12. Zemsta idealna.


Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. Po mojej głowie cały czas krążyły słowa Luke'a.

"Ta dwójka była w sobie szalenie zakochana."

Czemu nie wspomniał mi o tym ani słowem?

Och, no tak.

Nie chciał, żebym wiedziała.

Przecież sam powiedział mi, że w jego życiu ktoś jest, a później nie rozmawiał ze mną o tym i ucinał temat za każdym razem, gdy go zaczynałam.

Ale... kiedy ta dziewczyna pojawiła się w mieście, widziałam ich razem może zaledwie dwa razy. Ostatnio kiedy byłam u Shawna i ona... go odwiedziła.

Nagle wszystko nabrało tak wyrazistych kolorów, jakich jeszcze w całym swoim życiu nie widziałam.

Byłam idiotką, że od razu nie domyśliłam się o co chodzi.

Jak ostatnia kretynka czekałam całe dwa tygodnie, martwiąc się, dobijając i błagając o odrobinę uwagi, a on jakby nigdy nic bawił się w najlepsze.

***
Shawn:

Maddie zmarszczyła brwi, zauważając moją minę i ułożyła obie dłonie na moich policzkach zmuszając mnie do spojrzenia na nią. Uspokoiłem się nieco pod wpływem jej dotyku i cicho odetchnąłem.

— Nie martw się, Shawnie — wyszeptała tak, by jej kuzyn nie mógł tego usłyszeć. — Tylko przy tobie czuje się bezpieczna.

Uśmiechnąłem się krzywo w jej stronę, a ona wspięła się na palce i z czułością ucałowała sam środek mojego nosa. Przymknąłem oczy pod wpływem tego pocałunku i chwilę potem odpowiedziałem jej równie cicho.

— Tylko ze mną będziesz bezpieczna.

Rzuciłem piłką do kosza, ale nie byłem nawet blisko by trafić. Kurwa.

W mojej głowie rozbrzmiewały kolejne słowa wypowiedziane przez Madison i nie mogłem się ich pozbyć.

Byłem coraz bardziej wkurwiony całą tą sytuacją, tym, że muszę nagle być innym człowiekiem.

Ale nie miałem na to wpływu, nie miałem nad tym kontroli. To nie był mój wybór.

— Shawn, wejdź do domu... zmarzniesz. — Usłyszałem zatroskany głos mojej matki.

— Nie jest mi zimno — burknąłem, kolejny raz pudłując.

— Jest prawie środek grudnia, a ty stoisz tu w krótkich spodenkach i koszulce bez rękawów. Właź natychmiast.

Parsknąłem ale posłusznie wziąłem piłkę i wszedłem do pomieszczenia. Od razu poczułem nieprzyjemne pieczenie rozlewające się po całym moim ciele.

Właśnie tak wyglądało moje życie, gdy rodzice byli w domu. Czułem się jak zasmarkany czternastolatek, bo mama zawsze pilnowała mnie na każdym kroku. Kochałem tę kobietę całym sercem, ale litości.

Wbiegłem do góry, ignorując krzyki rodzicielki, żebym został na kolacji. Nie byłem ani trochę głodny.

Rzuciłem się na łóżko, po drodze chwytając gitarę. Gra zawsze uspokajała mnie w takich momentach.

Zagrałem kilka pierwszych nut, pierwszych które przyszły mi do głowy. Coś zupełnie nowego.

Ale za każdym razem moje myśli wracały do niej.

Była zła, miała mnie z pewnością za najgorszą osobę na świecie.

A ja nawet nie mogłem się wytłumaczyć.

Obiecałem jej, że ze mną zawsze będzie bezpieczna.

A co jeśli teraz będzie bezpieczna tylko i wyłącznie beze mnie? Czy to złamanie obietnicy?

Postanowiłem skupić się na melodii, którą jeszcze przed chwilą grałem, a słowa same pojawiły się w mojej głowie.

— Nie mogę już do tego wrócić, do niej, do tego, co kiedyś mieliśmy. To jest już czarne i spalone, mój Boże, to takie smutne, ale to tylko pogorszy sprawę, jeśli do siebie wrócimy...*

Nawet nie wiedziałem kiedy ułożyłem ten tekst. On przyszedł do mnie sam, naturalnie, wtedy gdy o niej myślałem.

Mogę napisać dla niej tysiąc piosenek, ale żadna nie sprawi, że będę w jej oczach dobrym człowiekiem.

Jestem skończony.

***
Madison:

Nie mogłam spać, bo gdy tylko zamykałam oczy czułam się cholernie źle. Mój żołądek był niemiłosiernie zaciśnięty, więc z jedzeniem też było kiepsko.

Dzięki, Shawn.

Parsknęłam śmiechem siedząc na środku kuchni, nad miską z płatkami. Ciocia spojrzała na mnie znad talerza i wymieniła zdziwione spojrzenia z moim kuzynem.

— Wszystko dobrze? — zapytała cicho, jakby bała się, że mnie wystraszy.

— Tak, tak — skłamałam i tylko Tay nie uwierzył w moje kłamstwo. Szturchnął mnie pod stołem, a ja spojrzałam na niego gniewnie.

— Pojedziemy dzisiaj szybciej, bo muszę coś po drodze załatwić. Ruszaj się Maddie.

Westchnęłam przeciągle, ale wstałam od stołu. I tak bym nic nie zjadła. Zarzuciłam na siebie nieco cieplejszą kurtkę, a na nogi ubrałam adidasy. Jak zawsze.

Nie miałam najmniejszej ochoty na bycie w szkole, wśród tych wszystkich osób.

Zastanawiało mnie tylko jedno...

— Jak mogę zmusić do rozmowy kogoś, kto nie chce ze mną rozmawiać? — zapytałam gdy już wyszliśmy z domu.

Taylor spojrzał na mnie ze zdziwieniem, otwierając mi drzwi do samochodu wujka.

— Myślę, że nie ma na to rady.

— Mam odpuścić?

Kuzyn skinął głową, mówiąc coś jeszcze, ale już zupełnie go nie słuchałam.

Dojechaliśmy do szkoły po około dziesięciu minutach. Tay wcale nie musiał niczego załatwiać, ale chciał pobyć ze mną na osobności by pogadać. Na jego nieszczęście nie byłam dziś duszą towarzystwa.

Weszłam do ciepłego budynku i od razu skierowałam się do szafek, gdzie chciałam zostawić kurtkę i wziąć potrzebne podręczniki.

Gdy ją otworzyłam, mała karteczka złożona na kilka części, niespodziewanie z niej wyleciała. Prosto na podłogę.

Schyliłam się by podnieść papier, którego wcześniej tutaj na pewno nie wyrzucałam. Ktoś podrzucił mi liścik?

Jak w podstawówce...

Kiedy już chciałam przeczytać jej zawartość, przy moim boku wyrósł Luke. Schowałam kartkę do tylnej kieszeni spodni i posłałam chłopakowi uśmiech. Odwzajemnił go, opierając się luzacko o moją szafkę.

— Witam panią. — Ukłonił się, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.

— To twój nowy, dżentelmeński sposób na podryw?

— A skuteczny? — Wyszczerzył się w moją stronę.

— Niezbyt. — Podsumowałam ruszając pod klasę.

— A więc... zapomnijmy o tym. — Westchnął teatralnie, odprowadzając mnie na lekcję matematyki.

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo przerwał nam dzwonek. Pożegnaliśmy się i Luke obiecał, że znajdzie mnie na następnej przerwie. Wymyślił sobie, że będzie się mną opiekował, a ja nie miałam siły by zaprzeczać.

Zajęłam swoje miejsce w sali, niecierpliwie czekając aż pojawi się moja przyjaciółka. Ale nie było jej.

Postanowiłam napisać do niej wiadomość. Melissa nigdy nie opuszczała szkoły, nawet gdy była chora.

Do: Mel
Będziesz dziś w szkole?

Odłożyłam telefon, ale niemalże od razu otrzymałam odpowiedź.

Od: Mel
Tak, tak, tak! Przekażesz, że się spóźnię? X

Gdy pojawił się nauczyciel, uprzedziłam go, że Melissa się spóźni, ponieważ wypadły jej bardzo ważne rodzinne sprawy. Nie było z tym problemu.

Mimo że Profesor Regles był bardzo wymagającym nauczycielem, dało się z nim normalnie porozmawiać. Wiedział, że Mel nie opuszcza prawie żadnych lekcji, więc od razu usprawiedliwił jej tę godzinę.

Skupiłam się na wykonywaniu zadań z trygonometrii, kiedy do sali wpadła zdyszana dziewczyna. Przeprosiła i zajęła miejsce obok mnie. Posłałam jej uśmiech, a ona przytuliła się do mojego boku. Ciepło rozlało się po moim ciele, wiedząc, że mam swoją przyjaciółkę.

— Porozmawiamy na przerwie? — wyszeptała do mojego ucha, a ja kiwnęłam głową, nie chcąc narażać się nauczycielowi.

Prawie cała lekcja zleciała nam na robieniu zadań i dopiero pod koniec przypomniałam sobie o karteczce, która wypadła z mojej szafki.

Ostrożnie ją wyciągnęłam i kilkoma ruchami wyprostowałam, odczytując starannie napisane słowa, które sprawiły, że zrobiło mi się duszno.

"Weź cząstkę mojego serca i spraw, żeby stała się twoją."

Shawn? Tylko on przyszedł mi do głowy. Zresztą kto inny wrzuciłby mi karteczkę z czymś takim? Czymś co chyba miało być tekstem piosenki...

W jednej chwili poczułam coś dziwnego. Jakbym nagle odzyskała nadzieję, na to, że będzie między nami dobrze.

Że to wszystko okaże się być jakimś nieporozumieniem.

Że Shawn będzie dobry i będzie mnie chciał.

~~~~~
Od tego rozdziału będą pojawiały się trochę krótsze części, ponieważ tak było mi zdecydowanie wygodniej pisać c:

Dajcie znać!

Buziaki, L.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top