5. Wyznanie

Obudziłam się z krzykiem i cała spocona.

Do pokoju wparowali przejęci rodzice.

-Córeczko, wszystko ok?- podbiegł do mnie spanikowany tata.

-Tak, co się stało?- odparłam skołowana.

-Krzyczałaś- powiedziała mama i pogłaskała mnie po głowie.

-Co ci się śniło?- zaciekawił się tata.

-Nic, nieważne. Dobranoc- powiedziałam i położyłam się z powrotem do łóżka.

Rodzice chcąc, nie chcąc pożegnali się i wyszli z pokoju, gasząc światło.

Nie wiele myśląc napisałam do Juga, czy może pogadać.

Nie wiem, dlaczego odezwałam się do niego, po prostu czuję, że ostatnimi czasy nie mam żadnego wsparcia.

Od: Jughead

Żartujesz sobie Cooper? Jest 4:00 rano, chcę pospać.

Przewróciłam oczami.

Do: Jughead

Zajmę ci tylko minutkę.

Czekałam na odpowiedź, ale zamiast tego otrzymałam przychodzące połączenie od chłopaka.

Bez wahania odebrałam.

-Co się stało Betty?- spytał zaspanym głosem.

-Miałam straszny sen- w myślach walnęłam się ręką w czoło. Wiedziałam, że to brzmi dziwnie.

-O czym?- spytał.

-O tym, że... - zawahałam się- jesteśmy razem i mamy dziecko, a gdy je podniosłeś, to ukazała się twarz mojej mamy, a twoja twarz, zamieniła się w twarz mojego taty- wyżaliłam.- Jug, wiem że zachowuję się jak małe dziecko, ale musiałam się komuś wygadać, a komu nie lepiej jak osobie, która brała w tym udział- Betty ty tak na serio?! Mogłaś wymyślić coś lepszego.

-Betty. Nie zachowujesz się jak dziecko. Potrzebowałaś z kimś porozmawiać, rozumiem to- powiedział ze zrozumieniem.

-Dzięki Jug. Dobranoc- powiedziałam.

-Dobranoc, Betts- rozłączył się.

Betts?

Tylko Arch tak do mnie mówił i dopiero wtedy, gdy zaczęliśmy chodzić.

***

Obudziłam się wykonczona.

Kto by pomyślał, że rozmowa o 4:00 rano z Jones, tak na mnie wpłynie.

Najgorsze jest, to że tak może z nami być w przyszłości.

Podobno sny, to wizja przyszłości, co prawda nie zawsze, ale jednak się zdarza.

-Hej, Betty- podszedł do mnie zaspany Jughead.

-Hej, Jug. Bardzo cię przepraszam za tak wczesny telefon, po prostu musiałam ci o tym powiedzieć- powiedziałam z wyrzutem.

-Betts, nic się nie stało- chwycił mnie za ramiona.- Musiałaś się wygadać, rozumiem to.

-Hejka, gołąbeczki- podeszła do nas Toni z radosnym humorem jak na nią.- Organizuję imprezę w sobotę w klubie. Jesteście zaproszeni- wręczyła nam zaproszenia.- Do zobaczenia jutro!- pomachała nam.

-Czemu Toni, jest taka zadowolona?- zaczęłam się zastanawiać.

-Też nie wiem. Od dawna tak się nie zachowywała- zaczął się zastanawiać.

-Pójdziemy na tą imprezę?- spytałam.

-Ja pójdę, nie wiem jak ty.

-Jak ty idziesz, to ja też- uśmiechnęłam się do niego, a on odpowiedział mi tym samym.

Ale on ma słodki uśmiech.

Boże, Betty nie rozczulaj się nad nim.

-Czekaj, czekaj. Jutro jest sobota, nie?- spytał nagle czarnowłosy.

-Tak.

-To, w takim razie- uklęknął na jednym kolanie.- Betty Cooper, czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na imprezę?- wyciągnął ręce w dużym uścisku.

-Co, to za pytanie w ogóle- rzuciłam się na niego.

W końcu pójdę na imprezę z kimś innym niż osobą o imieniu Archie Andrews.

***

Ach sobota wieczór.

Dzisiejsza impreza Toni, to będzie idealna okazja, aby poznać lepiej Jugheada i jego paczkę.

Jest już 19:30, a w klubie mam być o 21:00, dlatego zaczęłam się szykować.

Po jakiejś godzinie byłam gotowa do wyjścia.

Miałam na sobie różową, tiulową spódnicę oraz białe szpilki w tym samym kolorze torebkę. Zrobiłam delikatny makijaż oraz rozpuściłam włosy.

Miałam w planach dojść na miejsce pieszo, ale gdy zamknęłam drzwi domu, nagle na chodniku stanął motor. Nie wiedziałam kto na nim siedział, dopóki kierowca nie zdjął kasku.

Był, to Jughead.

-Hej, Betty. Chcesz podwózkę?- spytał z uśmiechem.

-Skąd znałeś mój adres?- spytałam zszokowana.

-Ma się swoje sposoby- uśmiechnął się szyderczo.

-Stalkowałeś mnie?!- uniosłam się.

-Tego nie powiedziałem- bronił się.- Siadasz, czy będziemy prowadzić taką bezsensowną gadkę?

-No dobra- przewróciłam oczami.

-Trzymaj- podał mi kask.

-A ty nie masz dla siebie?- spytałam zaskoczona.

-To niedaleko, poza tym jestem już wyuczony i raczej nic mi się nie stanie- wytłumaczył.

-O nie, nie, nie Jug. Daję ci go- wcisnęłam mu go na głowę.

-Nie Betty!- krzyknął.

-No dobra. Już się tak nie unoś- przewróciłam oczami.

Jones, odpalił silnik i ruszył.

Wiatr, rozwiewał jego bujną, gęstą czuprynę, a wiatr dźwięczał mi w uszach.

Na motorze, obejmując Juga, czułam się silna i nie do pokonania.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, byłam rozczarowana, że to już koniec, ale może jak Jughead się nie najebie, to może wrócimy.

Gdy weszliśmy do środka, od razu powitała nas Toni i... Cheryl? Trzymały drinki.

-Hej ludzie!- powitała nas radośnie już lekko wstawiona organizatorka.- Trzymajcie- podała nam kubki z napojem.

-Co tu robi Cheryl?- spojrzałam na rudą.

-Och kochana. Ja i Tee Tee, jesteśmy razem- uśmiechnęłam się Blossom i pocałowała ją w w policzek.

O, nie.

Wiedziałam, że w tym momencie Jughead przeżyje załamanie nerwowe.

Nic nie powiedział, tylko wylał jego byłej wódkę na głowę, a następnie pociągnął mnie za rękę i zniknęliśmy gdzieś w tłumie.

Muzyka była tak głośna, że w ogóle siebie nie słyszeliśmy, więc postanowiliśmy wyjść.

A tam czekało na nas piekło.

-Hej, szmaciarzu i kobieciarzu- powitała nas nie przyjemnie Toni.

-Hej, lesbijko- odgryzł się.

-Zamknij się! Czemu wylałeś mi napój na głowę?!- zezłościła się.

-Bo mnie wystawiłaś dla tej ladacznicy!

-Nie mów tak o niej!- wycedziła przez zęby.- Zrywam z tobą.

-Ok i tak już dawno to zrobiłaś, zostawiając mnie dla jakiejś pierwszej lepszej- spojrzałem na nią zadziornie.

-Nie rób z siebie takiego niewiniątka! Widziałam jak całowałeś się z Betty. Nie robiłam ci awantury, bo chciałam się zemścić. Na początku wykorzystywałam Cheryl, potem jednak ją pokochałam i uważam że jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało- uśmiechnęła się do rudej.

-Dziękuję Tee Tee- podbiegła do niej i ją przytuliła.

-Aha, czyli jakby jesteśmy kwita- wzruszył ramionami.

-Nie!- podeszła do niego i uderzyła go w twarz.

-Tak- walnął ją sierpowym w twarz, tak że padła na podłogę.

-Ty gnoju!- podbiegła do niego moja kuzynka. Wzięła zamach, aby go walnąć, ale ten przechwycił jej rękę i ją przewrócił.

-Och, pamiętajcie dziewczynki. Ze mną się nie zadziera- powiedział i odeszliśmy.

-Wow, Jughead. Co, to było?!- podnieciłam się.

-Też cię tego mogę nauczyć- wzruszył ramionami.

-Bo wiesz... mam do ciebie prośbę- wydukałam.

-Jaką?- zainteresował się.

-Chciałabym, abyś pomógł mi się zmienić. Nie chcę być grzeczną dziewczynką z Northside, tylko chciałabym wpasować się w tłum- powiedziałam.

-Pewnie, że ci pomogę. Jutro wybierzemy się na zakupy i kupimy ci jakieś czarne ciuchy oraz buty- obiecał.

-Dzięki, Jones- przytuliłam go.

-Już, dobrze. Już dobrze- pogłaskał mnie po plecach.- Jakoś nie jest mi smutno, że Toni ze mną zerwała. Chciałem, to zrobić już dawno temu.

-Czujesz się niezależny?- zaciekawiłam się. Dalej byłam w niego wtulona. Nie mogłam się nacieszyć zapachem jego perfum oraz ciepłem bijącym od niego.

-Pewnie. Cały czas było Jughead, to Jughead tamto, a ja już miałem tego dosyć- westchnął.

-Ja też jakoś nie rozpaczam nad tym, że Archie mnie zostawił, tylko boli mnie to dla kogo. Dla mojej przyjaciółki. Obaj mnie wystawili, a teraz nawet mnie nie przeproszą- zasmuciłam się.

-Nie przejmuj się Betts. Masz mnie- pocieszył mnie.

-No tak.

-Właśnie. Betty... kocham cię- wydukał. Spojrzałam na niego.- Chciałbym z tobą być. Gdy cię zobaczyłem po raz, to pierwszy to... była miłość od pierwszego wejrzenia. Chciałem cię bronić, po to bo czułem się w obowiązku by, to zrobić. Nie chciałem, aby stała ci się krzywda przeze mnie- wyznał.- Kocham cię, bądź ze mną Betts, proszę.

-Jug, ja... nie mogę- wydukałam.- Masz u mnie szanse, ale nie jestem jeszcze gotowa na związek. Nie jestem na tak ani nie jestem na nie. Zostańmy przyjaciółmi- zaproponowałam.

-Dobrze- przytulił mnie.

***

Hejka!

Myślicie, że kiedy będą razem?

Do następnego

xyz


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top