Rozdział 20

- Jenny? - usłyszałam moją mamę, gdy przechodziłam obok salonu.

- Tak? - spytałam wchodząc do pomieszczenia.

- Dlaczego nigdzie nie wychodzisz?

- Wyjdę wieczorem - wzruszyłam ramionami, kładąc się na kanapie i biorąc ze stolika ciasteczko do ust.

- A gdzie idziesz?

- Spotykam się z Niallem.

On o tym jeszcze nie wie, ale okej.

- Długo cię nie będzie?

- Nie. Kwestia godzinki, jak myślę.

- Dlaczego tak krótko? - spytała zdziwiona.

- Nie wiem, jeszcze zobaczę jak to będzie.

- W porządku - kiwnęła głową i obydwie zatraciłyśmy się w jakimś reality show, które było nawet śmieszne. Gdy się skończyło, poszłam do kuchni, by coś zjeść. Minęłam się z bratem, który prawie wyrzucił ciasto z rąk.

- Uważaj!

- Młody, spokojnie - zaśmiałam się, a on przewrócił oczami i poszedł na górę.

Również postanowiłam wziąć kawałek ciasta. Nałożyłam go na talerzyk i zaczęłam go jeść przy stole. Odpisałam Niallowi na sms, którego napisał jakieś pół godziny wcześniej. Wiem, że nie powinnam go tak przytrzymywać, ale obiecałam sobie, że to jeden jedyny raz, gdy to robię.

Jenny: Możemy spotkać się za godzinę, ewentualnie.
Niall: Naprawdę jesteś jeszcze zła?
Jenny: Tak.

Robię to tylko po to, żeby zobaczyć co Niall ma do powiedzenia. Nienawidzę siebie za to, ale cóż.

Gdy wyszłam na umówiony czas z domu, zobaczyłam Nialla zamykającego drzwi. Zignorowałam to i spojrzałam na niebo, które zaczęło robić się różowe. Było ciepło, nie za gorąco. Idealnie.

Gdy wyszedł na ulicę, nasze spojrzenia spotkały się. Było widać, że Niall jest przygnębiony. Mówiły to też jego zmęczone oczy.

Nie spał?

- Cześć - powiedział cicho, gdy doszliśmy do siebie - Pójdźmy trochę dalej, nie chcę, by ktoś nas słyszał.

- Od kiedy cię interesuje opinia innych? - prychnęłam, gdy zaczęliśmy iść wzdłuż chodnika, bo na jezdni przejeżdżał jakiś samochód.

- Właściwie, to interesują mnie tylko twoje opinie na mój temat.

- Ach, to świetnie. Jesteś dupkiem.

Westchnął.

- Tak, jestem.

- Dobrze, że wiesz - odparłam krzyżując ramiona.

- Słuchaj Jenny, ja... Ja przepraszam.

- Słyszałam to już tysiąc razy.

- Mogę to mówić do końca moich dni, aż do skutku. Bylebyś się do mnie normalnie odzywała - powiedział z opuszczona głową, na której włosy nadal były fioletowe.

Chcę ich dotknąć.

- To powodzenia.

- Dlaczego tak się zachowujesz? Wiem, że cię zraniłem, za co siebie nienawidzę, bo nie wiem co we mnie wstąpiło. Chłopacy opowiedzieli mi co zrobiłem i ja wszystko rozumiem, ale...

- Jesteś dla mnie miły. Kochany. Nie pozwalasz mi za siebie płacić, a w dodatku kupujesz mi drogie rzeczy.

Zdałam sobie sprawę, że naszyjnik, który od niego dostałam, miałam właśnie ma sobie.

- I co najgorsze, całujesz mnie. Okej, powiem ci to. Gdy to robisz mój brzuch szaleje. Cholernie mi na tobie zależy, ale nie, olejmy to i całujmy jakąś inną dziewczynę! Podobało ci się? Nie wiem czy wiesz jak się czułam, ale muszę ci powiedzieć, że okropnie. Co z tego, że nie jesteśmy razem, jestem zazdrosna tak, jakbyśmy byli ze sobą. To boli - mówiłam czując jak łzy napływają mi do oczu - Chłopcy chyba nigdy nie zrozumieją dziewczyn. Myślą, że nie mamy uczuć, czy co? O mój Boże, jesteś takim kretynem.

- Jenny, ciszej - powiedział przerywając mi. Zdenerwował mnie tym.

- Niech wszyscy słyszą jaki jesteś, a proszę! Przecież cię nie obchodzi opinia innych. Nie chcę cię teraz widzieć, wiesz?

- Mała, daj mi to wszystko wytłumaczyć.

- Wcale nie jestem mała! - powiedziałam zaciskając pięści.

Westchnął głośno.

- Jesteś na tyle mała, żeby wkraść się do mojego serca i na tyle duża, żeby już się z niego nie wydostać.

Zamrugałam.
Czy on mówi o...

- Co? - powiedziałam spokojniejszym tonem przełykając ślinę. Odetchnął i spojrzał się prosto w moje oczy, zatrzymując mnie.

- Kocham cię.

Moje serce stanęło.
Powiedział to cicho, ale nie przesłyszało mi się. Cała złość zeszła ze mnie natychmiastowo.

- Cz-czekaj co? Ty mnie... co?

Otworzyłam szerzej oczy, bo nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Miałam być na niego zła, ale powiedział coś co mnie totalnie zabiło.

- Namieszałaś mi w głowie jak nikt inny. Jesteś piękna na zewnątrz jak i w środku. Dla mnie jesteś idealna. Uwierz mi na słowo, że tylko ty coś dla mnie znaczysz i... i jeszcze dziś podziękuję rodzicom, że akurat tu chcieli się wprowadzić, bo...

Nie pozwoliłam mu dokończyć. Przyciągnęłam go do siebie i stanęłam na palcach, by go pocałować. Niall od razu oddał pocałunek, przesuwając przy tym dłońmi wzdłuż mojego kręgosłupa. Moje serce biło jak szalone, a już nie wspomnę o stadzie motyli w moim brzuchu.
Wplotłam palce w jego puszyste włosy, na co mruknął z zadowolenia. Posadził mnie na znajdującym się obok nas murku i stanął pomiędzy moimi nogami. Całował mnie czule i był naprawdę szczęśliwy, że to robi. Zsunął dłonie na moją talię, ale zaraz potem odsunął się ode mnie, gdy usłyszał chrząkniecie. Zobaczyłam mężczyznę z sekatorem w ręce, który stał kilka metrów za nami. Moja twarz na sto procent zaszła czerwienią.

- Dzieci, idźcie się bawić gdzieś indziej - powiedział, ale uśmiechnął się.

- O mój Boże - powiedziałam cicho i zeskoczyłam z murku.

Gdy stąd odeszliśmy, Niall objął mnie ramieniem w pasie.

- On zna moich rodziców - powiedziałam cicho, śmiejąc się z tego faktu.

- To źle? - zaśmiał się i puścił mnie, żeby się nachylić - Wskakuj.

Po chwili namysłu wskoczyłam na jego plecy i przytuliłam się do niego.

- Zapadnę się pod ziemię, jak im coś powie.

- Nie przesadzaj.

- Ale to jest dziwne!

- Bo całowaliśmy się przy jego płocie? - zaśmiał się.

- Tak, właśnie tak. I to razem... jako para?

- Ja i ty.

Uśmiechnęłam się.

- Ty i ja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top