04. Przepraszam.




  Wpadliśmy do domu, uciekając przed okropną ulewą, która złapała nas w połowie drogi. Brooklyn mógł podwieźć nas pod sam dom, więc mieliśmy na oko tylko dziesięć metrów do przebiegnięcia.

Całe szczęście.

Taylor opierał się o ścianę, próbując złapać oddech. Jak to możliwe, że tak krótki dystans go zmęczył skoro jest koszykarzem? Postanowiłam nie pytać, tylko pozbyć się swojej ramoneski i sportowych butów.

Ruszyłam do kuchni, gdzie zastałam ciocię z wujkiem jedzących kolacje. Przywitałam się i życzyłam im smacznego, a sama nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego. Oparłam się o blat, w tej samej chwili do pomieszczenia wparował Taylor. Był widocznie wściekły, czego nie okazywał w rozmowie ze mną.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co się dzieje. Rodzice kuzyna skierowali na niego zaciekawione spojrzenia.

— Nie uwierzycie co ten dupek sobie wymyślił! Nie przyszedł na mecz, bo miał "ważniejsze sprawy". — Zrobił w powietrzu znak palcami. — A to był nasz najważniejszy mecz w sezonie! O mało co nie przegraliśmy. Nie dziwię się, że nikt go nie lubi.

— Uspokój się Taylor — mruknął wujek, między kolejnymi kęsami kanapki. Ja tylko stałam, przyglądając się tej sytuacji.

Wolałam się póki co nie odzywać.

— O kim mówisz Tay? — spytała ciocia, wyraźnie zmartwiona. Zawsze była uczuciowa.

— O pieprzonym Shawnie dupku Mendesie! — warknął mój kuzyn, a ja nieco głośniej przełknęłam sok. Na szczęście nikt tego nie zauważył.

Nawet nie wiedziałam, że Shawn gra.

Właściwie to nic o nim nie wiesz, Madison.

Cholera.

Przestałam słuchać ożywionej rozmowy rodziny, zamyślając się o brązowookim brunecie, kiedy poczułam wibrację w kieszeni swoich spodni. Wyciągnęłam z niej telefon, widząc, że mam jedną wiadomość od nieznanego numeru. Przecież nie dawałam nikomu swojego numeru.

No, poza Melissą, ale miałam ją zapisaną. Otworzyłam wiadomość, która zdecydowanie była dziwna.

Od: Nieznany
Serio ty i Mendes? Madison, oceniałem cię lepiej.

Do: Nieznany
Ja i przepraszam bardzo kto?

Postanowiłam grać głupią, albo raczej niezainteresowaną. To była najlepsza opcja.

Od: Nieznany
Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi. Widziałem was po szkole. Co ty z nim robiłaś?

Zmarszczyłam czoło, próbując sobie przypomnieć każdą minutę mojego spotkania z Shawnem. Przecież nie było tam nikogo poza nami.

Do: Nieznany
Mam prawo zadawać się z kim chcę.

Od: Nieznany
Jeszcze dziś mówiłaś mi, że nie chcesz go znać.

Do: Nieznany
Luke to ty?

Od: Nieznany
Ta. Nie odpowiedziałaś mi na pytanie Madison.

W co on do cholery się bawił? Nagle przeszkadza mu to z kim rozmawiam? I jakim cudem nas widział? Pokręciłam głową, nic nie rozumiałam.

Do: Luke
Rozmawiałam z nim.

Od: Luke
Powinnaś trzymać się od niego z daleka.

Parsknęłam śmiechem widząc treść tej wiadomości. Od kiedy Luke jest takim władczym dupkiem? To znaczy, jasne, znam go dwa dni, ale wydaje się, że ma zupełnie inny charakter.

Do: Luke
Zabawne. Dzisiaj dokładnie to samo ktoś napisał mi o tobie.

Wysłałam i schowałam telefon do kieszeni, a kiedy uniosłam wzrok, napotkałam zaciekawione spojrzenia mojej rodziny.

— Z kim tak zawzięcie smsujesz, Maddie? — zapytał wujek z nutą rozbawienia w głosie.

— Pewnie z Lukiem — wtrącił Taylor. — Wiesz może on rzeczywiście nie jest taki zły. Przyszedł dziś do mnie, żeby mnie uspokoić. Obiecał, że nic ci się przy nim nie stanie.

— Och, to miłe z jego strony. — Westchnęła ciocia Sally.

Kiedy dotarł do mnie sens słów Taylora, poczułam złość.

Zupełnie nie wiem czemu, ale dla mnie to była lekka przesada. A może po prostu źle mi się kojarzyło... przeprosiłam rodzinę i udałam się do swojego pokoju, odpuszczając sobie kolacje. Rzuciłam się na łóżko, wyjmując telefon. Miałam trzy nowe wiadomości.

Od: Luke
Co? Czemu ja nic o tym nie wiem? Madison, kiedy to było?

Do: Luke
To nieważne, zresztą zniknąłeś. Jak mogłeś rozmawiać z Tayem bez mojej wiedzy?

Wywróciłam oczami, przeglądając pozostałe wiadomości.

Jedna z nich była od Melissy. Pytała czy pójdziemy jutro po szkole na zakupy, na co chętnie się zgodziłam.

Czekała na mnie jeszcze jedna wiadomość od nieznanego numeru.

Co oni się tak uczepili?

Od: Nieznany
Wiesz, że jeśli wyjrzysz przez okno to zobaczysz najpiękniejszą rzecz na świecie?

Zaśmiałam się z treści tego smsa.

O co mogło chodzić?

Nie chcąc dłużej się zastanawiać, po prostu wstałam z łóżka i podeszłam do okna, rozsuwając zasłony. Rozejrzałam się dookoła, a mój wzrok napotkał sylwetkę oświetloną przez lampę uliczną.

Potrzebowałam kilku sekund, żeby rozpoznać osobę, która patrzyła w ekran swojego telefonu. Jego ciemne włosy były przykryte kapturem bordowej bluzy, a na nogach miał krótkie spodenki.

Woah, Shawn, mamy listopad.

Wyglądał jakby przed chwilą biegał. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, ale i tak poczułam jak mimowolnie się uśmiecham. Sięgnęłam po telefon i wystukałam kilka słów w odpowiedzi.

Do: Shawn
A czy ty wiesz, że gdy spojrzysz w górę to zobaczysz coś piękniejszego?

Zagryzałam nerwowo wargę, wyczekując jego reakcji. Chyba się zaśmiał, bo jego ramiona się poruszyły. Zrzucił kaptur z głowy i uniósł ją ku górze, ale wcale nie spojrzał na mnie, tylko na niebo. Po chwili dostałam odpowiedź.

Od: Shawn
Masz na myśli gwiazdy?

Zmarszczyłam brwi w niezadowoleniu i wtedy zauważyłam, że jego wzrok skierowany jest prosto na mnie. Doskonale widziałam jego szeroki uśmiech i to jak się śmieje. Odsunęłam się od okna i zasłoniłam zasłony.

Do: Dupek
Jesteś dupkiem.

Od: Dupek
Powiedz mi to prosto w twarz.

Czy to była delikatna sugestia, żebym do niego zeszła? Zagryzłam wargę. Co mi szkodzi? Wyciągnęłam z szafy jedną z bluz, które wczoraj kupiłam i szybko zarzuciłam na siebie. Zbiegłam po schodach, biorąc ze sobą tylko telefon. Założyłam trampki i ramoneskę, wychylając się do kuchni.

— Wychodzę na moment, zaraz wrócę, nie martwcie się.

Uspokoiłam rodzinę i jak najszybciej wydostałam się na powietrze.

Shawn stał tam gdzie go ostatnio widziałam, z dłońmi w kieszeniach. Kołysał się na boki, jakby na coś niecierpliwie czekał.

Ach, no tak.

Gdy mnie zobaczył, mogłam zauważyć złośliwy uśmieszek na jego ustach, ale w jego oczach widziałam niedowierzanie. Zbliżyłam się do niego, kierując dwa palce w jego stronę.

— Jesteś potwornym dupkiem.

— Czy to właśnie dlatego wyszłaś tu do mnie? — spytał, a ja kiwnęłam głową. — W takim razie przyjmuje to na klatę, a teraz chodź na spacer.

****

Spacerowaliśmy od jakiegoś czasu po ciemnych uliczkach miasteczka, nie zwracając nawet większej uwagi na mijane obiekty. Tak naprawdę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Widziałam, jak Shawn powoli rozluźnia się w moim towarzystwie, jakby sprawdzał to, czy może mi choć odrobinę ufać. Ale zdecydowanie nie był wylewnym człowiekiem i po spędzonych z nim tak jakby dwóch dniach, dobrze wiedziałam, że niektóre informacje o jego życiu nie dotrą do mnie zbyt szybko. Na to trzeba będzie sobie zapracować.

— Byłaś tu kiedyś, czy to twój pierwszy raz? — Gdy jego słowa dotarły do moich uszu, westchnęłam cicho, wracając myślami do moich pierwszych wizyt tutaj.

Ciocia Sally mieszkała tu odkąd pamiętam i kiedy jeszcze moja mama z nami była, przyjeżdżaliśmy tutaj każdego lata. Możliwe nawet, że kiedyś natknęłam się na Shawna, bo udało mi się dowiedzieć, że to jego rodzinne miasteczko. Zerknęłam na chłopaka, nieświadoma tego, że wlepia on we mnie swoje natarczywe spojrzenie. Ale nie było ono nieprzyjemne ani dziwne, nie sprawiało też, że czułam się słaba. Zatrzymaliśmy się na rogu jakiejś ulicy, oświetleni latarnią, której światło padało dokładnie na twarz bruneta. Zdążyłam już zauważyć, że gdy się niecierpliwi to na jego czole powstają dwie zmarszczki,  jego oczy są lekko zmrużone, a pełne usta zaciśnięte w wąską linię.

— Kiedyś przyjeżdżałam tu co roku i spędzałam minimum dwa miesiące — wypowiedziałam te słowa z uśmiechem na twarzy, który jednak po chwili zniknął. — Ale od ośmiu lat nie byłam tutaj ani razu.

— Teraz to twój czas na nadrobienie strat... — Z jego ust wydobyły się tajemnicze słowa, a ja zmrużyłam oczy, bojąc się tego, co wymyślił. — Od czego chcesz zacząć? Mogę ci pokazać bardzo fajny park. Wiesz, jest tam ciemno i moglibyśmy...

Uderzyłam go z całej siły w ramię, dając mu ostrzeżenie, żeby dla własnego dobra nie kończył.

— Shawn, naprawdę teraz? Czy ty wiesz, że jest już późno? Czekaj... która jest właściwie godzina? — Zmarszczyłam brwi, obserwując jak brunet wyciąga telefon z kieszeni bluzy.

— Dochodzi dziesiąta.

Poczułam jak wszystkie mięśnie na moim ciele się spinają. To nie mogło być możliwe. Minęły ponad dwie godziny odkąd wyszłam z domu?

Jesteś martwa, Madison.

Pospiesznie wyciągnęłam swój telefon z kieszeni i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia i pięć wiadomości.

PIĘĆ.

Odetchnęłam gdy zobaczyłam, że dwie z nich są od Luke'a, jedna od Melissy, jedna od Shawna i tylko jedna od Tay'a. Odczytałam wszystkie po kolei.

Od: Luke
Przesadziłem?

Od: Luke
Nie chciałem, przepraszam Madison.

Wywróciłam oczami, bo naprawdę nie miałam teraz ochoty o tym rozmawiać. Powiem mu co o tym myślę jutro w szkole. Prosto z mostu, a jak. Otworzyłam kolejną wiadomość.

Od: Dupek
Czekam pięć minut, jeśli się nie pojawisz to uznam, że jesteś tchórzem.

Tym razem się zaśmiałam. Miał chłopak tupet. Ukradkiem na niego spojrzałam, kręcąc z rozbawieniem głową. Mogę się założyć, że nie spodziewał się tego, że wyjdę do niego z domu w poniedziałkowy wieczór.

Od: Melissa
Czy ty prowadzasz się z Shawnem Mendesem?? Jak???

Usłyszałam cichy śmiech tuż za swoim uchem, a moje ciało przeleciały ciarki, spowodowane tym, że Shawn stał tuż za mną. Czułam jego ciepły oddech na karku. Co dziwne, nie poczułam się niekomfortowo. Jego bliskość działała na mnie nawet uspokajająco. Wiedziałam, że zagląda mi w telefon, ale nie ukryłam go. Mógł sobie czytać, na własną odpowiedzialność.

Do: Melissa
Musiałam mu tylko udowodnić jakim dupkiem jest, nic takiego, jutro pogadamy, xx

Od: Tay
Jesteś z Lukiem? Poproś go, żeby cię już odstawił do domu, bo inaczej z nim też zabronię ci rozmawiać, xx

Miałam ochotę się zaśmiać, bo rozumiałam nietypowe poczucie humoru mojego kuzyna, ale niemalże na swojej skórze poczułam jak szczęka bruneta nerwowo się zaciska, a jego mięśnie się spinają. Zdenerwował się. Odsunął się ode mnie na pewien dystans, ruszając w wybranym przez siebie kierunku. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

— Może powinnaś zadzwonić do Dunne'a? W końcu z nim możesz gadać — wypalił ze złością.

Jak mógł się domyślić, o co chodziło Taylorowi? Chyba, że wcześniej coś słyszał.

— Co cię nagle ugryzło, Shawn?

— Nic — wywarczał i wiedziałam, że mam się więcej nie odzywać.

Po chwili znaleźliśmy się na dobrze znanej mi ulicy, a w oddali widziałam dom mojej rodziny. Przystanęłam, patrząc na Shawna. On też się zatrzymał i zmierzył mnie nieprzyjemnym wzrokiem.

— Och, no tak. Zapomniałem, przecież nie mogę się zbliżać do twojego domu. Wiesz co? Zapomnij. I tak nie miałem zamiaru się z tobą więcej spotykać.

Zanim dotarł do mnie sens jego słów, zostałam sama jak palec na środku ciemnej ulicy. Shawn zniknął za rogiem, a ja jeszcze kilka minut stałam w tym samym miejscu, zadając sobie jedno pytanie:

Co to do cholery miało być?

***

Kolejny dzień w szkole zapowiadał się tragicznie. Obudziłam się z bólem głowy i złym humorem. Byłam wkurzona na siebie i Mendesa jednocześnie. Kiedy już zaczynałam się z nim dogadywać, to nagle coś musiało się popsuć. No tak, oto moje beznadziejne życie.

Nie siliłam się nawet na wybór ładnych ubrań do szkoły. Zarzuciłam ciemne jeansy, czarny top i czerwono–czarną flanelową koszulę. Włosy związałam w kucyk, a na twarz nałożyłam tylko odrobinę podkładu i tuszu do rzęs. Wybrałam czarne sztyblety i moją ulubioną ramoneskę i wybiegłam z domu odpuszczając sobie śniadanie. Nie miałam na to czasu.

Taylor zaczynał dziś wcześniej ode mnie, dlatego zaspałam, a na dodatek musiałam dojść do szkoły na pieszo. Czeka mnie około dwudziestominutowy spacer. Cudownie.

Dotarłam na miejsce nieco szybciej, co było zasługą moich długich nóg. Przechodząc przez parking w moje oczy rzucił się czarny Mercedes Mendesa. Złapałam się na tym, że go wypatrywałam, bo chciałam zobaczyć jego właściciela.

To chore, Madison.

Shawn opierał się o maskę swojego samochodu. Szara koszulka opinała dokładnie jego tors, przez co każda osoba mogła zobaczyć kolekcje naprawdę niezłych mięśni. Potrząsnęłam głową, dalej mierząc jego ciało wzrokiem. Czarna skórzana kurtka była chyba jego ulubioną, bo przez trzy dni nie zamienił jej na inną. Ciemne włosy chłopaka były idealnie ułożone tak jak dzień wcześniej.

Wróciłam myślami do wczorajszego wieczoru, wtedy miał  nieułożoną fryzurę, właśnie tak wyglądał zdecydowanie lepiej.

Otaczał go wianuszek ludzi, złożony z chłopaków z drużyny i ich dziewczyn. Albo dziewczyn, które chcą Shawna...

Och, zamknij się, mogą go sobie chcieć, nic mi do tego.

Poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na łopatce, przez co podskoczyłam i w tym samym momencie wzrok wszystkich stojących przy samochodzie Mendesa zwrócił się w moją stronę. Zauważyłam, że wśród nich był Luke. Uśmiechnął się do mnie, ale nie odwzajemniłam tego gestu. Mój humor był coraz gorszy z każdą chwilą.

— Madison, kupiłem ci twoje ulubione mufinki, bo na pewno nic nie zjadłaś przed wyjściem. — Usłyszałam głos Taylora i dopiero sobie przypomniałam, że ktoś ze mną stoi.

— Boże, mówiłam ci już, że cię kocham? — Wyszczerzyłam się w jego stronę, odbierając woreczek z babeczkami.

Ruszyliśmy razem do drzwi, zostawiając za sobą ciekawskie spojrzenie Mendesa.

***

U boku Melissy kierowałam się na szkolną stołówkę. Ledwo co udało mi się przeżyć cztery lekcje. Na każdej z nich moje oczy same się zamykały, więc jedynym ratunkiem był dla mnie kubek gorącej kawy. Stanęłyśmy w kolejce, kiedy dziewczyna trąciła mnie ramieniem. Spojrzałam na nią, unosząc jedną brew.

— Shawn Mendes totalnie pożera cię wzrokiem. — Wywróciłam oczami, ale rozejrzałam się po stołówce i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Nie uśmiechnął się do mnie, więc ja też tego nie zrobiłam. Po chwili odwróciłam wzrok, udając niezainteresowaną.

— Daj spokój Mel, on nie jest wart naszej uwagi...

— Kto nie jest jej wart, Madison?

U mojego boku pojawił się Luke, a ja nie wiem czemu rozejrzałam się w poszukiwaniu bruneta, którego już nie było.

Szybki jest...

— Hej Luke, nikt ważny. Wiesz może czy dostanę tu kawę z mlekiem? — Zmiana tematu była najlepszą opcją. Luke wyglądał jakby był bardziej zmęczony niż ja. Miał podkrążone oczy i spuchnięte usta. Na moje pytanie pokręcił przecząco głową.

— Niestety nie, ale w drugim skrzydle jest automat. Mogę ci przynieść, chcesz?

— Uratujesz mi życie, kolejny raz. — Odetchnęłam z ulgą na jego propozycję.

— Niedługo to stanie się moim ulubionym zajęciem. — Puścił mi oczko, ruszając w wybranym kierunku. — Zaraz wracam.

Kiedy Melissa kupiła dla siebie obiad, udałyśmy się do osobnego stolika, gdzie mogłyśmy siedzieć tylko we dwie. Znajdował się on na drugim końcu stołówki, ale i tak miałyśmy dobry widok na wszystko co się działo. Usiadłam tyłem do ludzi, bo naprawdę nie miałam ochoty oglądać Shawna, na wypadek gdyby się pojawił.

Śmiałyśmy się z różnych nauczycieli, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Wcześniej nigdy nie miałam takiej koleżanki w szkole.

Z Mel dogadywałam się naprawdę dobrze i całymi godzinami mogłyśmy gadać o pierdołach. Taka relacja jakiej potrzebuje każdy, normalny człowiek. Miałam ogromną nadzieję, że Mel nagle nie zmieni zdania co do mnie i że z czasem będziemy mogły się zaprzyjaźnić. Naśmiewałam się właśnie z profesora od języka francuskiego, kiedy zobaczyłam jak Melissa sztywnieje i otwiera szerzej oczy. Ktoś postawił ze mną duży kubek z kawą, której zapach od razu dotarł do mojego nosa. Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że znam kogoś takiego jak Luke.

— Boże, tak bardzo ci dziękuje, ratujesz mi ży... — wypowiadając te słowa przyjrzałam się kubkowi i zauważyłam, że nie pochodził on ze szkolnego automatu.

Był ze Starbucksa a na nim widniały dwa znaki "M.M", odwróciłam się w stronę mojego "wybawcy", dopiero gdy usłyszałam tak dobrze znany mi głos.

— Wystarczy Shawn, nie musisz mnie tak od razu wychwalać. — Przewróciłam oczami, a on się zaśmiał, opadając na krzesło obok mnie.

Melissa omal nie zakrztusiła się sokiem.

— A więc Shawn... masz magiczne moce i wiedziałeś, że potrzebuję akurat kawy? — Uderzyłam go w dłoń, gdy zaczął dobierać się do woreczka z moimi babeczkami.

— Mam swoich szpiegów Madison. — Zmarszczył czoło, kiedy odtrąciłam jego dłoń po raz drugi. — Chcę to zjeść, jestem głodny.

— Wystarczy poprosić.

— Przepraszam.

— No i od razu... czekaj, co? 

Spojrzałam wprost na niego pierwszy raz odkąd się tu pojawił. Patrzył mi prosto w oczy, co sprawiło, że jakiś dziwny prąd przeszył moje ciało.

— Za wczoraj.

Odpowiadał zdawkowo, ale pewnie było to spowodowane obecnością Mel. Pokiwałam powoli głową i otworzyłam wieczko od kawy, od razu upijając kilka łyków. Przyjemne ciepło oblało całe moje ciało, gdy piłam moją ulubioną kawę. Latte z dużą ilością mleka.

— Skąd wiedziałeś jaką kupić? — zapytałam szczerze zdziwiona.

— Spędziłem z tobą trzy godziny w aucie, a na kawę zatrzymaliśmy się jakieś cztery razy. Sama sobie odpowiedz. — Pokiwałam powoli głową, miał rację. Nagle poderwał się z miejsca, a ja posłałam mu zdziwione spojrzenie. — Twój Luke wraca, zmywam się stąd.

— Nie jest mój. — Shawn wzruszył ramionami, chwytając za torebkę z moimi dwoma muffinkami.

— Dzięki za śniadanie Madison. — Puścił w moją stronę oczko, a ja od razu oblałam się rumieńcem. Kiedy odszedł moja koleżanka kopnęła mnie w kostkę.

— O. Mój. Boże — wysyczała przez zęby.  — Shawn Mendes z nami rozmawiał.

Wywróciłam oczami  z rozbawienia, a wtedy przy moim boku pojawił się Luke. Był wyraźnie zmartwiony, ale kiedy zobaczył moją kawę, jego wyraz twarzy zmienił się. Przyglądał mi się ze zdziwieniem.

— Automat się zepsuł, ale chyba sobie poradziłaś.

— Tak, ale dziękuje za chęci Luke — odpowiedziałam szczerze i spojrzałam na dziewczynę. — Mel, chodźmy bo spóźnimy się na matmę.

Wstałyśmy od stołu, nawet nie wiem czemu tak szybko. Do lekcji zostało nam jeszcze około dziesięciu minut. Czułam się chyba dziwnie w towarzystwie Luke'a po tym jak chwilę przed siedziałam z Shawnem. To było okropne uczucie, ale powoli zaczynałam czuć się lepiej w towarzystwie Mendesa.

— Luke, pogadamy potem.


***

Kiedy lekcje w końcu się skończyły, udałam się do szafki, by odłożyć niepotrzebne podręczniki. Miałam spotkać się z Melissą przed szkołą, bo byłyśmy umówione na zakupy. Obie byłyśmy podekscytowane wspólnym wypadem do centrum handlowego. Ruszyłam do wyjścia, kiedy poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Wyciągnęłam go i zobaczyłam jedną wiadomość.

Od: Dupek
Dzisiaj też będziesz miała takie ładne gwiazdy?

Do: Dupek
Przekonajmy się o tym.

Uśmiechnęłam się do siebie. Zapowiadał się naprawdę ciekawy dzień, zwłaszcza jego końcówka. Gdy wyszłam ze szkoły, zauważyłam Melissę i wtedy znów poczułam wibrację.

Od: Dupek
Będę o dwudziestej.

— Do której masz czas Madison? — zapytała mnie Mel, kiedy szczerzyłam się jak głupia do ekranu telefonu.

Każda chwila, którą mogłam spędzić z Shawnem, sprawiała, że poznawałam go coraz lepiej. A na tym mi najbardziej zależy.

— Przed ósmą muszę być w domu — odpowiedziałam i chwytając ją pod ramię ruszyłyśmy razem w stronę jej auta.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top