Three 🎔

   Cody wrócił do pracy z bananem na ustach, co nie umknęło jednej z nielicznych osób które akurat dzisiaj miały zmianę z nim na warsztacie. Dziewczyna, o wyjątkowo bujnych lokach, zawsze związywała je w luźnego kucyka, tak by nie przeszkadzały jej przy pracy. Zbiegiem okoliczności było to, że dziewczyna miała na imię Raven. Co z początku było ciężkim orzechem do zgryzienia, przy pamięci do imion Cody'ego. Chłopak wbił sobie do głowy imię Riven, przez niższego o kilka centymetrów kumpla, pracującego jako kelner w póki co jedynej kawiarni w miasteczku.

      — A coś ty taki uśmiechnięty dziś? Poznałeś kogoś? — zapytała opierając się o maskę samochodu w którym przed chwilą grzebała coś z kablami. Cody uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyciągnął telefon, po czym pokazał jej zdjęcie. Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem na buzi i znów spojrzała na kolegę. — Chyba aż sama muszę się wybrać do tego twojego kumpla. Może zrobi mi króliczka? — parsknęła śmiechem, na co szatyn zmarszczył czoło.

      — Następnym razem, nie pokaże Ci nawet kawy. Nie myśl, że dam Ci się napić. Moja kawa. — powiedział z lekkim fochem, ale wiedział, że Raven się z nim tak tylko droczyła, w końcu byli dość bliskimi znajomymi i dziewczyna wiedziała większość przydatnych rzeczy o Cody'm. Przynajmniej dzięki niemu wiedziała, gdzie podają najlepsza kawę, nie licząc restauracji która przy wydawaniu kawy na wynos, liczy sobie dodatkowe grosze. Cody postawił kubek z kawą na masce drugiego samochodu i delikatnie się oparł obok, delektując się przerwą, która zaraz dobiegała końca.

   Jego dzień stał się lepszy, mimo takiego małego gestu. Cody wiedział że Riven pracuje w kawiarni i jako kelner potrafi wiele pożytecznych rzeczy, aczkolwiek nie miał pojęcia o tym jakie cuda potrafi tworzyć ze śmietanki do kawy oraz samej kawy. Kawa sama w sobie smakowała normalnie, ale Cody wciąż upierał się podczas rozmowy z Raven, że akurat ta smakuje inaczej.

««« 🎔 »»»

   Riven przekręcił kilka dwa razy klucz w zamku i nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte. Po upewnieniu się, czy wszystko ma ruszył wzdłuż pustej ulicy. Dzień zaczął się kończyć, a chłopak marzył tylko o ciepłym łóżku i porządnej kolacji. Zmęczenie zaczęło jemu doskwierać znacznie wcześniej, aczkolwiek nie odczuwał go aż tak mocno. Wiedział, że ma całkiem duży dystans do pokonania, jednak ulubiona muzyka w słuchawkach dawała mu powód do szybkiego chodu i dzięki czemu przebył już pół drogi do domu.

   Latarnie na ulicy zaczęły się powoli zapalać, gdy był w ich zasięgu. Czuł jednak że prędko nie znajdzie się w łóżku, ackzolwiek nadzieja powróciła, gdy zobaczył Cody'ego idącego w jego stronę. Chłopak od razu się uśmiechnął tym samym maskując zmęczenie wywołane przepracowaniem i małą ilością snu. Cody naciągnął na głowę kaptur od tej samej bluzy w której był w południe na kawie w kawiarni — Riven pomyślał od razu, że jego przyjaciel jest świeżo po pracy.

      — Nie wiedziałem, że już wracasz do domu. Może Cię podwieźć? Zaczyna się ściemniać, Riv. — zaproponował szatyn z uśmiechem. Brunet natomiast nie wiedział czy ma się zgodzić na to czy nie. Nie pierwszy raz jechał z Cody'm samochodem, wiedział że chłopakowi można spokojnie zaufać i że jest rozważnym kierowcą, mimo samochodu który wygląda jakby jego wszystkie zewnętrzne części miały by odpaść od szkieletu samochodu. Riven wielokrotnie wyobrażał sobie ten moment, kiedy Cody jedzie autostradą i wszystkie części karoserii zaczynają odpadać, jedno po drugim. Ale wiedział też, że samochód ma wartość sentymentalną dla Cody'ego, więc ograniczał swoje opinie na temat jego samochodu do "Ładny ma kolor".

      — Nie będę problemem? Wyglądasz jakbyś dopiero skończył pracę, na pewno jesteś zmęczony. — powiedział Riven i podrapał się po głowie. Nie pierwszy raz zaproponował mu podwózkę, aczkolwiek pierwszy raz brunet czuł się źle, wracając z pracy, co szło w parze z jego marudzeniem i byciem mocno niezdecydowanym. Przecież nie chciał zarażać innych swoim humorem.

      — Nigdy nie będziesz problemem, pamiętaj o tym, a nawet jeśli kiedyś zapomnisz, to Tobie przypomnę o tym. — dodał na szybko i przeszli z powrotem na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się warsztat samochodowy i zaraz samochód Cody'ego. Ciemno-fioletowa karoseria mimo swojego wieku i wyglądu miała dalej w sobie to coś. Czarne wstawki współgrały z całą resztą i czasami Rivenowi się nawet podobał, gdyby nie jego wybujała wyobraźnia, którą miał od dziecka.

   Obdarowany talentem do rysowania, malowania, a nawet czasami zdarzyło mu się napisać jakiś wiersz, aczkolwiek on nie lubił się tym chwalić. Wolał zostawiać dla siebie takie rzeczy, chować je do szuflady niż pokazywać komukolwiek, a miał w swoim życiu tylko jedną osobę.

   Chwilę potem, Riven i Cody byli w trakcie drogi do mieszkania starszego z chłopaków — Rivena. Różnica kilku miesięcy czasami pokazywała różnice między chłopakami chociażby w zachowaniu. Jednak nic nie zmieniało faktu że znali się już dobre kilka lat i wiedzieli o sobie — prawie — wszystko. Wyjątkiem był Riven, który nie zawsze był skory do mówienia o trapiących go rzeczach, czasami dawał jasne sygnały Cody'emu że jest coś nie tak i potrzebuje chwili ciszy dla siebie. Do tej pory nic nie spowodowało naruszenia ich relacji. Obydwoje wiedzieli gdzie jest ich miejsce i cieszyli się swoim towarzystwem.

   Riven wraz z upływającymi minutami coraz bardziej zbliżał się odpłynięcia do krainy Morfeusza. Jazda samochodem, czy jakimkolwiek pojazdem działała na niego usypiająco. Miał tak odkąd pamiętał i co dziwniejsze — nie wyrósł z tego, a był pewny, że kiedyś się tego pozbędzie. Być może jest to kolejne dziwactwo jakie posiada od dzieciństwa. Jednak mimo zmęczenia i snu który zaczął krążyć mu po głowie, wciąż siedział w samochodzie, na przednim siedzeniu obok Cody'ego, który wystukiwał palcami o kierownicę wolny rytm muzyki z radia.

      — Będzie padać. Chmury na niebie mówią same za siebie. — powiedział szatyn za kierownicą nie przerywając swojego poprzedniego zajęcia. Faktycznie, pomyślał Riven, niebo wydaje się być pochmurne.

   Kilka chwil później wjechali do lasu i zaczęło padać. Na szybie zbierały się coraz to większe krople wody, które przy większych skupiskach i sile z jaką pokonywał samochód opór powietrza zaczęły zjeżdżać w dół szyby. Cody przyciszył muzykę z radia i teraz było słychać tylko szum deszczu, który był przyjemny i spokojny. Riven przez cały ten czas milczał, a Cody nie zamierzał na niego naciskać. Wiedział czym to skutkowałoby potem, więc ograniczał się do spędzania z nim czasu w zupełnej ciszy.

   Tak naprawdę Riven nie wiedział, czy mu takie coś odpowiadało. Był przekonany, że szatyn podziela jego potrzeby, aczkolwiek czasem ciężko było nie widzieć, że Cody inaczej woli spędzać taki czas. Jednak od czego jest kompromis? Obydwoje starają się wciąż dopasować do siebie nawzajem, tym samym pokazując tylko jak im na sobie nawzajem zależy. Dla Rivena, Cody jest kimś więcej niż kumplem, dobrym przyjacielem. Gdyby nie młodszy chłopak, brunet już od dawna byłby samotnym wilkiem, a tak bynajmniej ma do kogo czasem buzię otworzyć.

      — Lubię ten szum... Jest taki spokojny... — odezwał się w końcu brunet i spojrzał na Cody'ego który wzrok miał utkwiony na drodze. Zaczynało robić się ślisko, więc większą część uwagi Cody poświęcał dla drogi niż dla Rivena, aczkolwiek słyszał jego słowa i naprawdę podzielał jego zdanie.

      — Miejmy nadzieję, że jak dojedziemy do Ciebie, pogoda się troszeczkę uspokoi. Jak nie, będę musiał improwizować. — odpowiedział szybko i zwolnił nieco. Byli zaledwie kilkaset metrów od mieszkania Rivena, a deszcz wciąż nie ustępował. Cody bał się, że będzie musiał wrócić z powrotem do miasta. W tej części regionu ciężko było podczas ulew dostać się gdziekolwiek. Woda spływała po zboczach gór jakby z jakiegoś wodospadu, a wtedy dochodziło do wielu wypadków.

      — Nawet jeśli się nie uspokoi, świat się jeszcze nie skończy. — stwierdził na głos Riven i spojrzał w bok, wpatrując się w to co dzieje się za szybą. Wjeżdżali na bardziej płaski teren, gdzie znajdowały się dwupiętrowe domki do wynajęcia dla studentów, aczkolwiek Riven nie był studentem, jednak czasem znajomości się przydadzą. Burnet zajmował jeden z kilku najbardziej wysuniętych na zboczu lekkiej góry. Miał widok na gęsty las i kawałek pobliskiego jeziora.

   Wjechali na parking pod domkiem, Riven się ocknął gdy usłyszał jak samochód gaśnie. Spojrzał na Cody'ego który zaczął ziewać, aż sam brunet nie zaczął mu wtórować. Najwidoczniej obydwoje potrzebowali odrobiny snu, po słabo przespanej nocy. Starszy uśmiechnął się lekko i położył rękę na klamce, po czym spojrzał na Cody'ego.

      — Masz rzeczy na przebranie? Przenocujesz u mnie. Nie dam Ci pojechać nigdzie w taką pogodę. Widzisz co się dzieje? — stwierdził, wskazując przednią szybę, po czym jak na zawołanie, krople wody zaczęły coraz mocniej uderzać o samochód i wszystko dookoła. Cody spojrzał na Rivena który siedział w samej bluzie bez kaptura i pokręcił głową. — Coś nie tak? Cody, dobrze znam ten wzrok. Skąd miałem wiedzieć, że dziś będzie padać? — zmarszczył czoło, deszcz coraz bardziej przybierał na sile, jakby ktoś polewał ich wodą z konewki pod ogromnym ciśnieniem, jakby krople wody miały stanowić pewnego rodzaju ostre pociski z nieba.

      — Już się trochę znamy i widzę, że twój humor zależny jest od pogody. Zaczynało się robić dziś parno, a ty już od południa musiałeś chodzić takie przymulony. Byłeś małomówny podczas drogi do domu, a teraz mam zamiar dać Ci kurtkę przeciwdeszczową. Nie dam Ci wyjść tak w taką ulewę. — powiedział i naciągnął kaptur na głowę, tym samym sięgnął po torbę leżącą na tylnych siedzeniach i wyciągnął z wierzchniej warstwy ciuchów cienką kurtkę, aczkolwiek nieprzemakalną i dał ją Rivenowi. Poczekał aż ten się ubierze w nią i wyszli szybko z samochodu. Biegnąc prawie poślizgnęli się kilka razy na podjeździe, a potem na trawie, aż w końcu cali dotarli do środka budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top