24

Jechałam windą z Maćkiem. Właśnie wyszliśmy ze stołówki, zjadłszy kolację. Nikogo nie pytałam o zgodę na wyjście do Andreasa i Richarda. Było mi bardzo miło, kiedy zaprosił mnie Wellinger, który oznajmił, że jemu też zależy, abym przyszła. Chrząknęłam, a kuzyn od razu oderwał oczy od telefonu i spojrzał na mnie. 

- Maciek... - zaczęłam.

- Chcesz wyjść? – wtrącił od razu.

- Tak – potwierdziłam po chwili zszokowania. – Skąd wiesz?

- A o czym innym mógł rozmawiać z tobą Wellinger – uśmiechnął się ciepło. – Idź do niego, nie ma sprawy. 

- Naprawdę? – spytałam zdziwiona. Z jakiej racji nastąpiła u Maćka taka przemiana?

- Jasne – odpowiedział. – Jesteś już dorosła, nie ponoszę za ciebie tak dużej odpowiedzialności jak kilka dni temu, chociaż matka zabiłaby mnie, gdyby coś ci się stało.

- Nie powiedziałeś jej o tym? – wyszeptałam, myśląc o piątkowym wydarzeniu.

- Nie – odrzekł, chowając telefon do kieszeni. – Zganiłaby mnie ostro, a tobie na pewno kazałaby wracać do domu. I straciłaby zaufanie nie tylko do własnego syna, ale też innych osób, czyli Ewy albo Kamila. Przecież nie mogłem pozwolić, żeby sprawiono wszystkim przykrość. 

- To kto wie? – zapytałam.

- Tylko Agnieszka. I niech tak zostanie, dobrze? Po prostu oddajmy to w zapomnienie. Pojutrze wyjeżdżamy z Wisły, całe zdarzenie będzie daleko w przeszłości. 

- Okej. Dziękuję.

- Nie masz za co. Poza tym to chyba czas, abyś sama podejmowała właściwe decyzje – powiedział, mając już zapewne na myśli spotkanie z Niemcami. Winda otworzyła się, a Maciek wskazał na wyjście ręką. – Panie przodem. Udanej zabawy – rzucił jeszcze na odchodne, uśmiechając się.

Skierowałam się najpierw do swojego pokoju. Weszłam i zauważyłam Ewę leżącą na łóżku. Przeglądała zdjęcia na aparacie.

- Chodź, pokażę ci coś – przesunęła się i poklepała pościel obok siebie, zachęcając do zajęcia miejsca. – Siadaj, kładź się, cokolwiek. 

Ułożyłam się koło przyjaciółki. Zobaczyłam najpierw fotografie różnych skoczków po locie. Blondynka przewijała dalej, aż natknęłyśmy się na zdjęcie Tandego. Zrobił głupią minę do obiektywu. Obie wybuchłyśmy śmiechem.

- Co za głupek – mruknęłam, uspokoiwszy się. 

- To jeszcze nic – odpowiedziała. – Musisz kiedyś porządnie go rozbawić, żeby usłyszeć, jak się śmieje. Wtedy dopiero padniesz. Wydaje odgłosy niczym jakaś kaczka.

- Żartujesz.

- Mówię serio!

Oglądałyśmy dalej. Nagle wyskoczyły moje zdjęcia. Na pierwszym byłam sama. Szczerzyłam się do kogoś. Następne przedstawiało mnie i Andreasa. Miałam ten sam wyraz twarzy. Już wiadomo, kim był ktoś. Uśmiechnęłam się pod nosem, a Ewa przełączała dalej. Cały czas na fotografiach znajdowaliśmy się my. 

Zatrzymała się przy zdjęciu, które było bardziej skierowane na Wellingera. Przyjrzałam mu się uważniej. Uśmiechał się lekko, wpatrywał we mnie z... radością? Sympatią? Nie wiedziałam, jak najlepiej to nazwać, ale biło od niego uczucie zdecydowanie większe niż przy zwykłej kilkudniowej znajomości. Poczułam, jak kąciki moich ust znów wędrują ku górze. Ewa wyłączyła aparat i spojrzała na mnie.

- Nic między wami nie ma? – spytała wątpliwie. – Bo te zdjęcia mówią zupełnie co innego. 

- Oj, Ewka – westchnęłam.

- Nie wykręcaj mi się tutaj.

- No dobrze – burknęłam. – Nie umiem nazwać tego uczucia. Nie chcę traktować go tylko jak przyjaciela, ale stwierdzenie miłość jest zbyt dobitne. To jeszcze nie to. – Nie wierzyłam, że przyznałam się do moich emocji w stosunku do Andreasa. Serce znów przyspieszyło.

- Zauroczenie? Chociaż ono jest zazwyczaj nietrwałe. Więc może po prostu zakochanie?

Nie odpowiedziałam. Gapiłam się tępo w sufit z uśmiechem na twarzy. Kiedy zamknęłam oczy, widziałam nasze ostatnie zdjęcie. Zrobiło mi się jakoś lekko na żołądku. Mogłabym unosić się teraz w powietrzu jak piórko. Leżałam tak chwilę, aż przypomniało mi się, gdzie miałam iść.

Poderwałam się z łóżka i ruszyłam do walizki. Wyciągnęłam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Zmyłam delikatny makijaż, rozczesałam włosy. Pozostawiłam je rozpuszczone. Kiedy opuściłam pomieszczenie, Ewa wciąż była na swoim miejscu. Spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami. 

- Wychodzisz gdzieś? – spytała.

- Dostałam zaproszenie na wieczór od Andreasa i Richarda – wytłumaczyłam. – Chcieli, żebym przyszła już wczoraj, ale nie mogłam przecież zostawić rodziny.

- Baw się dobrze – uśmiechnęła się.

- Dzięki – odpowiedziałam. Już wychodziłam z pokoju, kiedy wpadłam na pomysł. – Hej, Ewa? 

- Hm?

- Mogłabyś wywołać dla mnie to zdjęcie?

- Z wywołaniem byłby kłopot, ale wydrukuję je na papierze fotograficznym. Tylko muszę znaleźć gdzieś drukarkę.

- Nie spieszy się.

- Wrócisz, będzie gotowe.

- Dziękuję – posłałam jej wdzięczny uśmiech i wyszłam z pokoju, pożegnawszy się. Nie wiedziałam wówczas, że odwiedziny u Niemców będą jednym z przykrych wydarzeń, które mnie tu spotkały.

***

Siedziałem na brzegu łóżka i wpatrywałem się w ścianę. Z transu wybudził mnie machający dłonią przed twarzą Piotrek. Skierowałem wzrok na niego. Przyglądał mi się ze zmartwieniem. 

- Chory będziesz czy co? – zapytał.

- Nie – westchnąłem. – Po prostu nie wiem, czy podjąłem odpowiednią decyzję.

- Jaką? – usiadł obok mnie.

- Pozwoliłem Lenie iść do Wellingera i Freitaga.

- Stary, nie masz o co się bać – zaczął pocieszać mnie przyjaciel. – Lena to mądra dziewczyna. Nic się nie stanie. – umilkł na chwilę, zamyślił się – Chyba że ktoś ją wkurzy.

- Nie chodzi mi tu o wkurzanie. – Wstałem i podszedłem do drzwi balkonowych. Moim oczom ukazały się góry. Przepiękny widok. Zawsze mnie uspokajał, tak jak bieganie. – Ona i Andreas zachowują się ostatnio dziwnie. Wellinger nie może oderwać od niej wzroku, lata za nią niemal wszędzie. A ona odwzajemnia jego uczucia. Tak mi się wydaje. Przecież gdy LGP się skończy, każde rozjedzie się w inne strony. Dzielą ich kilometry. Myślisz, że da im coś wymienienie się numerami telefonu? Andreas pewnie o niej zapomni, a ona będzie cierpiała katusze. Miałem zamiar zabrać ją też na Puchar Świata, może nawet igrzyska olimpijskie, ale czy przez ten ból po złamaniu serca będzie chciała gdziekolwiek wyjeżdżać? Ja na jej miejscu nie ruszałbym się z domu, szczerze. Ona tego nie wytrzyma. Tyle już w życiu przeszła... Wiesz, jak to jest z miłością. To najpiękniejsze, ale też najgorsze uczucie. Czy to można nazwać w ogóle uczuciem? Uczucie przemija, a miłość nie powinna. – Wziąłem głęboki wdech. – Prawdziwa miłość nie przemija nigdy – szepnąłem. 

Zapadła cisza, a ja wciąż patrzyłem przez okno. Góry to coś pięknego. Kochałem je, kocham i będę kochał. Tak. To jest prawdziwa miłość. Ale jak nazwać jej przeciwność? Sztuczną?

***

Siedziałem po turecku na balkonie z zamkniętymi oczami, wdychając górskie powietrze. Oparłem głowę o ścianę. Mógłbym przesiadywać tak w nieskończoność. Oczyściłem mój umysł od wszystkich myśli, problemów. Czułem się wolny. 

Moje wyciszenie przerwał Richard, klepiąc mnie po ramieniu. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na niego. Obok stała również Lena. Uśmiechała się. Wstałem szybko.

- Przepraszam – powiedziałem. – Cześć.

- Hej – przywitała się. Na tle gór wyglądała jak anioł.

- Andreas, zajmij się gościem – wtrącił Freitag. – Ja skoczę na dół, zaraz powinien przyjechać facet z pizzą, muszę uważać, żeby Karl i Stephan nam jej nie zwinęli.

Kiwnąłem tylko głową. Richi wyszedł. Zostaliśmy sami. Patrzyliśmy chwilę na siebie. W końcu rozpromieniona Lena odwróciła wzrok, spoglądając na wzniesienia.

- Całe życie czekałam, żeby je zobaczyć – wyszeptała i położyła ręce na balustradzie. Zrobiłem to samo.

- Tak – odpowiedziałem również cicho. – Piękne, nieprawdaż?

- Niesamowite. Od razu się w nich zakochałam. 

- Dokładnie.

- Lubisz się w nie wpatrywać?

- Kocham. Moja miłość jest do nich bardzo silna. Nie wiem, czy zdołałbym pokochać jakąkolwiek kobietę bardziej niż je. – Spojrzałem na nią. – Chociaż jedna taka dziewczyna, która mogłaby w tym namieszać, pojawiła się w moim życiu zaledwie kilka dni temu.

Skierowała wzrok na mnie. Jej uśmiech zbladł. Szmaragdowe oczy przyciągały mnie jak magnez, długie rzęsy nie zostały pomalowane tuszem, a były czarne niczym noc. Między nami zapadła cisza. Słyszałem już tylko świergot ptaków, ale i on po chwili ucichł. 

Całym światem była Lena.

Nie zauważyłem, kiedy nasze twarze tak się do siebie zbliżyły, że czubki nosów zetknęły się. Spojrzałem na jej usta. Usłyszałem, jak dziewczynie przyspiesza oddech, a mi serce. Zamknęła oczy. Położyłem dłoń na jej policzku. Zadrżała. Założyłem Lenie włosy za ucho. Poczułem zieloną herbatę i od razy zakodowałem w głowie, że od dziś to mój ulubiony zapach. Ręka brunetki powędrowała od mojego brzucha przez klatkę piersiową do karku. Tam zatrzymała się i przyciągnęła mnie do siebie. Nie mogłem się powstrzymać. Dotknąłem jej ust swoimi. Dziewczyna oddała delikatnie pocałunek. Po chwili całowałem ją zachłanniej. Nie mogłem się nią nasycić. Nie chciałem tego przerywać. Nie chciałem, aby ktoś się teraz wtrącił. Nie chciałem, żeby to się skończyło. Pragnąłem jej coraz bardziej. 

Usłyszeliśmy odgłos upadających kartonów. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie. W drzwiach balkonowych stał Richard, a przed nim leżały dwa pudła z pizzą. Zamarł. Oczy miał szeroko otwarte.

- O cholera jasna – wydusił z siebie. – A ja wiedziałem, że coś między wami jest! Wszyscy twierdzili, że to tylko małe zauroczenie, zaraz przeminie, a ja wiedziałem, że to jest silne! Trwałe! Ha!

Nikt się nie ruszył. Zapadła martwa cisza. Powoli przyswajałem to, co przed chwilą zaszło.

Pocałowałem Lenę.

A później przyszedł Richard. Wszystko spierniczył. I jeszcze wyjechał z jakimś tekstem o... Chwila. Zakładali się o to, czy ja i Lena będziemy razem?

Usłyszałem cichy szloch. Spojrzałem na dziewczynę. Po jej policzkach leciały łzy. Jedna spadła na kafelki. Mogłem tylko domyślić się, dlaczego płacze. Złapałem ją za dłoń, próbując pocieszyć, ale wyrwała się. Przetarła oczy i wybiegła z balkonu, odpychając mocno Freitaga z zablokowanego przez niego przejścia. Odbił się o ścianę i skierował na mnie tępy wzrok. 

- Nie chciałem – wyszeptał, widząc, do czego doprowadziło jego zachowanie.

- Gratuluję – warknąłem, przechodząc obok i trącając go ramieniem. – Jeśli musiałeś już przeszkodzić, to mogłeś chociaż zachować swoje zdanie dla siebie. 

Wybiegłem z pokoju. Zauważyłem brunetkę wchodzącą do windy. Ruszyłem ku niej.

- Lena! – krzyknąłem. – Zaczekaj! 

Dziewczyna zniknęła w środku. Już do niej dobiegałem, kiedy drzwi zamknęły się. Próbowałem je jeszcze siłą otworzyć, ale daremnie. Walnąłem w nie pięścią. Rozejrzałem się po korytarzu. Niedaleko mnie stał Fannemel. Przypatrywał się całej tej sytuacji, stojąc jak posąg. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, cały się spiął.

- Co się gapisz, kurduplu? Wkurzonego człowieka nie widziałeś? – warknąłem, łypiąc na niego wzrokiem i przechodząc obok. 

Zbiegłem po schodach. Wydawało mi się to najszybszą drogą na dół. Dużo lepsze niż czekanie na kolejną windę. Wyleciałem na hol, uderzając w kogoś. Nie przeprosiłem, wyminąłem nieznaną osobę i szedłem dalej, a z ust potrąconego wylał się potok przekleństw. Nie miałem czasu na zajmowanie się jakimś ułomem. Zlustrowałem całe pomieszczenie. Dostrzegłem wychodzącą pospiesznie z hotelu dziewczynę. To musiała być Lena. Pobiegłem za nią.

- Lena! – zawołałem, opuściwszy budynek. Brunetka obejrzała się do tyłu. Zauważyła mnie i przyspieszyła. – Poczekaj! Nie uciekaj! Chcę tylko z tobą porozmawiać! 

Dogoniłem ją. Złapałem za ramiona i potrząsnąłem lekko. Schowała twarz w dłoniach, ale odciągnąłem je. Wykręcała głowę na wszelkie możliwe sposoby, lecz w końcu złapałem ją pod brodę.

- Spójrz na mnie – wyszeptałem, mając łzy w oczach. Głos zaczął mi drżeć. – Po prostu spójrz. 

Niechętnie skierowała swój wzrok na mnie. Patrzyłem jej w oczy. Były przepełnione bólem. Poczułem, jak po policzku spływa mi łza. Za dużo emocji naraz. Nigdy nie przepełniało mnie tak dużo uczuć jak w tym momencie.

- Przepraszam – powiedziałem łamiącym się głosem. – Jeśli to przeze mnie, nie chciałem, żebyś przez to płakała. Jeśli to przez Richarda, obiecuję, że skopię mu tyłek na kwaśne jabłko. Tak mi za niego wstyd...

- Nie, Andreas – odrzekła cicho. – To nie wasza wina, tylko moja. I proszę, zostaw mnie. Zostaw mnie w spokoju. Chcę być sama.

- Ale... - nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo dziewczyna znów mi się wyrwała i odbiegła. – Lena!

- Nie! – usłyszałem już tylko to jedno słowo z oddali. Po chwili zniknęła.

Oczy zaszły mi mgłą. Mrugnąłem, a z moich oczu wylał się wodospad łez. Nic nie widziałem. Nogi ugięły się pode mną. Upadłem na ziemię i skryłem głowę między kolanami. Zacząłem kołysać się jak dziecko. Z moich ust wydał się najpierw pełen cierpienia krzyk, a później przeraźliwy szloch. Siedziałem sam wśród stojących na parkingu aut.

Nigdy nie czułem się taki słaby. 

_______________

Się porobiło. Czekam na Waszą reakcję. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top