13. Jest jej ulubieńcem.
Siedziałam w bibliotece już dobre dwadzieścia minut, a nigdzie nie było widać żadnego z moich partnerów do pracy semestralnej z angielskiego.
Naprawdę nienawidziłam tego, że Melissa jako przewodnicząca naszej klasy została do tego przydzielona. Choć chyba bardziej nienawidziłam tego, że mnie w to wplątała jako swoją partnerkę i doskonale zdając sobie sprawę z tego, że będziemy współpracować z Lukiem (on był przewodniczącym samorządu szkolnego) zmusiła go do zamieszania w to Shawna.
Brzmi jak całkiem żałosna telenowela.
Nie podobała mi się już myśl, że będę musiała zostawać po lekcjach, by robić coś, czego nie chcę. Niech ktoś wyobrazi sobie moje szczęście, gdy dowiedziałam się, że będę tkwić średnio dwie godziny razy pięć dni w tygodniu, w jednym pomieszczeniu z osobą, która patrzy na mnie jak na wroga.
Usłyszałam odgłos kroków zbliżających się w moją stronę i wtedy uniosłam głowę, a zza regałów wyłoniły się trzy sylwetki.
Luke, Melissa i Shawn.
Czułam jak moje dłonie zaczynają się trząść, bo szczerze mówiąc sama nie wiem jak zniosę towarzystwo Shawna przez najbliższe dwie godziny, gdy w rzeczywistości się do mnie nie odzywa i unika mnie jak ognia.
Och, jasne. Zostawił mi karteczkę z tekstem... odkąd ją przeczytałam minęły już trzy godziny i z każdą chwilą byłam coraz bardziej zdenerwowana tym wszystkim.
Wszyscy zajęli miejsca i wtedy każdy spojrzał na mnie. Tylko Shawn szybko odwrócił wzrok, idealnie mnie unikając.
— I jak Maddie, wymyśliłaś już coś? — zapytała mnie przyjaciółka, a ja zmarszczyłam brwi.
— Jak miałam coś wymyślić, skoro nie znam tematu?
Melissa spojrzała na Shawna, a potem na Luke'a. Zmrużyła oczy, mordując wzrokiem każdego z nich.
— Nikt jej nie powiedział? Jesteście... jesteście...
— Wyluzuj, zaraz to nadrobimy. — Shawn do niej mrugnął, a ja odruchowo odwróciłam spojrzenie.
Widok Mendesa dogadującego się z moją przyjaciółką, tak jak jeszcze jakiś czas temu dogadywał się ze mną naprawdę mnie zabolał.
— Więc jaki mamy temat? — Zwróciłam na siebie uwagę pozostałych. Ton mojego głosu nie był zbyt miły.
Luke złapał moją dłoń chyba w uspokajającym geście, a ja nie miałam odwagi jej zrzucić. Może dlatego, że wcale tego nie chciałam, a może dlatego, że właśnie ten gest przykuł wzrok Shawna.
Spojrzał na mnie pierwszy raz od dawna i na pierwszy rzut oka wydawało się, że to rozbawione spojrzenie. Ale po kilku sekundach utrzymywania z nim kontaktu wzrokowego, zobaczyłam tam mieszaninę bólu, smutku i chyba złości.
— „Miłość i poświęcenie dla drugiej osoby, jako najważniejsze elementy życia każdego człowieka." — Shawn wyrecytował i wszyscy patrzyliśmy teraz na niego.
— Piękny temat, ale tak szczerze... czy którekolwiek z nas coś o tym wie? — zapytała Mel, a ja przez chwilę zastanowiłam się nad tym samym, wlepiając wzrok w sufit.
***
Shawn:
Słysząc pytanie Melissy w pierwszej kolejności miałem ochotę ją wyśmiać, ale dopiero po chwili zastanowiłem się nad jego sensem.
Wlepiłem spojrzenie w brązowooką brunetkę, bo akurat zajęta była podziwianiem architektury sufitu. To była jedna z niewielu chwil, gdy ona nie patrzyła na mnie.
Przez moją głowę milion razy przechodziły przed chwilą wypowiedziane słowa Melissy i za każdym razem miałem ochotę rzucić się z frustracji na ziemię.
Ja wiem. Ja kurewsko dobrze wiem jak to jest. Kochać kogoś – obojętnie w jaki sposób i poświęcać mu wszystko. Przecież poświęcenie to nie tylko dawanie z siebie cholernych sto procent na każdym kroku. Czasem poświęcenie to też wycofanie się w odpowiednim momencie dla dobra drugiej osoby.
To nie tak, że czuję, że kocham Madison. Nie jestem pewny swoich uczuć w stosunku do żadnej istoty chodzącej po świecie.
Ona zdecydowanie była cząstką mojego serca, a to chyba o wiele więcej niż bycie zakochanym.
Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem, wiedziałem, że będę musiał wyciągać ją z kłopotów. Nie miałem nic przeciwko temu, chociaż były takie momenty, że cholernie mnie wkurwiała i chciałem jej ukręcić łeb. Ale tylko czasem.
Patrzyłem jak ten śmieć Luke trzyma ją za rękę i nie mogłem krzyknąć, żeby ją puściła. Żeby to mnie trzymała, tak jak wcześniej, kiedy nie mogła spać albo była smutna.
Wszystko było kurwa nie tak jak powinno i nie zanosi się na to, by cokolwiek mogło się zmienić.
Więc by chociaż coś wnieść do projektu, to ja przerwałem ciszę.
— Nie, myślę, że nikt z nas na pewno nic o tym nie wie. Proponuje olać pracę, albo zmienić temat.
— Zmiana tematu to dobry pomysł — wtrąciła Maddie, nie patrząc bezpośrednio na mnie.
— Zgoda Mendes, ale ty to załatwiaj — burknął Dunne.
Podnosiłem się już z miną zwycięzcy, kiedy Melisa chciała coś wtrącić, ale Luke skutecznie jej przerwał.
— Jest jej ulubieńcem — powiedział z obrzydzeniem w głosie.
— Dziwisz się? Ja umiem każdego wykorzystać.
Rzuciłem na odchodne i zostawiłem ich tam samych. Wychodząc z biblioteki miałem cholerną świadomość tego, jak te słowa zostały odebrane przez pewną osobę.
Nie próbuje zrujnować twojego szczęścia, Madison.
Wręcz przeciwnie.
***
Madison:
Niechętnie przysłuchiwałam się wymianie zdań między trójką pozostałych osób w bibliotece i zwróciłam na nich uwagę dopiero, gdy Shawn się podniósł.
Nie wyłapałam dogryzki Luke'a, ale za to doskonale usłyszałam słowa bruneta.
— Dziwisz się? Ja umiem każdego wykorzystać — rzucił z nutą rozbawienia i tym swoim uśmieszkiem a zaraz po tym wyszedł.
Nie spojrzał bezpośrednio na mnie gdy to mówił, ale nikt nie musiał mnie przekonywać co do tego, kto miał być przykładem takiej osoby.
Poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej, czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
Miałam nadzieję. Naprawdę miałam cholerną nadzieję, że go odzyskam.
Ale wszystko znikało z każdą chwilą coraz bardziej. Shawn znikał, a w jego miejsce pojawiał się ktoś zupełnie inny. Nieznany. Niechciany.
***
Podróż do domu zajęła mi wyjątkowo więcej niż zwykle. Postawiłam na spacer, mimo że Luke kilka razy proponował, że mnie odwiezie.
Potrzebowałam zdecydowanie chwili dla siebie, wytchnienia. Nie byłam pewna czy w obecnej sytuacji to dobre.
Spodziewałam się tego, że moje myśli będą w kółko krążyły wokół tego samego tematu, którego powoli miałam już dość.
Brak Shawna przez ponad dwa tygodnie, a teraz jego milczenie sprawiało, że jakaś cząstka mnie powoli umierała.
Zatrzymałam się przed wejściem, by znaleźć klucze. Wszyscy mieli dziś wrócić później, dlatego przeklinałam samą siebie, gdy nie mogłam ich znaleźć w swojej torbie.
No tak, torebka kobiety jest jak kosmos. Ha–ha–ha.
Kiedy w końcu wygrzebałam duży brelok, odetchnęłam z ulgą. Niezbyt widziała mi się wizja spędzenia kilku godzin przed domem.
Był już prawie dziesiąty grudnia i pogoda nie była zbyt przyjemna. Pierwszy śnieg dał o sobie znać kilka dni temu, a co za tym idzie – temperatura również była niższa.
Zbliżały się święta, a ja w ogóle nie czułam tej atmosfery. Kochałam moją rodzinę całym sercem, zwłaszcza ciocię Sally, która miała dosłownie bzika na punkcie gwiazdki, ale ja sama nigdy nie miałam prawdziwych świąt, może dlatego mam uraz do tego okresu.
W szkole też dało się już odczuć inną atmosferę. Wszędzie pojawiły się różnego rodzaje dekoracje, a na długich przerwach puszczali świąteczne piosenki. Ludzie to uwielbiali.
Ale ja zawsze byłam inna, jeśli chodzi o ten temat. Nieco wycofana. Nikomu to nie przeszkadzało, bo ja też nie przeszkadzałam w przygotowaniach. Moim skrytym marzeniem było mieć prawdziwe, rodzinne święta z całą tą otoczką i kiedy już to mam – nie potrafię się tym cieszyć.
Co jest z tobą nie tak?
Potrząsnęłam głową gdy wsuwałam klucz do zamka. Wtedy moją uwagę przykuło coś dziwnego. Między drzwi wciśnięta była mała karteczka. Kiedy ją wyciągnęłam od razu wiedziałam, kto był adresatem.
Shawn.
Weszłam do pomieszczenia, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, które rozlało się po całym moim ciele. Zrzuciłam buty i kurtkę i nawet nie wychodząc z przedpokoju rozwinęłam karteczkę.
Od razu rozpoznałam pismo Mendesa, było niezwykle charakterystyczne. Przeczytałam krótki cytat, zagryzając wargę i niemalże od razu chciałam się rozpłakać.
"Obiecuję, że pewnego dnia będę w pobliżu. Będę trzymać cię bezpieczną"
Zupełnie nie wiem co mną kierowało, ale wbiegłam po schodach jak poparzona, zamykając się w swoim pokoju.
Usiadłam na krześle przy biurku i wyciągnęłam kartkę, chwytając długopis. Od razu zapisałam wers, który przyszedł mi do głowy.
Spojrzałam na swoje dzieło i uśmiechnęłam się ze łzami w oczach. Nigdy nie miałam duszy artysty i może to nie miało ładu i składu, ale było moje.
Coś, co pokaże Shawnowi, że reaguje. I to bardzo emocjonalnie.
„Kiedy będziesz dziś zasypiać, pamiętaj, że leżymy pod tymi samymi gwiazdami."
Zwinęłam dokładnie kartkę i wrzuciłam ją między książkę od angielskiego. Miałam idealny plan by mu ją przekazać.
Tylko czy to nie będzie tak, że gdy ja będę robiła jeden krok w jego stronę, to on będzie robił dwa w przeciwną?
Tego nie mogę być pewna.
~~~~~
Podoba się? Zostaw znak, to mega motywuje!
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top