Rozdział 20: Kłamca

!Autorka napisała, że rozdział jest oparty na podstawie Sezonu 3 odc 10!

Opuściłam szkołę i pojechałam do domu. Zamknęłam się w swoim pokoju. Nie mogę znowu nikogo zabić. Muszę postępować zgodnie z moim planem.

Ponownie sprawdziłam telefon, a Isaac nie zadzwonił. Czułam, jak mój głód rośnie wraz z upływem czasu.

W mojej głowie pojawił się pomysł, co mogę zrobić. Wybiegając przez drzwi złapałam kurtkę i kluczyki do samochodu.

Zamknęłam dom i pobiegłam do samochodu. Pogoda zaczynała się naprawdę psuć. Wiał wiatr i lał deszcz.

Uruchomiłam samochód i pojechałam do szpitala najszybciej, jak mogłam. Zaparkowałam samochód i próbowałam dostać się do środka, ale wszędzie były karetki i ludzie.

Kiedy w końcu dotarłam do środka, złapałam pielęgniarkę i odciągnęłam ją na bok. - Zabierz mnie do dostępu krwi. Nie zadawaj żadnych pytań. Kiedy tam dotrzemy, odejdziesz i zapomnisz, że mnie widziałaś. - skinęła głową i zaczęliśmy iść korytarzem.

Otworzyła drzwi i odeszła. Wbiegłam tam i zamknęłam za sobą drzwi. Nikogo tu nie było, co było dobrą rzeczą.

Podbiegłam do lodówki i otworzyłam ją. Były pojemniki z workami z krwią, na każdym z nich była etykieta informująca o jakiej grupie.

Złapałam jedną i wyrwałam otwór, aby wypić krew. Złapałam jeszcze trzy i zrobiłam tak samo.

Westchnęłam z ulgą i zamknęłam lodówkę. Wyszłam z pomieszczenia i światła zaczęły migać. Rozejrzałam się i nie zobaczyłam nikogo na korytarzu.

Podeszłam do najbliższej windy i wcisnęłam guzik. Kiedy drzwi się otworzyły, stanęłam przed windą...
- Brianna? Co ty do diabła tu robisz?

- Okazuje się, że mój plan się nie powiódł i potrzebowałam czegoś do jedzenia. - pani Blake skinęła głową i wyszła z windy. Jej oczy rozszerzyły się na coś, co było za mną.

Odwróciłam się, gdzie zobaczyłam Deucaliona i wilkołaka, którego nienawidziłam najbardziej
- Brianna, wchodź do windy. - pani Blake odepchnęła mnie.

Kilkakrotnie nacisnęła inny przycisk do windy, gdy Kali podbiegała do nas. Gdy drzwi miały się zamknąć, chwyciła je i zaczęła je otwierać.

Patrzyłam jak jej oczy stały się białe i odepchnęła Kali z taką siłą, że odleciała.

Drzwi się zamknęły, a ona cofnęła się trochę.
- Co się dzieje?!

- Wataha alf próbuje mnie dopaść. Jak tu jesteś to potrzebuje twojej pomocy. - powiedziała, wychodząc z windy

- Z czym?

- Musisz mnie chronić. - powiedziała i drzwi otworzyła. Szliśmy korytarzem.

- Musimy jej pomóc. - usłyszałam jak ktoś mówił.

- Nie możecie. Tylko ja to potrafię. - pani Blake powiedziała i pchnęła parę podwójnych drzwi.

Rozejrzałam się i zobaczyłam Scott'a, Stiles'a, Derek'a i prawdopodobnie Peter'a Hale'a.

- Mogę ją uratować i powiedzieć, gdzie jest szeryf Stilinski. Ale w tym szpitalu grasuje wataha Alf, które chcą mnie zabić. Pomogę wam, ale tylko kiedy będę bezpieczna daleko stąd. Tylko wtedy. - wyjaśniła pani Blake.

Derek odepchnął stół i rzucił się na nią, ale Scott go powstrzymał.
- Derek, czekaj!

- Chciała uciec! - krzyknął ze złością.

- Uciec przed śmiercią. Nie możesz mnie za to winić.

- Chcesz pokazać, że jesteś z nami? Ulecz ją. - powiedział Stiles. Pani Blake odwróciła się i spojrzała na mnie. Czy ona chce, żebym ją uzdrowiła?

Moje oczy spotkały Derek'a Hale'a, który wpatrywał się we mnie z jakiegoś dziwnego powodu. W jego oczach spojrzenie było, jakby mnie znał.

- Co ona tu robi? - zapytał Scott, wskazując na mnie.

- Ona mnie chroni. - uśmiechnęła się pani Blake.

- Jak ona to zrobi? - zapytał Derek krzyżując ręce. Wypuściłam kły i pokazałam swój wampiryzm. Wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani. Derek i Peter wymienili się spojrzeniami, po czym spojrzeli na mnie.

- Co... - zaczął Derek, ale przerwał mu głos z głośnika.

- Czy mogę prosić o uwagę? Pan Deucalion... Przepraszam. Po prostu Deucalion. Każe wam odprowadzić osobę podająca się za Jennifer Blake na recepcje ostrego dyżuru. Jeśli to zrobicie, wszyscy będą mogli stąd wyjść. Macie 10 minut. - rozpoznałam głos mamy Scott.

Wszyscy milczeli, dopóki pani Blake tego nie przerwała.
- On jej nie skrzywdzi.

- Zamknij się. - zażądał Derek.

- Nie skrzywdzi jej! Wiesz dlaczego, Scott. Powiedz im, że to prawda.

- O co jej chodzi? - Scott milczał i odwrócił wzrok od Derek'a.

Pani Blake westchnęła irytująco.
- Nie jesteś jednym wilkołakiem, którego chce mieć w stadzie.

- Deucalion nie chce zwykłej watahy alf. Pożąda doskonałości. A to oznacza dodanie do jego stada najrzadszego osobnika alfa. - dopowiedziała

- Prawdziwego alfe. - powiedział Peter.

- Co to znaczy? - zapytałam wtrącając się w rozmowę.

- Ten alfa nie musi kraść świętej mocy od innych. Do rozwoju wystarczy mu siła własnej woli. To nasz mały Scott. - wytłumaczył Peter.

- To nieistotne. Wciąć musimy ja stąd wydostać. - powiedział Scott.

- Ale twoja mama... - wtrącił się Stiles.

- Powiedziała, że kolejna karetka będzie za 20 minut. Chyba mamy jeszcze czas. Jak dotrzemy do garażu i złapiemy ostatnią karetkę, uda nam się uciec.

- Bliźniaki nie dadzą nam tak po prostu wyjść. - powiedział Peter fakt.

- Odwrócę ich uwagę. - powiedział Scott.

- Będziesz z nimi walczył? - zapytał Derek.

- Zrobię to, co będę musiał.

- Pomogę ci. - powiedział Derek.

- Przepraszam, Derek, ale nigdzie się bez ciebie nie wybieram. - powiedziała pani Blake.

- Ja to zrobię, ale wolałbym mieć jakieś handicap. - powiedział Peter.

- To znaczy co? Jakąś broń? - zapytał Stiles.

- Coś lepszego niż kij baseballowy. - ponownie powiedział Peter.

Wszyscy zaczęliśmy szukać w szufladach i szafkach, żeby coś znaleść.
- Wcześniej nie walczyłam, ale mogę pomóc. Przecież jestem praktycznie silniejsza niż alfa. - uśmiechnęłam się. Zamknęłam szufladę i otworzyłam szafkę.

- Kim dokładniej jesteś? - zapytał Derek.

- Jest wampirem. - powiedziała pani Blake.

- Czyli czekaj, nie było żadnego ataku zwierzęcia? To ty byłaś cały czas, prawda? - zapytał Stiles. Skinęłam głową i przewróciłam oczami.

- To nie była moja wina. Byłam nowa i nie miałam kontroli. Nadal nie mam, więc na twoim miejscu nie wchodziłabym w moją drogę. - zatrzasnęłam szafkę i otworzyłam kolejną.

- Zadziorna. Lubię ją. - powiedział Peter

- Epinefryna? - zapytał Scott, unosząc duża igłę.

- To go tylko wzmocni. - powiedziałam - Mój tata był lekarzem, więc wiem kilka rzeczy o medycynie.

- Jak bardzo? - zapytał Peter chwytając igłę.

- Wystarczająco

Spojrzał na nas i wstrzyknął go w klatkę piersiową.

Peter, Scott i ja wyszliśmy z pomieszczenia, gdzie stanęliśmy na przeciwko bliźniaków.
- Dobra, chłopaki. Jazda z tym koksem. - Bliźniacy warknęli na nas, a Scott i Peter ruszyli do przodu.

Scott i Peter pobiegli w kierunku bliźniaków, gdzie się złączyli, a ja za nimi. Rzucili się na nich, ale byli zbyt silni i rzucił ich na ścianę. Wskoczyłam na jego plecy i zatopiłem zęby w jego szyi. Warknął i odtrącił mnie, rzucając w ścianę i użył swoich pazurów, gdzie drapnął mnie głęboko w skórę.

Skrzywiłam się i wstałam, biegnąc za Scott'em i Peter'em, którzy wbiegli w prawą stronę korytarza.
- Szybciej, musimy iść do karetki! - Scott krzyknął, biegnąc przez kolejny skręt.

Bieganie za nimi było dla mnie naprawdę trudne. Bliźniacy naprawdę głęboko drapali mnie w plecy. Peter potknął się i wpadł na ścianę.

- Ten zastrzyk nie działał za długo. - powiedział Peter, a Scott i ja złapaliśmy go za ramię, gdzie pomogliśmy mu wstać i kontynuowaliśmy bieg.

Scott odwrócił się i weszliśmy do pokoju. Zamknęłam za nami drzwi i wyjrzałam przez okienko na drzwiach. - Te bliźniaki naprawdę zaczynają mnie wkurwiać. - powiedział Peter opierając się o stół.

- Jak u diabła mamy ich ominąć? - zapytałam.

- Moim zdaniem jeśli dalej będziemy im pozwalać się na nas wyżywać, w końcu się znudzą i dadzą wygraną. - powiedział Peter sarkastycznie.

Scott rozejrzał się, szukając wyjścia. Widziałam jak jego oczy złapał coś na uwadze i odwróciłam się. Ciuchy do prania?

Podbiegł i otworzył drzwi. - Warto spróbować, prawda? - chwycił za coś, na czym mógł stanąć i po chwili wskoczył.

- Chyba sobie żartujesz. - westchnęłam i pozwoliłam Peter'owi skoczyć przede mną, po czym zeskoczyłam na dół.

Jestem pewna, że wylądowałam na Scott'cie, ale nie obchodzi mnie to. Musimy się stąd wydostać. Wyskoczyliśmy z kosza.

Biegliśmy trochę dłużej, aż w końcu dotarliśmy do garażu. Widziałam, że karetka wciąż tam stoi. Pobiegliśmy do tylnych drzwi i uderzaliśmy w nie wielokrotnie, gdzie w końcu otworzył Stiles.

Stiles wyskoczył i pomógł Peter'owi wejść
- Gdzie jest Derek i Jennifer? - zapytał.

- Muszę wrócić po nich i mamę. - wydyszał Scott.

- Mamy dwa problemy. Kali ma klucze do karetki, a ze 30 sekund temu widziałem bliźniaków.

Z niewielkiej odległości usłyszeliśmy odgłosy.
- Zostańcie tu.

- Pójdę z tobą. - zaproponowałam.

- Nie, zostań tutaj z nimi i nie wyglądasz za dobrze. - przekręciłam oczami.

- Czuje się dobrze.

- Nie, nie. Nie możesz nawet zobaczyć swoich pleców, uwierz mi, wyglada to naprawdę źle. Więc, zostań tutaj z nimi. - powiedział Scott.

Jęknęłam i wskoczyłam. Stiles zamknął drzwi. Oparłam się obok, a ból na plecach był nie do zniesienia.

Skrzywiłam się i pochyliłam się. - Co ci się stało w plecy? - zapytał Stiles.

- A co myślisz? - powiedziałam niegrzecznie i odwróciłam się, żeby mu pokazać.

Przez chwilę było cicho, dopóki Stiles go nie przerwał. - Więc, jak długo jesteś wampirem? - myślałam o tym przez chwilę.

- Prawie dwa dni. - jego oczy rozszerzyły się.

- Dwa dni? To nie jest to, czego się spodziewałem. Jak to się stało?

- Julia mi to zrobiła.

- Jak? Czy ona też jest wampirem? - zapytał, a ja pokręciłam głową na nie.

- Jest taki starożytny rytuał. Nie pamiętam, kiedy się z tego obudziłam, cała moja pamięć była pomieszana. - wzruszyłam ramionami.

- Dlaczego pozwoliłaś jej to zrobić?

- Jest tylko jeden powód, dla którego to chciałam zrobić. Wampiry mają no... ten przełącznik, myślę, że można to tak nazwać. To nie jest tak naprawdę przełącznik, którym jest tylko wyłączenie emocji. Więc, mogę to zrobić, że moje człowieczeństwo, moje emocje. Jestem w zasadzie odrętwiała na wszystko, co czyni mnie tym, kim jestem. Oboje moi rodzice nie żyją, nie rozumiesz jakie to uczucie. Nie mogłam tego znieść więc, po prostu chciałam, żeby to odeszło.

- Wiesz, że zabiła twojego ojca? - zapytał mnie Stiles.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Nie, nie. Zrobiła to Kali. Tak mi powiedziała. Kali zabiła mojego ojca, tak jak i moją matkę!

- Brianna, widzieliśmy jego ciało! Wilkołak nie zrobiłby czegoś takiego! Składa ofiary z ludzi! Zabiła faceta na wycieczce, pamiętasz? To ty go znalazłaś.

- Nie, kłamiesz! Ufam jej! Pomogła mi! Powiedziała, że mogę sama zabić Kali, abym mogła pomścić... - przerwałam, gdy poczułam jak łzy napływają mi do oczu.

- Nie. Dlaczego płaczę? Nie powinnam nic czuć. - zamknęłam oczy i trzymałam głowę. - Wyłącz, wyłącz, wyłącz. - szepnęłam do siebie.

- Brianna, może nie wiem przez co przechodzisz, ale wkrótce to zakończę. - powiedział cicho Stiles. Powili otworzyłam oczy i spojrzałam na niego - Zabrała mojego tatę.

Serce zaczęło mnie boleć, gdy zobaczyłam jak łza powoli spływa po jego policzku. - Mylę się, prawda? Oddałam swoje życie w jej ręce, a ona mną manipulowała. - czułam, jak moja złość rosła.

Zamknęłam oczy, gdzie skupiłam się na swoich emocjach i ponownie je wyłączyłam. Wstałam i kopnęłam drzwi.

- Czekaj, gdzie idziesz?! - Stiles krzyknął za mną.

- Mam zamiar zabić Julie Baccari.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top