rozdział drugi

Chcę już w końcu stąd wyjść. Jestem na szpitalu już czwarty dzień. Czuję się dużo lepiej niż wtedy, gdy tu przyjechałam. Może jutro lub w sobotę mnie wypuszczą do domu.

Biorę z szafki mój pamiętnik i ołówek, a następnie zaczynam rysować. Nie wiem dlaczego, ale nagle czuję ogromną chęć by to zrobić. Zaczynam kreślić pierwsze linie, zaokrąglam i wyostrzam w odpowiednich miejscach. Machaam jeszcze parę razy ołówkiem i spoglądam na moje dzieło.

Koń.

Z zaskoczenia ołówek wypada mi z dłoni. Chyba na chwilę "się wyłączyć" skoro narysowałam konia. Czemu tak mnie to dziwi ? Otóż po prostu nie pałam wielkim uczuciem do tych zwierząt i nigdy nie umiałam ich rysować !

Gdy miałam 8 lat pierwszy raz wsiadłam na kuca i odbyłam krótką przejażdżkę, która zakończyła się upadkiem i złamaną ręką. Od tamtej pory nie jeździłam więcej razy na koniach. Został mi więc taki uraz z dzieciństwa...

*   *   *

Piątek.

Czuję się lepiej niż wczoraj. Na porannym obchodzie lekarz powiedział, że czekają mnie dziś ostatnie badania i jeżeli będzie wszystko dobrze jutro mnie wypiszą ze szpitala.

Młoda pielęgniarka pomaga mi wstać z łóżka i usiąść na wózku. Prowadzi mnie na korytarz i zatrzymuje wózek obok krzesełek przy recepcji. Zostawia mnie tam twierdząc, że musi zabrać jakieś papierki potrzebne do badań. Po chwili zauważam wysokiego chłopaka rozmawiającego z jakimś lekarzem. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się w mojej głowie wspomnienie w ogóle nie związane ze mną.

W pierwszej kolejności zauważam dwa brązowe konie biegające po łące.
Znowu te konie?!

Po chwili dopatruję się również dwóch osób na tych zwierzętach. Na jasnym siedzi roześmiana blondynka. Jej długie włosy związane są w kucyka. Podążyłam za jej spojrzeniem i dostrzegam chłopaka. Gdy odwrac swoją głowę w stronę dziewczyny, orientuję się, że to ten sam chłopak, który właśnie stoi przede mną i rozmawia z lekarzem! Potrząsam głową próbując wyrzucić z niej tą wizję.

Kiedy otwieram oczy, bruneta nie ma przede mną, ale siedzi tuż obok mnie. Ręce ma oparte o kolana, a głowę schowaną między dużymi dłońmi.

Słyszę jak ciągle powtarza:  "dlaczego ona... to nie może być prawda..."

Podnosi swoją głowę i opiera się o ścianę. Spoglądam nieśmiało na niego, mój wzrok skupia się na ciemnych zielonych tęczówkach jego oczu. Ma na prawdę piękne oczy. Zdaję mi się, jakbym już nie raz w nie patrzyła... Widzę jak nerwowo wciąga powietrze. Nie wiem, co zrobić, ale stwierdzam, że odezwę się do niego.

- Coś się stało? - mam lekko zachrypnięty głos, pewnie dlatego, że wypowiedziałam dziś tylko kilka słów.

Zazwyczaj jestem gadułą, ale przy nowo poznanych osobach - nieśmiałą dziewczyną. Dziwię się więc, skąd we mnie tyle odwagi, by odezwać się do obcego chłopaka. Brunet przenosi swój wzrok na mnie i po chwili się oddzywa.

- Moja przyjaciółka miała wypadek i zginęła tydzień temu. Dziś dowiedziałem się, że została dawcą serca. Czemu to się stało akurat jej?!

Mówi trochę głośniej niż prawdopodobnie planował. Gdybym teraz stała, padłabym na ziemię. Mogę się założyć, że moje oczy nadzwyczajnie się rozszerzyły, a usta tworzyły literę "O". Mam serce jego przyjaciółki. Z tego co wiem, ostatnio nie było innego przeszczepu. To pewnie ta dziewczyna, którą dziś widziałam w tym dziwnym wspomnieniu. Jestem przerażona.

Po chwili przychodzi pielęgniarka i zabiera mnie stamtąd. Zdążam tylko powiedzieć chłopakowi krótkie "przepraszam".

*   *   *

Prawie całą noc nie spałam. Ciągle myślałam o roześmianej blondynce i chłopaku o szmaragdowych oczach. Po wczorajszej scence, która pojawiła się w mojej głowie, jak i po moich nowych rysunkach, wnioskuję, że dziewczyna, która oddała mi swoje serce lubiła konie. Może była to jej pasja? Ciekawi mnie, co jeszcze lubiła robić, jakie miała plany na przyszłość, jak zginęła, ale pewnie nigdy się tego nie dowiem ...

To głupie, co teraz powiem, ale przez chwilę pomyślałam, że wraz z sercem otrzymam część wspomnień, a może nawet uczuć tej roześmianej dziewczyny. Gdy zobaczyłam tego chłopaka, poczułam się jakbym znała go przez wiele lat, a jednak nigdy wcześniej go nie spotkałam i prawdopodobnie już nie spotkam ... Nie chcę mieszać się do jego życia, już i tak wystarczająco cierpi z powodu utraty tak bliskiej mu osoby.

Jak miałam 10 lat zmarł mój dziadek więc mogę domyślać się, co czuję ten chłopak. Zawsze jak odwiedzałam dziadka, grałam z nim w karty, uczył mnie jeździć na rowerze, zabierał na lody. Mam z nim wiele wspaniałych wspomnień, był cudowną osobą. Czemu tak jest, że Bóg zabiera nam tak ważne dla nas osoby? Może dlatego, że za ich życia nie docenialiśmy jak wielkie skarby mamy?

Dziś sobota, dzień mojego powrotu do domu. Rano dałam radę sama wstać z łóżka i pójść do łazienki. Mama przywiozła mi ubrania więc po krótkiej kąpieli ubrałam się, a piżamę i ręcznik włożyłam do torby. Zabrałam swoje rzeczy z szafki, mój pamiętnik włożyłam do torebki, którą zawiesiłam na ramieniu. Lubię mieć go zawsze przy sobie, wtedy jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś go przeczyta. Rozejrzałam się jeszcze raz po sali, w której spędziłam ostatnie kilka dni i wyszłam na korytarz. Tata poszedł do lekarza po jakieś dokumenty i zalecenia. Muszę uważać na siebie, nie rozchorować się, ponieważ mój układ odpornościowy nie działa do końca dobrze. Trzy razy dziennie mam brać witaminy, za miesiąc kontrola na szpitalu i to chyba tyle. W końcu mogę wrócić do domu.

i co myślicie o rozdziale?
Rose ma sto myśli na minutę, ale to pewnie przez to, że jest jeszcze osłabiona (lub przez moje nieogarnięte myśli, ale ci xd)

DZIĘKUJĘ BARDZO ZA PONAD 100 WYŚWIETLEŃ I ZA WSZYSTKIE VOTE I COM ❤

Buziaki xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top