4. Zwariowany wieczór

*Jughead Jones*

Wszystko gotowe.

Teraz, tylko żeby się nie wygadali, bo stracę Betty, a tych idiotów zostawię.

Wyszedłem z domu i poszedłem do szkoły.

Wszedłem do budynku i zauważyłem Toni, Fangsa i Sweet Pea.

-Hej, Jones- przywitali się.

-Hej ekipa- odpowiedziałem.

-Wiecie gdzie jest Betty?- spytał Fangs.

-Nie wiem, nie widziałem jej dzisiaj- zacząłem się zastanawiać czy nic jej się nie stało.

-A czy ona nie stoi przypadkiem tu- wskazała na nią palcem Toni.

Stała kilka metrów od nas, a my jej nie zauważyliśmy.

-Pamiętajcie. Macie być dla niej mili- powiedziałem po raz setny.

-Rozumiemy szefie- zasalutował Sweets.

-Cieszę się. Chodźcie do niej- powiedziałem.

-Hej, Betty- przywitała się Toni.- Głupio wyszło tym portfelem i w ogóle z tą całą akcją. Przepraszam- oznajmiła ze skruchą Topaz.

-Nic się nie stało. Do ciebie nic nie mam, bo mi oddałaś, ale ty- spojrzała złowrogo na Sweets'a- powinieneś mnie przeprosić- zażądała.

-Dobra. Nie chciałem cię udusić. Przepraszam, mogłem z tobą normalnie porozmawiać, po prostu nie lubię ludzi z Northside i jestem agresywny- uśmiechnął się szczerze.

-Spoko Sweets, ale mam cię na oku- uśmiechnęła się do bruneta.

Kurde, nieźli są z nich aktorzy.

-Idziemy po lekcjach do Pop's?- rzuciłem.

-Pewnie- zgodzili się.

Lekcje przebiegły normalnie.

Toni i Betty rozmawiały na babskie tematy, a ja rozmawiałem z chłopakami. Jeszcze raz omówiliśmy plan, aby mieć pewność, że się nie wygadają przez przypadek.

Po lekcjach poszliśmy do baru.

Usiadłem obok Toni i Betty, a Sweets i Fangs po drugiej stronie stołu.

***

*Betty Cooper*

Jakieś to wszystko dziwne.

Tak nagle następnego dnia przyjaciele Jugheada są dla mnie mili, a dzień wcześniej, jeden z nich omal mnie nie zabił.

Nie wiem czy udają, czy naprawdę się zmienili i mogę im zaufać.

Nie, nigdy im nie zaufam. To przestępcy i są nieobliczalni.

Nagle do baru weszli Veronica, Archie i Cheryl. Zaniepokoił mnie fakt, że moja przyjaciółka i mój chłopak trzymali się za ręce.

Wstałam i do nich podeszłam.

-Hej!- przytuliłam się do Archa i wydawał się być niemile zaskoczony.

-Hej, Betty. Jak tam w nowej szkole?- spytał rudy.

-A, dobrze. Chodźcie przedstawię wam moich znajomych- zaprowadziłam ich do stolika.- Więć tak, to jest Jughead, Sweet Pea, Fangs i Toni, a to jest Archie, Veronica i Cheryl- przedstawiłam.

Posłali sobie złowrogie spojrzenia.

Nic dziwnego, mnie ledwo zaakceptowali.

Albo mnie jeszcze w ogóle nie zaakceptowali.

Nieważne, dam im szansę.

-Betty, chodź na chwilę- pociągnął mnie za rękę Archie i odsunął kilka metrów od znajomych.

-Tak?- spytałam zaskoczona.

-Bo... jestem z Veronicą- powiedział.- Przykro mi Betts, ale zrywam z tobą.

Gdy, to powiedział serce rozpadło mi się na tysiąc kawałków.

Budowaliśmy nasz związek tyle lat i teraz tak po prostu sobie zemną zrywa?!

-Wyjdź!- rozkazałam.

-Betts, ja- chciał się wytłumaczyć.

-Wyjdź!- powiedziała głośniej.- I zabierz tą zdzirę Veronicę z dala ode mnie.

Po tych słowach on i Ronnie wyszli, a ja wróciłam do znajomych.

Zauważyłam, że Cher i Toni ze sobą rozmawiają, ale musiałam się komuś wyżalić.

O kto jest lepszy niż własna kuzynka?

-Cheryl- podeszłam do niej.

-Co się stało kuzyneczko?- spytała.

-Chodź na chwilę- powiedziałam i oddaliłyśmy się od grupy.

-Co się stało?

-Archie ze mną zerwał- rozpłakałam się.

-Betty...- przytuliła mnie.- Od początku wiedziałam, że ten rudy śmieć nie jest idealną partią dla ciebie. Zasługujesz na kogoś lepszego, chociażby tego w czapce- wskazała na Jugheada.

-Nie, coś ty. Nie pasujemy do siebie- otarłam łzę, spływającą po moim policzku.

-Ależ pasujecie- chwyciła mnie za ramiona.- Idź z nim pogadać.

-Nie. Widzisz jak wyglądam- wskazałam na swoją twarz.

-Tym bardziej. Idź- popchnęła mnie tak, że wpadłam prosto na niego.

Dzięki Cheryl.

-Ooo, Betty? Nic ci nie jest- postawił mnie na nogi.

-O mnie? Nic- odparłam speszona.

-Coś się stało? Chcesz pogadać?- spytał.

-Nie, dzięki- uśmiechnęłam się słabo.

Już miałam usiąść, kiedy poczułam że ktoś łapie mnie za rękę i wyprowadza z baru.

-Betty, powiedz co się stało- nalegał.

-Nie- protestowałam.

-Betty.

-Nie!

-Mam iść po ekipę?- spytał.

-Nie. Co?

-No właśnie, to mów- nalegał.

-No dobra. Mój chłopak ze mną zerwał- w moich oczach pojawiły się łzy.

-Betty...- przytulił mnie.- Ten rudy pacan nie wie kogo stracił- pocieszał mnie.

-Jughead...- oderwałam się od niego.- Nie chcę żebyś mi współczuł. Masz Toni, to twoja dziewczyna.

-Nie. Już jest dla mnie nikim- powiedział i jego usta zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do moich.

-Jughead...- wyjąkałam.

-Nic już nie mów- i w tym momencie mnie pocałował.

Całował delikatnie, ale i namiętnie.

Bez wahania oddałam pocałunek.

Było zajebiście!

A jak używam takich określeń, to oznacza, że było ekstra!

Ten rudy zjeb, w ogóle nie umie całować.

-Zostaje, to między nami, ok?- spytał po pocałunku.- Co jak, co ale nie chcę żeby Toni się o tym od razu dowiedziała. Jak się wkurzy, to jest nieobliczalna.

-Dobrze- oderwałam się od niego.- Wracajmy do środka.

Gdy weszliśmy do baru od razu podbiegła do mnie Cheryl, cała w podskokach.

-Aaaaaa! Gratuluję!- rzuciła mi się na szyję.

-Cicho!- upomniałam ją.- Toni nie może się o tym dowiedzieć.

-Aha, ok- położyła palec na usta.

Dołączyliśmy do towarzystwa. Jeszcze chwilę pogadaliśmy, a później wszyscy rozeszli się do domów.

***

Nie umiałam zasnąć.

Cały czas myślałam o moim pocałunku z Jugheadem.

My nawet nie jesteśmy przyjaciółmi!

Znamy się trzy albo cztery dni!

Czy ja mu się podobam?

Nie chcę zniszczyć jego związku z Toni, wyglądają razem przepięknie.

Nie chcę, aby Toni przeze mnie cierpiała. Co z tego, że znam ją kilka dni i tak nie zasługuje na, to.

Tego dupka Andrewsa nie chcę znać. Dobrze, że zakończył ten związek, ale dalej nie mogę wybić sobie z głowy, że to były stracone lata.

Ciekawe czy z Jugiem, coś będzie?

Nie, pewnie że. Pokładam w, to zbyt dużo nadziei, a poza tym powinnam chyba na głowę upaść, żeby związać się z kryminalistą.

Co by rodzice pomyśleli?

Pewnie, że nie zaakceptowaliby tego związku.

Jesteśmy uważani za najporządniejszą i za najbardziej wyrafinowaną rodzinę w Riverdale, a taki związek kompletnie zrujnowałby nasz dotychczasowy wizerunek.

Ludzie zaczęliby się patrzeć na mnie jak na kryminalistkę, a już nie wspomnę jaki żali mieliby do mnie moi rodzice.

No, bo córka spotyka się z przestępcą?

To w ogóle nie pasuje do naszej rodziny.

Z takimi myślami zasnęłam.

***

-Jughead?- spytałam.

-Co się stało, Betty?

-Co my robimy razem w łóżku?- spytałam spanikowana.

-Yyy... uprawialiśmy seks?- rozłożył ręce.

-Nie, nie Jug! To niemożliwe. Jeszcze mi powiedz, że jesteśmy razem- zaśmiałam się histerycznie.

-No tak- spojrzał na mnie jak na idiotkę.

-Moi rodzice wiedzą?- zakryłam usta dłońmi.

-Tak- pokiwał głową.

-Kurwa- szepnęłam.- Ile jesteśmy razem?

-Dziesięć lat. Betty, co ty się z choinki urwałaś czy co?- zaśmiał się.

-Który mamy rok?

-2030, Betts wszystko ok?- spytał zdezorientowany.


Wtedy usłyszałam płacz dziecka.

-O, Sophie płacze- wstał z łóżka.

-Kim jest Sophie?- spytałam przerażona.

-Naszą córką- podszedł do łóżeczka i wyjął z niego małą dziewczynkę.- Przywitaj się z mamą Sophie.

Wtedy dziecko odwróciło główkę i w tym momencie przeżyłam szok.

Dziecko miało twarz mojej mamy.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś, Betty?!- krzyknęło "dziecko", głosem mojej mamy.

-Właśnie, zawiedliśmy się na tobie- twarz Juga, zmieniła się na twarz mojego taty.

Krzyknęłam z przerażeniem.

***

Hejka!

Dwa rozdziały jednego dnia O GOD!

Nie wiem, co mnie napadło.

Najwyraźniej mam motywację xd.

Do następnego

xyz


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top