Król Olch - opowieść chłopca

Obudziło mnie uderzenie mokrej gałęzi. Gdzie ja jestem? Tata? Zimno mi. Otwieram oczy. Jest ciemno, ledwo widzę tatę. Spoglądam w dół. Ziemia ucieka spod kopyt rumaka, darń pryska na wszystkie strony.

— Hej, mój rozkoszny chłopcze. – Słyszę czyjś słodki głos. Podnoszę wzrok. Widzę ducha pięknego, odzianego w złoto i szkarlat. Jest taki dostojny. Chowam twarz w płaszcz taty.

— Dlaczego, synku odwracasz wzrok? – pada pytanie. Słyszę głos ojca jak przez mgłę.

— Nie widzisz, tato? Spójrz-że tam w bok! To Król Olch mnie wabi. Korona jego lśni.

— To tylko mgła. To ci się śni!

Lecz to nie sen, widzę wyraźnie. Twarz jego śliczna, lecz jakże straszliwa. Ogon jego, jak żmija się zwija. Próchno i zgnilizna  w jego plecach.

— Mój miły chłopcze, chodźże tu! Będziemy bawić się, aż zabraknie tchu. Wspaniałe miejsca nad brzegiem znam i pozłacany mój tren ci dam. – Znów słyszę  jego śpiewny głos. Woła mnie, wabi, w puszczę, w las.

— Tatku, ach, tatku! Słyszysz ten śpiew? To Król Olch mnie wzywa to znów jego zew… – Nie słyszę, co na to odpowiada mój ojciec. Słyszę tylko, że coś mówi. Znów Króla głos, jak poszum liści.

— Nie zwlekaj chłopcze! – mówi. – Mam córek moc! Z nimi się będziesz bawił co noc. Śpiewając, tańcząc powiodą cię hen i tam ukołyszą, aż zmorzy cię sen.

I widzę dziewczęta piękne, jak sen. Jak pierze lekkie, tak lekki ich krok, a śmiech ich, jak krople rosy na pajęczynie. Za ręce się chwytają, śpiewają, tańczą. Ogony lisie i kocie, włosy gęste kaskadami spadają na ich ramiona, wianki z wiosennych kwiatów na ich głowach. I widzę, że otwierają krąg, zapraszają mnie do siebie.

— Patrz tato, tatusiu! Nie widzisz? Spójrz tam! To córki Króla wołają. Znak nam dają. - Chcę pobiec do nich, rzucić się w tan. Tato trzyma mnie mocno, mówi coś. Nie słucham. Puść mnie, tato. Tam będę się bawić. Ah, zimno mi.

— Kochany, mój! Urzekłeś mnie. Więc chodź po dobroci! Bo porwę cię. – Głos Króla twardnieje, ułuda pryska. Król zbliża się, szybszy on od konia, a koń przecież mknie. Jego dłonie mgliste chwytają mnie. Chcą zabrać od taty. Duszę się, szarpie. Tatusiu… Tak ciemno, Król Olch zabiera mnie. Tatusiu! Ja mrę…

__________
Ciąg dalszy nie mam pojęcia co tu się dzieje ale ja też mrę bo mam sprawdzian z chemii zaraz xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top