20. Nie chcę cię poznać.
— Shawn? — Ciche pytanie wydobyło się z mojego gardła, choć byłam prawie pewna, że nie dam rady nic powiedzieć. — Powiedz coś...
Chłopak podniósł głowę, by na mnie spojrzeć, a jego twarz wyrażała milion emocji naraz. Nie chciał tego potwierdzić, tak bardzo jak ja nie chciałam tego usłyszeć. Ta informacja zburzyłaby cały mój świat.
Wszystko co tak długo układałam.
Nic nie miałoby najmniejszego znaczenia.
— Wyjdź, zanim rozpierdolę ci twarz o ścianę.
Jako jedyny odezwał się Taylor. Ruszył w stronę bruneta, ale zatrzymałam go, chwytając jego nadgarstek.
— Madison, ja...
— Wypierdalaj stąd, nikt nie chce cię słuchać! — Krzyk Taya rozbił się o pomieszczenie, w którym wszyscy staliśmy. — Jak można być aż takim śmieciem, co?! Zaufała ci, kurwa, ja też ci zaufałem!
— Maddie, porozmawiaj ze mną. — Shawn zwrócił wzrok na mnie, wypalając swoim spojrzeniem dziurę w moim sercu. Z jakieś niewiadomej przyczyny naprawdę chciałam go wysłuchać.
— Tay... zostaw nas, chcę z nim porozmawiać...
Skierowałam się w stronę kuzyna, kiwając głową na znak, że jest okej. Nie było.
— Masz pięć minut Mendes. Pięć jebanych minut — wysyczał, chwytając Luke'a za ramię i wyszedł razem z nim do kuchni.
Teraz staliśmy sami w przedpokoju i czułam się wyjątkowo niepewnie w towarzystwie osoby, której ufałam najbardziej na świecie.
Był zawsze, gdy go potrzebowałam. Wysłuchiwał, ratował, pocieszał. Uspokajał, gdy dręczyły mnie koszmary. Śmiał się ze mną, uśmiechał, denerwował się na mnie, pouczał. Wspierał, gdy opowiadałam mu wszystkie historie o Davidzie. Uratował mnie, kiedy David prawie mnie porwał. Obiecał, że nigdy nie pozwoli, by stała mi się krzywda. A tak naprawdę, był zupełnie obcą mi w tym momencie osobą.
Mierzyliśmy się spojrzeniami. Moje było zimne, pozbawione jakichkolwiek emocji. Shawna wyrażało ich zbyt wiele.
Był przestraszony, wściekły, smutny, zły, rozczarowany i przede wszystkim winny.
— Masz coś do powiedzenia zanim wyjdziesz? — Ton mojego głosu był chłodny, chyba pierwszy raz w stosunku do tego chłopaka.
— Chciałem ci powiedzieć, Maddie, przysięgam...
— Więc czemu kurwa nie powiedziałeś?! — Uniosłam głos, kierując w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie.
— Nie mogłem, kurwa! Pytasz mnie czemu?! Jak miałem ci powiedzieć po tym wszystkim? Czułaś się przy mnie bezpieczna! — wykrzyczał, wypominając mi wszystko, co mówiłam w przeszłości.
— Gdybym wiedziała kim jesteś, nigdy nawet bym na ciebie nie spojrzała! A ty... ty dobrze wiedziałeś jaka jest sytuacja! Jak długo to trwa Shawn? Jak długo?
Od nadmiaru emocji zakręciło mi się w głowie, ale nie chciałam okazać swojej słabości. Nie przy nim, nigdy więcej.
Spuścił wzrok, unikając kontaktu wzrokowego. Robił tak za każdym razem, gdy musiał powiedzieć coś, czego bardzo nie chciał.
— Od samego początku. — Brzmiał jakby przyznawał się do największej zbrodni na świecie i poniekąd tak było.
Kiedy jeszcze kilka chwil temu uważałam, że nie czuję nic... teraz całe moje ciało przepełniało cholernie okropne uczucie, jakby ktoś przypalał mnie ogniem i miał z tego niezłą zabawę. Niewiele brakowało, żebym osunęła się na ziemię, tracąc oddech.
Przez moją głowę przebiegło tysiąc myśli naraz. Każda chwila spędzona z Shawnem. Kiedy zaczynałam mu ufać coraz bardziej, powierzałam mu sekrety ze swojego życia, te najbardziej bolesne momenty z przeszłości.
Za każdym razem gdy zwierzałam mu się z tego, jak bardzo nienawidzę Davida, on mógł zaraz po tym iść do niego i wszystko mu powiedzieć? Mógł śmiać się z tego jak bardzo naiwna jestem?
Wszystko co sprawiało, że uważałam Shawna za cudownego chłopaka, nagle wyparowało. Nie było już nic.
Jeśli myślałam, że jestem zraniona po tym, jak mnie traktował przez ostatni miesiąc... W porównaniu do tego co czuję teraz, to niczym wakacje w Hiszpanii.
— Wiedziałem kim jesteś, gdy zobaczyłem cię na stacji z Dunnem. Wiedziałem, czemu z nim jesteś. Wiedziałem wszystko, jeszcze zanim cokolwiek mi opowiedziałaś. Starałem się tworzyć pozory, żebyś chciała ze mną przebywać, ale potem wszystko się zmieniło...
— Zmieniło? — Kiwnął głową, nawet nie miałam siły na niego patrzeć.
— Zmieniło, kiedy zorientowałem się, że moje uczucia co do ciebie są szczere.
Parsknęłam śmiechem, nie miał prawa mówić takich rzeczy.
— Twoje uczucia, taa? Nie mam żadnej pieprzonej pewności, że to co mówisz ma w sobie choć odrobiny prawdy.
— Tego dnia cię zabrał, pamiętasz? Nie wiedziałem o tym. To tego dnia wykluczył mnie ze wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z tobą. Wtedy się domyślił, że przestałem się z tobą spotykać dla niego. Odwiozłem cię do domu, a on na mnie czekał. U mnie. To wtedy zrozumiałem, że muszę się od ciebie odsunąć, bo moja osoba nie przyniesie ci nic dobrego.
Tłumaczył mi to wszystko, ale jego słowa wpadały do mojej głowy i niemalże od razu z niej wypadały. Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Że działał z premedytacją. Że wszystko było zamierzone.
I ani trochę nie wierzyłam w szczerość jego uczuć w stosunku do mnie.
— Nie chcę już nic więcej słyszeć. Możesz wyjść. — Wskazałam dłonią na drzwi, odwracając się od niego, by wyjść, ale jego głos mnie zatrzymał.
— Przysięgam, miałem ci powiedzieć. Ale nie mogłem znieść myśli, że mogłabyś mnie znienawidzić — przyznał cicho, a ja odwróciłam się do niego i już wiedziałam, że to ostatni raz, kiedy patrzę na niego w ten sposób.
— Nie mogę nienawidzić kogoś, kogo nie znam Shawn — wyszeptałam w jego stronę, unosząc wzrok na jego twarz. Skrzyżowaliśmy spojrzenia i pokręciłam powoli głową na znak, że jestem rozczarowana. — Ale przysięgam, że za nic w świecie nie chcę cię poznać.
Gdy wypowiedziałam ostatnie zdanie, po prostu opuściłam pomieszczenie. Usłyszałam trzask drzwi, a zaraz po tym dźwięk odjeżdżającego samochodu.
To było nasze pożegnanie.
Oto moment, w którym dowiadujesz się, że osoba, którą kochasz, jest twoim wrogiem.
Co robisz?
Nie płaczesz, zbyt dużo już łez wylałaś na dupka. Nawet nie jesteś na niego zła, nie masz ochoty na niego nawrzeszczeć, wyzwać, uderzyć. Nie chcesz wykrzyczeć mu prosto w twarz, że go nienawidzisz.
Jedyne czego tak naprawdę chcesz, to przyznać się do pomyłki. Możesz być zła na siebie, ale nie na niego.
W końcu to ty zakochałaś się w nim, a nie on w tobie..
***
Tydzień później czułam się takim samym wrakiem człowieka, jak w chwili, gdy przyznałam się sama przed sobą, że jestem zakochana.
W Shawnie Mendesie.
Najlepszym aktorze dwudziestego pierwszego wieku.
Przez siedem dni tygodnia robiłam wszystkie te rzeczy, które robią normalne nastolatki. Chodziłam do szkoły, spotykałam się z przyjaciółką, uczyłam się, a popołudnia spędzałam w towarzystwie rodziny.
Uśmiechałam się do nich, wielokrotnie kiwając głową, zapewniając, że jest okej.
Nikt nie miał tak naprawdę pojęcia, że ogromna cząstka mnie zniknęła w momencie, w którym Shawn trzasnął drzwiami i odjechał.
Nie oczekiwałam po nim, że będzie próbował coś naprawić. Moje słowa były dość jednoznaczne.
"Ale przysięgam, że za nic w świecie nie chcę cię poznać."
Nie widziałam go od tamtej chwili i chyba było mi z tym dobrze. Nie obawiałam się codziennych spotkań w szkole, udawania, że wszystko gra.
Plotki mówiły, że Shawn zmienił szkołę lub też, że wyjechał z miasta. Ale nie lubiłam wierzyć plotkom... w końcu kiedyś gdzieś usłyszałam, że to dobry chłopak.
Skłamałabym mówiąc, że nie zastanawiałam się gdzie jest i co robi, że o nim nie myślę. Tak naprawdę zajmował każdą moją myśl. Analizowałam wszystko dokładnie i od nowa, doszukując się jakiegoś haczyka, przez który mogłabym mu wybaczyć i wszystko byłoby cudownie, z happy endem.
Przypominałam sobie moment, gdy Shawn był u mnie w nocy. Mówił, że nie mogę tu zostać. Że David po mnie przyjedzie i mnie zabierze.
Czy teraz kiedy znam całą prawdę, to nadal jest możliwe?
Wyśmiałam się w myślach, zwracając na siebie uwagę mojej trzyosobowej rodziny. Akurat jedliśmy obiad i pierwszy raz od dawna byliśmy wszyscy razem.
David będzie miał w dupie to, czy znam prawdę. Szczerze mówiąc miał pewnie w dupie Shawna i całą tą sytuację.
Mógł też zacząć działać szybciej, skoro teraz nie ma nikogo, kto ma na mnie oko.
— Maddie, w porządku? — Usłyszałam głos mojej cioci i automatycznie pokiwałam głową.
— Tak, jest okej. Zastanawiam się tylko...
— Londyn? — Kuzyn zadał pytanie, które krążyło mi po głowie od kilku dni. Niepewnie przytaknęłam, zagryzając wargę. Wszyscy na mnie spojrzeli. — Może i Mendes to największy skurwiel na ziemi, ale skoro powiedział, że on po ciebie wróci, to na pewno sobie tego nie wymyślił.
— Czemu nie zgłosimy sprawy na policję? Tak będzie najłatwiej. — Ciocia podsunęła pomysł, ale nikt się z nią nie zgodził.
— Nie będzie najłatwiej mamo. Nie wiesz co to za człowiek. On ma swoich ludzi wszędzie. Zgłosimy sprawę na policję i co dalej? Zamkną go? No nie. Nie mamy żadnych dowodów na jego winę.
— On jest zbyt... szanowanym człowiekiem w swoim świecie, by dać się złapać za coś takiego — wtrąciłam, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich. — Na wszystko ma plan. Uważa mnie po prostu za swoją własność i będzie starał się mnie ściągnąć do siebie za wszelką cenę.
— Chcesz całe życie się ukrywać, Maddie? — Ciocię wyraźnie przerastała cała ta sytuacja, ale ja byłam przyzwyczajona. Nie mogłam przepuścić okazji, by móc żyć spokojnie.
— Te miesiące tutaj były najlepszym co mi się w życiu przytrafiło ciociu, ale jeśli... jeśli tak miało być? Może Londyn to moje miejsce? A może jeszcze jakieś inne miasto? Muszę po prostu odnaleźć siebie, a wy... cała wasza trójka, zawsze będziecie moją jedyną rodziną.
— Jesteś dla mnie jak córka Maddie. I jeśli muszę cię wypuścić, byś żyła szczęśliwie, zrobię to.
Uśmiechnęłam się słabo na słowa cioci, w duchu dziękując za taką rodzinę. Bez nich byłabym nikim. Nie przeżyłabym wspaniałych chwil tutaj, nie nauczyłabym się tak wielu rzeczy, nie znalazłabym przyjaciół.
W tej chwili wszystko było dla mnie jedną, wielką niewiadomą.
Ale czułam, że rozwiązanie jest coraz bliżej.
I zbliża się wielkimi krokami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top