Rozdział 7 - Jedna druga wyjaśnień
Patrzył się na chłopaka szeroko otwartymi oczami w których narastało przerażenie. Przed oczami migały mu wszystkie ostatnie wspólnie spędzone chwilę. To jak spotkali się po raz pierwszy, a on uznał, że nie nadają na wspólnych falach, to jak był zazdrosny o atencję, którą dostawał, to jak nie dowierzał jak blondyn mu powiedział, że wujek Stanek uczył go posługiwać się kuszą, to jak powoli się zaczął do niego przekonywać, a co bezpośrednio wiązało się z sytuacją w lesie gdzie zobaczył go jak podkarmiać wróżkę;
to jak wyszli razem na miasto z ich wspólnymi znajomymi i jak był w szoku, że faktycznie wujowie nie kłamali i był nad wyraz uwielbiany, to jak wracali razem wieczorem do domu lub nawet to jak podzielił się z nim płatkami. Przez cały ten czas myślał, że miał do czynienia z zwykłym chłopakiem w mniej więcej ich wieku który po prostu zachowywał się tak jakby nie do końca pojmował świat.
Zgodnie z ostrzeżeniami wujków kiedy próbował z czegoś zażartować on brał wszystko dosłownie tak jak w przypadku kiedy używał metafor lub powiedzeń. Zachowywał się jak kompletny idiota jednak dało się zobaczyć ten inteligentny błysk w oku. Kleił się do wszystkich jednak nigdy nie wykazywał żadnych zainteresowań płcią przeciwną czy też taką samą jak on. Zawsze jadł za dużo słodyczy na raz, a potem narzekał, że jest mu za słodko i zaraz zwymiotuje na co któryś z starszych Pinesów tylko klepał go po głowie i dawał szklankę wody. Zachowywał się po prostu okropnie dziecinnie jak na swój wiek. Kiedyś Wendy powiedziała mu, że zachowywał się tak jakby musiał za szybko dorosnąć i chciał podświadomie nadrobić stracone dzieciństwo. Dipper oczywiście to zrozumiał jednak gdzieś z tyłu głowy tliła mu się myśl, że w takim razie dlaczego on się tak nie zachowywał? Przecież miał dwanaście lat kiedy nastąpił dziwnogedon. Miał dwanaście lat kiedy otarł się o śmierć więcej razy niż przeciętny dorosły człowiek, miał dwanaście lat kiedy musiał pogodzić się z myślą, że w każdej chwili może umrzeć. Obwiniał się za to wszystko, uważał, że gdyby nigdy tu nie przyjechał to wszystko byłoby dobrze. To samo z resztą pewnie było z Mabel. Może i wyglądała na ciągle szczęśliwą jednak z czasem robiło się to coraz bardziej sztuczne.
Teraz jak wpatrywał się jak zahipnotyzowany w tą jedną pionową źrenicę na skraju jego umysłu pojawiły się też wspomnienia z tym prawdziwym Billem. To jak na początku próbowała wykraść kod do sejfu z głowy wujka Stanka i musiał wejść z innymi do jego umysłu by go powstrzymać, to jak na początku demon próbował udawać miłego, jak go zmanipulował do oddania mu swojego ciała, a potem zniszczył komputer, to jak zniszczył sztukę jego siostry i próbował ukraść dziennik, ale jeszcze wcześniej nalał mu gazowanego napoju w oczy oraz wbijał widelce w jego skórę. Pamiętał jak to bolało, pamiętał jak siostra pomagała mu zakładać bandaż, a on sam do dzisiaj miał blizny. Przerażenie powoli ustępowało, a na jego miejscu pojawiała się złość, dzika chęć by zetrzeć demona, który aktualnie trzymał ich w sidłach swojej mocy, na proch.
— A więc to od początku byłeś ty?! — Krzyknął na co miał wrażenie jakby został ściśnięty w czyjejś dłoni.
— Ciszej — syknął heterochromik, a na jego czole pojawiła się kropla potu. — Porozmawiajmy.
— Porozmawiać? Z tobą? — Oburzyła się szatynka dziko wijąc się na boki chcąc uwolnić się spod władzy zaklęcia.
— Dokładnie. Nie chcę wam nic zrobić — mówił spokojnie, a jego aksamitny głos dźwięczał w uszach Masona. Pokręcił gwałtownie głową na boki wyczuwając w tym posmak magii. Niby nie był negatywnie nastawiony, a jednak rzucał na nich uroki.
— Już to widzę — prychnęła. — Jesteś potworem! Nie raz próbowałeś nas zabić, a teraz pewnie znowu coś planujesz! Nawet teraz-
— Nie jestem zagrożeniem! — Krzyk który wydostał się z jego gardła był o wiele głośniejszy niż te ich i nie było możliwości żeby nikt w Tajemniczej Chacie go nie usłyszał na co Dipper poczuł falę zwycięstwa. W tym samym jednak czasie kiedy to się stało szklane kule na półce niedaleko pękły wydając z siebie ogłuszający dźwięk.
Blondyn podskoczył jakby wystraszony takim obrotem spraw i cofnął się do tyłu. Jego dezorientacja sprawiła, że bliźniaki upadli z hukiem na ziemię co wyraźnie go tylko jeszcze bardziej zdenerwowało. Młodszy nie czekając aż wróg odzyska rezon rzucił się w jego stronę powalając go na ziemię. Mabel w tym czasie podniosła się i już miała wybiec z sklepu by poinformować o tym wujków kiedy wpadła na coś i poleciała do tyłu. Kiedy uniosła głowę zobaczyła zdezorientowanych wujów. Już chciała tłumaczyć co tu zaszło, kiedy oni rzucili się do przodu by rozdzielić bijących się za nią młodszych. Stanek przypadł jako pierwszy do Dippera i obejmując rękami jego ramiona zaczął ciągnąć szarpiącego się szatyna w tył by go uspokoić. W tym czasie Ford podszedł ostrożnie do ciężko dyszącego blondyna.
— Bill musisz się uspoko-
— Jestem spokojny! — Podłoga się zatrzęsła.
Starszy spojrzał porozumiewawczo na brata, a ten kiwnął głową. Stanek pociągnął za sobą szatyna po drodze chwytając za rękę Mabel by zabrać ich z pomieszczenia. Zabrał ich do salonu i kazał niemo o zachowanie ciszy do czego na początku nie chcieli się dostosować jednak widząc jego morderczy wzrok postanowili poczekać chwilę. Po około kilkunastu minutach do pomieszczenia wszedł również okularnik, który trzymał niższego od siebie za nadgarstek. Sam Cyferka miał też opuszczoną głowę tak by jego grzywka przysłaniała mu twarz.
— Wujku Fordzie — wskazał na niego palcem — on-
— Dipper my wiemy — przerwał mu z ciężkim westchnieniem.
— Co? — Szatynie odezwali się w tym samym czasie, a zaskoczenie wypłynęło na ich twarze.
— Pewnego dnia doszło do naprawdę dużego wyładowania energii w pobliżu pomnika. Kiedy poszliśmy tam sprawdzić co się stało statuy nie było, a na jej miejscu znajdował się ten tutaj — wskazał na drugiego którego pociągnął tak by usiadł na fotelu co też zrobił. — Nie zajęło nam wiele dojście do tego kim on jest. On sam nie ukrywał też tego co czasami udawało się mu zrobić. Rozmawiał przy nas językami leśnych stworzeń, czasami dało się dostrzec jak lewitował kilka centymetrów nad ziemią udając, że normalnie chodzi lub kiedy używaliśmy w jego pobliżu maszyny do pomiaru magii w otoczeniu zawsze pipczała najgłośniej kiedy była kierowana na niego. Nie zajęło nam długo dowiedzenie się kim jest naprawdę. Nic nie pamiętał więc była to dla nas szansa do nauczenia go bycia człowiekiem choć tak naprawdę wtedy jeszcze wątpiliśmy w ten pomysł — spojrzał kątem oka na demona. — Po obserwowaniu go jednak zauważyliśmy, że ma dość dużo ludzkich odruchów i zachowań. Zachowywał się tak właściwie jak zwykły dzieciak. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że nie jest w stanie za bardzo kontrolować swojej mocy, a tak dokładniej po prostu tego jeszcze nie umiał. Czasami całkowicie nieświadomie podnosił rzeczy siłą woli lub wchodził nam do głów. Tak jak teraz widzieliście to jak będzie to wyglądało zależy od tego jak się w obecnym momencie czuję. Im starszy jest tym więcej magii do niego wraca i tym bardziej trzeba uważać dopóki nie zapanuje nad tym wszystkim. Prosilibyśmy was żebyście nikomu o tym nie mówili sami widzieliście jak mogło się to skończyć gdybyśmy nie przyszli.
— Skoro jest niestabilny to dlaczego puszczacie go wolno! — Krzyknął szatyn podnosząc się z miejsca. Słuchał uważnie co drugi miał mu do powiedzenia jednak nie mógł dłużej nic nie mówić. — Wróć, dlaczego go nie zabiliście skoro wrócił. Co jeśli historia się powtórzy? A może on udaje tylko, że nie pamięta i czeka na dogodną okazję?!
— Dipper przeprowadziliśmy masę testów-
— On jest- — urwał gwałtownie kiedy wazon przeleciał mu nad głową. Wszystkie pary oczu skierowały się z powrotem na heterochromik który uniósł teraz głowę i kończył zawiązywać przekąskę na jedno oko.
— Przepraszam, ale chyba lepiej będzie jak sobie pójdę — mruknął po czym nie czekając na niczyją reakcję szybkim krokiem skierował się do wyjścia i już po chwili zniknął z ich pola widzenia.
— I co? Tak po prostu go teraz puścicie? — Syknął brązowooki chcąc choć spróbować się nieco uspokoić i zrozumieć co tu się działo.
— Lepiej żebyśmy go nie powstrzymywali — pokiwał głową Pan Tajemnica. — Najpewniej wyładuje się na jakimś drzewie choć bardziej prawdopodobne głazie. Nikomu nie zrobi krzywdy to nie pierwsza taka sytuacja gdzie musi pobyć sam.
— Ja... Ja nie rozumiem — mruknęła w końcu jedyna dziewczyną w towarzystwie. — Dlaczego go nie wymażemy skoro wrócił?
— Opiekujemy się nim prawie pięć lat — Ford usiadł na fotelu na którym chwilę wcześniej siedział blondyn. — Przywiązał się do ludzi, kiedy był młodszy raz nawet powiedział, że będzie chronił tego miasteczka skoro jako jedyny ma moce — uśmiechnął się pod nosem jednak zaraz spoważniał. — Nie oznacza to jednak, że nie zostało w nim nic z demona. Ciągle potrzebuje rozrywki, potrafi dobrze manipulować ludźmi oraz faktami, jest okropnie złośliwy i mściwy. Jeśli jednak dobrze to ukierunkować...
— Mielibyśmy po swojej stronie jednego z najpotężniejszych demonów w wszechświecie — w umyśle młodszego Pinesa zapaliła się żarówka.
— Dokładnie. Dlatego więc pamiętajcie, nie ważne co się wydarzy; nie dajcie mu zwątpić w to, że będzie miał swoje miejsce w świecie ludzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top