Step Two: Couldn't take my mind off of you


  – Jak myślisz... – zacząłem, drapiąc się w czubek głowy – Tylko szczerze, czy to dobry pomysł, abym studiował dziennikarstwo?

   Gryzłeś w tym momencie ołówek, marszcząc przy tym nos, co było oznaką, że znajdowałeś się w swoim świecie, gdzie miejsce miał tylko twój ołówek i szkicownik. Uwielbiałem obserwować cię w takich chwilach. Podziwiać, jak jedna mina przechodzi w drugą, jak na twojej twarzy balansują różne emocje od rozmarzenia, wściekłości, radości, przez smutek, zakłopotanie, aż po zachwyt. Byłeś wspaniałym artystą, który oddawał się w całości temu, co czyniło cię szczęśliwym, co kochałeś całym sobą. Zawsze zazdrościłem ci tego, z jaką pasją rozwijałeś swoje hobby, swój talent. Ty nie miałeś problemu z wyborem studiów. Od zawsze wiedziałeś, że ASP jest dla ciebie idealnym i wymarzonym miejscem.

  – Coś mówiłeś Tommy? – zapytałeś, a ja uśmiechnąłem się półgębkiem. To było dla ciebie takie typowe, jakby ołówek i szkicownik były swego rodzaju filtrem, przez który bodźce z otaczającego cię świata, dochodziły z nie małym opóźnieniem.

   Nachyliłem się do przodu, próbując zobaczyć, nad czym tak pracujesz, aż dostrzegłem portret, który przedstawiał mnie. Nie pominąłeś nawet jednego pieprzyka na mojej twarzy czy szyi. Nawet nie miałem pojęcia, że tak uważnie mi się przyglądałeś, ale na tę myśl coś zatrzepotało w moim brzuchu niczym stado motyli i było to niesamowicie przyjemne.

   Podniosłeś swój zaciekawiony wzrok znad czarnego szkicownika, który był prezentem ode mnie na twoje osiemnaste urodziny. Nie mało mnie kosztował wraz z zestawem profesjonalnych kolorowych ołówków, o których zawsze marzyłeś, ale zachwyt na twojej twarzy i świadomość, że spełniłem twoje marzenie,  rekompensowało mi dosłownie wszystko. Patrzyłeś przez chwilę z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale ja nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. Dosłownie tonąłem w twoich oczach i nie miałem na to żadnego wpływu. Pamiętam, jak kiedyś powiedziałeś mi, że nie da się utonąć na lądzie, a jednak patrząc w twoje oczy, tonąłem. Zaczynało brakować mi tchu, a kończyny odmawiały posłuszeństwa. Nie mogłem wydobyć się na powierzchnię, mimo że bardzo tego chciałem. Byliśmy w końcu tylko przyjaciółmi, a przyjaciele nie patrzą na siebie w ten sposób.

  – Ziemia do Tommy'ego – zawołałeś, a twoja twarz rozpromieniła się w uśmiechu. – A niby to ja całkowicie odlatuję?

  – Ja nie... Oh co myślisz o mnie jako o przyszłym panu dziennikarzu? – zdołałem wyrzucić z siebie na jednym wdechu i uciec wzrokiem gdzieś w bok.

  – To świetny pomysł! – zawołałeś, a w twoich oczach coś błysnęło, gdy ponownie na ciebie zerknąłem. Zerwałeś się z miejsca i włączyłeś swój komputer. – Niedaleko mojej uczelni jest świetny uniwersytet z tym wydziałem. – wyjaśniłeś, wystukując coś na klawiaturze. – Mógłbyś tam iść, a wtedy nie musielibyśmy się wcale rozstawać, Tommy. Zamieszkalibyśmy razem!

  – Byłoby świetnie – pokiwałem głową, a moje serce zalała fala szczęścia.

   Wielkimi krokami zbliżał się koniec roku, a wraz z nim koniec liceum. Bałem się dnia, w którym nasze drogi się rozejdą. Jednak teraz kamień, który zgniatał moje serce, spadł w dół, uwalniając je na tyle, że chciało wyskoczyć z mojej piersi.

   Otwierały się przed nami drzwi naszej dorosłości, a ja...

   *Nie mogłem oderwać od ciebie swoich myśli.*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top