8 | talk
W tym dniu miała przyjść zająć się mną Selina, a wieczorem wpaść Christian. Iris zniknęła rano, planowała powrót na późne popołudnie. Musiała załatwić sprawy dotyczące ubezpieczeń i tym podobnych. Zawsze ja się tym zajmowałem, ale kalectwo nie pozwoliło na kontynuowanie tego zajęcia. Wszystkie obowiązki spadły na Iris.
Przed wyjściem dziewczyna sprowadziła mnie na parter, więc siedziałem sam w salonie, wyczekując Seliny i patrząc na niebo. Tym razem nie zachwycało urokiem. Było pochmurne i zbierało się na deszcz. Temperatura na dworze też nie mogła zadowalać.
W myślach spróbowałem ułożyć rozmowę, którą miałem zamiar przeprowadzić z rodzeństwem. Musiałem im powiedzieć o wizycie u lekarza. O nadziei, że będę chodził. Ale nie mogę pozwolić, aby dowiedzieli się o tym rodzice. Nie teraz. Później. Przecież matka zaczęłaby latać, wydzwaniać po lekarzach, rozpowiadać całej rodzinie i znajomym, codziennie przyjeżdżać i przeszkadzać Iris w opiece nade mną. A ja tylko bardziej bym się denerwował. Nikomu nie wyszłoby to na plus.
Do drzwi zadzwonił dzwonek. Pojechałem otworzyć. Moim oczom ukazała się siostra, a za nią stojący rehabilitant. Musieli przybyć w tym samym czasie. Przywitałem ich i zaprosiłem do środka.
- Chce pan zamienić słowo z siostrą czy od razu zaczynamy? – zapytał fizjoterapeuta, kładąc na podłodze torbę.
- Skąd pan wie, że to moja siostra? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, marszcząc niepewnie brwi.
- Przedstawiłam się na zewnątrz – wytłumaczyła z szerokim uśmiechem Selina. Pokręciłem głową. Coś się kroiło. Pewnie znowu zadurzy się w mężczyźnie o wiele starszym od siebie.
- Zaczynajmy – oznajmiłem.
- Pójdę do sklepu po jakieś przekąski na potem – powiedziała siostra, a ja przytaknąłem.
Podjechałem do tej części salonu, którą przekształcono po informacji o możliwości pełnosprawności. Iris usunęła stąd niepotrzebne rzeczy, meble przeniosła w inne miejsce. Do podłogi przez całą szerokość pokoju przymocowano stojaki, o które miałem się opierać, próbując chodzić. Do ich montowania Iris wynajęła najlepszych fachowców. Od tamtej pory rehabilitacje miały odbywać się w salonie. Powiedzmy szczerze – Iris nie żałowała pieniędzy na moje leczenie i inne sprawy z nim związane. Chciała dla mnie jak najlepiej.
Najpierw ułożyłem się na kozetce, którą przynieśli tu z góry Andreas i Markus. Ciężki sprzęt, Iris nie dałaby rady, więc poprosiła ich przy okazji o pomoc. Zaczęliśmy od najprostszych ćwiczeń, skończyliśmy na najbardziej wymagających. Ostatnim z nich była próba chodzenia z pomocą poręczy. I jak zwykle zakończyło się to tym, że tylko stanąłem. Nie mogłem ruszyć do przodu. Choćby milimetr. Rehabilitant próbował przesunąć jedną nogę za drugą, ale daremnie. Obie były jak z kamienia.
Kiedy odprowadziłem fizjoterapeutę do drzwi, wróciła Selina. Pożegnała się uprzejmie z mężczyzną i zwróciła do mnie:
- To co robimy? Musimy jakoś nadrobić stracony czas.
- Proponuję naszą najlepszą od wieki wieków rozrywkę – zmrużyłem chytrze oczy.
Do powrotu Iris siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając filmy Marvela. Zjedliśmy paczkę chipsów oraz popcornu, popijając colą. Kiedy blondynka weszła do pokoju i zastała puste opakowania leżące dosłownie wszędzie, westchnęła cicho.
- Jakbyście nie mieli niczego innego do roboty – mruknęła i zaczęła zbierać śmieci. Wyłączyłem film.
- Ja to zrobię, w końcu to my nabałaganiliśmy – powiedziała Selina, wyręczając kobietę. – Gdzie byłaś?
- Załatwiałam różne sprawy – wytłumaczyła Iris, siadając obok mnie na sofie. – A ty co? Siostrzyczka nie przeniosła cię na kanapę, a tobie dupska nie chciało się ruszyć? – uśmiechnęła się pod nosem, widząc mnie na wózku. – Przecież już potrafisz wstać, mógłbyś sam sobie usiąść.
- Siedząc na moim pojeździe, nie muszę co chwilę wstawać. Mogę od razu się poruszać – odpowiedziałem. – Po co mam się niepotrzebnie trudzić?
- No tak – zaśmiała się Iris. – Przecież ty od zawsze byłeś leniem. – Podniosła się i ruszyła do kuchni. Pojechałem za nią. Selina upychała śmieci w koszu. Parsknąłem śmiechem. – Mogłabyś już to wynieść – oznajmiła Iris.
- Skoro nalegasz, zrobię to – zaśmiała się i wyszła.
Zaczęliśmy przygotowywać posiłek, którego nie można było nazwać ani obiadem, ani kolacją. Dziewczyny postanowiły zrobić kartoflaną sałatkę, tak bardzo popularną w Niemczech. Narodowa potrawa. Niby my, Niemcy, wszystko robimy z ziemniaków i je kochamy. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Mam dużo znajomych, którzy wręcz ich nienawidzą. Tak jak ja. Nawet gdybym umierał z głodu, a jedynym jedzeniem były kartofle, nie wziąłbym ich do ust. Wolałbym zejść z tego świata niż je zjeść. Za to Christian uwielbiał dania z ziemniakami.
Położyłem talerze oraz sztućce na kolanach i postanowiłem nakryć do stołu. Przy okazji uruchomiłem wieżę i puściłem kawałek Imagine Dragons. Kurczę, kocham ten zespół, Iris również. Selinę przekonałem do niego, kiedy próbowałem ją wkurzyć i na okrągło włączałem ich piosenki w jej towarzystwie. Już po chwili mogłem usłyszeć fałszującą siostrę, śpiewającą jeden z utworów na cały głos.
- Zamknij się, bo wyjesz jak wilk! – krzyknąłem, próbując przestać dusić się ze śmiechu. – Lepiej bierz przykład ze swojego brata, czyli mnie! Bóg obdarzył go większym talentem do śpiewu niż ciebie!
Chwilę potem nasza trójka wydzierała się razem, kompletnie zapominając o rzeczywistości. Z transu wyrwał mnie – tylko mnie – dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegar. Zbliżała się pora, o której Christian zazwyczaj był już po pracy. Wyjechałem z salonu, aby otworzyć.
- Jezus Maria, kto się tak drze? – powiedział mój starszy brat bez powitania. – Na pewno nie Iris, ona ma piękny głos. Selina! Aż na dworze cię słychać, młoda! – krzyknął w głąb domu. – Cześć, Richi. Dziękuję bardzo za zaproszenie. Miałem zamiar odwiedzić cię niedługo sam z siebie, a tu dzwonisz ty. Jak się czujesz? Widzę, że kwitnąco? – zaśmiał się, spoglądając na mój zielony fartuch z różnymi roślinami.
- Aleś zgadł, braciszku, tego bym się po tobie nie spodziewał – odwzajemniłem uśmiech i wyciągnąłem w jego stronę dłoń, ale on nachylił się i przygarnął do siebie, zamykając w mocnym uścisku.
- Jak ja się stęskniłem, żebyś ty to wiedział! – oznajmił. – Cieszę się, że jesteś wesoły i jakoś się trzymasz.
- Christian, szwagrze! – zawołała Iris, witając gościa. – Musisz częściej do nas wpadać, bo już zapomniałam, jak wyglądasz.
- Hej, Chris, bracie – do rozmowy dołączyła się Selina. – Masz coś do mojego śpiewania?
- Nie, skądże – odpowiedział.
- Zapraszamy do stołu – zaśmiała się Iris.
Moje rodzeństwo zajęło miejsca naprzeciwko mnie i blondynki. Było mi to na rękę, gdyż podczas poważnie przeprowadzanej rozmowy chciałem widzieć ich twarze. Najpierw jednak postanowiliśmy pogadać o czymś innym. Spytałem Christiana o jego relacje z matką.
- Słyszałem z jej ust, że chce cię namówić do zmiany pracy – powiedziałem, rozpoczynając temat.
- Tak, tak – westchnął mężczyzna. – Wydzwania codziennie. Czasem mam jej tak dość, że po prostu nie odbieram. Bardziej męczy mnie jej gadanie niż praca, serio. Zawsze zaczyna mówić, żebym zmienił robotę. Oczywiście ja tego nie zrobię. Chciałem taki zawód, marzyłem o nim, starałem się, aby go dostać i mi się udało. Nie zrezygnuję z niego. Skoro sprawia mi to przyjemność i dzięki temu zarabiam, to dlaczego mam to zakończyć?
Pokiwałem głową. Te słowa były mi bardzo bliskie, ponieważ to samo przydarzyło się mnie. Chciałem zostać skoczkiem, marzyłem o tym, starałem się, aby skakać na jak najwyższym poziomie i dałem radę. Znalazłem się w kadrze A. Byłem jednym z najlepszych ogniw niemieckiego teamu. I musiałem odejść, zrezygnować. Nie dlatego, że mnie to męczyło. Sprawiało mi to przyjemność i dodatkowo zarabiałem. Jeden niefortunny wypadek wszystko skończył. To nie tak miało wyglądać moje życie.
- Słuchajcie – wszcząłem temat pod wpływem rozmyślań. Iris złapała mnie za dłoń, a rodzeństwo odłożyło sztućce, widząc powagę na mej twarzy. – Dwa tygodnie temu byłem u lekarza po małej przygodzie. – Selina wytrzeszczyła oczy, brat pozostawał spokojny. – Chciałem zrobić coś sam i w skutek tego stanąłem na nogi. Z trudem, ale stanąłem. To trwało zaledwie chwilę, bo zaraz potem przewróciłem się, lecz u doktora ponowiłem swój czyn bez żadnych problemów. Powiedział, iż jest nadzieja na to, że będę chodził. Zalecił mi nowe rehabilitacje. Stąd tu te poręczę – wskazałem na jedną z części salonu. Każdy spojrzał najpierw na nią, a potem na mnie. Selina wyglądała na wystraszoną, Christianowi zaszkliły się oczy, a Iris przyspieszył oddech. Nastała cisza.
- Cholera, Richard – pierwszy odezwał się brat ze łzami w oczach. – Nie wierzę, że jednak jest dla ciebie jakiś ratunek. Że znowu masz szansę na chodzenie. Myślałem, że już na zawsze zostaniesz kaleką i trzeba będzie się tobą opiekować do końca życia. A tu taka wspaniała informacja. – Christian przetarł oczy, wstał od stołu, podszedł do mnie i złożył rzewny uścisk. Zaraz poczułem, jak dołączają dwie osoby.
Ten gest doprowadził mnie do płaczu. To cudowne mieć wszystkich najbliższych przy sobie. Jeszcze nigdy nie udało mi się uścisnąć ich razem. Byliśmy tacy sami, a zarazem inni. Co nas łączyło? To chyba oczywiste – miłość. Miłość, troska o siebie wzajemnie, przyjaźń, rodzina. To, co zawsze było dla nas najważniejsze.
Zasiedliśmy z powrotem do stołu. Od każdego tryskało radością. Dobry znak. Szczególnie dla mnie.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego dopiero teraz nam o tym powiedziałeś, a nie wcześniej – powiedziała Selina.
- Musiałem przemyśleć kilka spraw – odparłem. – Czekałem też na odpowiedni moment. Chciałem, aby rodzice nic nie wiedzieli. I nadal chcę – podkreśliłem ostatnie słowa.
- Możesz być spokojny – uspokoił mnie Christian. – Nikomu o niczym nie wspomnimy, ani słówka nie piśniemy.
- Dziękuję – wyszeptałem.
Darzyłem rodzeństwo zaufaniem. Wiedziałem, że dotrzymają obietnicy, bo nigdy mnie nie zawiedli.
***
Codziennie zamykaliśmy się w jednym z naszych pokoi, aby spokojnie porozmawiać. Zwierzaliśmy się sobie, opowiadaliśmy o spędzonym przez nas dniu, sypnęliśmy żartem, czasami na światło dzienne wychodziły tajemnice skrywane latami. Wiedzieliśmy jednak, że to, o czym konwersowaliśmy w danym pomieszczeniu, nie może wyjść dalej niż poza jego ściany. Wszystko pozostawało w naszych głowach. Nikt nie wyjawiał sekretów. Obietnice zostawały dotrzymywane.
Dlatego wiedziałem, że zawsze mogę ufać Selinie i Christianowi.
~~~~~
Ciekawe, ciekawe. Nie podoba mi się. A Wam? a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top