynoska z brązowymi oczami i brązowymi włosami. Znaczy, ostatnio miała brązowe, nie wiem, jak jest teraz. Jest moją jedyną przyjaciółką na tym świecie. Zawsze mnie wspiera i pomaga.
- No tak. Chcesz się spotkać?
- No! Musimy obgadać takie jedno ciasteczko! - pisnęła rozemocjonowana do słuchawki.
- No domyślam się, że nie z twojej pracy?
- No, a jak? Dzisiaj o szesnestej w Tamarce.
- Okej, na razie.
- Pa!
- Tylko się nie spóźnij - mruknęłam.
- Oczywiście.
Usłyszałam tylko dźwięk, informujący mnie, że Ivette się rozłączyła. Do spotkania zostało nam jeszcze cztery godziny, więc postanowiłam się zdrzemnąć chwilę. Przyniosłam sobie mój wielki koc z podobizną szarego kociaka z sypialni i okryłam się nim, kładąc głowę na małym jaśku. Sen nadszedł szybko.
Z pięknego snu, o przystojnym nieznajomym brunecie, wybudził mnie natarczywy dzwonek mojego telefonu. Podniosłam niemrawo powieki i po jakiejś chwili znalazłam mój obiekt poszukiwań. Leżał na podłodze, obok kanapy.
- Halo? - odebrałam zaspana i usiadłam, ściągając z siebie koc.
-Co halo? Jakie halo?! Czekam na ciebie od pół godziny w barze. Byłam punktualnie, a ty co? - po drugiej stronie usłyszałam Iv. Oh, nie ma to, jak wkurwiona Ivette. Spojrzałam na zegar ścienny, wiszący na jasnofioletowej ścianie, po mojej prawej stronie i stwierdzam, że dziewczyna ma prawo być na mnie wściekła. Była godzina szesnasta trzydzieści.
- Ivette... Przepraszam, już się ogarniam i sa piętnaście minut jestem u cienie, okej? - powiedziałam, wpadając do łazienki.
Rozłączyłam się, nawet nie czekając na jej zgodę. Wzięłam najszybszy prysznic w życiu i wleciałam do pokoju w samym ręczniku. Założyłam granatową bokserkę i czarne legginsy. Przeczesałam jeszcze włosy i podkreśliłam oczy kredką. Zabrałam torebkę, telefon, klucze i po zamknięciu drzwi, ruszyłam prosto do baru. Nie miałam daleko, zaledwie kilka minut pieszo, więc szybko tam dotarłam. Ivette siedziała na zewnątrz przy jednym z kilku stolików i piła Latte.
- Cześć - podeszłam do niej i przywitałyśmy się całusem w policzek.
- No hej.
- Co ty zrobiłaś z włosami? - zapytałam od razu, zauważając inny kolor jej włosów.
- A trochę zaostrzyłam swój wygląd, nie?
- W sumie, ładnie ci w czerwonych -powiedziałam zgodnie z prawdą. Wyglądała zajebiście, siedząc pod słońce, które padało prosto w jej włosy, sprawiając, że błyszczały.
- Dzięki - powiedziała, lekko się uśmiechając.
- No to opowiadaj, co to za ciacho - zaczęłam temat.
-Ma na imię Greg. Mówię ci, ciacho nie z tej ziemi. Ma niebieskie oczy i taki zajebisty akcent! Do tego ciągle się śmieje i jest zabawny...
- Nie mów, że się zakochałaś - popatrzyłam an nią uważnie zn niedowierzaniem. Z nas dwóch, to ja byłam typowana na tą, która pierwsza się zakocha.
-Nie. To tylko zauroczenie - odparła pewnie, ale ja w jej oczach widziałam co innego. - A jak tam szukanie pracy? - Zmienił temat.
- Wysłałam CV do kilku osób, może ktoś odpisze. Minęł dopiero trzy dni...
- Zamiast szukać w swoim kierunku, to ty szukasz w opiekunkach. Więcej byś dostała na zarządzaniu w jakiejś firmie.
- Ale dla mnie nie liczy się, ile dostanę kasy. Zarządzanie nie rusza mnie tak, jak radość dzieci - powiedziałam zgodnie z tym, co czułam. Kierunek studiów to też był pomysł rodziców.
- Jak tak bardzo chcesz zajmować się dziećmi, to sobie takie zrób- powiedziała i dopiła swój napój. Już miała coś dodać, kiedy do naszego stolika podeszła kelnerka.
- Co podać? - zapytała wesołym głosem.
- Colę z lodem proszę - odpowiedziałam. Dziewczyna kiwnęła głową i odeszła.
- Nie wiesz, jak to się robi? - zagadnęła Ivette.
- Ivette! Daj spokój. To mój wybór. Chcę zajmować się dziećmi.
- No dobrze, nie unoś się - podniosła dłonie w obronnym geście.
- Dzięki - powiedziałam do kelnerki, która przyniosła moje zamówienie.
- Więc załóżmy, że ktoś cię przyjmuje do tej roboty. Nie będziesz miała wolnych weekendów, żadnych nocnych eskapad do klubu, ani nieznajomych napalonych kolesi - zaczęła wyliczać, mając zapewne nadzieję, że tym razem mnie złamie i się wycofam.
- Wiem. Myślę, że wolna sobota albo niedziela raz w miesiącu mogłaby być, wszystko da się ustalić, pamiętaj. Eskapady do klubu nie jarają mnie już tak, jak kiedyś. I napaleni kolesie również - odpowiedziałam jej. Dziewczyna tylko głośno westchnęła i rzuciła :
- Okej. Wygrałaś. Już nie będę cię przekonywać do zmiany decyzji. Rób, jak chcesz.
- Dzięki - zaśmiałam się cicho, pijąc napój.
- A ty masz na oku jakieś ciacho? - zapytała, mrugając do mnie.
- Nie. I nie zamierzam się na razie z nikim spotykać. To by wszystko pokomplikowało, jak dostanę tę pracę.
- No racja, w sumie. Cholera!
- Co ci? - zapytałam, bo dziewczyna zerwała się ze swojego krzesełka i rzuciła na stolik kilka funtów.
- Idę do pracy. Odprowadzę cię do domciu zanim się spóźnię.
- Okej - dopiłam jeszcze colę i ruszyłam xa czerwownowłosą.
- Kupiłam sobie tą sukienkę, którą ostatnio oglądałyśmy w galerii - powiedziała, gdy szliśmy chodnikiem.
- Tak?
- No. I chyba założę ją na randkę z Gregiem.
- Randka? A podobno to tylko zauroczenie - usiłowałam naśladować jej głos.
- No bo tak jest. Sam z nią wyskoczył, a ja się zgodziłam. Miałam mu odmówić?
- A skąd. Gdzie tam.
- No. Naprawdę go lubię - stanęliśmy przed moim domem.
-No to powiem ci tylko jedno, zanim zniknę w swoim domciu, przyjaciółko moja najdroższa - złapałam ją za ramiona. - Zakochałaś się - i z tymi słowami ruszyłam do drzwi domu.
- Nie prawda! - krzyknęła za mną.
- Prawda prawda. Pa!
Coś tam jeszcze mruknęła i poszła w swoją stronę, a ja zamknęłam za sobą drzwi. Westchnęłam i zajrzałam do lodówki. Wzięłam jogurt waniliowy z półki i sięgnęłam małą łyżeczkę. Przeszłam do swojego pokoju i siadając na łóżku, włączyłam laptopa. Pierwsze co, to oczywiście poczta, czy aby coś nie przyszło do mnie. Jakie było moje zdziwienie, gdy pośród kilkunastu reklam, zobaczyłam wiadomość, na którą czekałam trzy dni. Kliknęłam na nią i zaraz pojawił przed moimi oczami ten tekst :
Nadawca : Louis Tomlinson
Adresat : Jennifer Minnes
Temat : Praca
Droga panno Jennifer,
Chciałbym zawiadomić panią, iż otrzymała pani pracę jako opiekunka mojej córki Samanthy. Chciałbym spotkać się z panią i omówić kilka rzeczy. Chciałbym zobaczyć się z panią jutro o godz. 5pm.
Ps. Byłbym wdzięczny, gdyby mogła pani odpowiedzieć na moją wiadomość.
Z poważniem,
Louis Tomlinson
Siedziałam przez chwilę nierchomo, przyswajając to, co przed chwilą przeczytałam. Dostałam pracę!
Louis Tomlinson?
Gdzieś słyszałam już to nazwisko... Kiedyś było o nim głośno. Wpisałam w wyszukiwarkę interesujące mnie dane. Po chwili wszystko było jasne. Facet ma swoją firmę architektoniczną, która działa na skalę światową. Tommo - Project.
Wow. Znalazłam jego adres i zapisałam go sobie, by wiedzieć, gdzie jutro iść.
"... Jest samotnym ojcem. Jego n,
arzeczona wystawiła go w dniu ślubu, nie przychodząc do kościoła, by zawrzeć z nim związek małżeński... " - przeczytałam. Ojć. Musiało go zaboleć. Dziwię się, dlaczego go zostawiła. Przystojny, bogaty... Czego chcieć więcej? Jeszcze dziecko mu zostawiła. Nie ma to, jak wychować się w niepełnej rodzinie. Postanowiłam mu odpisać.
Nadawca : Jennifer Minnes
Adesat : Louis Tomlinson
Temat : Praca
Witam,
Jest mi niezmiernie miło, iż pozytywnie rozpatrzył pan moje podanie o pracę. Oczywiście pojawię się u pana, o wyznaczonej godzinie.
Z poważaniem,
Jennifer Minnes
Wiadomość wysłana. O rany. Jak mam się ubrać? Elegancko czy bardziej na luzie? No bo to nie jest jakieś oficjalne spotkanie... Otworzyłam szafę z oczywistym zamiarem znalezienia czarnych spodni i białej koszuli. Gdy obie rzeczy były już w moim posiadaniu, stwierdziłam, że trzeba by je przeprasować, bo wyglądają, jak psu z gardła wyjęte.
Po pół godzinie wszystko było wyprasowane i czekało sobie spokojnie na jutrzejszy dzień.
- Nie uwierzysz! - krzyknęłam do słuchawki, jak tylko Ivette odebrała.
- Może uwierzę, ale ciszej i w co? - odpowiedziała pytaniem.
- Dostałam tę robotę!
- Jako niańka? - upewniła się.
- Tak. I zgadnij u kogo - poprawiłam się na kanapie. Było już późno, ale nie poszłam spać, bo chciałam zadzwonić do Iv i pochwalić się jej moją radością.
- No dawaj.
- Louis Tomlinson, mówi ci to coś?
- Co?! U tego gościa, który zaprojektował willę z basenem, jacuzzi, salą balową i kinową dla Britney Spears?!
- Tak - powiedziałam spokojnie.
- O kurwa - westchnęła, jakby się rozmarzyła.
- No.
- Zamień się.
- Nie. Ty poległabyś na starcie, bo masz zielone pojęcie o dzieciach, słonko - powiedziałam.
- A myślisz, że ty dasz radę? Idę o głowę, że to jego dziecko jest rozpuszczone na maksa. Bogaty ojciec ma jedną córkę, to ją rozpieszcza. Mówię ci, wycofaj się, póki jeszcze możesz. Będziesz miała z przesrane z tym dzieckiem - opiekuńcza Ivette się aktualizowała. No proszę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Pamiętasz tego Michaela, którym zajmowałam się przez pierwszy rok studiów?
- No pamiętam. I co?
- To było najbardziej ropuszczone dziecko, jakie poznałam. Myślisz, że coś jeszcze mnie zaskoczy?
- Może i tak... Ale nigdy nie wiadomo.
- Okej, rozumiem. Będę pamiętać - obiecałam jej
- Dobra kochana. Wiem, że jesteś tym wszystkim podjarana i nie możesz pewnie spać, ale ja mogę i jestem padnięta po swojej zmianie, więc do usłyszenia jutro. Zadzwoń, zanim tam pójdziesz.
- Okej, dobranoc.
- Bajo.
Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. Pierwsza w nocy. Nie no, okej. Wróciłam do pokój. Zgasiłam lampkę nocną, stojącą na małej szafeczce obok łóżka i zamknęłam oczy.
Zapukałam cicho do wielkich, dębowych drzwi. Czekałam kilka chwil, aż pojawił się w nich starszy, łysy człowiek, ubrany w białą koszulę i czarny garnitur, a na przedramieniu miał równo złożoną białą ściereczkę. Czyżby kamerdyner?
- Pani jest tą nową nianią? Pan Tomlinson wspominał, że się pani spodziewa - wypowiedział wolno, spokojnie i wyraźnie.
- Tak, to ja.
- Zapraszam do środka - powiedział i otworzył szerzej drzwi, bymmogła wejść do środka. Jeśli jego szef jest tak samo chłodny i wyniosły, to od razu biorę nogi za pas i mnie nie ma. Przeszłam przez próg, a to co zobaczyłam, zszokowało mnie.
Wszędzie, dosłownie wszędzie walały się klocki, lalki i małe miniaturki samochodów. Niektóre z lalek miały pourywane głowy, ręce albo nogi. Z oddali słychać było śmiech dziecka. Nagle zza rogu wybiegła mała, ciemnowłosa dziewczynka z nożyczkami w jednej rączce i lalą w drugiej. Podeszła do mnie i zapytała :
- Chcesz mi pomóc? Musimy ją zabić - jej iczy, niebieskie na początku, zaszły teraz czarną otoczką i stały się całkiem czarne. Przestraszyłam się. Mała uśmiechnęła się szeroko, co przy tym ciemnym wzroku było po prostu straszne.
Patrzyłam na nią skołowana i wystraszona. Czemu ten lokaj nic nie robi? Gdzie jest jej ojciec? Gdzie ja w ogóle jestem?!
Nagle obudziłam się zlana potem. O Boże, co za sen. Nasłuchałam się opowieści Ivette i teraz mi się to śni. Świetnie. Zapaliłam światło i sprawdziłam godzinę - dopiero piąta trzydzieści. Przez ten koszmarny sen, już na pewno nie zasnę, więc wstałam i poszłam do kuchni, by napić się wody. Przesiedziałam przy stole kuchennym bezczynnie, bitą godzinę, zastanawiając się nad swoim życiem. Oczywiście do niczego nie doszłam. Ogarnęłam się i zjadłam śniadanie składające się z tostów z serem i herbaty.
Przygotowana psychicznie i fizycznie, zapukałam do wielkich, dębowych drzwi, były takie same, jak te w moim śnie. Ciekawe, kto mi otworzy. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam w nich samego Louisa Tonlinsona. Uraczył mnie swoim delikatnym uśmiechem i powiedział:
- Czekałem na panią, panno Minnes.
- Dzień dobry - przywitałam się niepewnie.
- Zapraszam - pokazał gestem ręki, bym weszła do środka. Tak też zrobiłam i szczerze, odetchnęłam z ulgą, gdy nie zobaczyłam na całkiem ładnym dywanie w korytarzu, żadnych poćwiartowanych zabawek.
Uff...
- Proszę za mną, porozmawiamy w moim gabinecie.
~~~~~
Witajcie::)
Mamy już pierwszy rozdział, mam nadzieję, że nie przynudzałam czy coś.
Jeśli ci się spodobało - zostaw komentarz<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top