Step One: We were just two friends, having fun
– Złap mnie! Jeśli oczywiście uda ci się mnie dogonić ślamazaro! – zawołałeś, śmiejąc się wesoło. Wystrzeliłem do przodu, gnając za tobą na złamanie karku. – Dalej, kaleko! – krzyknąłeś, biegnąc po złocistym piasku, który plątał ci się pod nogam, utrudniając ucieczkę, a mi złapanie cię. Bawiliśmy się jak dzieci, wrzeszcząc, wybuchając śmiechem i nawzajem sypiąc się piaskiem. W końcu udało mi się. Chwyciłem cię w pasie i runąłem na piach, przygniatając do ziemi. Nie przestawałeś się śmiać tak jak i twoje roziskrzone brązowe oczy.
– Mam cię! – wydałem odgłos zwycięstwa – Kto teraz jest ślamazarą?
– Ty! – wykręciłeś się z moich objęć i zanim zdążyłem zareagować, zerwałeś się z ziemi i pobiegłeś w stronę wody, w której odbijały się promienie zachodzącego już słońca. Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć za tobą.
Nasze nogi zanurzone były do połowy ud, mocząc szorty, które i tak oblepione były w piasku, który miałem dosłownie wszędzie. Nawet tam, gdzie mieć go nie chciałem.
Odwróciłem się tyłem do ciebie i rzuciłem w wodę, która rozpościerała się po horyzont. Obserwowałeś moje poczynania z nie małym przerażeniem.
– Thomas! – zacząłeś wrzeszczeć moje imię, gdy zniknąłem pod taflą wody – Tommy! Wracaj tu natychmiast.
Miałem ochotę się śmiać, ale gdy zobaczyłem twoją twarz po wynurzeniu, zrozumiałem, że dla ciebie wcale nie było to zabawne.
– Przepraszam – powiedziałem, gdy tylko znalazłem się przy tobie.
– Jesteś cholernym idiotą – fuknąłeś, po czym odwróciłeś się i zacząłeś wychodzić na brzeg – Nienawidzę cię! Jak ja cię nienawidzę.
– Jestem twoim przyjacielem, więc nie możesz mnie nienawidzić, Newtie – zaśmiałem się, próbując rozluźnić atmosferę i wywołać na twojej twarzy uśmiech. – Przyjaciele się nie nienawidzą. To się wyklucza.
– Ja jestem wyjątkiem.
Usiadłeś na brzegu, podciągając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Wyglądałeś w tym momencie naprawdę krucho, mimo że nigdy nie byłeś kruchy.
– Boisz się wody – stwierdziłem, siadając obok. – Nigdy o tym nie wspominałeś.
– Nie prawda – zeprzeczyłeś, wpatrując się w horyzont.
– Ona cię przeraża, prawda?
– Morze jest niebezpieczne, Tommy.
– Tak jak i ląd – szturchnąłem cię łokciem, ale nie zareagowałeś na moją zaczepkę, choć na to liczyłem.
– Na lądzie się nie utopisz – wyszeptałeś poważnie, nie zerkając w moją stronę.
Chciałem ci powiedzieć, że na lądzie może stać się wiele innych strasznych rzeczy, ale nie chciałem psuć naszych wakacji. Naszego ostatniego dnia w tym miejscu.
– Przepraszam Newt. Nie chciałem cię przestraszyć.
Opadłem na plecy i spojrzałem w niebo, wypatrując pojawiających się gwiazd. Zrobiłeś dokładnie to samo, opowiadajac o zmyślonych konstelacjach, które z każdą chwilą zaczynały błyszczeć dla nas coraz jaśniej.
*Byliśmy tylko dwojgiem przyjaciół, dobrze się bawiliśmy.*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top