Rozdział 4

Po śniadaniu leżałam na swoim łóżku i przeglądałam strony internetowe w telefonie. Gdy weszłam na Instagrama, przypomniała mi się wczorajsza rozmowa znajomych.

Z ciekawości wpisałam w wyszukiwaniu "Niall Horan" i odwiedziłam pierwszy profil, który mi wyskoczył. Otworzyłam szerzej oczy widząc ponad dziesięć tysięcy followersów na jego koncie.

Zaczęłam przeglądać jego zdjęcia. Większość z nich miały miejsce w klubach, przy alkoholu, widziałam też kilka fotografii nowych ubrań oraz samochodów. Na selfies wychodził tak cholernie dobrze, że aż zrobiłam screena jednego z nich mając nadzieję, że nikt nigdy się o tym nie dowie.

Przyłapałam się na myślach, dotyczących Nialla. Zaczęłam żałować tego co zrobiłam i miałam ochotę pójść do niego i go przeprosić. W końcu nie mogę być na niego zła przez całe wakacje, szczególnie jeśli zapowiadają się na spędzone razem z nim.

Wybrałam numer Harry'ego i po chwili odebrał połączenie.

- Tak? - usłyszałam jego głos.

- Hej, mam sprawę...

- Słucham?

Po jego ochrypłym głosie przypuściłam, że obudził się przed chwilą.

- Nie obudziłam cię?

- Nie - zaśmiał się. - Mów o co chodzi.

- Masz numer Nialla? - spytałam niepewnie - Wymienialiście się nimi wczoraj.

- Tak, mam. Wysłać ci go sms'em?

- Jakbyś mógł, byłabym wdzięczna.

- Już się robi, kochanie.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie. Po chwili już miałam numer Nialla i przez kilka minut zastanawiałam się czy do niego zadzwonić. Minęła już godzina dwunasta, więc powinien już nie spać. Właściwie lepiej by było gdybym przeprosiła go osobiście, w cztery oczy, więc postanowiłam do niego pójść. Gdybym tego nie zrobiła, czułabym się źle.

Po jakiejś pół godziny wyszłam z domu i poszłam do Nialla. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam dosyć długo, żeby się otworzyły.

Proszę, obym nikogo nie obudziła.

W końcu zobaczyłam przed sobą Nialla. Był zaspany, jego włosy były w kompletnym nieładzie i jedyne co miał na sobie to żółte, koszykarskie spodenki.

- Coś się stało? - spytał ziewając.

Jego głos, ugh.

- Obudziłam?

Pokiwał głową.

- Chciałam cię przeprosić.

- Za co? - spytał zdziwiony. - Och, wejdź - zaprosił mnie do środka, a potem zamknął drzwi, o które się oparł, krzyżując ramiona na piersi.

- Byłam dla ciebie niemiła.

- Ja pierwszy taki byłem, więc ja najpierw powinienem przeprosić.

- Więc zgoda?

- Jasne. Przyzwyczaiłem się do takiego traktowania i w większości przypadków nie obchodzi mnie zdanie innych. Ludzie są okrutni.

- Nie uraziłam cię?

Wzruszył ramionami.

- Chodź do góry - powiedział i po chwili znaleźliśmy się w jego pokoju.

- Zapewne to miejsce źle ci się kojarzy, hm? - zapytał podchodząc do ogromnej szafy, by wyciągnąć z niej biały t-shirt z przekreślonym napisem "Monday". Ubrał go na siebie i spojrzał na mnie.

- Może trochę...

- Naprawmy to.

- Jak?

- Zacznijmy od początku.

Podszedł do mnie i wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu dłoń, a on podniósł ją i wbrew moim oczekiwaniom pocałował mnie w nią.

- Jestem Niall, a ty uśmiechnij się, bo pięknie dziś wyglądasz - powiedział, a moja twarz zupełnie zaszła czerwienią. Odwróciłam na chwilę głowę by odetchnąć i po chwili ponownie spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się szeroko. Uroczo wyglądał z takim wyrazem twarzy i nieułożonymi włosami.

- Jestem Jenny i...

Niall puścił moją dłoń i odgarnął moje długie włosy za ucho.

- Miło poznać, mała - mrugnął i podszedł do łóżka, by się na nim położyć. Zrobił to tak po prostu, ale nie ważne, bo... Co się właśnie stało?

- I będziesz teraz tak leżeć?

- Możesz to robić razem ze mną, jeżeli i tak tu jesteś - powiedział jakby to było zupełnie normalne.

Patrzył się na mnie, bo zapewne chciał sprawdzić moją reakcję. Nic nie zrobiłam, więc po prostu odwrócił ode mnie swój wzrok.

Przyznam, że tym zachowaniem naprawił wszystko.

- Mogę wiedzieć, dlaczego ostatnio byłeś taki...

- Wredny?

Westchnęłam i pokiwałam głową. Usiadłam na fotelu i przyciągnęłam do siebie prawą nogę, by oprzeć głowę o kolano.

- Pierwszego dnia, kiedy mnie zobaczyłaś, zapewne oceniłaś mnie negatywnie, racja?

- Mhm... Wyzywałeś kogoś przez telefon.

- Miałem lecieć do Miami na wakacje, ale ojciec jak zawsze był zajęty pracą. To wykańczające, wiesz? Nie chodzi mi o te pieprzone wakacje, ale o spędzanie czasu z kimś, kto nawet prawie mnie nie wychował. Mimo to.

- Rozumiem...

- Myśli, że jak mi kupi tyle rzeczy to będę szczęśliwy. Niestety tak nie jest.

- Pieniądze szczęścia nie dają - powiedziałam cicho, bardziej do siebie, ale Niall to usłyszał.

- Dają, ale chwilowo.

- Ale przynajmniej masz znajomych, którzy...

- Znajomych mam, ale nie przyjaciół. I tak chcą ode mnie tylko jednego.

- Hej, my tacy nie jesteśmy - próbowałam go pocieszyć i chyba mi się udało, bo uśmiechnął się lekko.

- Jak długo tu będziesz? - zapytał po chwili.

- A jak długo mam być?

- I tak mi się nudzi. Trochę słabo by było gdybym was nie poznał.

- Wiesz, mieliśmy jechać nad jezioro całą paczką, więc może pojechałbyś z nami? - zaproponowałam, by polepszyć nasze relacje, a on zaśmiał się.

- Co? - spytałam nie rozumiejąc dlaczego tak zareagował.

- To śmieszne, bo jeszcze wczoraj byłaś na mnie zła. Co ci się odmieniło?

- Zrozumiałam coś i po prostu... Zbyt szybko cię oceniłam.

- Nie ocenia się książki po okładce.

- Teraz już wiem - westchnęłam - Przepraszam.

- Nic nie szkodzi, moja droga.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top