9. Wojna

*Pół roku później*

Juggie nauczył mnie wszystkich potrzebnych do obrony rzeczy.

Umiem rzucać nożami, bić się oraz jeździć na motorze.

W między czasie Jughead, wywalił Toni z pozycji królowej, a ona tak się wkurzyła, że odeszła z gangu, dlatego teraz ja i Jones jesteśmy przywódcami.

I muszę zaznaczyć, że w przeciągu tego czasu próbował dobić się do mnie rudy, ale go olałam.

Z Veronicą nie bawił się dobrze, to teraz kolej, że by złamać mi serce po raz drugi.

Ja się nie dam.

Ogólnie, to najpierw pisał, że chce do mnie wrócić, że jemu na mnie zależy i takie tam inne bzdety, jednak później zaczął mi grozić i mnie wyzywać.

Pisał jeszcze, że w najbliższym czasie spotka mnie coś strasznego.

I dalej nie mogę uwierzyć w, to że moja mama nie wie, o tym że należę do Southside Serpents.

Cały czas myśli, że z nich odeszłam.

No cóż, od kiedy trzyma się swoją kurtkę w domu swojego chłopaka, wszystko staje się bezpieczniejsze.

Pewnego dnia jak zwykle wstałam rano, ubrałam się i zeszłam na dół.

Dzisiaj (jak zawsze w sumie) powitała mnie mama.

-Elizabeth, co to ma znaczyć?!- krzyknęła i wręczyła mi swój telefon do ręki.

Na wyświetlaczu było moje zdjęcie jak całuję się z Juggiem i mamy na sobie kurtki Serpents.

Kurwa.

No, to wpadłam.

-To zdjęcie było zrobione pół roku temu- starałam się wybrnąć.

-Nie, tu masz datę- wskazała na górę wyświetlacza.

Zdjęcie zostało zrobione pięć miesięcy temu.

Ekstra.

Domyślam się czyja, to sprawka.

-Obiecałaś mi, że z tym skończysz!- krzyczała.- Betty, oni zrobią ci krzywdę!

-Nie!- zaprotestowałam.-To, że ciebie skrzywdzili kilka lat temu, to wcale nie znaczy, że mi coś zrobią!- odwróciłam się w kierunku wyjścia z domu.

-Elizabeth Cooper, dokąd się wybierasz?!

Nie odpowiedziałam, po prostu wyszłam, trzaskając drzwiami.

Idę do rudego.

Mogłam wziąć nóż, byłoby szybciej.

Zapukałam do drzwi i otworzył mi jego ojciec.

-O Betty- był wyraźnie zaskoczony moją wizytą- dzień dobry.

-Dzień dobry, czy jest Archie?- zapytałam z wymuszonym uśmiechem.

-Tak, jest w swoim pokoju- odparł.

-Dobrze, dziękuję- przeszłam przez drzwi i wbiłam do pokoju, śpiącego rudego.

-Kurwa mać, Andrews! Jak mogłeś?!- walnęłam go z całej siły poduszką, na co się obudził.

-Co się stało Betty?- odparł zaspanym głosem.

-Jeszcze się pytasz?! Jak mogłeś wysłać zdjęcie mojej mamie sugerujące, że należę do Southside Serpents?!- krzyczałam.

Wstał z łóżka.

Okazało się, że nie ma koszulki, czym było widać jego dobrze wyrzeźbiony brzuch.

-Słuchaj, bo Betty Cooper- podszedł do mnie tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami- zasłużyłaś sobie na, to- powiedział i uderzył mnie w twarz.

Nie upadłam. Treningi Juga, na coś się przydają.

-Żałuję, że z tobą byłam Andrews- uderzyłam go w, to samo miejsce i wyszłam z pokoju, pozostawiając rudego w szoku.

Kurde ja, to umiem przywalić.

Wyszłam z ich, a następnie udałam się do mojego, aby wziąć jabłko, następnie udać się do szkoły.

Gdy dotarłam na miejsce i weszłam do środka od razu przy mojej szafce zauważyłam Jugheada.

-Cześć kochanie- przywitał się i mnie pocałował.

-Cześć Juggie. Ale nie tutaj- powiedziałam po pocałunku.

-Oj, już dobrze dobrze- przewrócił oczami.

Lekcje przebiegły normalnie, jednak przed ostatnią lekcją Juggie powiedział mi coś dziwnego.

-Betty, mamy problem.

-Co się stało Jug?- spytałam.

-Ghoulies wyzywają nas na wojnę gangów- zacisnął usta.- Napiszę do wszystkich Serpents, że dzisiaj zbiórka w Whyte Wyrm i musimy wszystko obgadać.

***

Wszyscy przyszli do baru i Jughead zaczął mówić.

-Słuchajcie! Ze względu na, to że za jakąś godzinę mamy walczyć z Ghoulies musimy opracować plan- powiedział.

Po jakiejś pół godzinie wszystko mieliśmy zaplanowane i poszliśmy na pole bitwy.

Oba gangi ustawiły się po przeciwnych stronach.

Ja i Jughead staliśmy na przodzie i zaczęliśmy zastanawiać gdzie są przywódcy drugiego gangu.

-Nie przejmuj się Betty, nawet nie mają króla i królowej. Wygramy, to- powiedział Juggie, na tyle głośno, aby nasi przeciwnicy, to usłyszeli.

-Mamy- odpowiedział jeden z nich.- Możecie już wychodzić!- krzyknął.

Z tłumu ludzi wyłoniły osoby, których nigdy bym o to nie podejrzewała.

Myślałam, że to jakichś żart, ale jednak to była prawda.

Z tłumu wyszli Veronica i Archie.

-Czego się tak gapisz?- zbeształa mnie Ronnie.

-Jak mogliście mi, to zrobić?- patrzyłam na nich w osłupieniu.

-A, no tak- zaśmiał się Archie.- Ja i V. należymy do Ghoulies od roku i postanowiliśmy cię olać odkąd dowiedzieliśmy się, że przyjaźnisz się z Serpents- powiedział Arch.

-Debile, ufałam wam!- wykrzyczałam.

-Dobra, dobra. Nieważne- odpowiedziała Ronnie.- Wyzywam cię na wyścig motorów. Ten kto wygra ma spokój natomiast ten kto przegra idzie do więzienia- wskazała na opuszczone więzienie.

-Ok, przyjmuje- uścisnęłyśmy sobie dłonie.

Sweet Pea, przygotował mi motor, a ja w tym czasie bałam się co będzie.

W ogóle, po co się zgodziłam?

Przecież, to totalnie kłóci się z naszym planem.

Musimy improwizować.

Chociaż w sumie, czego mam się obawiać?

Veronica i motory?

Prędzej się zabije niż przejedzie metr.

Ja z kolei opanowałam, to do perfekcji, więc nie powinnam się martwić.

-Jughead?- podeszłam do niego i zarzuciłam ręce na jego szyję.

-Tak Betts?

-Boję się- wyszeptałam.

-Pamiętaj Betty, że nieważne co się stanie, to kocham cię i nigdy nie przestanę- powiedział po czym pocałował mnie namiętnie.

-Koniec tych czułości gołąbeczki- podeszła do nas Lodge.- Mamy wyścig- niecierpliwiła się.

Przewróciłam oczami.

Założyłam kask i rękawice, a następnie wsiadłam na motor.

Rozpaliłam silnik i byłam gotowa do jazdy.

Jakaś laska stanęła na przeciwko nas z białą flagą.

Wzięła zamach i...

Start.

W tym momencie nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje.

Zależało mi na tym, żeby wygrać.

Ronnie zaczęła mnie wyprzedzać.

Kurde ona jednak umie jeździć.

Ja dodałam gazu, a gdy zaczęłam ją wyprzedać...

Ona zajechała mi drogę i spadłam z motoru.

Poczułam przeszywający, jednak postanowiłam wstać.

Wszystko mnie bolało, ale robię to dla Serpents.

Cała poturbowana dojechałam do mety, tym samym zajmując drugie miejsce.

Gdy zeszłam z pojazdu, od razu Juggie mnie przytulił i zaczął szeptać, że i tak dałam z siebie wszystko i nie powinnam się przejmować.

-Arch załóż jej, to- Veronica wyjęła z kieszeni kajdanki- i zaprowadź do celi- wręczyła mu kluczyk.

Założył mi, to coś. Oczywiście próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był za silny.

Gdy dochodziliśmy do celi on szepnął mi na ucho.

-Twojego kochasia, czeka istna masakra- zaśmiał się szyderczo.

-Puść mnie debilu- wysyczałam.

-Nie. Uwielbiam patrzeć jak cierpisz Betty Cooper, jak jesteś bez radna. Jak mogłem z kimś takim chodzić?- powiedział i zamknął mnie w celi, nie zdejmując kajdanek.- Zostawiam ci je, żeby nie było ci aż tak łatwo wyjść.

Zaśmiał się i wyszedł.

***

*Jughead Jones*

Strasznie martwiłem się o Betty.

Jeżeli ten rudy pacan, coś jej zrobił to popamięta, jednak nie mogłem rozpaczać.

Liczyło się tu i teraz.

Nagle zza krzaków wyszedł rudy.

-To, co Jones. Gotowy na ogień?- spytał z chytrym uśmiechem.

-Co?- rozłożyłem ręce i spojrzałem na niego pytająco.

-Kurwa- walnął się w czoło- na bójkę stulecia.

-Ok, tylko się nie popłacz jak przegrasz- powiedziałem i mnie walnął.- Ok, tak chcesz się bawić?- powiedziałem i uderzyłem go dwa razy mocniej.

I w ten sposób zaczęliśmy się bić.

Nagle podszedł do mnie jakiś Ghoulie i dalej nie pamiętam co się stało.

***

*Betty Cooper*

Muszę jakoś stąd wyjść.

Tylko jak?

Czytałam o czymś takim jak wydostać się z kajdanek. Mówili, że trzeba wybić sobie palec.

Ok, spróbujmy.

Po kilku próbach, w końcu strasznie zabolał mnie kciuk.

Chyba się udało, nie wiem sprawdźmy.

Przechodzi mi ręka, jest!

Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam z tego, że coś mnie boli.

Ok, teraz tylko jak stąd wyjść.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam małe okno, które z niewiadomych powodów, było bez krat.

Weszłam na ławę i wybyłam szybę.

Ledwo się przez nią przecisnęłam i wypadłam na trawnik.

Nic mi się nie stało, ale za chwilę mogło.

Stało tam pięciu Ghoulies łącznie z Veronicą.

Nie wiele myśląc, rzuciłam się do ucieczki.

Biegłam tak szybko jak mogłam, jednak V. była szybsza. Chwyciła mnie za rękę, a następnie przerzuciła przez ramię, łamiąc mi obojczyk. Wyjęła z kieszeni nóż i przystawiła do aorty.

-Jakieś życzenia zanim z tobą skończę?

-Nie, możesz to zrobić, ale świat zapamięta cię jako morderczynię węży- powiedziałam w nadziei, że sobie odpuści, jednak tak się nie stało.

Była bardziej zdeterminowana do zrobienia mi krzywdy.

Nagle zza ściany ktoś wybiegł i rzucił się na Logde, przez co brunetka upuściła narzędzie.

Tym kimś okazała się być Toni.

Co ona tutaj robi?

Reszta Ghoulies zaczęła uciekać, jednak szeryf wraz ze swoimi współpracownikami ich aresztowali.

Ja resztkami sił, wstałam i zaczęłam szukać Jugheada.

Znalazłam go nie przytomnego, całego we krwi.

Nie oddychał.

Na ten widok zalałam się łzami.

Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.

Był, to FP.

-Tu jestem!- krzyknęłam resztkami sił.

Natychmiast do mnie podbiegł, a ja wyszeptałam, że Jughead nie żyje.

***

Hejka!

Taki emocjonujący rozdział dzisiaj.

Jak się podoba?

Do następnego

xyz




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top