Rozdział 23: Nie umarłam

Patrzyłam, jak szkło rozsypało się po podłodze. Jennifer podniosła głowę, gdzie się podniosła z ziemi. Odrzuciła głowę do tyłu, a ciemne loki opadły jej na plecy, gdy spojrzała na Aiden'a i Kali.

- A więc? - powiedziała - Kto pierwszy?

Kali natychmiast posłała szponiastą stopę w kierunku Jennifer, ale zanim Jennifer mogła cokolwiek zrobić, wskakując przed nią chwyciła Kali za stopę, obracając ją, lądując plecami na ziemię.

Kali kopnęła mnie stopą w nogę, przez co upadłam na ziemie. Spojrzałam w górę i zauważyłam, że Ethan i Aidan zaczęli się łączyć, ale jak już się prawie złączyli, Jennifer chwyciła ich za szyje i rozdzieliła ich, rzucając na ścianę.

Wstałam równie dobrze jak Kali. Jennifer podbiegła do Kali, ale chwyciłam ją za ramię i rzuciłam w ścianę.

Następnie odwróciłam się i chwyciłam Kali za gardło, uderzając ją o ziemię. Zauważyłam krew z tyłu głowy po uderzeniu.

Następnie pociągłam ją i wbiłam zęby w jej szyję. Odsunęłam się, a krew spłynęła mi po brodzie. - Zabiłaś moją matkę! Teraz ja ciebie zabije, tak jak ty ją!

Wbiłam dłoń w jej pierś. Czułam jak moja dłoń obejmuje jej serce. - Niedługo zobaczę, jak wyglada ludzkie serce. - szepnęłam do jej ucha.

Wyciągnęłam serce, a ona upadła na podłogę. Odwróciłam się i upuściłam serce na podłogę. Jennifer patrzyła na mnie.

- Zabiłaś mojego ojca. Teraz twoja kolej. - warknęłam na nią.

- Ty mała suko. Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam. Podniecasz mnie! - krzyknęła na mnie.

Pov 3 osoby:

Brianna patrzyła na nią z niedowierzaniem. - Przemieniłaś mnie w potwora! - krzyknęła. - Zabiłam niewinnych ludzi przez ciebie!

Julia przewróciła oczami. - A teraz spójrz na siebie! Zabiłaś kobietę, której nienawidziłaś.

- Zabiłam ją, żeby pomścić śmierć mojej matki. - zadrwiła. - Teraz muszę zrobić to samo dla mojego ojca.

- Powinnaś mi dziękować. Wiesz, ile mocy potrzeba, żeby stworzyć kogoś takiego jak ty?

Brianna potrząsnęła głową. - Nie obchodzi mnie to.

- Potrzeba mocy. Takiej, jak ta. - Lydia i Brianna patrzyły, jak Julia wyciąga ramiona, a odłamki szkła leżące na podłodze lekko się trzęsły, następnie uniosło się w powietrzu, otaczając Julie.

Odłamki poruszyły się i obracały się tak, że odłamki szkła wskazały na Brianne. - Teraz zamierzasz mnie zabić? - zapytała Brianna, próbując odważnie ukryć swój strach.

- Już cię nie potrzebuję. - powiedziała, gdy wiatr zaczął wiać w pokoju. Następnie, burza na zewnątrz zaczęła się zbierać, rozlegając się trzask grzmotu.

Julia krzyknęła z wściekłości, wysyłając wszystkie odłamki szkła w stronę Briann'y. Nakłuwając ją, wszystkie odłamki szkła wystawały z niej, a krew zaczęła sączyć się z jej ran. Jej ciało stało się nie ruchome i powoli upadło na ziemie.

Lydia wzdychnęła, a rękę przyłożyła do ust, starając się nie płakać po tym, jak jej przyjaciółka właśnie umarła.

Julia odwróciła się do Lydi i powoli do niej podeszła. Za nią bliźniaki zaczęły się łączyć.

Podeszły za nią, wydając głęboki warkot. Odwróciła się do nich, a oni zaczęli ją atakować. Machnęły na nią, ale ona szybko uniknęła atak, chwyciła ich za szyje, łamiąc.

Ich złączone ciało upadło na ziemię, a krew wypływa z ich ust.

Lydia patrzyła na nich ze strachem. - Jak to mówi trener, im są więksi... - powiedziała Julia z uśmiechem.

Lydia wpatruje się w nią, a łzy powoli spływają po jej twarzy. Twarz Juli stoi tuż przed nią. - Czego ode mnie chcesz? - powiedziała Lydia.

- Zrób to, co robisz najlepiej Lydia. - Lydia patrzyła na nią zmieszana. - Krzycz.

Lydia kręciła głową, ale wkrótce Julia zmieniła się w Darach, pokazując swoją prawdziwą twarz. Oślizgła, rozciętą twarz.

Lydia wydaje z siebie krzyk, który słychać było z odległości.

Derek i Cora, którzy jechali daleko stąd, zatrzymał się samochód w którym byli. - Co to było? - zapytała Cora, Derek'a.

- Lydia. - powiedział z podziwem Derek. Cora odwraca wzrok, zdezorientowana. - Musimy wrócić. - powiedział Derek, zawracając samochodem.

***

Lydia pozostała na podłodze, drżąc, gdy Cora próbuje ją uspokoić. - Zrobiłaś to dla mnie? - zapytał Derek, wskazując na na martwe alfy i Brainn'e.

- Dla nas. Dla każdego, kto był ich ofiarą. - Julia nalega.

- Brianna? Ona nic nie zrobiła. Była tylko nastolatką. - powiedział Derek ze współczuciem, nie odrywając wzrok od jej martwego ciała.

- Zabiła 5 osób. Licząc teraz Kali. Zabiła Kali całkiem sama, nawet się nie zmęczyła. Zamierzała mnie zabić jako następną. Zabiłam ją dla nas. - powiedziała ponownie.

- Nie mów do mnie jak polityk. - stwierdza Derek podnosząc głos, gdy idzie w jej stronę. - Nie przekonuj mnie do swojego celu.

- Przekonam cię do kogoś innego. - stwierdza Julia. - Scott. Możesz uratować jego matkę, ojca Stiles'a.

- Jak? - Derek spyta ze złością, nalegając, by wyjaśniła.

- Potrzebuję strażnika. - zaczęła Julia. - To rola, którą mogą spełnić ich rodzice, albo ty.

- Nie mogę ci pomóc. Nie jestem już Alfą. - Derek wyjaśnił.

- Pomóż mi tylko dorwać Deucalion'a w odpowiednim miejscu i czasie. - wyjaśnia Julia.

- Zabiłaś właśnie trójkę. - zauważył Derek, odnosząc się do Briann'y i bliźniaków. - Po co ci ja?

- Nie widziałeś jego siły. - stwierdza Jennifer. - Ja tak. Jeśli jest ze Scott'em, nie mam szans. Chyba, że z tobą.

- Derek, nie ufaj jej. - powiedziała Cora obok Lydii.

- Zaćmienie działa na moją korzyść. - kontynuuje Julia, ignorując komentarz Cory. - Ale potrwa tylko 15 minut. To całe moje okno. Nie ma o czym decydować. Pomóż mi, a inni będą żyć. Pomóż mi.

Derek stoi tam przez chwilę, myśląc. - W porządku. - powiedział i po chwili odeszli.

- Musimy iść. - Cora powiedziała pomagając Lydi wstać z ziemi. Zaczynają wychodzić, ale Cora zatrzymała się, gdy coś przykuło jej słuch.

- Co? Co jest? - Cora wyciąga palec i podchodzi do Briann'y. Pochyla się, by zbliżyć ucho bliżej klatki piersiowej.

Cora uśmiechnęła się z ulgą. - Ona wciąż żyje! Słyszę, jak bije jej serce. - odwróciła się i zobaczyła rozdzielających się bliźniaków.

Obie podbiegły do nich, kucając obok nich. - Oni też żyją!

***

- Weź ten stół! - Deaton powiedział do Cory, gdy Lydia stała nad ciałami bliźniaków.

Cora chwyciła za stół, spychając z niego wszystko, a Deaton, który niósł Brianne położył ją.

- Uratujesz ich? - pyta Cora, stojąc nad ciałem Briann'y.

- Z bliźniakami będzie dobrze. Tylko, jeśli sami zaczną się leczyć. Brianna też, ale musimy jak najszybciej wyciągnąć odłamki szkła.

Deaton podbiega do szuflady i wyciągnął  pęsetę. - Kiedy wyciągniemy odłamki szkła, zacznie się leczyć. Będę potrzebować waszej pomocy. - Deaton wręczył im pęsetę i zaczęli wyciągać odłamki szkła z niej, wkładając do plastikowej wanny.

Lydia krzywiła się i powoli zaczęła wyjmować szkoło. - Cora weź nożyczki i rozetnij jej koszule, łatwiej będzie nam dosięgnąć szkło.

Kiedy Cora rozcięła koszule. Wszyscy pracowali razem, aby usunąć szkło. Usunięcie fragmentów zajęło około 30 minut, ale w końcu je usunęli.

Cora oczyszcza krew z jej ciała, a Deaton pomaga Ethan'owi i Aiden'owi, zapewniając im tlen i lekarstwa przyspieszające proces gojenia.

***


Pov Brianna

Daucalion w końcu zabił Julie i na razie było po wszystkim. Bliźniacy wyleczyli się przede mną, ale nie które rany uleczyłam i byłam wstanie samodzielnie wstać.

Oparłam się o stół, żeby się podeprzeć. Z kocem owiniętym wokół mnie, ponieważ nie miałam koszulki, którą mogłabym ubrać. Lydia rozmawiała z Aiden'em, a Cora z Ethan'em.

Deaton podszedł do mnie i uśmiechnął się. - Dzięki za uratowanie mi życia. - powiedziałam mu.

- Cieszę się, że mogłem pomóc.

- Uh, przepraszam, że ostatnio próbowałam cię zabić - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieśmiało.

- W porządku. Byłaś początkująca i potrzebowałaś krwi, a mówiąc o krwi... - podał mi worek krwi.

Zaśmiałam się lekko i odebrałam mu to. - To pomoże w szybszym leczeniu. - skinęłam głową i jeszcze raz mu podziękowałam.

***

Dni późniejsze były dość dziwne. Z moim człowieczeństwem jest zdecydowanie inaczej.

Trzymam się moich książek, gdy schodziłam po schodach z Allison i Isaac'em. Isaac i ja nie jesteśmy już "razem" i przeprosiłam go za wszystko, co zrobiłam.

Śmiałem się i złapałam ramiona Issac'a i Allison. Po tym, co się stało, naprawiłem wszystko, co spowodowałem i chyba można powiedzieć, że jestem teraz całkiem blisko z przyjaciółmi.

Gdy zeszliśmy na sam dół schodów, moje oczy spotkały się po drugiej stronie korytarza ze znajomymi brązowymi oczami. Uśmiechnął się do mnie i pomachał.

Nie mogłam się powstrzymać od rumienia się. Odkąd Stiles był tym, który przywrócił mi człowieczeństwo, po raz drugi widzę w nim coś innego.

Deaton powiedział, że to miłość przywróciła mi życie, ale ja nigdy wcześniej nikogo nie kochałam, więc nie jestem pewna, co to jest.

Nadal pracuję nad kontrolą i jej trudnościami, ale z pomocą moich przyjaciół, mogę przez to przejść.

Nie lubiłam tego od zawsze, ale pierwszy raz od dłuższego czasu czuję się szczęśliwa.

Dawajcie gwiazdki i komentujcie co myślicie to mega motywuje ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top