14. Przedstawienie czas zacząć.
Kolejny dzień zapowiadał się okropnie.
Od rana lało jakby ktoś wylewał wiadra wody na ziemię, a ja szczerze nienawidziłam takiej pogody. Ale cóż, jakoś trzeba przeżyć.
Do szkoły zabrałam się z Lukiem, niezbyt odpowiadała mi wizja wyglądania jak przemoknięta kura.
Ostatnio nawet polubiłam towarzystwo blondyna. Był zawsze i wszędzie, kiedy tylko potrzebowałam towarzystwa. Nasza przyjaźń rozkwitała, a ja czułam nieprzyjemne uczucie związane z tym, że chce nim zastąpić Shawna.
Pojechaliśmy dziś godzinę wcześniej, by ostatni raz spotkać się w bibliotece całą grupą.
Potem mieliśmy rozdzielić zadania i pracować osobno lub w parach.
Oczywiście Luke od razu zaproponował, że może do mnie przyjeżdżać, żebyśmy wykonali to razem, a ja nie miałam nic przeciwko.
Taylor powiedział mi, że jeśli będę odsuwać od siebie ludzi, to nie sprawi, że Shawn wróci.
I miał stuprocentową rację.
Dlatego właśnie postanowiłam dać szansę mojej znajomości z Lukiem. Z nim wszystko od samego początku było proste. Nic nie ukrywał, wszystko otwarcie mówił. Nie był chodzącą zagadką, ale nie wymagał mówienia ode mnie, a to jak najbardziej mi odpowiadało.
Ostatnio gdy się przed kimś otworzyłam to dostałam ogromnego kopa w tyłek.
— To może pojedziesz ze mną wybrać prezenty? Jutro?
Z zamyśleń wyrwał mnie głos blondyna.
— Chętnie i tak nie mam ciekawszych planów...
— Aha... czyli zakupy ze mną to nuda, tak? — Chłopak uniósł wysoko brwi, a ja parsknęłam śmiechem.
— Tak, właśnie tak. W ogóle całe twoje towarzystwo to jakaś życiowa porażka, wiesz? — Westchnęłam teatralnie, przewracając oczami.
Przez chwilę miałam wrażenie, że Luke spiął się na moje słowa, bo w jego oczach ujrzałam przebłysk złości, ale szybko pozbyłam się tego uczucia, a chłopak się zaśmiał.
Kiedy dołączyli do nas Shawn z Melissą, zauważyłam między coś dziwnego. Jak widać nie tylko ja.
— Mendes, a gdzie masz swoją ukochaną księżniczkę? — Zagadał Luke, najwyraźniej zadowolony ze swoich słów.
— Pierdol się — syknął brunet, opadając na krzesło tuż przy mnie.
Wciągnęłam głośno powietrze, bo nie spodziewałam się, że zdobędzie się na coś takiego.
— Mam z kim. — Odpyskował Luke, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
Czyżbym o czymś nie wiedziała?
Gdy zwróciłam wzrok na Shawna, zauważyłam, że się zdenerwował. Jego szczęka zaciskała się mocno, a dłoń zwinął w pieść. Mało brakowało, a byłabym świadkiem morderstwa.
— Wasze rozmowy są na poziomie szóstej klasy podstawówki, najwyżej — powiedziałam żartobliwym tonem, choć nikomu nie było do śmiechu.
— Ale ja wcale nie żartuje i on dobrze o tym wie. — Parsknął blondyn, czekając na odpowiedź Mendesa, ale ten pozostał cicho.
Gdy Shawn wyciągnął swój podręcznik do angielskiego dostrzegłam idealną chwilę na wcielenie w życie swojego planu.
— Shawn mogę zobaczyć twój podręcznik? Zapomniałam swojego, a chciałam koniecznie coś sprawdzić — zagadałam, wzdychając na swoją udawaną głupotę.
Brązowooki kiwnął głową, a ja od razu chwyciłam książkę. Przekartkowałam kilka stron, nie szukając niczego szczególnego.
— Przecież dałbym ci swoją... — wtrącił Luke.
— A po co? — mruknęłam znad książki, która niby mnie interesowała. — Shawn miał swoją na stole.
— Mógłbyś czasem pożyczyć mózg od swojej dziewczyny i go użyć. — Usłyszałam rozbawiony głos Shawna i wtedy spojrzałam na niego zdezorientowana.
Ja i Luke?
Parą?
— Czy ja o czymś nie wiem? — Wlepiałam w niego tak natarczywe spojrzenie, że w końcu skrzyżował swój wzrok razem z moim.
Nie trwało to dłużej niż dziesięć sekund, ale tyle mi wystarczyło, by zobaczyć, że on nadal tam jest. Przede mną się nie ukryje, choćby grał najbardziej obojętną osobę na świecie, ja znam go zbyt dobrze.
Wszystkie moje uczucia mieszały się coraz bardziej i już nie wiedziałam co mam myśleć na ten temat.
Co jeśli po prostu wmawiam sobie, że będzie tak jak wcześniej?
Co jeśli nigdy nawet nie miało tak być? Jeśli to naprawdę była tylko gra, głupia zabawa.
Odwróciłam wzrok i wtedy napotkałam uśmiechniętą twarz Luke'a. Przyjrzałam mu się dokładnie, czując ciepło w sercu. Nie było ono przyjemne i nie rozpływało się rozkosznie po całym moim ciele. Cholernie piekło i przeszywało bólem.
Zupełnie tak, jakby ktoś polał otwartą ranę alkoholem. Ale nie w złych zamiarach.
Po to, by z czasem ta rana się nie powiększyła. Boleśnie, ale skutecznie, czas i obecność Luke'a miała zaleczyć dziurę na mojej duszy. I chyba powinnam mu na to pozwolić.
Przesiedzieliśmy ponad czterdzieści minut w jednym miejscu, ale potem Mel stwierdziła, że mam z nią iść kupić coś do zjedzenia.
Z jedzeniem nadal było u mnie kiepsko... odczuwałam mdłości po każdym kęsie czegokolwiek, ale postanowiłam dać sobie trochę czasu.
Podniosłam się z miejsca, niby przypadkiem pakując podręcznik Shawna do swojej torby.
— Madison, oddasz mi mój podręcznik? — Usłyszałam głos chłopaka i zauważyłam jego dłoń. Zwykle stanowcza i nieugięta, teraz ledwo zauważalnie drżała.
Pokiwałam głową, robiąc minę jak największa idiotka, która zapomina o takich rzeczach i z premedytacją oddałam mu książkę.
Swoją, nie jego.
Przyglądałam mu się gdy ją odbierał i dopiero kiedy schował podręcznik do torby, cicho odetchnęłam. Naprawdę zaczęłam się bać, że to może nie wypalić.
Razem z Melissą wyszłyśmy z biblioteki, kierując się na stołówkę.
Przyjaciółka nie pytała mnie o Shawna i byłam jej za to cholernie wdzięczna. Było mi to jak najbardziej na rękę.
Zastanawiałam się przez dłuższy moment nad Sophie i tym, jaką relację tak naprawdę mają.
Wiedziałam, że znają się długo... ale czy aż tak dobrze? Czy ona może widzieć te wszystkie rzeczy, które ja widzę?
Czy wie, że pisze piosenki i jaki ma głos? Czy wie, jaki jest, kiedy się denerwuje? Albo cieszy? Albo kiedy udaje obrażonego, a kiedy jest naprawdę obrażony?
Czy kiedykolwiek widziała te złote iskierki tańczące w jego oczach, gdy coś mu się naprawdę podobało?
Czy to wszystko było prawdą, czy po prostu ja żyłam w kłamstwie?
***
Shawn:
Wyszedłem z biblioteki, nawet się za sobą nie oglądając. W dupie miałem Luke'a i jego dogryzki, ale kiedy zaczynał temat Madison, momentalnie byłem gotowy zajebać go na miejscu.
Nie przeszkadzałby mi nawet fakt, że jesteśmy w szkole.
Ignorując zaproszenia znajomych na wspólny lunch, udałem się prosto pod salę od angielskiego. Było coś, o czym koniecznie musiałem pogadać z nauczycielką, dlatego ucieszyłem się, gdy znalazłem ją w pomieszczeniu.
— Dzień dobry, można? — zapytałem, wsuwając głowę do sali.
— O, Shawn. Tak, tak. Wchodź.
Zatrzymałem się przed biurkiem nauczycielki, ale zaraz po tym odsunąłem się do pierwszej ławki i na nią opadłem.
— Chciałeś o czymś porozmawiać?
— Tak, chodzi o nasz projekt. — Zacząłem temat, pewny tego co chcę powiedzieć.
— Wiesz, że nie mogę ci odpuścić. Nieważne jak bardzo cię lubię, panie Mendes. — Wyczułem rozbawienie w głosie kobiety, więc cicho się zaśmiałem. — Luke jest przewodniczącym i wybrał cię jako pomocnika.
— Ugh — mruknąłem. — Czy to nie podchodzi trochę pod znęcanie się?
— Shawn, o co chodzi? Masz jakieś problemy z Lukiem?
— Skoro i tak nie da się nic zrobić, to nie będę pani niepokoić. Ale dziękuje za rozmowę.
— Gdyby się coś działo... — urwała, posyłając mi delikatny uśmiech.
— Wiem, wiem.
Już miałem wychodzić, gdy dzwonek na lekcje zadzwonił. Trochę mi zeszło, by się tu przywlec.
Nie opuściłem sali tylko ruszyłem na swoje stałe miejsce, wyciągając podręcznik i zeszyt.
Opadłem na krzesło, chcąc sprawdzić kilka stron w książce, na wypadek gdybym miał odpowiadać. Oczywiście szanse były znikome, ale imponowałem nauczycielce tym, że zawsze jestem przygotowany.
Nauka nigdy nie była dla mnie problemem. Przyswajałem wiedzę z prędkością światła, ale później równie szybko zapominałem o wszystkim.
Przeglądając książkę, coś mi nie pasowało. To nie był mój podręcznik.
Spojrzałem na okładkę i wtedy zmarszczyłem brwi. To podręcznik dla drugiej klasy, a ja byłem przecież w trzeciej.
I wtedy nagle zrozumiałem.
Po co niby Madison chciała mój podręcznik, skoro była rok młodsza?
Zacząłem szybko kartkować strony, bo byłem prawie pewny, że coś znajdę. Nie myliłem się, gdy moim oczom ukazała się mała kartka z widocznym napisem "Shawn".
Chwyciłem ją między palce i od razu rozwinąłem. Przeczytałem to jedno zdanie kilka razy, literka po literce, słowo po słowie.
„Kiedy będziesz dziś zasypiać, pamiętaj, że leżymy pod tymi samymi gwiazdami."
Napisała to?
Nagle w mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli.
Co ty odpierdalasz Mendes...
Miałem trzymać się z dala od niej, nie zbliżać się, nie okazywać uczuć, a tymczasem już dwa razy wrzuciłem jej tekst z kawałkiem piosenki, którą chciałem stworzyć.
Kiedy nie zareagowała na pierwszy, byłem pewny, że tak samo będzie z drugim.
A teraz zaczynała mieć nadzieję, że wszystko odkręcę i będzie tak jak dawniej.
Twój błąd Madison, nie będzie.
Zgniotłem kartkę, wrzucając ją do wnętrza mojej torby. Nie była mi potrzebna.
Musiałem w tej chwili skończyć użalać się nad sobą i swoimi uczuciami i raz na zawsze dać Madison podstawy, by już nigdy nie pomyślała o mnie dobrze.
Przedstawienie czas zacząć.
~~~
Podoba się? Zostaw znak!
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top