1∆
Równo o ósmej dwadzieścia trzy, Kevin otworzył oczy. Usiadł na łóżku, włożył stopy w miękkie, puchate kapcie i udał się do toalety, wykonać podstawowe czynności. Jak zresztą każdego, cholernego dnia.
O ósmej pięćdziesiąt siedem, Bickner odwiedził kuchnię na dokładnie osiemnaście minut. Nastawił wodę na herbatę, wyjął toster, chleb i żółty ser. Z szafki wyjął butelkę keczupu, którą postawił na stole, w odległości nie większej, jak sześciu centymetrów od solniczki i pieprzniczki. Trzy minuty i siedemnaście sekund później elektryczne urządzenie pstryknęło, co było równoznaczne z zalaniem torebki czarnej herbaty gorącą wodą.
Czarnej, jak moja dusza - pomyślał ze śmiechem. Podniósł z blatu kubek wypełniony ciemną cieczą. Lubił go. Dostał go w prezencie, w ubiegłe święta od swojego współlokatora Casey'ego. Znaczy, byłego współlokatora.
O dziewiątej jeden, Amerykanin podłączył do prądu opiekacz, a następnie zajął się przygotowywaniem śniadania. Miał na to zaledwie dwie i pół minuty - po tym czasie, urządzenie było gotowe do użycia.
Tu możecie się zdziwić - ale Kevinowi zrobienie kanapek zajęło dokładnie sto czterdzieści osiem sekund. Uśmiechnął się, kiedy tosterowi zmieniło się światełko informujące o stopniu nagrzania.
Włożył przygotowany chleb i zamknął pokrywę. Wyjął torebkę herbaty i dolał siedem mililitrów soku malinowego. Trzy minuty później wyłożył na kwadratowy talerz dwa tosty, krojąc się na dwie połowy.
Dziewiąta osiem - upił łyk herbaty.
Dziewiąta dziewięć - zjadł jedną drugą pierwszego tosta.
Dziewiąta piętnaście i trzydzieści trzy sekundy - skończył jeść śniadanie, dlatego żwawym ruchem wstawił puste naczynia do zlewu. Na tą czynność przeznaczy nie więcej jak cztery minuty - ale to dopiero po powrocie do domu.
Skończył wiązać sznurowadło w czarnym bucie, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Z początku myślał, iż się przesłyszał. Ale kiedy dźwięk powtórzył się, był przekonany, że to ktoś do niego. Niemniej jednak wciąż był tym faktem mocno zdziwiony.
Spojrzał na zegarek - dziewiąta trzydzieści cztery - kto zamierzał mu zrujnować cały dzień nagłym przybyciem? Bickner podniósł się z klęczków i podszedł do drzwi. Westchnął ciężko i je uchylił. Spodziewał się nawet okropnej i zrzędliwej sąsiadki spod siódemki, ale nie jego.
- Mackenzie?
|||
Witam w całkiem nowym opowiadaniu! Wiem, że wspominałam o ff z udziałem Learoyda, ale cóż - wena dopadła mnie na to. Mam nadzieję, że ujdzie w tłumie. Dajcie znać co sądzicie!
KDP
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top