Two 🎔

   Riven siedział za ladą, trzymając w buzi wykałaczkę. Rozglądał się po sali i wyczekiwał swojej upragnionej przerwy. Wiedział że wpatrując się w zegar nie przyspieszy ruchu wskazówek ani czasu. Musiał uzbroić się w cierpliwość, tak samo do porannych klientów. Na szczęście zbliżała się dwunasta i chłopak mógł odetchnąć na przerwie.

   Nie był jednak zadowolony gdy znów usłyszał jak drzwi się otwierają. Westchnął i wstał, po czym stanął za ladą i spojrzał na wchodzącą do lokalu osobę. Pięć minut przed jego przerwą musiał jeszcze obsłużyć klienta. To nie była jego wina, ludzie o różnych porach dnia mogą przecież przyjść na popołudniową kawę. Niemniej jednak Riven musiał się pożegnać z upragnioną przerwą. Z kieszeni fartucha wyciągnął notesik i krótki ołówek, z notesu wyrwał kilka niepotrzebnych kartek i w końcu podniósł głowę.

      — Dzień Doo-... Cody? — powiedział zatrzymując wzrok na tęczówkach chłopaka. Z bliska wyglądały jeszcze piękniej niż na zdjęciach które widział do tej pory.

      — Dzień dobry, Riv. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem Ci w niczym? — powiedział z lekkim uśmiechem i oparł się o ladę. Spodnie miał ubrudzone w czymś czarnym i chyba oleistym, a bluza miała dziury na przedramionach i ściągaczach. Riven spojrzał na notesik i wziął ołówek do ręki, lekko się uśmiechnął, wyprostował się i zaczął mówić, jakby wszystko z pamięci.

      — Dzień dobry. W czym mogę Ci pomóc? — zapytał brunet, poprawiając lekkie loki opadające mu na czoło. Cody uśmiechał się do niego cały czas, opierając się o ladę. Riven próbował schować niezadowolenie za sobą, i postarać się być miłym dla klienta, aczkolwiek ciężko mu to szło przy zmęczeniu, mieliśmy dopiero poniedziałek.

      — Latte poproszę... — powiedział ale nim zdołał dokończyć, kelner zapisał wszystko w notesie i gdy już chciał się odwrócić, Cody złapał go za nadgarstek. — ...i coś specjalnego od Ciebie. — obdarzył go ciepłym uśmiechem po raz ostatni i ruszył w kierunku poczekalni, zaraz przy wyjściu. Zajął wolne krzesło pod ścianą i zaczął grzebać w telefonie. Riven wziął się za parzenie kawy i przygotowywaniem czegoś specjalnego od niego. Kreatywnością to on dzisiaj nie zabłysnął, aczkolwiek najcięższą porą dnia zawsze były chwile bliskie południa.

   Brunet jednak wiedział, że zaraz po Cody'm będzie mógł w spokoju odetchnąć na przerwie, a potem tylko niecałe dwie godziny do końca zmiany. Może praca kelnera nie jest jego wymarzoną pracą, ale cieszył się, że w ogóle ją ma, bo gdyby nie ona, już dawno skończyłby pod mostem. Riven od zawsze dawał sobie radę ze wszystkim sam. Był niestety na to skazany, nie dlatego, że był sierotą. Miał rodzinę, a nawet rodzeństwo, tyle że mimo rodziny, zawsze czuł się osamotniony.

   Riven spoglądał na śmietankę do kawy którą lekko spienił, kawa stała już gotowa na roboczym blacie. W sumie, on sam nie wiedział na co właściwie czeka, może to była wina lekkiego zmęczenia, albo zaduchu spowodowanego działaniem na wysokich obrotach ogrzewaczy nad wejściem do kawiarni. Jednak nic nie mogło go usprawiedliwić, choćby dlatego, że miał czekającego klienta.

   Po chwili w lewej dłoni trzymał papierowy kubeczek z kawą, a w prawej kubek z dziubkiem. Zaczął delikatnie i powoli nalewać do tego drugiego, robiąc kółka, prawie lejąc po ściance kubeczka. Nie chciał rozlać, nie było to też celowym lać prawie po ściankach, ale chłopak ciągle odpływał gdzieś swoimi myślami, jakby nie był tu obecny dusza, ale ciałem niestety tak. Kiedy przechylił kubek z dziubkiem do pozycji pionowej, stwierdził, że kawa jest gotowa i zamknął papierowy kubeczek brązowym wieczkiem. Po postawieniu go na ladzie, spojrzał na Cody'ego i pomachał do niego, gdy ten akurat podnosił głowę do góry. Riven uśmiechnął się lekko i przysunął bliżej krawędzi kawę. Szatyn uśmiechnął się do niego i podszedł do lady.

      — Dziękuję. Na pewno będzie sma... — otworzył wieczko i spojrzał na wierzch kawy. Zaniemówił. Wpatrywał się w piankę na wierzchu, przypominającą misia, z widocznymi ustami, mordką i oczkami, jak goździkami. Podniósł wzrok do góry na Rivena, który spoglądał to na niego to na kawę, aż w końcu Cody z powrotem się nie odezwał. — To naprawdę jest coś specjalnego od Ciebie. Dziękuję. — zaśmiał się lekko.

   Riven spoglądał na niego z uśmiechem na ustach, widząc jak się cieszy na widok malunku na kawy. W końcu o to chodziło w tym, aby mimo małego gestu, dać komuś powód do uśmiechu, a Riven chciał by Cody częściej się uśmiechał i by miał większy powód do tego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top