|bury a friend|

→Holly←

Miałam dwadzieścia jeden lat mogłam pić alkohol, palić, a zamiast tego nie myśląc długo, kiedy tylko znalazłam możliwość, aby być przy osobie którą, kocham zrobiłam wszystko, nie przemyślałam jednak całej sytuacji, robiąc listę z za czy przeciw... Po prostu trzymając w drżących dłoniach list, ubrana w czarną za kolana sukienkę, pantoflach na podwyższeniu, włosach zaczesanych tak aby odsłaniały całą twarz, płakałam nad niechlujnym pismem mężczyzny, którego już z nami nie było. Przypomniały mi się słowa taty. Logan, dawno temu, jeszcze zanim połowa ludzkości zamieniła się w kupkę pyłu, powiedział, że superbohaterowie „będą nas bronić własną piersią, a Stark pewnie odda własne życie, aby nam się nic nie stało." Anthony Stark zmarł po tym, jak za pomocą magicznej rękawicy, pstryknął palcami i napromieniował się bardziej niż naukowcy w Czarnobylu, ale uratował nas. Cała armia Thanosa wraz z olbrzymimi tytanem zniknęła. Nie byłam przy tym, ale spoglądając kątem oka na włączony telewizor, bawiąc się przy okazji z Morgan Stark i widziałam nagłówki wiadomości z ostatniej chwili, a serce stanęło mi, kiedy pokazali, że ludzie zaczynają wracać. Wszyscy, jak za pomocą magicznej różdżki. Doprowadziło to do parę zabawnych, jaki smutnych sytuacji. Sceny pokazywały przytulających się do siebie rozdzielonych przez pięć lat ludzi, a mała dziewczynka siedząca obok mnie nie wiedziała, co się dzieje, a tym bardziej nie rozumiała moich łez, które ściekały mi po policzkach.

Pamiętam ten dzień doskonale, a dokładnie samo jego zakończenie. Zanim wrócili do mieszkania Starków, to po raz pierwszy od pięciu lat Peter Parker, chłopak, z którego stratą pomału zaczęłam żyć, odpisał mi na wiadomości, które wysyłałam mu prawie każdego dnia, kończąc je, że za nim tęsknię. Kiedy zobaczyłam „przepraszam, że musiałaś czekać tak długo, ale już jestem z powrotem". Musiałam przeprosić, już i tak zmieszaną całą tą sytuacją Morgan, po czym przebiegłam przez mieszkanie i zamknęłam za sobą drzwi od łazienki. Nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam.

W końcu, kiedy pojawili się w progu domu żadne z nas nie powstrzymywało łez, a kiedy zobaczyłam, jak w drzwiach pojawia się zapłakany Peter Parker, sama wpadłam w histerię rzucając się mu na szyję, powtarzając słowa, które teraz, kiedy próbuję sobie przypomnieć, nie miały sensu. Po prostu mamrotałam coś pod nosem, pociągając nim co chwila i łkając tak głośno, że zapewne wystraszyłam wszystkie żyjące nad rzeką zwierzątka. Pete uścisnął mnie wtedy tak mocno, jakby świat miał się za chwilę skończyć, a prawdą było, że dopiero co się zaczął na nowo.

Nastolatek nie zmienił się ani trochę. Jego czekoladowe oczy wciąż spoglądały z takim samym uczuciem, jak wtedy, zanim jeszcze wielki kosmiczny statek użył całą uliczkę jako miejsce parkingowe, a człowiek pająk postanowił po raz kolejny ratować świat, obiecując, że wróci tak szybko jak tylko potrafi, chociaż widział dobrze, że już nie jestem tą samą szesnastoletnią Holly. Moje rysy stały się dojrzalsze, ubrania były odpowiedniejsze, niż te wszystkie moje pastelowe sweterki i spódniczki, które jeszcze dodatkowo odejmowały mi parę lat, nie bałam się makijażu, nie byłam tą samą słodką, niewinną Holly, która pozostała tak naprawdę sama prawie pięć lat temu.

Tym razem to ja byłam pierwsza, która przyciągnęła podbródek nastolatka i pocałowałam go o wiele za chaotyczniej, niż miałam zamiar, wplątując palce w jego rozwiane przez wiatr ciemno brązowe włosy za którymi, tak bardzo tęskniłam. Chłopak chociaż na początku niepewnie oddał pocałunek. I dopiero głośne odchrząknięcie Happy'ego, który podobnie jak paru innych ludzi postanowił w tym ciężkim momencie być przy Pepper Potts sprawiło, że zarumieniłam się delikatnie, odsuwając się od chłopaka, chociaż w tamtym momencie nie chciałam. Naprawdę nie chciałam.

Tej nocy spałam u Starków. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo zdarzało się, że kiedy państwo Stark wybywali to opiekowałam się małą Morgan i zawsze kończyło się na tym, że obie spałyśmy na kanapie, a włączona w telewizorze Merida grała po raz kolejny w tle. Z resztą nie tylko ja dziś nocowałam u Starków. Był Happy, który zasnął na kanapie dużo wcześniej niż zapowiadał na Początku. Rodney, który rozłożył śpiwór w salonie i spał tam do rana, po tym jak odbył trwającą prawie do trzeciej w nocy rozmowę z Pepper. Morgan wcisnęła się do ogromnego łóżka rodziców i spała z Mamą, a ja i Peter, chociaż złota kobieta, jaką była Pepper, proponowała śpiwory, już chciała gonić z kanapy Happy'ego. Wytłumaczyliśmy jej, żeby się nie martwiła i po prostu zasnęliśmy w łóżku należącym do mojej kochanej podopiecznej, wtuleni w siebie niczym dwa misie koala, wciąż trzymając się za dłonie niczym śpiące wydry. Przynajmniej tak mówili na national geographic channel. Chłopak oddychał spokojniej, kiedy nasze palce były razem splecione a jak usłyszał, że zaczęłam pochlipywać pod nosem, przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Nawet nie byłam świadoma właściwie z jakiego powodu roniłam łzy, w końcu nie mogłam być bardziej szczęśliwsza. Oczywiście bolała mnie strata Tony'ego, ale fakt, że Peter był obok mnie sprawiał, że straszna informacja jaką była śmierć multimiliardera zeszła na drugi plan. W tym momencie ważniejsze było że po pięciu latach rozłąki Peter Parker było obok mnie.

Parę dni później nadszedł dzień, który mogłabym powiedzieć odmienił moje życie. Co ja opowiadam... On odmienił moje życie, bo to wtedy dostałam list po tym jak wspomniał o nim hologram samego Tony'ego. Podczas pogrzebu chciałam usunąć się w tył, stać gdzieś między Teresą, a kobieta, którą nawet nie kojarzyłam z widzenia, ale Pepper, która dzięki tym czterem latom poznała mnie o wiele lepiej i stała się mi drugą matką, a Tony, kolejnym ojcem, poprosiła aby zajęła miejsce koło siebie i Morgan. Świadomość, że traktowała mnie jak drugą córkę sprawdziła, że zrobiło mi się ciepło na serduszku, a zarazem dobił fakt, że pewnie i Tony uważał tak samo chociaż przez dłuższy czas naprawdę myślałam, że jestem tylko ich pracownikiem to jednak dwa lata temu, kiedy zaprosili mnie na Boże Narodzenie doszło do mnie, że tak nie było.

Dziewczynka, która była ciągle obok mnie, trzymała się mojej dłoni od samego początku aż do końca pogrzebu nie do końca jeszcze pojmując, że jej ojciec zmarł. Anthony Stark, który raz przed atakiem z kosmosu odwiedził mnie w szpitalu i stał się dla mnie bardzo ważną osobą w chwili, kiedy świat przybierał najciemniejsze barwy, wyciągnął w moją stronę dłoń i pomógł wstać z samego dna, zmarł i nie było go między nami.

Na samym początku naszej współpracy nie byłam dla niego najmilszą osobą. Po pierwsze, obwiniałam go za śmierć Petera, który nawet gdyby nie poleciał razem z mężczyzną i tak by zniknął, a gdyby tak się stało, gdyby chłopak moich snów, który w tym momencie wycierał mokre od łez policzki chusteczką, gdyby on, zamienił się w proch spoglądając prosto na mnie... Nie byłam nawet w stanie myśleć o czymś takim. Moje myśli jednak powędrowały do innej sytuacji, która wydarzyła się już dłuższy czas temu.

|||

Pół roku. Tyle minęło odkąd zniknął Peter Parker oraz połowa świata. Chociaż bez niego nie robiło mi różnicy, bo czułam jakby nie istniało już nic. Tylko ja w pustym mieszkaniu siedząca na dywanie, plecami oparta o kanapę i wpatrująca się w dwa słoiki, których zawartość była moimi rodzicami. Pewnego dnia przez przypadek strąciłam ich półki, a słoiki stłukły się, więc byłam pewna, że jakaś część mojej mamy albo taty była teraz w odkurzaczu, po tym jak tyle ile mogłam zmiotłam i wsypałam do dwóch nowych. Prawdopodobnie też pomieszałam trochę jednego i drugiego, ale nie do końca mnie to obchodziło, już i tak straciłam wtedy pół dnia tylko nad nimi płacząc.

Sięgnęłam po opakowanie tajskich klusek, które kupiłam wczoraj jako kolację, ale jak zwykle mogłam przełknąć tylko ich parę. Nie licząc już nawet faktu, że straciłam większą część mojej rodziny, dobijała mnie jeszcze jedna pewna informacja. Wielkie kłamstwo, które chowane było przed mną tak długo, jak chodzę po świecie. Próbowałam sobie wmówić, że to nie prawda, ale jednak, co jakiś czas spoglądałam na zapisany w telefonie numer powstrzymując się od wybrania go i porozmawiania. Znów odstawiłam opakowanie oddychając płytko. Powinnam zadzwonić do brata bo obiecałam, że codziennie będę do niego wybierać numer aby nie bał się, że siedzę sama w mieszkaniu i coś jeszcze sobie zrobię. Sama w budynku. Nie miałam jednak siły chwycić za komórkę leżącą pół metra dalej. Pustym wzrokiem spojrzałam na ekran telewizora. Nawet Duma i Uprzedzenie nie potrafiła mnie podnieść na duchu. Podobnie jak Nędznicy i znaleziony na internecie występ Hamiltona. Przymknęłam oczy. Mogłam zostać z Teresą gdzieś po środku USA na farmie z jej babcią i grupką ocalałych, ale nie potrafiłam. Musiałam wrócić do domu.

Nagle mój telefon zawirował, a zdjęcie delikatnie uśmiechniętego mężczyzny pojawiło się na wyświetlaczu. Zacisnęłam usta, bo to nie był pierwszy raz w przeciągu miesiąca, kiedy Tony Stark przypomniał sobie o pewnej dziewczynie, która wyrywała sobie włosy z głowy tego feralnego dnia, bo nie wiedziała, co się dzieje z jedną z bliższych jej osób. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie obwiniałam go już za to, że wrócił bez Parkera, bo raczej nie miał zamiaru przywozić specjalnie dla mnie kupy piachu. Na początku nie chciałam uwierzyć, że chłopak był jednym z nieszczęśliwych, których wyparowało magiczne pstryknięcie wielkiego kosmity. Tak stało przynajmniej w gazecie. Z resztą sam chłopak o to się prosił, ale do samego końca myślałam ze wróci. Dopiero, kiedy zobaczyłam wiadomość o samotnym milionerze i superbohaterze, uratowanym przed niechybną śmiercią w kosmosie doszło do mnie, że Peter nie należał do grona nieszczęśliwych, którzy pozostali. Nie chciałam rozmawiać z mężczyzną, bo nie byłam gotowa na niezręczną rozmowę na puste przepraszam albo przykro mi, tyle, że ile można ignorować człowieka jeśli ten nie daje za wygraną? Niechętnie podniosłam urządzenie i przyłożyłam ją do ucha uprzednio włączając zieloną słuchawkę. Odgarnęłam włosy, które opadły mi na twarz. Już dłuższy czas moje włosy nie widziały szczotki, ale i tak od jakiegoś czasu myślałam nad ich ścięciem.

– Holly? – Tony się denerwował. Można było to usłyszeć bardzo wyraźnie w jego głosie. Nie odezwałam się od razu i wiedziałam, że to nie grzecznie, ale po prostu nie potrafiłam, bo próbując wydusić cokolwiek czułam, co raz mocniej zaciskająca się gule w gardle. Nie chciałam płakać i robić mężczyźnie zapewne już i bez mojej pomocy ogromne wyrzuty sumienia. Wydawało mi się, że jednak wybierając do mnie numer był przygotowany na wciąż pociągającą nosem nastolatkę, która w końcu odebrała tylko po to, aby zjechać go z góry na dół. - Tu Tony, Tony Stark. Wiem, że to nie poczta bo jednak odpowiada mi cisza, a nie „aktualnie nie mogę odebrać, ale jeśli masz ochotę możesz pozostawić wiadomość", wiec mam nadzieję, że słuchasz tego, co do ciebie mówię. Chciałbym z tobą porozmawiać... Przyjechałbym po ciebie w najbliższym czasie i przywiózł do nas na kawę, herbatę, ciasto...

– I ploteczki. – odpowiedział damski głos w tle próbując trochę rozluźnić napiętą atmosferę. Unosiłam kącik ust. Minęło wiele czasu odkąd znów usłyszałam delikatny głos Pepper Potts. Ostatnio słyszałam go w telewizorze, kiedy pojawiła się u boku Tony'ego opowiadając jak to szczęśliwie wrócił na ziemię. – Mamy też lody, jak coś!

– I lody. – odezwał się Tony, a ja nie do końca wiedziałam, jak na to zareagować. Fakt, że pan Stark spróbował się ze mną skontaktować sprawiał, że nie nie potrafiłam odmówić, ale jednak coś wciąż mnie powstrzymywało, aby cokolwiek powiedzieć. Głos jakby utknął mi w gardle, a słowa plątały się i sprawiały, że nie mogłam klarownie myśleć. – Porozmawiamy o tym co się wydarzyło...

– Dziękuję za zaproszenie... – Głos mi drżał. Mężczyzna wstrzymał momentalnie oddech. Zazwyczaj po dłuższych pauzach przychodzi moment, w którym osoba rozpoczynająca podobne zadanie kończy słowem "nie". Tyle, że ja naprawdę potrzebowałam bliskości drugiego człowieka. Nie powiedziałabym tego głośno, ale jeśli ta dwójka mogłaby mi dać namiastkę rodziców przez chociażby dwie godziny, to byłam gotowa wskoczyć od razu w buty i ruszyć nawet bez podwózki ze strony mężczyzny. – Bardzo chętnie was odwiedzę...

– Wiem, że ci ciężko, ale będzie tylko lepiej. – To, jak ciepło wymawiał każde jedno słowo sprawiało, że moje serce miękło, a do oczu napływały łzy. Nie wydałam z siebie ani jego dźwięku, tylko starłam pierwsze spływające po policzkach krystaliczne krople. – Przyjadę po Ciebie jutro. Zgoda?

– Zgoda. – odpowiedziałam wciąż drący głosem, ale pomału uspakajał się wiedząc, że nie będę już sama. Nie będę musiała też czekać nie wiadomo ile, aż dodzwoniłabym się do Teresy, która zamieszkała na krańcu świata, gdzie dopiero w miasteczku obok znajdował się zasięg. Mogłabym zadzwonić do Adama, ale nie chciałam mu przerywać idealnego życia, bo on w porównaniu ze mną ogarnął całą sytuację szybko i zaczął widzieć te wszystkie jasne strony, a ja nie potrafiłam.

|||

Teresa. Odwróciłam głowę przez chwilę, nie słuchając hologramu mężczyzny siedzącego na krześle. Samo spoglądanie na niego sprawiało, że serce łamało mi się na tysiące drobnych kawałeczków. Więc, kiedy zauważyłam dziewczynę stojącą nie daleko pewnego nastolatka, którego imienia nie mogłam sobie przypomnieć, odetchnęłam głęboko. Wtedy właśnie usłyszałam moje własne imię. Nikt jednak z tu obecnych nie beształ mnie za to, że poszukiwałam wzrokiem przyjaciółki, tylko mężczyzna w średnim wieku, który zmarł parę dni temu, przywołał mnie do porządku. Ciemne tęczówki utkwił we mnie, jakby dokładnie wiedział gdzie usiądę, co było przerażające, ale też typowe dla Tony'ego. Próbowałam się uśmiechnąć, bo wiedziałam jak bardzo nie lubił, kiedy płakałam, a podczas pierwszych spotkań zdarzało mi się często. Warga zadrżała mi po raz kolejny tego dnia, kiedy uświadomiłam sobie, że część tego pożegnania naprawdę była skierowana do mnie. Nie do Pepper, ani Morgan. Do mnie.

– Holly, mam nadzieję, że słuchasz mnie uważnie i nie błądzisz gdzieś wspomnieniami. Jeśli to słuchasz znaczy, że jednak nie będę przy tym osobiście, a szkoda. W garażu jest dla ciebie pewien list, ale nie jest on pożegnalny, bo bym cię aż tak nie rozpieszczał. Wystarczy ci chyba już ten hologram. – roześmiał się krótko, ale wszystkim zebranym nie było do śmiechu. Drobna rączka brunetki zacisnęła się na moim ramieniu, a Morgan wtuliła się we mnie niczym mała małpka kapucynka. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeszcze chwilę temu łapałyśmy ją razem z Pepper, bo mała księżniczka postanowiła nam nagle zacząć biec, kiedy to nawet nie wiedziałyśmy, że umie chodzić. Teraz już wszystko pojmowała i była najbardziej uroczą dziewczynką z jaką dane mi było pracować, chociaż nie byłam nianią wielu dzieci. – Jest w nim pewna ważna informacja, która może odmienić wszystko, oczywiście nie musisz się zgadzać na to, co znajdziesz w środku. Oprócz tego chciałbym trochę ci posłodzić, bo ta oto dziewczyna, moi mili, jest najlepszą nianią pod słońcem i jak to mówi Morgan... Zaraz sobie przypomnę, bo powiedziała mi, jak ciebie nie było... Ach, mam to! Najlepsza niania pod samy Halibali. Nie wiem gdzie jest Halibali, ale to chyba planeta wymyślona przez Morgan. Byłaś dla mnie niczym córka i szkoda, że nie zobaczę jak bierzesz ślub, ale mam nadzieję, że obietnice dotrzymasz. Twój pierworodny nie będzie jakimś Loganem, czy Eddiem. Ma być Anthonym. Z resztą o czym ja gadam, wszystko pójdzie po myśli...

Parę krystalicznych łez spłynęło mi po policzkach, a dolna warga drżała jeszcze mocniej niż przed tymi paroma zdaniami skierowanymi w moją stronę. Oddychałam ciężko i wyrywając się z uścisku dziewczynki, wstałam, po czym wyszłam z pomieszczenia. Próbowałam się jakkolwiek uspokoić, ale nie ważne co robiłam, łkanie zamieniało się w głośny szloch, a ja nienawidziłam się, że musiałam w takim momencie odstawić scenę. Spojrzałam w czarną torebkę na dnie znalazłam opakowanie fajek, ale obiecałam sobie, że nie zapalę. Nie po tym, jak dowiedziałam się, że Peter wrócił. Poszperałam w niej i wyciągnęłam telefon. Drżącymi rękoma wybrałam numer do Adama. Miałam nadzieję, że odbierze w końcu wiele się zmieniło, przez te wszystkie lata.

Mężczyzna odebrał prawie natychmiastowo, a w tle usłyszałam gaworzenie mojego kochanego bratanka. Przez te pięć lat naprawdę zmieniło się dużo. Zaczynając od tego, że chwyciłam za papierosy dwa lata temu, kiedy zaproponowała mi je znajoma z pracy i chociaż miałam na początku obawy, to po pewnym czasie wydawało mi się już rutyną. Do tego pracowałam w teatrze przez długi czas, chociaż w tych czasach nie było z byt dużych widowni, to uśmiech ludzi, którzy pojawiali się, sprawiał, że chciałam dalej grać i nie obchodziło mnie, że praca nie była opłacalna. Nie skończyłam szkoły, bo po pstryknięciu postanowiłam, że do niej nie wrócę, czego nie można było powiedzieć o Adamie, który skończył swoje studia i z uśmiechem na ustach otworzył własną firmę. Ponad rok temu pobrał się z dziewczyną, którą poznał jeszcze przed pstryknięciem. Marigold okazała się cudowną szwagierką, która podobnie jak Starkowie, zawsze zapraszała mnie do siebie. A pół roku temu na świat przyszedł jeden z najbardziej tłuściutkich bąbelków, jakie dano mi było zobaczyć, Eddie Abbott. Nie odziedziczył może włosów brata, ale, co nie było spotykane z ciemniejszą karnacją, tęczówki chłopczyka były błękitne, chociaż z czasem trochę się zmieniły bo ściemniały i zmieniają się dalej, ale wydaje mi się że nie będą ciemniejsze od zielonych albo burzowo-niebieskich.

– Holly? Jak tam trzymasz się? – odezwał się zatroskany, bo dobrze wiedział, gdzie się teraz znajduję i klął pod nosem, że nawet gdyby stanął na głowie, to nie mógłby przyjść. Nie obwiniałam go. Był na drugiej stronie kuli ziemskiej i omawiał ważne rzeczy dotyczące firmy, przy okazji zabrał też Mari i Eddiego, bo nie chciał aby byli sami, a jak twierdził, Tokyo było na tyle ciekawym miejscem, że na pewno będą w stanie zająć się, jak on będzie próbował dogadać się z inną firmą. – Wiesz jak bardzo chciałbym być teraz przy tobie, jak będziesz w domu to zadzwoń i nie zwracaj uwagi na to, że jestem w innej strefie czasowej. I tak odbiorę. Mama po ciebie przyjedzie?

– Wracam z panią May. – odezwałam się cicho wciąż pociągając nosem. Taki człowiek jak Adam to był skarb i przez to wszystko, co razem przeżyliśmy, nasze relacje zmieniły się diametralnie, po części powodem był fakt, że oboje dorośleliśmy, ale też pewne sytuacje na przestrzeni pięciu lat zbliżyły nas jako rodzina jeszcze bardziej. Głos mi drżał, tak bardzo, że bałam się, czy mężczyzna w ogóle zrozumiał, co do niego mówiłam. – Chciałam tylko zadzwonić... I powiedzieć... Że mi ciężko. Bo... Tak bardzo był mi bliski... I... Nie wiem, po prostu mi ciężko. Ciężko, tak bardzo ciężko.

Dłoń na ramieniu sprawiła, że podskoczyłam i momentalnie odwróciłam się, a kiedy zobaczyłam uśmiechniętą słabo Teresę, wtuliłam się w nią zapominając przez chwilę o tym, że Adam wciąż coś mówił, ale nie rozumiałam, bo nie trzymałam komórki już przy uchu. Czarnulka zabrała mi telefon i powiedziała, że ona się wszystkim zajmie po czym wsadziła go do mojej torebki. Pomału wróciliśmy do mieszkania, po czym nie do końca będąc świadoma zaprowadziła mnie do garażu i podała kartkę papieru. Zakładając ręce na piersiach. Nie byłam gotowa przeczytać tego, co napisał swoim ręcznym pismem Tony, bo i tak nic nie widziałam przez wciąż napływające łzy. Próbowałam się skupić na tekście, a z każdym kolejnym słowem czułam, jak nogi robiły mi się jak z waty. W końcu treść brzmiała, jak wyrwana z filmu s-f.

„Droga Holly, pisanie tego listu jest dla mnie ciężkie, bo zapewne jak to czytasz, to nie ma mnie wśród was, co brzmi teraz widząc, że żyje mocno abstrakcyjne. Otóż dokonaliśmy czegoś niezwykłego, bo dzięki cząsteczkom Pyma, to taki starszy mężczyzna, geniusz, ale mniej charyzmatyczny od mnie, odkryliśmy, że można podróżować w czasie, ale... Przez przypadek, przez pewien paradoks, który ci nie wytłumaczę pisemnie, bo nawet, jak rozmawiam z tobą twarzą w twarz o takich rzeczach, to patrzysz na mnie jak ciele na malowane wrota, cofnęli Scotta, to ten młodszy, koło wrednego dziadka, w czasie, a kiedy wrócił to cóż... Stał się dzieckiem. Potem to naprawiliśmy, ale wtedy przyszła mi pewna myśl. Oczywiście, jeśli się zgodzisz, bo może odpowiada ci te przeżyte pięć lat. To można by było wykorzystać podróż tak, abyś znów była w tym samym wieku zanim Thanos, ten zły, pstryknął i zniknęło pół świata, w tym Peter. Piszę też dlatego, że jest duże prawdopodobieństwo, że wszyscy wrócą i wiedząc ile dla mnie, dla nas, zrobiłaś chcę ci dać szansę, abyś przeżyła te pięć lat od początku. Pym wie o wszystkim. Kazałem Happy'emu wysłać, co i jak, jak tylko się miał pojawić. Twój wybór. Cieszę się, że mogłem cię poznać. Twój tato numer...Który to był? Bo nie wiem, czy jestem przed Linem Manuelem Mirandą przy po... Trzymaj się, Tony. "

Gdyby nie Peter, który właśnie wszedł do garażu za pewne wylądowałabym z głośnym hukiem na podłodze. To dla mnie to było za dużo. Chłopak podtrzymywał mnie, abym nie upadła chociaż nogi miałam wiotkie, a świadomość nie była pewna, czy chce odpłynąć czy jednak zostać. Ostatkami siły oddałam kartkę Teresie, a sama usiadłam z pomocą nastolatka na chłodnej ziemi. Musiałam to wszystko przemyśleć, chociaż wydawało mi się, że od początku wiedziałam odpowiedź. Chciałam być znów w wieku przed atakiem, nie byłam Adamem, nie założyłam rodziny ani firmy ani nie zdałam studiów. Sunęłam się do przodu, grając jakieś teatralne role, przesiadując całe dnie to u Starków, to u Adama, a co jakiś czas odwiedzałam nawet Teresę i parę innych osób. Nie skończyłam szkoły. Co miałabym stracić? Oczy Teresy otworzyły się szeroko, bo zapewne też chciała skorzystać z okazji. Może powinnam była zrobić listę wszystkich za i przeciw, ale nie zrobiłam. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wiedziałyśmy bardzo dobrze, co zrobić.

Hank Pym wiedział, czemu pojawiły się przed nim dwie nastolatki, czego nie można było powiedzieć o mężczyźnie, który znany był pod pseudonimem Ant-man. Nie wiem, co by się stało gdybym, pozostała taka jaka jestem, ale wybrałam szansę, która chociaż brzmiała nieprawdopodobnie, niczym jak ze scenariusza z moich szalonych snów. Ten dzień odmienił moje życie o wiele bardziej, niż wydawało mi się na początku, a pewien mężczyzna na pogrzebie chyba to przewidział, bo uśmiechnął się do mnie, kiedy wsiadałam do samochodu naukowca. Oczywiście było parę rzeczy do wytłumaczenia i znajomości do zerwania, oraz ogromny minus tego wszystkiego, a mianowicie powrót do szkoły, ale z wiedzą, że Peter Parker miał być przy mnie, jakoś wydawał się błahe.

---

troszkę angstu, trochę łez no i zaczynamy przygodę.

co prawda na razie skupiam się bardziej na Sunflower bo tam jestem już w połowie a parę wątków z niego mogą zostać opowiedziane przez March więc wolałabym aby się one wydarzyły zanim je opowie. I tak pierwszy rozdział z perspektywy dziewczyny będzie ciężki dla mnie bo jednak muszę ją przedstawić ale tak aby nie walnąć spoilerów do kwiatuszka.

no i mam nadzieję że nie zanudziłam was na śmierć. reszta powinna być przyjemniejsza

dodatkowo wpadłam co zrobić z wątkiem MJ i cóż... tego się nie spodziewacie nawet ja się tego nie spodziewałam. od razu mówię że nie będzie do idealne przepisanie far frome home parę wątków zmienię, wywalę i dodam swoje

na przykład wątek MJ x Peterek. znaczy ja do nich nic nie mam ale tu mi nie pasują więc wyrzucę, a jak chcecie przepisany scenariusz to nie tutaj moi mili ;)))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top