1. Negatywna zmiana

Była sobota. Jak zwykle wstałam o 9:00 rano, ubrałam się i zeszłam na śniadanie.

-Cześć, mamo. Cześć tato- przywitałam się z rodzicami.

-Cześć, córeczko- odpowiedzieli.

Usiadłam do stołu, nalałam sobie soku pomarańczowego, a moją uwagę przykuł talerz z naleśnikami.

-Mmm, naleśniki- powiedziałam i wyciągnęłam rękę, żeby wziąć dżem.

-Właśnie, córcia musimy ci coś powiedzieć- powiedziałam tata, a z jego twarzy zniknął radosny uśmiech.

-Właśnie, bo... ja i tata przenosimy cię do liceum w Southside- wydukała mama.

-Zaczynasz w poniedziałek- dodał tata.

-Co?! Dlaczego?!- uniosłam się.

-Bo musisz zrozumieć, że życie nie jest piękne i kolorowe, a ta szkoła ci, to udowodni- tłumaczyła spokojnie.

-Przecież, to jest więzienie!- krzyknęłam. Zabrałam talerz, szklankę i udałam się do swojego pokoju.

Usiadłam na łóżku i napisałam wiadomość do Archa.

Do: Archie

Hej. Mogę do ciebie przyjść?

Od razu odpisał. Cały on.

Od: Archie:

Pewnie, kiedy?

Do: Archie

Za dziesięć minut.

Od: Archie.

Ok.

Archie jest moim chłopakiem. Znamy się praktycznie od zawsze, bo jesteśmy sąsiadami i jako dzieci dużo się razem bawiliśmy.

Pewnego dnia, jednak zaproponował mi chodzenie. Byłam zszokowana, ponieważ nie chciałam z nim chodzić, ale mimo wszystko stwierdziłam, że się zgodzę.

Był strasznie romantyczny, a jego poczucie humoru było nie do opisania. Traktował mnie jak księżniczkę i praktycznie cały czas, kupował mi jakieś prezenty. Nasi rodzice, uważają nas za słodką parę i czują, że może być z tego coś więcej.

Pewno będzie, ale nie wiem czy nasze drogi się nie rozejdą, zawsze się tego obawiałam.

Zjadłam śniadanie i zeszłam na dół z talerzem.

Następnie założyłam i miałam już wychodzić, ale oczywiście zatrzymali mnie rodzice.

-Dokąd idziesz?- spytała mnie mama.

-Nieważne, pa- powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.

Po kilku sekundach byłam pod domem Archiego.

-Dzień dobry, panie Andrews- powiedziałam z uśmiechem.

-Witaj Betty, Archie jest na górze- powiedział i wpuścił mnie do środka.

-Dziękuję- powiedziałam i pobiegłam po schodach na górę.- Hej Arch- przywitałam się z rudowłosym, który grał na gitarze. Jak zawsze, rzuciłam się na jego łóżko.

-O, hej Betts. Napisałem fajną piosenkę. Chcesz posłuchać?- spytał z nadzieją.

Odpowiedź była oczywista.

-Pewnie, że chcę!- krzyknęłam i chłopak zaczął grać i śpiewać.

Uwielbiałam słuchać jego głosu. Mam nadzieję, że kiedyś będzie sławnym muzykiem.

-I jak podobało ci się?- spytał z uśmiechem.

-Archie- wstałam z łóżka i usiadłam mu na kolanach- jest genialna- wyszeptałam i pocałowałam go w usta, co odwzajemnił.

-To czemu chciałaś się spotkać?- spytał gdy nasze usta, oderwały się od siebie.

-Rodzice chcą mnie przenieść do liceum w Southside. W poniedziałek zaczynam- westchnęłam.

-Co?! Betts, oni cię tam zniszczą!- krzyknął.

-Nie, no Archie. Dam radę. Przynajmniej tak mi się wydaje- wzruszyłam ramionami, a mój wzrok wbił się w podłogę.

-Chodź, pójdziemy do Ronnie, kto wie może to są nasze ostatnie chwile, spędzone razem- powiedział z troską.

-Arch, nieważne co się wydarzy i tak jesteśmy sąsiadami i parą. Będziemy się codziennie spotykać, ale masz rację. Trzeba odwiedzić V.- zarządziłam i wstałam z łóżka.

-No, to chodźmy- powiedział chłopak i wyszliśmy z jego pokoju. Założyliśmy buty i udaliśmy się do Pembrooke, czyli apartamentowca, w którym mieszkała Ronnie.

Wsiedliśmy do windy, wjechaliśmy na odpowiednie piętro i zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzyła nam Hermione Lodge, jej matka.

-Dzień dobry, czy jest może Veronica?- spytałam.

-Tak, jest w swoim pokoju- oznajmiła i wpuściła nas do środka.

-Hej V.- przywitałam się i usiadłam na jej łóżku.

-Hej B., hej Arch, co was do mnie sprowadza?- spytała odkładając książkę na komodę.

-No, bo...- zaczęłam.

-Betty, przenosi się do liceum w Southside. Od poniedziałku zaczyna- dokończył za mnie chłopak.

-Co?! Po, co?!- uniosła się brunetka.

Archie już chciał się odezwać, ale uniosłam dłoń, czym dałam mu do zrozumienia, że ja chcę o tym powiedzieć.

-Bo uważają, że życie muszę nauczyć się, że życie jest okrutne- wywróciłam oczami.

-O Boże, Betty! Może, to być nasz ostatni dzień razem!- przytuliła mnie V.- Z tej okazji pójdziemy wszyscy razem do klubu. I nie chcę słyszeć odmowy, jasne?

-No, dobra- zgodził się Archie, a ja skinęłam głową.

-Ok, to o 20:00 pod Pembrook, Andre nas zawiezie- dodała.

Byliśmy umówieni. Od razu poszłam do domu się ogarnąć.

Gdy się ubrałam była 19:30, czyli już pora, żeby się zbierać.

Poszłam do rudego i wspólnie poszliśmy do Veronici.

-O hej. Chodźcie na dół. Andre już na nas czeka- rzuciła i wyszliśmy na dwór.

Wsiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy do klubu na końcu miasta.

W tym klubie był wstęp od szesnastego roku życia, więc idealnie się składało, bo właśnie tyle mieliśmy.

Podeszliśmy do baru, zamówiliśmy sobie drinki, a następni lekko wstawieni poszliśmy na parkiet.

-Oooo, "Sofia"!- ucieszył się rudy.

Zaczęliśmy tańczyć, aż podszedł do nas pewien brunet w czapce.

-Hej, mogę się przyłączyć?- uśmiechnął się do nas.

-Pewnie!- odpowiedzieliśmy chórem.

Chłopak, nawet fajnie tańczy. Na konkurs taneczny bym go nie wysłała, ale taki poziom klubowy, to nieźle.

-Jak masz na imię?- spytałam go po chwili, bo Arch i Ronnie gdzieś zniknęli, więc zostaliśmy sami.

-Jughead, a ty?

-Betty, jesteś z Northside?- spytałam.- Bo cię kojarzę.

-Nie. Jestem z Southside- odpowiedział.

-Żartujesz?! Ja mam iść do szkoły w Southside!- krzyknęłam.

-Może stąd wyjdziemy, bo trochę tu duszno- zmienił temat.

-Ok.

Wyszliśmy z klubu na zewnątrz.

-To na czym stanęliśmy?- zadumałam się.

-Na tym, że masz iść do liceum w Southside- podpowiedział.

-Ach no tak- strzeliłam sobie w czoło.- Czy, to naprawdę wygląda jak więzienie?- spytałam zaciekawiona.

-Tak, ale nie przejmuj się. Po czasie się przyzwyczaisz- dodał.

-Eh, dzięki- zarumieniłam się.

-Jones, chodź. Jeszcze musimy wbić do mnie- podszedł do nas wysoki brunet.

-Idę. Nara Betty- pożegnał się ze mną.

-Cześć Jughead.

***

*Jughead Jones*

Kurde ładna ta Betty.

Nigdy nie zagaduję do nikogo tak sam z siebie, a już zwłaszcza do dziewczyn.

-No widzę Jones, że wyrwałeś jakąś loszkę- uśmiechnął się uwodzicielsko Sweet Pea.

-Nie no coś ty. Zobaczyłem ją i jej przyjaciół. Zapytałem czy możemy zatańczyć i się zgodzili. Potem jej przyjaciele gdzieś zniknęli i zostaliśmy sami- opowiedziałem mu.

-Nie gadaj, że będzie chodziła z nami do Southside- zadowolił się Sweets, ale to nie była miła radość, tylko odwrotnie.

-Nie, spoko- skłamałem.

-Ugh, szkoda. Nie będzie kogo dręczyć- oburzył się.

-No, dokładanie- udawałem rozczarowanego.

Ja, Sweet Pea i jeszcze mój inny przyjaciel Fangs i dziewczyna Toni, jesteśmy postrachem szkoły.

Jesteśmy znani z tego, że każdy nowy jest przez nas szykanowany, dopóki nie dojdzie ktoś nowy. Więc gdy dojdzie Betty, to już na samym starcie nie będzie miała życia. Po pierwsze, bo jest nowa, a po drugie, bo jest z Northside.

Szczerze? Ledwo znam tą laskę, ale strasznie jej współczuję.

***

Hejka!

To moja pierwsza książka Bughead i w ogóle na moim profilu.

Straciłam mój poprzedni profil, który nazywa się @x_precele_ .

Zachęcam do przeczytania, znajdujących się tam książek ;)

Do następnego

xyz




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top