rozdział siódmy

ROSE'S POV

Jestem ogromnie zdezorientowana. Nie potrafię zrozumieć zachowania Harry'ego. Ale kto rozumie facetów?!

Domyślam się jaki ból sprawiła mu śmierć jego przyjaciółki, dlatego starałam się go unikać, aż do tej cholernej imprezy!

Siadam na wysokim krześle przy barze i próbuję ochłonąć. Mówię barmanowi, by dał mi jakiegoś lekkiego drinka. Wiem, nie powinnam pić, ale teraz muszę, nie dam rady bez tego.

Biorę drinka, którego chłopak postawił przede mną i upijam łyk.
Niebieski.

To mój ulubiony kolor.

Dziwne, wcześniej bardziej lubiłam fioletowy, a teraz czuję, że jest to niebieski.

Wypijam resztę drinka i oddaję szklankę. Odwracam się w kierunku parkietu i poszukuję mojego przyjaciela lub kogoś znajomego. Na kanapie przy ścianie po mojej prawej stronie siedzi Luke, a na jego kolanach jakaś blondynka dosyć ubogo ubrana. Wzruszam ramionami i postanawiam wyjść na dwór w celu zadzwonienia po tatę. Mam dość tej imprezy. Nie, nie jestem zazdrosna o Luke'a. Po prostu jestem zła o to, że przyprowadził mnie tu i zostawił samą wśród tylu nieznajomych ludzi.

Kieruję się do wyjścia i otwieram duże drzwi. Fala świeżego powietrza uderza w moją twarz i ochładza mnie. Zamykam oczy i po prostu głęboko oddycham, by się uspokoić. Po kilku sekundach schodzę ze schodów i idę przed siebie w stronę mojego domu. Wyciągam telefon z kieszeni moich spodni z zamiarem zadzwonienia do rodziców. Nagle na jednej z ławek zauważam chłopaka.
No nie! Znowu on...

Te charakterystyczne loki i tatuaże na całych rękach rozpoznałabym wszędzie. Mam zamiar odwrócić się i odejść, ale on zauważa moją obecność. Stoję tam i po prostu patrzę na niego. Kompletnie nie wiem, co powiedzieć. Na szczęście nie muszę, bo on to robi za mnie.

- Wracasz do domu?

- Tak. Nigdzie nie mogę znaleźć moich przyjaciół.

Słyszę jak coś mruczy pod nosem, ale robi to na tyle cicho, że nic nie rozumiem.

- Mogę cię odprowadzić?

Nie odpowiadam, tylko nadal wpatruję się w niego. Nagle czuję duży ból w głowie. Łapię się za nią i kucam próbując jakoś zmniejszyć ból.

spacer, ławka, Harry, blondynka, śmiech, radość, pocałunek, niepewność.

Gdy otwieram oczy spostrzegam, że siedzę na ławce, a obok mnie jest Harry.

- Kobieto, ale mnie przestraszyłaś?

- C-co się stało?

Chłopak patrzy na mnie chwilę i zapewne myśli, że mam nierówno pod sufitem. No co, moja wina, że zemdlałam?

-  Zaczęliśmy rozmawiać, a ty nagle złapałaś się za głowę i po chwili straciłaś przytomność.

- Ile to trwało?

- Leżysz tu chyba z pięć minut, ale dokładnie nie wiem, bo jak sama widzisz jestem nietrzeźwy.

Uśmiecha się lekko i podnosi się z ławki.

- Dasz radę iść sama?

Podnoszę się z ławki, ale zaczyna kręcić mi się w głowie, więc ponownie na niej siadam.

- Zadzwonię po tatę.

Wyjmuję telefon i wybieram numer. Podaję adres tacie i czekam aż przyjedzie.

- Harry... Przepraszam, że to wszystko ci powiedziałam. Źle się czułam z tym, że to ukrywam.

Spoglądam na chłopaka i czekam na jego reakcje. Jestem pewna, że zrozumiał o co mi chodziło, ponieważ na moje słowa spiął się, a na jego twarz wtargnął smutek.

- Jest okej. Po prostu to wszystko jest takie świeże. Emily zmarła zaledwie kilka dni temu, muszę to sobie wszystko poukładać. I przepraszam za moje zachowanie.

*      *      *      *      *      *      *      *      *      *      *      *      *      *      *

Dziś dzień mojej rozmowy kwalifikacyjnej w sprawie pracy. Boję się, że mogę jej nie dostać, ponieważ nie mam żadnego doświadczenia. Znaczy kasą umiem się obsługiwać, bo pomagałam cioci w sklepie przez jakiś czas, chociaż to chyba nie zadowoli szefową. Ale może dam sobie radę.

Zakładam białą bluzkę z długimi rękawami i czarną zwiewną spódnicę. Włosy lekko kręcę i zostawiam rozpuszczonę. Zakładam czarne niskie szpilki i lekko się maluję. Jestem zadowolona z wyglądu końcowego, więc uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.

Schodzę na dół, gdy słyszę, że przyjechał Luke.

Witam się z chłopakiem i razem jemy kanapki zrobione przez moją mamę. Po paru minutach wychodzimy z domu i wsiadamy do jego samochodu. Jestem bardzo zdenerwowana. W końcu to moja pierwsza i mam nadzieję, że udana rozmowa o pracę.

Podczas jazdy Luke próbuje mnie rozśmieszyć i rozluźnić, ale mu się to nie udaje. Po dwudziestu minutach jesteśmy pod galerią. Żegnam się z przyjacielem całując go w policzek i powoli idę w stronę sklepu. Wchodzę do środka i rozglądam się po półkach i wieszakach pełnych ciuchów. Spoglądam w stronę długiej lady z trzema stanowiskami. Blondynka stojąca przy jednym z nich macah do mnie ręką przywołując mnie do siebie. Pewnie szefowa pokazała jej moje zdjęcie z CV i teraz wie kim jestem. 

- Hej. Ty jesteś Rose? - kiwam potwierdzająco głową - właścicielka już na ciebie czeka, chodź. - Uśmiecha się do mnie i prowadzi na zaplecze. 

Witam się z młodą kobietą i siadam na przeciw niej. Lucy, bo tak ma na imię, zadaje mi kilka pytań i po paru minutach dostaję wiadomość, na którą czekałam od kilku dni - mam tę pracę! Nie przeszkadzało jej to, że jestem po operacji. I dobrze. Zostałam przyjęta na okres próbny, który będzie trwał miesiąc i od jutra mam zacząć. Dziękuję kobiecie i szczęśliwa wychodzę ze sklepu. Od razu wyciągam telefon i wybieram numer do Luke'a. Odbiera za trzecim razem i bez żadnego powitania informuje mnie o tym, że po mnie nie przyjedzie, bo musi zostać dłużej w pracy. Nie jestem z tego zadowolona, ale nic na to nie poradzę. 

Wpatruję się w ekran telefonu i czuję, że na kogoś wpadam. 

-  P-przepraszam.

Mówię szybko i podnoszę głowę. Zamieram, gdy widzę na kogo wpadłam. Harry. Serio, znowu on?! 

-  Nic ci nie jest? 

- Wszystko okej. - chwytam podaną mi dłoń i przy jego pomocy wstaję z podłogi, na której wylądowałam. Poprawiam spódnicę i uśmiecham się do niego. - Zakupy? 

-  Taa. Powiedzmy. Za godzinę mam odebrać siostrę z lotniska. Miała być wcześniej, ale lot się opóźnił, więc postanowiłem, że przyjdę tu, bo nie chciało mi się wracać do domu i potem znowu tu przyjechać. A ty? - uśmiechnął się do mnie lekko. On się naprawdę uśmiechnął! 

-  Miałam rozmowę o pracę.

-  I jak poszło?

-  Dostałam ją! - jestem bardzo szczęśliwa, nic nie zepsuje mi humoru - Wprawdzie na okres próbny, ale i tak bardzo się cieszę. - uśmiecham się do niego i nastaje chwila ciszy.

-  Chciałabyś pójść ze mną na kawę? - drapie się po karku i nerwowo przygryza wargę.

Hej! Jak podoba się rozdział? Wiem, że krótki, ale jakoś nie mogłam wydobyć z siebie więcej xd
Czo ten Luke taki pracowity? Myślicie, że jest w pracy, czy może coś innego mu "wypadło"?
Rose ma zgodzić się na kawę, czy może nie?
Ily. ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top