Rozdział 4: Muszę wiedzieć
Nie mogę uwierzyć w to co czytam. Skąd moja mama zna te wszystkie informacje? Mam na myśli, że rozmawiała o tym z tatą, ale to jest... zaraz.
Nadal czytałam akta Derek'a. Potem zobaczyłam jego imię. Moje oczy się rozszerzyły. Nie, nie może to być prawda. J..jak ona?
Przygryzłam wargę i odłorzyłam papiery. Wiem, że wszystkie te rzeczy zabiły moją matkę. Nawet nie wiem, skąd ona to wszystko wiedziała.
Scott McCall został ugryziony przez Peter'a Hale'a, który został następnie zabity przez Derek'a Hale'a, który został alfą.
Hale został przywrócony do życia. Nadal nie znaleziono informacji o tym, jak.
Mój umysł pędził. Scott jest wilkołakiem? Nie, nie wierzę w to. Scott jest taki miły, a wilkołaki... to mordercy.
Następnie Derek zaczął tworzyć własne stado: Isaac Lahey, Erica Reyes i Vernon Boyd.
Resztę nocy spędziłam na przeglądaniu rzeczy mojej mamy. Nauczyłam się wielu o wilkołakach. To był główny przedmiot, który studiowała moja matka, ale są tu też inne rzeczy, takie jak Banshee, Wendigo, Liama, Admoneres. Większość rzeczy to nawet nie potrafię wymówić.
Prawie nie ma żadnych informacji na temat innych rzeczy. Nie jestem pewna, kim jest Liama, ale to wszystko wie tylko moja mama. Wszystko jest po łacinie. Nawet nie wiedziałam, że moja matka zna łacinę.
Nie mogłam znaleść żadnych informacji na temat tego, czego szukałam. Wszystko to zostało zniszczone przez osobę, która zabiła moją matkę.
Już miałam się poddać, dopóki czegoś nie zobaczyłam. To był artykuł z gazety. Właśnie tego potrzebowałam.
***następnego dnia***
Wzięłam głęboki oddech, gdy weszłam do klasy. Możesz to zrobić Bri. Nie bój się.
Uśmiechnęłam się pewnie i stanęłam przed nią.
- Julia Baccari. - jej oczy się rozszerzyły się, kiedy powiedziałam jej prawdziwe imie
- Wiem, że wiesz kim jestem i kim była moja matka. Także wiesz, czego chcę - rozejrzała się, żeby zobaczyć, czy ktoś nas nie podsłuchuje.
- Zastanawiałam się, kiedy ze mną porozmawiasz. Ja ci pomogę, jeśli ty mi pomożesz. Czy jesteś gotowa zaryzykować życie? - Jestem? Czy warto podejmować ryzyko?
- Tak, jestem - odważnie odpowiedziałam. Potem zaczęła coś zapisywać.
- Potrzebuję tego. Wiem, że twoja matka to miała i wiem, że ty i twój ojciec trzymacie wszystkie jej rzeczy. Potrzebuje tego. Prawdopodobnie jest tam pudełko Aconite, innymi słowami Tojad. Potrzebuję tego i wszystkie informacje na ten temat. Czy możesz to zrobić? - skinęłam głową i wzięłam kawałek kartki.
- Czy na pewno chcesz to zrobić? - zapytała Julia.
- Nie robię tego dla siebie tylko dla mojej mamy i całej rodziny, która cierpiała z powodu jej śmierci. Kali ją zabił i chcę, żeby ona umarła.
- Wyświadczamy sobie przysługę. Ty znasz moje prawdziwe imię, ale nie możesz tak mnie nazywać. Jestem nauczycielką i musisz do mnie mówić pani Blake, bo inaczej twoje plany się nie powiedzą. - skinełam głową i zadzwonił dzwonek.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Usiądź, panno Hollis. - usiadłam i ludzie zaczęli zajmować swoje miejsca w klasie. Odwróciłam się do Stiles'a, który siedział za mną a on uśmiechnął się do mnie i odwzajemniłam uśmiech. Odwróciłam się z powrotem do tablicy.
***koniec dnia***
Pov Stiles'a
Trener dmuchnął w gwizdek i wszyscy zaczęli biec.
- Issac zaczekaj! - usłyszałem krzyk Scotta. Spojrzałem i zobaczyłem jak Issac pobiegł przed siebie, aby dogonić bliźniaki, którzy byli już przed wszystkimi innymi.
Scott spojrzał na mnie i zaczął do nich biec. Ugh on i jego moce wiklołaka.
- Cześć Stiles! - odwróciłem się i zobaczyłem Briann'e
- Och, hej nie wiedziałem, że jesteś w Cross Country - uśmiechnąłem się do niej i po biegliśmy razem.
- Yeah, jestem bardzo wysportowana. Biegam 5 lat, pływam około 8 lat a piłkę gram już 3 lata - powiedziała gładko, a moje oczy się rozszerzyły.
- Wow, to je.. wow. - zachichotała i potrząsnąłem głową z niedowierzaniem.
- Hej, ścigajmy się! - pobiegła do przodu i zanim zdałem sobie sprawę to już wyprzedziła wszystkich. Dogoniłem ją szybko, jak tylko mogłem.
- Kurwa. - powiedziałem trochę bez tchu. Zaśmiała się i spojrzała na mnie - Nawet nie spociła się - potem pobiegła szybciej niż wszyscy.
Potem usłyszałem krzyk. Moje serce przyspieszyło kiedy zdałem sobie sprawę, że to ona.
- Brianna! - krzyknąłem i pobiegłem jak najszybciej w jej kierunku.
Zobaczyłem ją stojącą wskazując na coś. Kiedy dotarłem do niej, zrozumiałem o co chodzi, gdy zobaczyłem.
- O..ona nie żyje? - zakrztusiła się.
Trener wyciągnął telefon i zadzwonił do mojego taty. Przyjechał tu w kilka minut. Brianna trzymała mnie za rękę.
- Hej, hej będzie dobrze - powiedziałem, próbując ją pocieszyć. Spojrzała na mnie i potrząsnęła głową.
- Ja nigdy nie widziałam czegoś takiego - następnie chwyciła mnie za tułów i ukryła twarz w mojej klatce piersiowej. Jestem zaskoczonym tym nagłym uczuciem, ale potem owinąłem ją ramionami.
- Najpierw ptaki - Wymamrotała do mojej koszulki.
- Hej, będzie dobrze - odsunąłem się i spojrzałem jej w oczy. - Pozwól porozmawiać mi z tatą, a potem zawiozę cię do domu, jeśli chcesz. - skinęła głową, a ja podbiegłem do ojca.
Scott oraz Isaac pobiegli ze mną i zobaczyliśmy dokładniej co się stało.
- Tato, spójrz. Takie same rany, jak u tamtych, widzisz? - wskazałem na rzecz owinięta wokół szyi faceta i ranę na głowie.
- Widzę - mój tata potrząsnął głową i wziął głęboki oddech.
Postanowiłem wrócić do Bri, Isaac i Scott poszli ze mną. - Spójrzcie na bliźniaków - zaczął Issac.
- Nie wiedzą, co się stało. - powiedziałem
- Niewiedzą - powiedział gniewnie Isaac.
- Został uduszony garotą. Tych morderstw nie popełnił wilkołak - machałem rękami w powietrzu.
- Ludzie zaczęli ginąć, gdy pojawili się bliźniacy. - Isaac naprawdę obwiniał w stronę bliźniaków, aby ich winić.
- To nie jest ich sprawka. Scott? Co sądzisz? - Isaac i ja spojrzeliśmy na Scott'a.
- Jeszcze nic. - jąknął się.
- Jeszcze nic? - zapytałem z niedowierzaniem.
- On ma rację. - powiedział, wskazując na Isaac'a Spojrzałem na niego zszokowany.
- Wierzysz w ofiary z ludzi? - zapytał Scott, mrużąc oczy, jakby ten pomysł był szalony.
- Scott twoje oczy świecą się na żółto. Twój zarost na twarzy pojawia się i znika. Twoje rany goją się w magiczny sposób. Tak trudno uwierzyć w ofiary z ludzi?
Wziął głęboki oddech i spojrzał na Isaac'a
- On też ma racje.
- Nieważne. To oni go zabili. Zabili dziewczynę, która mnie uratowała. Zabiję ich. - Isaac odszedł.
- Dobra, powiedziałem Briann'ie, że odwiozę ją do domu. Jest tym wszystkim wstrząśnięta. - spojrzałem się za siebie i zobaczyłem, że patrzy się na nic szczególnego ze skrzyżowanymi rękami.
- Okej, spotkamy się później.
Podbiegłem do niej, a ona spojrzała na mnie.
- Gotowa? - przygryzła wargę i skinęła głową.
***
- Skręć tutaj. Trzeci dom po prawej. - powiedziała cicho. Zatrzymałem się na podjeździe. Rozpiąłem się i wysiadłem. Podeszłem i otworzyłem jej drzwi.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się do niej, kiedy wyszła chwytając swoje rzeczy.
- Nie ma problemu. - potem odprowadziłem ją do drzwi.
Wyjęła klucze i otworzyła drzwi. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak, nic mi nie jest. Widziałam wcześniej martwe ciało. Może mam koszmary, ale nic mi nie jest. Dzięki za odwiezienie mnie do domu. Mój tata to doceni, że nie musiał zostawić pracy, żeby mnie odebrać i zabrać do domu.
- Nie robi mi to problemu. Właściwie mieszkam 5 minut stąd. Możesz do mnie pisać lub coś w tym rodzaju - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Najpierw musisz podać mi swój numer. - powiedziała ze śmiechem i wyciągnęła telefon, wkładając go w moje ręce.
Zaśmiałem się i wyciągnąłem telefon, a ona go wzięła. Wymieniliśmy się numerami i odzyskaliśmy nasze telefony.
- Okej, teraz możesz do mnie napisać lub zadzwonić, jeśli będziesz potrzebowała transportu. - uśmiechnęła się do mnie.
Pov Brianna (ponownie)
- Dzięki Stiles. - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie wspominaj o tym znowu. Dobrze. Myślę, że zobaczymy się jutro? - zapytał idąc powoli do swojego samochodu.
- Tak, do zobaczenia jutro. - pomachał i pobiegł do samochodu. Patrzyłam, jak wsiada i odjeżdża.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu z mojej twarzy. Nie wiem dlaczego, ale jestem teraz uśmiechnięta.
Poszłam do pokoju i opadłam na łóżko wpatrując się w sufit. Chyba powinnam wziąć prysznic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top