18. Nie możesz tu zostać.
— Bałam się, że już cię nie ma.
Wyszeptałam najciszej jak tylko potrafiłam, obawiając się jakiejkolwiek reakcji ze strony stojącego przede mną bruneta.
Nadal byłam w niemałym szoku, że przyjechał do mnie w środku nocy, gdy nasze relacje przez ostatni miesiąc były... delikatnie mówiąc, chore.
Przez długi czas bałam się, że już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać, dotknąć go, albo zobaczyć zmartwienia na jego twarzy.
A tymczasem stoi tutaj, przy mnie, o prawie czwartej nad ranem. Wlepia we mnie te swoje bursztynowe tęczówki i widzę, że się martwi. Tego nie można wymyślić. Albo się martwisz, albo nie.
Odeszłam od niego, kierując się na łóżko. Opadłam na materac czując się naprawdę okropnie zmęczona. Cała ta sytuacja sprawiła, że czułam się jak wrak człowieka.
Mimo że mogłam być szczęśliwa, że Shawn Mendes stoi w moim pokoju, cały i zdrowy, w jednym kawałku, to tak naprawdę wydarzenia ostatnich tygodni dały mi w kość.
Po moich słowach w pokoju rozbrzmiewała cisza, Shawn nie odpowiedział. Przez moją głowę przeszła myśl, że może mnie zwymyśla, że ściągam go tu w tak błahej sprawie, ale on taki nie był.
To wszystko co mi ostatnio pokazywał było maską, teraz mogłam być tego pewna.
Chłopak zbliżył się do łóżka na którym siedziałam i po chwili opadł tuż przy mnie. Położył się, wlepiając spojrzenie w sufit, na którym widniały takie same świecące gwiazdki jak u niego.
Któregoś dnia po prostu poprosiłam, by mi takie przylepił po tym, jak polubiłam zasypiać u niego w pokoju, wpatrując się w te pięknie mieniące się gwiazdy. Przyjechał po niecałej godzinie, dumny jak paw, gdy wręczał mi torbę z kilkoma paczkami, które zawierały właśnie te ozdoby. Razem je przykleiliśmy i od tamtej pory zasypiam, patrząc na gwiazdy. Tak samo jak Shawn.
Zasypiamy pod tymi samymi gwiazdami...
***
Shawn był u mnie już od ponad godziny. Musiałam opowiedzieć mu całą historię, bo w końcu to on pofatygował się do mnie przez pół miasta w środku nocy. Wysłuchał mnie bardzo dokładnie, wlepiając spojrzenie w moje plecy.
Ja sama nie mogłam do końca uwierzyć w to, co się stało. Ten sen był bardziej realistyczny niż całe moje rzeczywiste życie. Przeżyłam szok i zupełnie nie wiedziałam co się stało, gdy się obudziłam.
Przeprosiłam go, że musiał przyjeżdżać specjalnie do mnie, gdy widocznie nie ma najmniejszej ochoty na moje towarzystwo, a wtedy Shawn zrobił coś, przez co zaczęłam płakać.
Tak, dokładnie. Rozryczałam się jak małe dziecko w jego objęciach.
Przytulił mnie dokładnie tak samo, jak robił to wcześniej, a ja poczułam jak wszystko momentalnie wraca. Czułam się tak samo, jak ponad dwa miesiące temu, gdy po raz pierwszy siedziałam w jego samochodzie i uważałam go za największego dupka na całym świecie.
Nasza znajomość rozwinęła się w szybkim tempie, ale oboje czuliśmy się z tym dobrze. Tak jakby druga osoba uzupełniała tą pierwszą.
A potem wszystko się zepsuło. Brak kontaktu, unikanie, a potem chłodne zachowanie Shawna w stosunku do mnie. Obojętne spojrzenia, czas spędzony osobno.
To wszystko zniknęło w chwili, w której mnie przytulił. Nic więc dziwnego, że się rozpłakałam. Tak bardzo mi tego brakowało.
Chciałam, żeby ta chwila się nie kończyła. Żebym mogła zamknąć się z Shawnem w moim pokoju i nigdy z niego nie wychodzić, żeby mój Shawn nie znikał.
Już bolała mnie myśl o tym, że ta cała jego maska mogła powrócić, gdy tylko rozstaniemy się dzisiejszej nocy.
Moje rozmyślania przerwał cichy, ale niezwykle przyjemny głos bruneta. Zerknęłam na niego, ocierając policzki z zaschniętych łez.
— Chyba powinniśmy porozmawiać...
Pokiwałam głową, zgadzając się z nim. To najwyższy czas na rozmowę.
— Chcę wiedzieć tylko jedno Shawn... naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłam? — Zadałam pytanie, które tak naprawdę męczyło mnie od początku. To od odpowiedzi Shawna zależało wszystko.
Chłopak spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Zobaczyłam prawdziwy smutek w jego oczach i przez chwilę poczułam się głupio, że o to spytałam.
— Wiem, że moje zachowanie... pozwoliło ci tak myśleć. — Zaczął, szukając odpowiednich słów, by wszystko powiedzieć. — Ale nigdy tak nie było. Od samego początku znaczyłaś dla mnie wiele, było mi z tym ciężko, bo z reguły nie lubię przywiązywać się do ludzi. Czasem naprawdę miałem ochotę cię zamordować... a pierwszego dnia, kurwa... przysięgam, chciałem wyrzucić cię z mojego samochodu, zanim w ogóle zbliżyliśmy się do Toronto.
Zupełnie nie wiem czemu, ale zaśmiałam się przez to co powiedział. Shawn posłał mi groźne spojrzenie, ale rozbawił mnie tym jeszcze bardziej. Wywrócił oczami, ale w końcu zaśmiał się razem ze mną.
— Daj mi dokończyć... — burknął, mierząc we mnie dwoma palcami.
— Tak jest, słucham cię! — Uniosłam obie dłonie w obronnym geście, uspokajając się. Kiwnęłam głową, dając mu znak, że może kontynuować.
— Z czasem stałaś się jedyną osobą, z którą chciałem spędzać wolny czas. Wkurzałaś się na mnie i jako jedyna potrafiłaś powiedzieć mi, co ci się we mnie nie podoba. Podobało mi się, jak niezobowiązujące to wszystko jest. Dla mnie i dla ciebie, bo ty też nie wykazywałaś większego zainteresowania moją osobą. A potem zacząłem się tobą przejmować, twoimi zmartwieniami. Chciałem wiedzieć wszystko, żeby móc pomóc ci w odpowiedniej chwili. Chciałem, żebyś została u mnie, żebym mógł kontrolować to, czy jesteś bezpieczna, a potem prawie cię porwali. Kurwa, Maddie. Wariowałem, myślałem, że uciekłaś, przyjechałem tu i prawie rozwaliłem pysk twojemu kuzynowi, bo nie chciał mnie wpuścić. To on wpadł na to, że twój były tu był. Bałem się, że cię nie znajdziemy. Że jesteś w chuj daleko i nie będę miał jak się z tobą skontaktować. Ale przysięgam, mógłbym wtedy poruszyć niebo i ziemię, by cię znaleźć.
Słuchałam każdego jego słowa w wielkim skupieniu, nie mogąc uwierzyć w to, jak dokładnie wszystko opisuje i ile uczuć w to wkłada. W pewnym momencie chwycił moją dłoń i położył ją na swojej nodze, bawiąc się moimi palcami. Nie patrzył prosto na mnie, jakby wstydził się swojego wyznania.
— A potem... potem stało się to wszystko. Nie odsunąłem się od ciebie, bo tego chciałem, Maddie. To ostatnia rzecz jakiej mógłbym chcieć. Odsunąłem się, bo miałem bliskie spotkanie z kimś, z twojej przeszłości.
Wypowiadając ostatnie zdanie Shawn spojrzał prosto w moje oczy, jakby chciał przekazać mi cały swój ból. Ponownie poczułam jak wszystkie moje mięśnie się spinają, a w moim brzuchu formuje się wielka, twarda kula, która rozpycha moje wnętrzności.
— Co... jak to? — powiedziałam tak cicho, że mógł mnie nie usłyszeć, jednak on cicho westchnął, znów odwracając wzrok.
— Mogę być blisko ciebie tylko będąc daleko, rozumiesz? — zapytał, a ja pokręciłam głową. Nic nie rozumiałam. — Wiedziałem, że w końcu nadejdzie ten czas, kiedy będę musiał ci to powiedzieć, ale nie mogłem się wcześniej zebrać, bo jestem egoistycznym dupkiem, wiesz?
— O czym ty mówisz, Shawn? — Ścisnęłam jego dłoń, obawiając się jego kolejnych słów.
— Nie możesz tu zostać.
Spojrzał na mnie z taką powagą, że nie było nawet mowy o tym, że żartuje. Pokręciłam powoli głową, bo do cholery, nic nie rozumiałam. Wszystko było takie niejasne i niezrozumiałe. Wszystko plątało się w mojej głowie i nic nie miało sensu.
— Zrozum to, że jeden zły ruch z twojej, a co gorsza... z mojej strony i będziesz martwa. I to nie są moje słowa. — Jego głos był coraz bardziej przygnębiony, jakby każde słowo sprawiało mu okropny ból. — Aż w końcu cię stąd zabierze i nikt nie będzie mógł nic zrobić, bo ja jestem na celowniku jeszcze bardziej niż ty.
— David... on kazał ci trzymać się ode mnie z daleka? Nie słuchaj go Shawn, nie znasz go tak dobrze jak ja, nie wi...
— Znam go o wiele lepiej niż ty, Madison. — Puścił moją dłoń, jakby bał się, że ja zrobię to pierwsza.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, unosząc wysoko brwi.
— Co?
— Tej części bałem się najbardziej. Tego miałaś się nigdy nie dowiedzieć. Miałaś po prostu wyjechać, jak najdalej od niego, myśląc, że od początku ci pomagałem. Madison, kurwa... jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób, nigdy nie chciałem cię zranić, rozumiesz?
Wstał z łóżka, z frustracją wplątując palce w swoje włosy. Przyglądałam mu się, czując okropnie nieprzyjemne uczucie wewnątrz. Coś nie dawało mi spokoju, a Shawn najwidoczniej nie chciał powiedzieć nic więcej.
Cała ta historia wydawała mi się boleśnie prawdziwa, ale brakowało mi zakończenia. Czegoś, co widocznie gryzło Shawna, zabijało go od środka, bo gdy na mnie spojrzał, jego spojrzenie przepełnione było żalem.
Nie do mnie. Nie do Davida. Nie do żadnej osoby na świecie.
Ten żal był skierowany tylko i wyłącznie do niego.
— Shawn? — zapytałam cicho, nie chcąc go spłoszyć.
— Znienawidzisz mnie, Maddie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top