24. Kocham cię, twój Shawn.

— Madison, czekamy na ciebie! — Usłyszałam wołanie mojej cioci i odkrzyknęłam, że zaraz zejdę.

To właśnie dziś nadszedł mój "wielki dzień". Za trzy godziny startował samolot z Toronto do Londynu i już czułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Cholernie się bałam, a mój strach nasilał się z każdym momentem.

Po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju, który przez ostatnie kilka miesięcy był moim azylem. Czułam piekące łzy w oczach, na wspomnienie każdej chwili spędzonej tutaj.

Podeszłam do okna i totalnie przepadłam, przypominając sobie wszystko co wydarzyło się w ciągu poprzednich tygodni.

Doskonale pamiętałam każdą chwilę spędzoną z Taylorem, Melissą, ciocią Sally i w końcu... z Shawnem.

Dokładnie odtwarzałam ostatnią noc, którą spędziłam w jego towarzystwie i niemalże wyczułam jego dotyk, oddech i zapach na swojej skórze.

Ocknęłam się dopiero po kilku minutach, gdy do mojego pokoju wszedł Taylor.

Wymieniliśmy spojrzenia, wspierając się niemo.

— Gotowa?

— Chyba tak — westchnęłam, zabierając torbę z łóżka.

Nie miałam zbyt wiele swoich rzeczy, co tylko ułatwi mi podróż. Ciocia stwierdziła, że pomoże mi, jeśli będę potrzebowała czegoś w Londynie, ale wujek Gregg zapewnił mnie o tym samym dzień wcześniej.

Miałam naprawdę ogromne wsparcie w swojej rodzinie i byłam im za to cholernie wdzięczna.

Razem z Taylorem ruszyliśmy na dół, gdzie czekała na mnie ciocia z wujkiem i Melissa.

Przyjaciółka nie mogła odpuścić pożegnania mnie tak jak należy. Czyli na lotnisku, czekając aż mój samolot wystartuje.

Przytuliłam dziewczynę na przywitanie i już mieliśmy wychodzić, gdy ostatni raz udało mi się rozejrzeć po mieszkaniu.

Kiedyś tu wrócę. Mam taką nadzieję.

Ze łzami w oczach zapakowałam się do samochodu i po chwili ruszyliśmy w stronę lotniska.

Nikt nie był zbyt rozmowny, ale nie dziwiłam się im. Ja sama nie miałam zbyt wiele do powiedzenia.

Droga zajęła nam około czterdziestu minut, o tej godzinie był naprawdę spory ruch.

Gdy dotarliśmy od razu udałam się do kasy, by odebrać wcześniej kupiony przez wujka bilet. Trzymając go w dłoni, nagle poczułam się okropnie pusta w środku.

Ten wyjazd otwierał dla mnie świat na nowo, ale jeszcze nie potrafiłam się tym cieszyć. Byłam zbyt przerażona całą tą sytuacją, która miała miejsce niedawno i ciągle miałam słowa mamy Shawna w głowie.

Gdy mówiła mi, że jej syn jest cierpliwy i będzie czekał na ruch z mojej strony. I sama nie wiem, czemu go nie wykonałam.

Chyba po prostu nie chciałam niczego utrudniać przed swoim wyjazdem.

Mój samolot miał wylatywać dokładnie za godzinę, więc zostało mi niecałe dwadzieścia minut, zanim będę musiała udać się na odprawę. I pożegnać z moją rodziną.

Gdy do nich wróciłam, kuzyn razem z Mel zamknęli mnie w stalowym uścisku i staliśmy tak dobre dziesięć minut.

Nieubłaganie zbliżał się moment pożegnania na które nikt nie miał ochoty.

Pierwsza podeszła do mnie ciocia Sally. Uścisnęła mnie z całej siły, składając pocałunek na mojej głowie.

— Zawsze będziesz moją córeczką Maddie, pamiętaj o tym. Te miesiące razem były naprawdę cudowne, dziękuje ci, że tamtego dnia przyjechałaś. Kocham cię i wierzę, że zdobędziesz wszystko o czym tylko marzysz. Nie zapomnij o mnie... — Mówiła ze łzami w oczach, a ja przytuliłam ją jak jeszcze nigdy.

— Ciociu, dałaś mi coś, czego tak naprawdę nigdy nie miałam. Dałaś mi dom, rodzinę i miłość. Jeszcze tu wrócę, obiecuję. Będziemy w stałym kontakcie — wyszeptałam do jej ucha i ucałowałam jej policzek.

Zaraz po cioci podszedł do mnie wujek. Uścisnął mnie serdecznie, dając buziaka w czoło. Nie rozczulaliśmy się zbyt mocno, ale widziałam w jego oczach, że jest ze mnie dumny.

— Dasz radę mała. Pokaż im wszystkim, na co cię stać.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, a on jeszcze poczochrał moje włosy.

— Maddie, moja najcudowniejsza przyjaciółko... — Mel podbiegła do mnie, wtulając się w moje ramiona. — Kocham cię, jasne? I nic, nigdy tego nie zmieni! Zawsze będziesz dla mnie najlepsza. Dziękuje Bogu za to, że postawił cię na mojej drodze. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki niż ty...

— Jesteś... jesteś naprawdę głupia! — wykrzyknęłam przez łzy i obie odruchowo się zaśmiałyśmy. — Kocham cię, Melissa. Błagam, nie wyrwij zbyt wielu przystojniaków, gdy mnie nie będzie.

— Obiecuję. A ty na siebie uważaj.

— Zawsze. — Uścisnęłyśmy się po raz ostatni i przyjaciółka zwolniła miejsce w moich ramionach dla Taylora.

Chłopak mocno objął mnie w pasie i uniósł do góry, kilka razy obracając się ze mną wokół własnej osi. Gdy postawił mnie na ziemi, uderzyłam go pięścią w tors i razem parsknęliśmy śmiechem.

— Ja nie będę się z tobą żegnał, bo pewnie zobaczymy się już niedługo. — Wyszczerzył się w moją stronę i z czułością ucałował moje czoło. — Kocham cię.

— A ja ciebie, Tay. Mój mały, słodki kuzyn. — Zaśmiałam się, puszczając mu oczko.

Już miałam odchodzić, gdy brunet mnie zatrzymał i posłał delikatny uśmiech, wciskając coś w moją dłoń. List od Shawna. Pokiwałam powoli głową i zabrałam torbę, ostatni raz przyglądając się tak ważnym dla mnie osobom.

***

Cała odprawa przebiegła wyjątkowo sprawnie, choć przechodziłam przez to pierwszy raz w życiu. Musiałam tylko odczekać dziesięć minut i autobus przewożący pasażerów zabrał nas pod właściwy samolot.

Szybko odszukałam swoje miejsce i zajęłam je, ciesząc się, że siedzę tuż przy oknie.

Zapięłam pasy, wsłuchując się w instrukcje obsługi i już po kilku minutach wystartowaliśmy, a ja wpatrzona w okno, rzuciłam ostatnie spojrzenie na moje ukochane Toronto.

Wsunęłam słuchawki w uszy i dopiero wtedy wyciągnęłam z kieszeni nieco pogniecioną kopertę. Na jej wierzchu widniał napis "Madison", od razu rozpoznałam pismo Shawna.

Wyciągnęłam kartkę drżącymi dłońmi i nieco ją rozprostowałam, zaczynając uważnie czytać każde słowo.

"Droga Madison,
Nigdy nie byłem w tym dobry i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Tak naprawdę nigdy nie pisałem listu, a więc to mój pierwszy raz.
Nie mam pojęcia od czego zacząć, więc zacznę chyba od najłatwiejszego- przepraszam. Wybacz mi, że zraniłem twoje uczucia, że złamałem twoje kruche serce. Nigdy tego nie chciałem, musisz mi uwierzyć. Moim priorytetem było twoje szczęście.
Powinnaś też wiedzieć o co chodzi z Davidem. Byłem naprawdę zasmarkanym gówniarzem gdy to wszystko się zaczęło. Moja mama chorowała i nie wyobrażałem sobie, że może zabraknąć jej w moim życiu. Jedynej osoby, której oddaje całą swoją miłość.
Wtedy z pomocą, a przynajmniej tak myślałem, przyszedł David. Na początku nie chciał ode mnie zbyt wiele. Musiałem postraszyć kilku dzieciaków, bo nie wywiązywali się z umowy. David pomógł mojej mamie, choć do dziś nie jestem pewny czy to była jego zasługa. Ktoś z jego ludzi oddał jej dużą ilość krwi, czego ja nie mogłem zrobić. Grupa się nie zgadzała. To było moje żyć albo nie żyć. Byłem w stanie odsprzedać własną duszę diabłu byleby moja ukochana mama była znów zdrowa i radosna.
Udało się, wyszła ze szpitala, znów było jak dawniej. A David dał mi spokój. Nie odzywał się, nie prosił o przysługi. Nic.
Aż wtedy, w środku nocy zadzwonił do mnie i powiedział, że uciekłaś. Kilka razy wcześniej o tobie słyszałem. Jedyne co miałem robić to znaleźć cię jak najszybciej i przechwycić, a potem chodzić za tobą krok w krok pilnując tego, żeby nikt się do ciebie nie zbliżał. Zupełnie przypadkiem spotkałem cię z Lukiem na stacji, ale kilka gróźb wystarczyło, bym to ja mógł cię odwieźć pod dom. Co było dalej? Ty wiesz najlepiej, Maddie.
Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę i przyłapywałem się na tym, że o tobie myślę. Nie jako o dziewczynie Davida, tylko jako o dziewczynie, z którą chce spędzać czas.
Zarzekałem się na wszystko, że się nie przywiąże, że nie będzie mi zależało, ale nic nie mogłem poradzić na to, że roztapiałaś lód na moim sercu.
Wariowałem, gdy nie było cię obok i kiedy nie mogłem wiedzieć co się z tobą dzieje. I David nie miał z tym nic wspólnego. W końcu zaczynałem ściemniać, że nie chcesz ze mną rozmawiać ani przebywać w moim towarzystwie. Wkurwiał się, ale nic nie mógł z tym zrobić. A ja osiągnąłem swój cel, byłaś bezpieczna.
I od tamtego dnia, gdy pierwszy raz zrobiło mi się gorąco na widok twojego uśmiechu, twoje bezpieczeństwo stało się dla mnie najważniejsze.
I tak będzie już zawsze. Nieważne czy mnie nienawidzisz Madison, czy nie chcesz mnie znać, czy uważasz mnie za najgorszą osobę na świecie. Jesteś moim numerem jeden i w końcu sam przed sobą się do tego przyznałem.
Wiem, że wyjeżdżasz. Nie chcę cię zatrzymywać, ale pewnie jakaś cząstka mnie ma nadzieję, że tak właśnie będzie. Przecież moglibyśmy uciec razem.
Jeśli tylko jesteś choć w jednym procencie przekonana, że twoje serce należy do mnie, to nie wyjeżdżaj. Daj mi szansę. Nie oddam ci mojego serca, bo ty masz je już dawno. Będzie zupełnie tak jak wcześniej. Bo od długiego czasu poświęcałem dla ciebie wszystko i byłaś jedyną osobą o której myślałem dniami i nocami. Zmieni się tylko jedna rzecz.

Kocham cię.
Twój Shawn."

Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Łzy spływały po moich policzkach jak szalone, a ja czułam cholerny ból, jakby ktoś rozrywał mi serce.

Gdybym tylko dostała ten list godzinę wcześniej, nie byłoby mnie w tym samolocie. Nie wyjechałabym. Nie posłuchałabym Taylora. Nie zostawiłabym Shawna.

Brakowało mi oddechu i bałam się, że stracę przytomność od nadmiaru emocji. Cała drżałam i jedyne czego chciałam, to stąd uciec. Prosto do Shawna.

Ale było już za późno. O kilka minut za późno. I tak jak powiedziała mi dwa dni temu mama chłopaka, że jest uparty i będzie czekał... czekał.

Czekał do chwili mojego wyjazdu. A razem z nim wszystko przepadło.

Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top