Rozdział 30: Muchy
Pov Stiles
- Natychmiast tu przychodź, mamy robotę. - powiedziałem, trzymając telefon do ucha.
- Położyłem się już i nie jesteśmy na to za starzy?. - powiedział Scott po drugiej stronie.
- Robimy to dla trenera.
- Nie ucieszyłby się. - przewróciłem oczami i migam latarką.
- Nieważne. Potrzebuje tego i to uwielbia.
- Jest środek nocy. - nalega Scott.
Otworzyłam szafkę, trzymając w ustach latarkę i chwyciłem ponownie za latarkę. - Jest kwadrans po 12. - powiedziałem i włożyłem latarkę do torby. - Po północy, czyli oficjalnie noc psikusów już się zaczął.
- A tak się składa, że trener ma dziś urodziny. Masz pięć sekund, by ty przyjść albo cię zniszczę.
- Nie żartuje. Pięć, cztery, trzy, dwa... - odwróciłem się i wtedy zauważyłem Scott'a. Przestraszyłem się jego i upadłem ze strachu ma podłogę.
- Jeden. - powiedział z uśmiechem.
- Nienawidzę cię.
***
Wyskoczyłem z Jeepa i skierowałem się do Scott'a, który rozmawia z bliźniakami. Co oni tu do cholery robią?
- Wracacie do szkoły? - zapytał ich Scott.
- Nie, chcemy pogadać. - powiedział jeden z nich. Nadal ich nie odróżniam.
- To dla was dużo odmiana. Zwykle krzywdzicie, kaleczycie, zabijacie. - powiedziałem kiwając głową, podchodząc do nich.
- Potrzebujesz watahy, a my Alfy. - przewróciłem oczami.
- W życiu. To Bardzo zabawne. - powiedziałem z moim zwykłym sarkazmem.
- Pomogliśmy ci.
- Zmasakrowaliście mu twarz w miazgę. To ma być pomoc? Moim zdaniem to przeciwieństwo pomocy.
- Co na tym zyskam? - zapytał Scott.
- Dodamy siły... - przerwał.
- Stałbyś się silniejszy. Nie masz powodu odmawiać? - obaj się uśmiechnęli.
Rany, gdybym mógł to po prostu zatarł im te głupie uśmieszki. - Jest jeden powód. Trzymaliście Derek'a, kiedy Kali wbijała w Boyd'a pal. - powiedział Isaac, przerywając mi myślenie.
- Powinnyśmy im zrobić to samo. - Aiden warknął na niego, popisując się swoim wilczą twarzą.
- Chcesz spróbować? - groził.
Isaac uśmiechnął się robiąc krok do przodu, ale Scott chwycił go za rękę odciągając go. - Oni wam nie ufają. Ja też nie. Patrzymy na nich przez chwilę, zanim weszliśmy do szkoły.
Wchodząc, dostaliśmy papierem toaletowym. - Hej, nie w twarz. - krzyknąłem do osoby, która rzuciła. - Dobra decyzja, stary. Byłeś jak prawdziwy Alfa. - powiedziałem, klepiąc Scott'a po plecach i poszliśmy do mojej szafki.
- Mam taką nadzieję. - wzdychnął Scott.
- Przecież wiesz. - idąc uderzyła mnie ramieniem jakaś dziewczyna, szybko podeszłem do szafki i zacząłem wbijać mój kod. Spojrzałem na Scott'a, który na coś się gapił.
- Na co się patrzysz? - zapytałem, wpychając książki do szafki z plecaka.
- Ja? - zapytał się wyrywając z transu.
- Tak, ty. Na nią się patrzysz? - zapytałem, spoglądając na Kire.
- Nią? Jaką nią? - zapytał Scott, a ja przewróciłem oczami.
- Ona. - wyjaśniłem. - Na Kire. Podoba ci się?
- Nie, to znaczy... Jest w porządku, jest nowa.
- Więc, zaproś ją, gdzieś. - powiedziałem, tak, że to nie był problem.
- Teraz?
- Tak, teraz. - powiedziałem. Zamknąłem na zamek i uderzam w szafkę.
- W tej chwili?
- Scott, chyba tego nie rozumiesz. Jesteś Alfą, drapieżnikiem najwyższego rzędu. Jesteś jak gorąca laska, o której marzą faceci.
- Gorąca laska? - zapytał. Spojrzałem na Isaac'a, który do nas się zbliża.
Popatrzyłem na Scott'a. - Najgorętszą laseczką. - mrugnąłem do niego i odwróciłem się, idąc do klasy.
Sekundę późnej pobiegł za mną Scott. - Okej. Zaproszę ją, ale pod jednym warunkiem. - zwróciłem się do niego i zatrzymaliśmy się na korytarzu.
- Ty zapytaj Brainn'e. - wskazał na korytarz. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem, jak rozmawia z Allison i Lydia.
- Co... uh. Dlaczego miałbym ją zaprosić?
- moje gardło zaschło.
- Stary. To widać , że podoba ci się. Więc, zaproś ją, a ja zaproszę Kire. - Scott nalegał.
- Ja nie czuje nic do Briann'y. To znaczy, tak. Ona jest naprawdę ładna i całowaliśmy się. I to dwa razy i mogłem coś poczuć, ale jeszcze nie wiem. Znaczy ona jest wspaniałą dziewczyną, ma wspaniałą osobowość i wspaniały uśmiech, a oczy ma... - powstrzymałem się i odchrząknąłem.
- Nie zamierzam jej zaprosić. - spojrzałem na Scott'a, który się do mnie uśmiecha.
- Zaprosisz ją. - następnie wszedł do klasy Finstock, zostawiajac mnie samego.
- Zapytać kogo? - zapytał głos za mną, sprawiając, że podskoczyłem.
- Cholera, jesteś przerażająca. Brianna? H...hej. - powiedziałem nerwowo, kiedy się do niej odwróciłem.
Patrzy na mnie zmieszana. - Spytać kogo? Aw, czyżby Stiles ma crush'a? - sprawiła, że uroczo się spojrzała, a potem uśmiechnęła się do mnie.
- N...nie, nie mam. Nie podkochuję się w nikim. Nie, nie ja. - powędrowałem dalej. Patrzy na mnie, po czym potrząsnęła głową, idąc na zajęcia.
Wypuściłem oddech, którego nie widziałem. Wstrzymałem oddech, zanim wszedłem do klasy, siadając obok Scott'a.
- Sukinsyny! - krzyknął Finstock i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
Scott i ja odwróciliśmy się do siebie uśmiechając się.
- Noc psikusów! - krzyknął, rzucając ołówkiem na ziemię.
- Diabelska noc! Czy jak jej tam. Jesteście złymi ludźmi. Bawi was, obrzucaniem mojego domu jajkami? Dom powinien być jak twierdza.
Scott zaczął się śmiać, a Finstock uderzył ręką w biurko. - A mój jest omletem. - Staram się jak mogę, żeby się nie załamać. Patrzę, jak podnosi prezent z biurka. Uniósł go i zapytał. - Ach, czyli powtarzamy to samo?
Scott i ja spojrzeliśmy się na siebie zmieszani. - Raczej nie. - Trener upuścił go na ziemię, tupiąc po pudle i wywołało pęknięcie. Szybko się schylił, chwytając potłuczony kubek z napisem #1 Trener.
- Wszystkiego najlepszego. - przeczytał z kartki. Wzdychał. - Kochający, Greenberg.
***
- Poczekaj, ten William Barrow? Ten bombiarz jest w okolicy? Widziano go w okolicy? - pytam taty idąc za nim przez korytarz.
Zatrzymał się i odwrócił się do mnie. - Właściwie nieco bliżej niż w okolicy...
- Którędy do piwnicy? Nikogo nie wpuszczać i nie wypuszczać. - Agent McCall powiedział pędząc obok nas.
- Co tu się dzieje, tato? - zapytałem. Potem wzdychnął.
***
- Barrow mówił, że atakował dzieciaki ze świecącymi oczami? - zapytał Isaac. - Powiedział dokładnie te słowa?
Isaac, Allison i ja pędzimy po schodach, próbując wszystkich znaleść. Okazuje się, że psychotyczny morderca z Channel One ukrywa się teraz w naszej szkole w poszukiwaniu dzieciaków, ze świecącymi oczami. Jeśli ktoś nie zauważył, to mamy ich wiele, które pasują do tego opisu.
- Tak. - powiedziałem zirytowany. - I nikt nie wie, jak się wybudził z narkozy. Jak go rozlepili znaleźli guz z żywymi muchami, co w innych okolicznościach byłbym zachwycony. - wyjaśniłem i dołączyły do nas Allison i Brianna.
- Much? - wszyscy zatrzymaliśmy się i odwróciliśmy, by zobaczyć Lydie, która zatrzymała się na środku korytarza.
- Lydia? - zapytała Allison. - Przez cały dzień słyszę dźwięk przypominający... bzyczenie.
- Jak brzęczenie much? - zapytała Allison i wszyscy podeszliśmy do niej.
- Dokładnie takie.
***
Biegnę korytarzem szukając Scott'a, ślizgając się trochę, gdy próbowałem się zatrzymać. Kiedy go zauważyłem, podbiegłem do niego.
- Stary, gdzieś ty był? - Lydia podbiegła do nas lekko zdyszana.
- Dlaczego policja odjeżdża? Dlaczego? - zapytała, patrząc na nas tam i z powrotem.
- Policja? - zapytał Scott.
- Pewnie sprawdzali cały teren i pewnie go tu nie znaleźli. - powiedziałem im.
- Kogo? - zapytał Scott, wciąż zdezorientowany. - Co wy...
- Musi tu być. - powiedziała Lydia. - Ten dźwięk, bzyczenie, które słyszę jest coraz głośniejsze.
- Jak bardzo? - wzdychnąłem.
Po poświęceniu czasu na poinformowanie Scott'a o wszystkim. Co się dzieje z Barrrow'em i świecącymi oczami. Lydia i ja postanowiliśmy zatrzymać tu policjie. Nie mogą nas tak po prostu zostawić z psychotycznym mordercą.
Zostawiłem Lydie, żeby pobiegła za moim tatą inną drogą. - Tato, Tato? - mówiłem, biegnąc za nim po schodach prowadzących na zewnątrz.
- Tak? - zatrzymał się w miejscu i szybko odwrócił się twarzą do mnie.
- Nie możecie odjechać.
- Świadek widział Barrow'a na dworcu. - powiedział do mnie.
- Pośpiesz się Stilinski! - McCall wrzasnął na niego. Zaczął za nimi iść.
- Whoa, whoa, whoa, Tato, proszę... Lydia mówi, że on tu jest. - podszedł do mnie.
- Widziała go? - zapytał ściszonym głosem.
- Niezupełnie. Wcale, ale ma przeczucie. Nadprzyrodzone. - powiedziałem przegryzając dolną wargę.
Popatrzył na mnie, jakbym zwariował. Spogląda na Lydie, która czeka na mnie przy budynku. - Nie było jej na planszy. - powiedział, wskazując na nią.
- Cóż, teraz jest. - powiedziałem kiwając głową.
- Kanima?
- Uch, Banshee. - powiedziałem, a on po patrzył na mnie zmieszany.
- Poważnie? - powiedział patrząc w górę.
- Wiem, jak to brzmi. Ona wyczuwa, kiedy ktoś ma umrzeć.
- A przeczuwa to, że cię zaraz zabiję? - krzykną szepcząc na mnie. Wzruszyłem ramionami i oboje popatrzyliśmy na nią. Pomachała do nas.
- Nie wiem.
- W porządku. - powiedział, zaczynajac się cofać. - Nie, żebym jej nie wierzył, ale świadek, przebije Banshee. Ktoś tu zostanie, a szkoła otworzą po trzeciej. Nikt nie wejdzie ani nie wyjdzie. Tyle mogę zrobić. - powiedział i wyciągnął ręce.
- Tak będzie najlepiej Stiles. - kręciłem głową do niego.
- Nie, nie, nie zostawiaj mnie tu. To jest... to jest najgorsze!
***
- Bestiariusz ma tysiąc stron. - powiedziała Allison, podwijając rolety w oknach w pustej klasie. Ona i Isaac szukają tutaj książki, aby sprawdzić, czy Gerard ją zostawił. Kiedy przyszli z pustymi rękami, zdali sobie sprawę, że musi być z powrotem w mieszkaniu Argent.
- Znalezienie informacji o muchach wychodzących z ciała może zająć mi to całą noc. - otworzyła okno i przerzuciła jedna nogę. Ponieważ nadal nie pozwalali nikomu opuszczać szkoły. Allison musi się wymknąć, aby przeszukać mieszkanie. Mam nadzieję, że coś znajdzie... cokolwiek.
- Mucha w języku starołacińskim to musca. - powiedziała Lydia.
- Myślę, że to dobry czas, aby wspomnieć o tym. Moja mama interesowała się o nadprzyrodzonymi rzeczami. Była naukowcem, przynajmniej tak ją nazywałam. Nigdy mi tak naprawdę nie powiedziała, co robiła, ale tak, czy inaczej. Mam wszystkie jej badania w moim domu w piwnicy. Mogłabym to sprawdzić. Połowa jest po łacinie, ale mogę spojrzeć. - powiedziała Brianna.
- Tak, zrób to. Zadzwońcie do nas, jeśli coś znajdźcie. - powiedziała Lydia. Brianna i Allison popatrzyły się na siebie, zanim jeszcze wyszli przez okno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top