12 | thinking about end

Leżałem na lewym boku. Twarzą do okien, tyłem do drzwi. Patrzyłem na ciemne niebo, bo co innego mi zostało? Co mogłem robić w szpitalu? W miejscu, gdzie przeżyłem zbyt dużo? Wspominać złe czasy? Pogrążać się w smutku i rozpaczy jeszcze bardziej? 

Po przyjeździe tutaj od razu zrobiono mi wiele badań. Nawet nie jestem w stanie ich zliczyć ani wymienić ich nazw. Na pewno przeprowadzono rentgen. Jakie wyniki? Nie mam pojęcia. Miałem dowiedzieć się wkrótce. Modliłem się, aby wszystko było w porządku. Ale czy tak będzie?

Dalej złościłem się na siebie, że chciałem zrobić jak najwięcej w pośpiechu. Życie mnie za tę szybkość pokarało już kolejny raz. Jak? Planica. Przecież była jeszcze Planica. Kiedy przez nudę zacząłem rozmyślać o tamtym wypadku, doszedłem do głębokich wniosków. To nie tylko wina tego, który wypuścił mnie podczas niesprzyjających warunków pogodowych. Również moja. Chciałem przebić Stocha, chciałem z nim wygrać, chciałem pokazać, że jestem od niego lepszy. To mnie uziemiło. 

- Witamy, panie Richardzie – odwróciłem głowę i spojrzałem na gości, jakimi okazali się mój lekarz i prawdopodobnie praktykanci. – Dzisiaj przyszedłem do pana w nieco większym gronie. Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza.

Nie zamierzałem odpowiadać. Ułożyłem się w pozycji, którą zajmowałem wcześniej. Próbowałem nie zwracać na nich uwagi. 

- Przepraszam... - usłyszałem głos jakiejś dziewczyny. – Pan to Richard Freitag? Skoczek narciarski?

Zapadła cisza. Mocno uderzyło mnie pytanie studentki. Byłem rozpoznawalny nawet w takim stanie. Niezbyt mnie to cieszyło. Nie chciałem, aby ktokolwiek mnie widział. Już nigdy. 

- Jak widać pan Freitag nie ma zamiaru z nami współpracować – odezwał się doktor – ale ja to w pełni rozumiem. Odpowiadając na pani pytanie, tak, to owy skoczek. Lecz nie po to oczywiście tu przyszliśmy i prosiłbym, aby państwo nie zwracali uwagi na to, kim leżący tu pan jest. Taki wypadek mógł przytrafić się każdemu człowiekowi. Uprawianie skoków to nie jedyna przyczyna takiego stanu.

Nie chciałem im się przysłuchiwać, ale nie mogłem. Uszy same się otwierały na rozmowę, mimo że ja im zabraniałem. Byłem bezsilny. Musiałem słuchać. I to okazało się najgorszym pomysłem w moim życiu. 

Usłyszałem dużo. Może aż za dużo. Lekarz opowiadał moją historię bez żadnego zająknięcia, a ja przeżywałem wszystko od nowa. Skocznia. Śpiączka. Długoterminowy pobyt w szpitalu. Rehabilitacje. Pierwszy postój. Pierwszy krok. A wtedy schody. Upadek. Znów szpital. Horror. Piekło. Koniec. Zastanawiałem się dlaczego. Dlaczego właśnie ja. Gdybym nie był taki pewny siebie, to nie miałoby miejsca.

- Jeszcze do pana przyjdę, ale sam na sam – powiedział lekarz po zakończeniu wizytacji. – Do zobaczenia. 

Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem powieki. W mojej głowie huczało. Huczały wszystkie zdarzenia. Próbowałem powstrzymać od tego swój umysł, ale nie dawałem rady. W końcu się poddałem. Łzy pociekły mi po policzkach. Za dużo. Pomyślałem, że może lepiej byłoby to wszystko zakończyć. Skończyć z życiem. Ale wtedy na salę ktoś wszedł. Odwróciłem się w stronę drzwi.

- Richard, kochanie – moim oczom ukazała się Iris. Szybko do mnie podeszła, pogłaskała po policzku i pocałowała. – Jak się czujesz? – Nic nie mówiłem. Po prostu na nią patrzyłem. – No tak – westchnęła. – Przecież mi nie odpowiesz. Przyniosłam ci trochę jedzenia. Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z lekarzem, ponieważ jest na obchodzie. – Dziewczyna usiadła na krześle, spojrzała mi w oczy i złapała za dłoń. – Richi, nie musisz tłumić wszystkiego w sobie. Selina opowiedziała, co się wydarzyło, bo od ciebie niczego się nie dowiem. Będziemy musieli zacząć z twoim leczeniem od początku. 

W środku mnie wezbrała się złość. Nie zamierzałem dłużej milczeć. Nadeszła pora, aby się odezwać.

- Iris – powiedziałem, zachowując spokój. – Nie widzę w tym sensu. Znasz mnie. Chciałbym zrobić jak najwięcej. Dążyć do przodu. Wrócić do dawnej sprawności. A tak najwidoczniej się nie da. Moje życie jest narażone na klęskę. Ciąży nade mną fatum. Nawet jeśli znów zrobię parę tych kroków, zakończy się to porażką. Po raz kolejny wyląduję w szpitalu i będę zaczynał od początku. To błędne koło, rozumiesz? Ja nie chcę tak żyć. Wolałbym umrzeć. 

Dziewczyna wysłuchała mnie do końca. Nie przerwała mi. Wpatrywała się we mnie. W jej oczach zauważyłem łzy. Cholera, nie chciałem jej ranić. Po prostu wyraziłem swoje zdanie.

- Czyli masz zamiar odejść – wyszeptała, ściskając moją rękę. – Popełnić samobójstwo? O to ci chodzi? 

- Nie, Iris, nie, w żadnym wypadku, Boże – szybko pospieszyłem z wyjaśnieniami.

- Ale o tym mówisz. 

- Myślałem o eutanazji.

Kobieta wstała z rozmachem i podeszła do okna. Splotła ręce na klatce piersiowej. Łzy skapywały na podłogę. Zabolało mnie serce. Podparłem się rękoma, aby podnieść się, podejść do niej i pocieszyć, ale zapomniałem, że nie mogę tego zrobić. Zostałem uziemiony. Mogłem tylko na nią bezradnie patrzeć. 

Po kilku minutach dziewczyna przetarła oczy, stanęła naprzeciwko mnie i oparła dłonie o łóżko.

- To zaczyna mnie już denerwować – jej głos był pełen jadu. – Za każdym razem, kiedy coś się dzieje, ty nie chcesz ze mną rozmawiać. Zamykasz się w sobie. Ale gdy otworzysz usta, ranisz. Ranisz mnie, Richard. Cierpię. Jestem z tobą, bo cię kocham. Robię dla ciebie wszystko z miłości. Nie widzę niczego innego poza tobą. Mogłam cię rzucić od razu po pierwszym wypadku, odejść w cholerę, zrobić karierę, zostać światowej sławy naukowcem, odkryć szczepionkę na jakąś poważną chorobę. Ale zostawiłam to. Dla ciebie. Bo cię kocham. I nigdy nie przestanę. Pamiętasz, jak pewnego wieczoru po przeprowadzce do nowego domu rozmawialiśmy o przyszłości? Ja pamiętam doskonale. Obiecywaliśmy sobie tak wiele. Ale to był chyba sen. Bo nie pomyślałabym, że mój chłopak, dojrzały, odważny, kochany, będzie zachowywał się jak dziecko. Straciłam już tyle bliskich osób, a teraz ty masz do nich dołączyć. Nie pogodzę się z tym. Nigdy.

Iris wróciła do okna, a mnie zamurowało. Powoli przetrawiałem słowa dziewczyny. Mogła mnie zostawić, ale tego nie zrobiła. Pamiętałem tamten wieczór doskonale. Ale nie wiedziałem, że tak się zmieniłem. Jednak najbardziej mą uwagę przykuły ostatnie zdania. Z rodziny ani przyjaciół Iris nikt nie odszedł. Wszyscy cieszą się wspaniałym zdrowiem. O co jej chodziło? Coś przegapiłem?

- Kochanie – szepnąłem wystraszony. – Czy coś się stało? 

- A dlaczego nagle to cię obchodzi? – warknęła zduszonym głosem. – Przecież to ty jesteś centrum wszechświata. Wszystko kręci się wokół ciebie, inni to odległe gwiazdy, które nie mają żadnego znaczenia.

- Iris, przestań...

- Nie. Teraz ty poczuj się jak gówno. Ja mam serdecznie dość, że...

- Iris, do cholery! – krzyknąłem, aż dziewczyna podskoczyła. – Porozmawiajmy w końcu jak dorośli ludzie. Proszę, usiądź. – Wykonała moje polecenie. Złapałem ją za rękę. – Powiedz mi, co się stało. Muszę wiedzieć. Muszę i chcę. Od teraz nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, dobrze? – Kiwnęła głową. – Opowiedz o wszystkim. 

- Tego dnia, kiedy zostawiłam cię z Seliną i byłam w klinice, dostałam telefon od ciotki. Długo nie mogła nic powiedzieć, ale później oznajmiła mi, że rodzice... - Zaczęła się trząść. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. – Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. – Boże. – Wjechał w nich pijany kierowca tira. Zmarli na miejscu.

- Iris...

- Nie pojechałam na ich pogrzeb. Nie mogłam cię przecież zostawić. Nie w takim stanie.

- Kochanie, nie musiałaś się mną przejmować – powiedziałem cicho, uspokajając ją. – Poradziłbym sobie sam. Mogłaś po prostu powiedzieć, że wyjeżdżasz na kilka dni. Wytrzymałbym. Nie uciekłbym ze szpitala ani nic z tych rzeczy. 

- Richard, ty nie rozumiesz – wyszeptała, chlipiąc. – Ja nie mogłam pojechać, bo za bardzo bym się martwiła. Umarłabym ze stresu. Bo ty jesteś moim całym światem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

Ukłucie w sercu. Bardzo silne. Nigdy nie usłyszałem czegoś takiego z ust Iris. Przesunąłem się na łóżku i wskazałem na miejsce obok siebie. 

- Nie mogę... - zawahała się.

- Mam w dupie przepisy. Ty jesteś od nich ważniejsza. 

Położyła się obok mnie i oparła głowę na moim torsie. Pogłaskałem ją delikatnie. Nuciłem naszą piosenkę, aby dziewczyna mogła się uspokoić. Słowa pocieszenia byłyby zbędne. Bliskość drugiego człowieka to najlepsze lekarstwo na leczenie ran.

- Kocham cię – powiedziałem do Iris, kiedy zasnęła. – I nigdy nie zostawię. Przyrzekam.

***

Iris siedziała na podłodze oparta o sofę i wpatrywała się w płomienie szalejące w kominku. Usiadłem obok niej i delikatnie ją pocałowałem. Zaraz zmieniłem pozycję i położyłem głowę na jej kolanach. Dziewczyna zaczęła przeczesywać moje włosy. Oboje zapatrzyliśmy się w ogień. 

- Powinniśmy pomyśleć poważnie o przyszłości – przerwałem milczenie.

- Nie spodziewałam się tego po tobie – zaśmiała się Iris. 

- Chciałbym mieć dwójkę dzieci – zignorowałem wypowiedź blondynki. – Syna i córkę. Po zakończeniu sportowej kariery zostałbym komentatorem sportowym. Ty z kolei mogłabyś być naukowcem sławnym na cały świat. Dobrze wychowalibyśmy nasze pociechy. Wyrosłyby na mądrych i dobrych ludzi. Kiedy poszłyby w świat, wykupilibyśmy domek gdzieś w górach. Cisza i spokój. Nasze wnuki spędzałyby z nami wakacje i ferie. Odchodząc z tego świata, byłbym szczęśliwy. Przeżyłbym wspaniałe lata.

- Oj, Richi – westchnęła Iris. – Umysł kipi ci od tych marzeń.

- Więc skończę marzyć, a zacznę je spełniać – odpowiedziałem.

- To brzmi jak plan. Bardzo dobry plan.

Kończąc ze sobą poprzez eutanazję, nie byłbym szczęśliwy. Zrozumiałem, że nie można się poddawać. I mam dla kogo żyć.

Przyszłość nadejdzie lepsza.

~~~~~

Ale Richard wyjechał z tą eutanazją. Nie wiem, co myśleć. a. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top