Rozdział 22: Włączenie
Siedziałam na krzesełku bawiąc się włosami. Patrząc jak wrzucają lód do trzech wanny, gdzie była woda i jemiołą - Więc, oni umrą? - zapytałam.
- Tak, ale mogę ich sprowadzić z powrotem.
- Oni nie będą tacy jak ja, prawda? Bo umarłam, żeby się taka stać.
Wszyscy przestali robić to, co robili i spojrzeli na mnie. - Umarłaś? - skinęłam głową i wstałam podchodząc do lady, podniosłam jakieś narzędzie i bawiłam się nimi w rękach.
- Tak! Zrobiła mi kilka ran na skroniach, powiedziała kilka słów, a potem przejechała nożem mi po szyi, a teraz jestem tutaj. - uśmiechnęłam się pokazując kły.
Nadal wkładali lód do wanny. - Chcesz wiedzieć, co jeszcze mogę zrobić? - powiedziałam podbiegając za Stiles'a, gdzie opuścił jakąś odznakę.
- B...byłaś tam.
Zaśmiałam się i wróciłam do miejsca w którym siedziałam wcześniej. - Jestem naprawdę szybka i silna. - powiedziałam łamiąc metalowe narzędzie w moich rękach.
Patrzyłam jak Deaton wlewał do wanny ostatnią torbę lodu. - W porządku. - powiedział Deaton odwracając uwagę wszystkich ode mnie.
- Co przynieśliście? - zapytał. Patrzyłam jak Stiles podnosi odznakę z ziemi.
- Uch, odznakę taty. powiedział unosząc nieśmiało. - Jennifer zgniotła ją w ręce. Trochę ją wyprostowałem. Dalej słabo wygląda,
- Nie musi dobrze wyglądać. - powiedział mu Deaton, zanim wtrącił się Isaac.
- To prawdziwa srebrna kula? - zapytał Allison, a ja zerknęłam na nią, żeby zobaczyć jak trzyma ją w dłoni.
- Tata zrobił ją do ceremonii. - wyjaśniła. - Gdy ktoś kończy nauki, robi srebrną kulę jako symbol.
- Scott? - zapytał Deaton, gdzie szczęka Scotta jest lekka rozwarta.
- Tata dał mamie ten zegarek, gdy zaczęła pracę. - wyjaśnił drżąco Scott. - Mówiła, że tylko to działało w małżeństwie.
- Wejdźcie. - wyjaśnił Deaton. - Będziemy was trzymać pod wodą aż. Umrzecie, ale to nie tylko ktoś, kto was utopi. To też ktoś, kto was uratuje.
- Ktoś z silną więzią. - Dokończył Deaton - Emocjonalnie powiązanie.
Spojrzałam, a Lydia podeszła do Allison. - Brianna. - spojrzałam na Deaton'a zmieszana. - Idź do Stiles'a. - Moje oczy spotkały się ze Stiles'em.
- Ja? N...nie wiem, czy mogę to być ja, która kogoś zabiła. - Nerwowo pokręciłam kciukami, kiedy napotkałam oczy Stiles'a. Poczułam ucisk w moim żołądku.
- Spróbuję zrobić to. Nikogo już nie zabiłam i jak dotąd radzę sobie dobrze. - powiedziałam patrząc na Isaac'a.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, obudzą się. Ale to nie powinno mieć dla ciebie znaczenia, jeśli kogoś zabijesz, prawda? Mam na myśli to, że wyłączyłaś swoje człowieczeństwo to nic nie powinno mieć znaczenia. - powiedział Deaton, a ja powoli wstałam.
Skąd on to wie?
- T...tak. To nie ma znaczenia. - podeszłam do wanny, przyglądając się jej zaciekawieniem.
Allison, Scott i Stiles podeszli do wanien. Patrzyłam, jak Allison zanurza stopę, wypuszczając drżący oddech z powodu zimna.
Stiles spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko, uspokajająco.
Patrzyłam jak wchodzi do wanny, powoli suwając swoje ciało do lodowatej wody. Patrzyłam jak jego ciało zaczyna się trząść pod wpływem zimna. Wypuszczając drżące oddechy, gdy zaczął się trząść, jego usta przybierały delikatny odcień niebieskiego.
- Przy okazji. - powiedział Stiles, a jego głos łamał się, gdy patrzył w stronę Scott'a. - Jeśli z tego nie wyjdę, powinneś coś wiedzieć. Twój tata jest w mieście.
Oczy Scott'a się rozszerzyły. Patrzyłam, jak Deaton kiwną głową, położyłam ręce na ramionach Stiles'a i wepchnęłam ciało Stiles'a pod wodę.
Czuję, jak walczy z mojego uścisku, ale wiem, że nie mogę pozwolić mu wyjść. To tylko jest jego refleks.
A potem już to się dzieje, jego ciało pływało w wodzie. Stiles nie żyje. I to ja go zabiłam.
Wyciągnęłam ręce z wody i przyłożyłam je do swojej klatki piersiowej, czując ból, który ogarnia moje całe ciało.
Próbuje z tym walczyć, ale jest to za silne. Czuje, jak łzy napływają mi do oczu, gdzie cofnęłam się do tyłu. Moje plecy uderzyły w ścianę, zsunęłam się po niej i oparłam się o kolana.
- Brianna, co się stało? - usłyszałam jak Isaac mnie zapytał.
- N...nie wiem. J...ja nie mogę przestać płakać. - powiedziałam histerycznie, kołysząc się w przód i tył.
- Zabicie Stiles'a włączyło jej człowieczeństwo. - powiedział Deaton.
Czuje wszytko. Nienawidzę tego. Chcę go wyłączyć, ale wiem, że to nie jest dobrym pomysłem.
- Co to znaczy? - zapytała Lydia.
- Cóż, wampir ma ten mentalny przełącznik z tyłu głowy. W zasadzie wyłącza on emocje i sprawia, że są obojętni na wszystko, co czyni ich ludźmi. A kiedy zabiła Stiles'a, emocja spowodowała, że to powróciło. To nie jest akurat normalne, aby ta emocja ją ponownie włączyła, musiałaby być bardzo silna.
- Co to za emocja? - dopytała Lydia.
- Zgaduje, że... miłość. - powiedział Deaton.
***
16 godzin. 16 godzin i nadal nie żyją. Przez połowę tego czasu starałam się powstrzymać emocje. Nie wyłączyłam go z powrotem, ponieważ to już drugi raz, kiedy Stiles ponownie włączył. Może to znak, że powinnam go trzymać.
Siedziałam na podłodze z głową na ramieniu Isaac'a. Przez większość czasu płakałam. Wszystkie emocje, które powstrzymywałam, po prostu wypłynęły ze mnie i trudno było sobie poradzić.
Moje ręce nie przestały się trząść. Wciąż powtarzam jak zabijam Stiles'a w mojej głowie.
Deaton pomógł mi się kontrolować, skupiając się na jednej emocji i wybrałam gniew. Jestem taka zła na Kali za zabicie mojej matki, a potem zła na Jennifer za zabicie mojego ojca, więc stałam się taka.
Zabiłam 5 osób, technicznie rzecz biorąc 6, jeśli liczę Stiles'a, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, on się obudzi.
Dobrze?
Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go straciła. Mam na myśli ich. Allison, Scott i Stiles. To moi przyjaciele i byłbym zdruzgotana, gdybym straciła ich wszystkich trzech.
Nagle Allison wyskoczyła z wody wraz z Stiles'em i Scott'em.
- Wiem, gdzie to jest! - Scott krzyknął wychodząc w wanny.
Wstałam z ziemi i złapałam ręcznik. Podałam go Stiles'owi i pomogłam mu wyjść z wanny.
- Mijaliśmy je. To wielki pniak. Wielkie drzewo. Było wielkie, bo ścięto je. - Stiles owinął się ręcznikiem.
- Szukaliśmy wtedy ciała. - powiedział Scott do Stiles'a.
- Ugryzł cię Peter. - zauważył Stiles, a Allison wzdychała.
- Ja też tam byłam. -powiedziała Allison. - Prawie wtedy kogoś potrąciłyśmy.
- To byłem ja. - powiedział Scott, odwracając się do Allison. - Mnie prawie potrąciłyście.
Allison wzdychała z szoku. Deaton, Isaac, Lydia i ja spoglądaliśmy na nich nerwowo.
- Znajdziemy to. - powiedział nam Scott. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Isaac'a.
- Co? - Zapytała Allison, zauważając nasze nerwowe miny.
Isaac z wahaniem powiedział. - Długo byliście w wannach.
- Ile to długo? - zapytał Stiles, patrząc na mnie z przerażeniem.
- 16 godzin. - powiedziałam, wpatrując w podłogę.
Czuję, że Stiles się na mnie patrzy, ale odmówiłam sobie żeby spojrzeć na niego.
- Byliśmy w wodzie 16 godzin? - zapytał Scott w szoku.
- Pełnia zaczyna się za 4. - kontynuował Deaton.
- Wtedy nie mam czasu. - powiedział Scott, gdy cała trójka suszyła się ręcznikami. - Co oznacza, że muszę wracać do Deucalion'a.
- Nie wracasz do nich. - argumentował Stiles, siadając na skraju wanny.
- Mam układ z Deucalio'nem. - wyjaśnił Scott.
- Czy to brzmi jak układ z diabłem? - zapytał Stiles, patrząc na resztę z nas.
- Co to za różnica? - zapytał Isaac.
- Ponieważ. - zaczął Scott. - Bez nich nie pobijemy Jennifer.
- Tobie ufa. - powiedziała Allison do Deaton'a. - Powiedz mu, że się myli.
- Nie jestem pewien. - powiedział Deaton, wzruszając ramionami. - W takiej sytuacji czasami trzeba się układać z wrogami.
- Zaufamy mu? - zapytał Isaac z niedowierzeniem. - Facetowi, który nazywa siebie „śmierć, niszczyciel światów".
- Nie zaufałbym mu. - przerwał mu Deaton. - Ale możesz go użyć. Może jest wrogiem, ale jest też przynętą.
Wszyscy rozejrzali się po sobie, już chciałam coś powiedzieć, ale dzwonek przy drzwiach zabrzmiał, sygnalizując, że ktoś wchodzi.
Spojrzałam nerwowo na drzwi, kiedy Deaton szedł w kierunku wyjaśnia bydynku. Wszyscy z wahaniem wstaliśmy i poszliśmy do przodu.
Podchodząc, zauważyłam jednego z bliźniaków stojącego przed ladą. Myślę, że to Ethan, ale tak naprawdę nie umiem ich odróżnić.
- Szukam Lydii. - powiedział. Spojrzałam na Lydie, która stała obok mnie.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Potrzebuję pomocy. - powiedział nerwowo.
- W czym? - zapytałam. Robiąc krok do przodu, gdzie stałam przed Lydia. Nie ufam Ethan'owi.
- W zatrzymaniu mojego brata i Kali. - powiedział Ethan z westchnieniem. - Od zabicia Derek'a.
Lydia delikatnie kiwnęła głową. - W porządku. - podeszła do niego.
- Ja też pomogę. Zbije ją. Wszyscy strzelają jej w głowę.
- Brianna, czy na pewno chcesz to zrobić? Możesz nie chcieć jej zabijać, ale to mówi gniew. - Deaton powiedział mi.
- Deaton, odkąd tu przybyłam to jest wszystko co chciałam od początku zrobić. Miałam to zaplanowane, zanim poznałam Jennifer. Kali, K... - zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech. - Kali zabiła moją matkę, mam nadzieję, że zrozumiesz dlaczego muszę to zrobić.
Wszyscy milczeli. Odwróciłam głowę do Lydii i Ethan'a, gdzie skinęłam głową do nich.
- Chodźmy.
***
- Wiemy o zaćmieniu. - Ethan powiedział Derek'owi, który ma skrzyżowane ramiona, gdy patrzył na naszą trójkę. - Nie licz, że Kali będzie na nie czekała. Ona nadchodzi. Mój brat też. - wyjaśnił Ethan.
- Może być. - stwierdził Peter, po czym zerknął na Derek'a. - Derek?
- Mam uciekać? - zapytał Derek z niedowierzeniem.
- Nie. - powiedział sarkastycznie Peter. - Zostań i niech cię zabije Alfa z psychotycznym fetysz stóp. Uciekaj. Sprintuj, galopuj z tego miasta.
- Jeśli chcesz zostać i zginąć... - wtrąciła się Cora. - ...dla mnie to w porządku. Ale zrób to w imię czegoś.
- Skąd wiecie, że przegram? - Zapytał Derek, starając się brzmieć silnej niż w rzeczywistości.
- Nie wiemy. Ale ona pewnie ma pojęcie. - powiedział Peter, spoglądając w stronę Lydii. - Prawda, Lydia? - powiedział, idąc w jej stronę.
- Nic nie wiem. - powiedziała, nie odrywając oczu od Peter'a.
- Ale coś czujesz. - powiedział, kilka centymetrów od jej twarzy. - Prawda?
- Co czujesz? - zapytał ją Derek.
- Czuję... - za mruczyła, przerywając przed ponownym rozpoczęciem. - Jakbym stała na cmentarzu.
I to jedno zdanie załatwiło sprawę, wszyscy byliśmy w ruchu, aby doprowadzić Derek'a jak najdalej od jego mieszkania.
***
Podskoczyłam lekko, gdy w pokoju zaczęły dzwonić alarmy, po czym szybko się zatrzymałam, gdy Kali wkroczyła i zniszczyła system bezpieczeństwa ze ściany.
- Gdzie on jest? - Kali za warczyła, wpatrując się we mnie.
Lydia pstryknęły palcami, próbując się zatrzymać. Patrzyła w moją stronę, a potem w stronę Ethan'a, rozmyślając. - Chyba poszedł na zakupy. Miał jakieś sprawy do załatwienia. Takie tam wilkołacze sprawy.
- Wiesz z kim rozmawiasz? - Kali obserwowała Lydie i powoli zbliżając się do mnie.
- Mała suka-wilkołak, która nie lubi, gdy inni ludzie wiedzą o nich trochę informacji. - zwróciłam na nią uwagę.
- Kim ty jesteś? - skrzywiła się.
- Nie pamiętasz mnie?
Patrzyła na mnie przez chwile, a potem uśmiechnęła się. - Wyglądasz zupełnie jak twoja matka.
- A ty ją zabiłaś! - krzyknęłam na nią. Czułam, jak moja krew zaczyna pulsować.
- Tak, prawda? - zaśmiała się chłodno. - Wyrwałam jej serce prosto z piersi. Czy kiedykolwiek poczułam serce, kiedy jeszcze bije? Nie oczywiście, że nie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - ruszyłam w jej stronę.
- Wiesz dlaczego.
- Powiedz to. - kontynuowała. Zacisnęłam rękę w pięść, a ona przewróciła oczami.
- Mama wiedziała, że Julia żyje, a ty nie chciałaś, żeby Deucalion wiedział, więc ją zabiłaś. Na oczach jej własnej córki!
- Dla małej rodziny, która mieszkała przez całe żucie w Południowej Karolinie. Nie sądziłam, że będzie problem. Okazuje się, że się myliłam. - Warknęła na mnie, pokazując swoje oczy Alfa.
- O Boże. - wymamrotała Lydia za mnie. - Będzie bardzo brutalnie?
- Chyba tak. - potwierdził Ethan, ale zanim cokolwiek mogłoby się zdarzyć, wszyscy popatrzyliśmy w górę okna, gdy usłyszeliśmy, jak pęka z góry.
Po patrzyłam obok siebie i zobaczyłam stojącą Jennifer.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top