08. Twój pokój jest w drugą stronę.


Wystrzeliłam ze swojego pokoju jak kamień z procy, kierując się prosto do łazienki. Pochyliłam się na toaletą i od razu zwróciłam całą zawartość mojego żołądka.

Ohyda.

Przemyłam twarz wodą, kilkakrotnie wypłukując z ust nieprzyjemny smak. Był środek nocy, dochodziła trzecia nad ranem, a ja co godzinę męczyłam się z bieganiem do toalety. Cudownie. Zaszkodziła mi chyba nasza niedopieczona pizza. Shawna też rozbolał brzuch.

Skierowałam się do swojego pokoju, ale wtedy cichy dźwięk dotarł do moich uszu. Zatrzymałam się na moment, wsłuchując się w przyjemną melodię. Ktoś grał na gitarze i wychodziło mu to naprawdę dobrze.

Tylko kto?

Shawn?

Nie... nic nie mówił o tym, że gra.

Po cichu zbliżyłam się do źródła dźwięku i wtedy zorientowałam się, że stoję przed pokojem Mendesa.

Czyli to jednak on.

Drzwi były lekko uchylone, więc widziałam go siedzącego na łóżku. Trzymał gitarę na kolanach i zapisywał coś w zeszycie.

Pisze piosenkę? To dopiero zaskoczenie...

Chciałam podsłuchać, ale nie było to dobrym pomysłem. Nie chcę, żeby Shawn się niepotrzebnie denerwował. Kiedy już miałam odchodzić, usłyszałam piosenkę, która mnie zatrzymała.

— I watch your troubled eyes as you rest, and I fall in love with every breath — śpiewał cicho. — Wonder if those eyes are really shut, and am I the one you're dreaming of.

Uśmiechnęłam się, zatracając się całkowicie w kolejnych słowach, które wydobyły się z ust bruneta:

— And if this is what it takes, then let me be the one to bear the pain. Oh if this is what it takes, I'll break down these walls that are in our way, if this is what it takes.

Jego głos sprawiał, że na całym ciele czułam przyjemne dreszcze. Nigdy nie spodziewałabym się, że tak dobry z niego wokalista. Stałam w osłupieniu, nie ruszając się ze swojego miejsca nawet o centymetr, czując jak moje policzki mimowolnie robią się mokre. Dla kogokolwiek jest ta piosenka... ta osoba jest największym szczęściarzem na ziemi.

Jak przez mgłę usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę, ale nie mogłam – albo nie chciałam – się ruszyć. Dopiero kiedy zauważyłam Shawna stojącego przede mną z rękoma założonymi na klatce piersiowej, otrząsnęłam się.

— Co ty tu robisz, Madison? — spytał, wlepiając we mnie zdenerwowane spojrzenie.

— Przechodziłam tędy... do swojego pokoju.

To było najlepsze kłamstwo na jakie było mnie stać. Chłopak powoli pokiwał głową i już myślałam, że mi uwierzył.

— Tylko, że twój pokój jest w drugą stronę.

Ups.

— Słyszałam jak grasz i śpiewasz, Shawn. To było cudowne. — Postanowiłam powiedzieć mu prawdę, której na pewno się domyślał. Zamiast cokolwiek powiedzieć, cały się spiął i cofnął się do swojego pokoju. Ruszyłam za nim. — Dlaczego nie mówiłeś, że piszesz piosenki?

— Wielu rzeczy ci o sobie nie mówię, pamiętasz? — mruknął, zbierając z łóżka gitarę i zeszyt, który udało mi się w ostatniej chwili wyrwać. — Zostaw to!

— Nie bądź dzieckiem, Mendes. — Syknęłam, gdy złapał za mój nadgarstek.

Chłopak tylko spiorunował mnie wzrokiem.

— Dowiesz się w swoim czasie, jak ją skończę. Obiecuję. — Ułożył jedną ze swoich dłoni w miejscu, w którym miał serce, a ja niechętnie oddałam mu notatnik. — Nadal źle się czujesz?

Kiwnęłam powoli głową i przetarłam twarz dłonią.

Byłam naprawdę zmęczona, a nie miałam już zbyt wiele czasu na sen. Ostatniego dnia tygodnia razem z Shawnem postanowiliśmy pójść do szkoły. Nie chciałam mieć zbyt wielu zaległości.

Zresztą siedziałam tu już pięć dni i hej, mi też należał się odpoczynek od księcia Shawna!

Brunet ułożył dłoń na mojej łopatce i popchnął mnie w jakimś kierunku. Nawet nie zauważyłam, kiedy byłam w swoim pokoju. Shawn ucałował moje czoło na pożegnanie i zniknął za drzwiami.

Położyłam się na moim wygodnym łóżku i wtuliłam twarz w poduszkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie czuły pocałunek i po chwili zasnęłam.

***

Otworzyłam oczy, gdy poczułam jak ktoś mną potrząsa. Zauważyłam nad sobą Aly i od razu podniosłam się do pionu. Chwyciłam telefon, żeby sprawdzić godzinę. Dochodziła siódma rano. Czas do szkoły. Jęknęłam z niezadowolenia i powoli zwlokłam się z łóżka. Przywitałam się z dziewczyną, a ta posłała mi uśmiech.

Uwielbiam tę małą.

— Zejdź na śniadanie jak się ogarniesz — mruknęła wesoło, wychodząc z mojego pokoju.

Zamknęłam się w łazience, wykonując wszystkie poranne czynności. Zarzuciłam na siebie czarne spodnie z wysokim stanem i przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad wyborem góry, ale zdecydowałam się założyć bordową bluzę Shawna z dużym napisem "TORONTO". Była na mnie trochę wielka, ale okropnie ciepła i wygodna, a to się liczy! Przeszło mi przez myśl, czy chłopak nie wkurzy się za to, co zrobiłam, ale wzruszyłam ramionami. Włosy związałam w kucyk i nałożyłam makijaż.

Zbiegłam do kuchni, gdzie czekali na mnie pozostali współlokatorzy. Mam na myśli Shawna i Aaliyah. Posłałam uśmiech brunetowi, a on zmierzył mnie wzrokiem i wyszczerzył się, gryząc jabłko.

— Fajna bluza, Maddie.

Lubiłam jak mnie tak nazywał, to znaczyło, że ma dobry humor.

— Też ją lubię, Mendes. — Puściłam mu oczko i całą trójką się zaśmialiśmy.

Zdążyłam zjeść płatki z mlekiem i wypić kawę, kiedy musieliśmy wyjeżdżać. Na szczęście zaczynałam dziś o tej samej godzinie co Shawn.

W samochodzie niezbyt dużo rozmawialiśmy, chyba oboje byliśmy nieźle zaspani. Dopiero gdy zatrzymaliśmy się przed budynkiem szkoły, poczułam jak moje śniadanie się cofa. Westchnęłam ciężko, lustrując wzrokiem niektóre znane mi osoby. Miałam spotkać się dziś pierwszy raz od tygodnia z Taylorem, Melissą i... Lukiem.

— Myślisz, że zjedzą cię za to, że się ze mną zadajesz? — zapytałam Shawna, a on odpowiedział mi śmiechem.

— Prędzej ciebie.

Wywróciłam oczami na te jakże pocieszające słowa i wyskoczyłam z terenowego auta. Samochód Shawna wywołał niemałe zamieszanie na parkingu. Dobrze wiedziałam, że był lubiany i miał mnóstwo znajomych. Zawsze otaczał go wianuszek adoratorów.

Brunet podszedł do mnie i luźno objął mnie ramieniem, jak kumpla. Dodało mi to otuchy, gdy wchodziliśmy do budynku. Kilka osób zwróciło swoje spojrzenia na nas, a ja znów poczułam się nieswojo. Dopiero gdy dotarliśmy pod moją klasę, nieznacznie się rozluźniłam. Nie trwało to długo, bo do moich uszu dotarł znajomy głos...

— Madison! Już myślałem, że coś ci się stało... — Obejrzałam się i zobaczyłam za sobą Luke'a.

Mendes tylko odchrząknął, zostawiając naszą dwójkę samą.

Cudownie.

— Hej Luke. Miałam ostatnio problemy ze zdrowiem. — Skłamałam, uśmiechając się w jego stronę.

— Och, ale już jest dobrze? Tęskniłem.

Już rzucał się w moją stronę by mnie przytulić, kiedy przerwał nam dzwonek, który oznaczał rozpoczynające się lekcje.

Zupełnie nie wiem czemu, ale odetchnęłam z ulgą, w samotności ruszając pod odpowiednią salę.

***

Razem z Melissą zajęłyśmy nasze stałe miejsca pod oknem w ostatniej ławce. Mieliśmy mieć teraz angielski z naszą ulubioną nauczycielką. Pani Collins była uroczą starszą panią, ale poziom jej nauczania był naprawdę wysoki.

— Opowiadaj Mad, masz mi powiedzieć wszystko! — wyszeptała mi do ucha przyjaciółka a ja przewróciłam oczami ze śmiechem.

— Co mam ci opowiadać, głuptasie? — odpowiedziałam nieco głośniej, bo nauczycielki jeszcze nie było.

— No jak to co! Jak jest u Shawna! — pisnęła na tyle głośno, że kilka osób na nas spojrzało.

Spiorunowałam ją wzrokiem, a ona się wyszczerzyła.

— Radzę ci być cicho, bo będę musiała cię zabić — wysyczałam do jej ucha i obie się roześmiałyśmy na moją fałszywą groźbę.

Pani Collins wyrosła znikąd i nagle pojawiła się tuż przed naszą ławką. Poprawiła okulary na nosie, uważnie nam się przyglądając.

— Drogie panie, co was tak bawi?

— Przepraszamy, już będziemy cicho — odpowiedziałam najgrzeczniej jak potrafiłam, byleby tylko nie narażać się u nauczycielki.

Naprawdę ją lubiłam i nie chciałam jej denerwować. Ta tylko uśmiechnęła się w naszą stronę ciepło i odeszła do swojego biurka.

Kiedy Mel mnie zaczepiała, ja posyłałam jej tylko groźne spojrzenia. Nie miałam ochoty na zostawanie po lekcjach. Przyjaciółka szturchała mnie ramieniem, a gdy nie reagowałam, rzucała w moją stronę zwiniętymi w kulki papierkami.

No gorzej niż z dzieckiem.

Lekcja angielskiego zleciała w przyjemnej atmosferze, a kolejne trzy godziny minęły nawet nie wiem kiedy. Zbliżała się przerwa obiadowa i razem z dziewczyną kierowałyśmy się w stronę stołówki.

— Powiesz mi w końcu, Maddie? Czy mam cię błagać na kolanach? — Zaczęła ten temat po raz kolejny. Ja tylko wywróciłam oczami i cicho się roześmiałam.

— Ale co ty chcesz wiedzieć dziewczyno? — Westchnęłam teatralnie, zwracając swój wzrok na nią.

— Noo... jaki on jest?

— Fajny.

— Fajny?

— No tak.

— Po prostu fajny? — Zmrużyła oczy, kierując palec w moją stronę. — Tak mówią dzieci w podstawówce, Mad. Na pewno masz większy zasób przymiotników.

— Znam. Na przykład cudowny, wspaniały, seksowny, pociągający, idealny, perfekcyjny, miły, zabawny, przyjacielski, najlepszy, bystry, pogodny, wyrozumiały, opanowany, spokojny, wyluzowany, opiekuńczy, troskliwy, czarujący, inteligentny, lojalny, uczuciowy, szczery, łagodny, uzdolniony, pomocny, uczciwy, cierpliwy, dojrzały, wrażliwy, czuły... Mam wymieniać dalej? — spytałam ze śmiechem, widząc minę Melissy.

— Moim zdaniem możesz kontynuować. — Przy moim boku pojawił się Shawn, a ja odruchowo podskoczyłam. Spojrzałam na niego, a ten posłał mi szeroki uśmiech.

— Chciałbyś — parsknęłam i otwartą dłonią uderzyłam w jego twardy tors. Shawn uniósł wysoko brwi i cicho zagwizdał. — Nie mówiłam o tobie.

— Niezbyt dobrze wychodzi ci kłamanie.

Chciałam mu odpyskować, ale wyminął nas i pobiegł w kierunku stołówki. Zatrzymałam się w miejscu z otwartymi ustami, słysząc jak moja przyjaciółka śmieje się z boku.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, a ta złapała moją dłoń i pociągnęła mnie za sobą, wesoło podskakując.

— On jest super! — wykrzyknęła radośnie, wprowadzając mnie na stołówkę.

***

Kończyłam właśnie jeść swoje musli, kiedy moją uwagę przykuł stolik sportowców, przy którym siedział Shawn. Atmosfera wśród nich była widocznie napięta, prawie nikt się nie odzywał. Niektórzy chłopcy co jakiś czas rzucali ukradkowe spojrzenia w stronę moją i Melissy, ale postanowiłam to ignorować. Jednak moja przyjaciółka była innego zdania.

— Mad, wpadłam na cudowny pomysł. Może ja też zacznę się z którymś z nich umawiać? — Poruszyła zabawnie brwiami, a ja parsknęłam śmiechem. Ta dziewczyna jest niemożliwa.

— Ja się z nikim nie umawiam Mel, mam dość związków na najbliższe sto lat — westchnęłam ze znużeniem, krzyżując spojrzenia z Shawnem. Uśmiechnął się do mnie niedbale, a ja to odwzajemniłam. — Zresztą Shawn jest zajęty.

— Jak to? Ma dziewczynę? — Wzruszyłam ramionami, nie spuszczając wzroku z bruneta.

— Tak myślę, chociaż nie powiedział tego otwarcie.

Po chwili na stołówce zrobiło się małe zamieszanie, a ja zauważyłam grupkę dziewczyn, kierujących się w stronę Mendesa i jego kolegów. Prawie wszystkie kojarzyłam, ale dwóch zdecydowanie nie znałam.

Śmiały się cicho, a kiedy chłopcy je zauważyli, od razu się ożywili.

No tak, nic dziwnego.

Tym dziewczynom zdecydowanie niczego nie brakowało. Nie chodziły ubrane w za duże bluzy i jeansy. Ich nogi zdobiły krótkie spódniczki, a na stopach każda z nich miała obcasy.

Nie twoja liga, Madison...

Nie mogłam usłyszeć o czym rozmawiają, ale gdy Shawn się podniósł, na jego twarzy wymalowało się widoczne zdziwienie i coś w rodzaju złości. Od razu spojrzał na mnie, a ja odwróciłam wzrok, by nie widział, jak dokładnie obserwuję tę sytuacje.

Jedna z dziewczyn momentalnie rzuciła się w ramiona Mendesa, a chwilę później wykrzyczała coś radośnie. Przy stoliku zrobiła się nagle wesoła atmosfera, a kilku chłopaków zagwizdało znacząco. Kiedy Shawn z chęcią odwzajemnił jej uścisk, odruchowo odwróciłam głowę w inną stronę. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, ale zrzuciłam to na chorobę z poprzedniej nocy.

Usłyszałam ciche westchnienie mojej przyjaciółki, a zaraz potem zostałam pociągnięta za rękę i razem wyszłyśmy ze stołówki, zostawiając za sobą zmartwione spojrzenie Shawna.

***
Shawn:

Przy naszym stoliku nikt nie był dziś zbytnio rozmowny. Nic dziwnego, skoro od rana jedynym o czym marzyłem było to, żeby przypierdolić Dunne'owi. Nikt nie działał mi na nerwy tak jak ten koleś, przysięgam.

Miałem ochotę zmyć jego cwaniacki uśmieszek kubkiem gorącej kawy. Raz na zawsze.

Nie wiem na jaką cholerę tu z nimi siedzę. Mój wzrok co chwilę kierował się w stronę roześmianej Madison, która siedziała ze swoją przyjaciółką. Kiedy napotkała mnie spojrzeniem, posłałem jej krzywy uśmiech a ona bez zastanowienia go odwzajemniła.

Tylko, że w jej wykonaniu nie był krzywy.

Zauważyłem małe poruszenie wśród kumpli i dopiero kiedy uniosłem głowę, zrozumiałem dlaczego.

Przy naszym stoliku stała grupka dziewczyn i mimo, że znałem je wszystkie, to jedną szczególnie dobrze. Podniosłem się do pionu, odruchowo szukając wzrokiem Madison, ale ona na mnie nie patrzyła. Skierowałem spojrzenie na stojącą przede mną szatynkę, a ona od razu rzuciła mi się w ramiona. Objąłem ją, układając dłonie na jej odkrytych przez krótką bluzkę plecach i odchyliłem głowę, żeby na nią spojrzeć.

— Sophie, co ty tu robisz? — spytałem, marszcząc brwi. Nigdy wcześniej tu nie przyjeżdżała.

— Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Pisałam, ale nie odpisywałeś. Potrzebuję tej jednej, jedynej rozmowy. Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

— Cieszę się — odpowiedziałem, ale sam nie wiem czy zgodnie z prawdą.

Nim zdążyłem się nad czymkolwiek zastanowić, poczułem jak drobna dziewczyna wtula się w moje ciało z całej siły. Objąłem ją równie mocno, starając się włożyć w to tyle czułości, na ile było mnie stać.

Usłyszałem gwizdy moich kumpli i zaraz po tym odlepiłem się od dziewczyny.

Pierwsze co zrobiłem zaraz po tym, zdziwiło nawet mnie. Poszukałem wzrokiem Madison i kiedy dotarłem do jej stolika, poczułem nieprzyjemny ścisk w gardle. Nie było jej na swoim miejscu. Strzeliłem się mentalnie w pysk i już chciałem wylecieć ze stołówki, żeby zobaczyć czy jest bezpieczna, ale dłoń Sophie mnie zatrzymała. Spojrzałem na nią z góry, a ta zmarszczyła brwi.

— Kogoś szukasz?

— Muszę iść na lekcje Soph.

— Od kiedy jesteś takim pilnym uczniem? Moglibyśmy się zerwać...

— Nie, nie dzisiaj. Idź gdzieś z dziewczynami, zobaczymy się za dwie godziny.

Zostawiłem widocznie wkurzoną dziewczynę za sobą, kierując się u boku najlepszego kumpla w stronę sali lekcyjnej. Mówił coś do mnie, ale totalnie to olałem.

Coś mogło się jej stać?

Kurwa, Mendes, jesteście w szkole. Co miało się jej stać? Automat do kawy ją połknął?

Byłem zdecydowanie przewrażliwiony na punkcie tej dziewczyny, ale nic nie mogłem na to poradzić. Byliśmy ze sobą blisko i odkąd tylko zobaczyłem ją na tej pieprzonej stacji z tym dupkiem, wiedziałem, że będę musiał ją chronić, nawet jeśli sam mogę nieźle oberwać.

Chore? Może trochę.

***

Lekcje zleciały szybciej niż myślałem, na szczęście. Wyleciałem ze szkoły, zauważając przy swoim aucie postać.

W pierwszej chwili pomysłem, że to Madison i już odetchnąłem, ale gdy zbliżyłem się do niej, okazało się, że to Sophie.

— Shawn, ile można na ciebie czekać? Jest mi zimno. — Wywróciłem oczami i otworzyłem auto, wskakując na miejsce kierowcy.

Szatynka spojrzała na mnie wyczekująco, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem dobrze znany mi numer.

Jeden sygnał, drugi... zrzuciła mnie. Powtórzyłem to chyba z dziesięć razy i byłem już prawdę mówiąc ostro wkurwiony.

Co jest kurwa?

Po chwili dostałem smsa i odetchnąłem, widząc jego treść.

~~~~

Hej kochani!

Chcę Was zaprosić na moje nowe opowiadanie pod tytułem: "Bad kind of butterflies" . Bardzo zależy mi na tym, żebyście chociaż zajrzeli i wyrazili opinię, by dać mi motywację do pisania!

Buziaki, L.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top