26.
Wszedłem do domu powoli, obawiając się reakcji. Kiedy już ochłonąłem, dotarło do mnie, co zrobiłem. Pocieszał mnie jedynie fakt, że nie zabiłem go naprawdę.
Chyba.
Znalazłem się w sypialni, siadając na łóżku i podkulając nogi. Poczułem się okropnie źle, bo to wszystko było moją jebaną winą i to tak bardzo bolało. A jeśli zrobiłem mu naprawdę krzywdę? Albo jeśli mnie po tym znienawidzi i zostawi? Jestem jebanym debilem, ale tak bardzo boję się...
-AUĆ, KURWA!- jęknąłem głośno, cholernie zaskoczony. Coś mnie zabolało i zabolało cholernie. Wstałem i podszedłem do lustra, zrzucając bluzę i koszulkę . Położyłem dłonie na brzuchu, czując kolejne ruchy. W lustrze widziałem, że mój brzuszek lekko odstaje. Przygryzłem wargę. Żyło. Moje maleństwo jeszcze żyło. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Były to jednocześnie łzy strachu o Lou i nasz związek oraz szczęścia, bo moje dziecko nie było martwe.
Trzask drzwi wyrwał mnie z rozmyśleń. Po chwili w sypialni był wściekły Tomlinson. Jego oczy były czarne. Przełknąłem ślinę i odsunąłem się wystraszony o ścianę. Nie może mnie skrzywdzić, choćby ze względu na dziecko..
-Louis- wydukałem, ale pod naciskiem jego spojrzenia zamknąłem się. Osunąłem się po ścianie i skuliłem przerażony na podłodze. Mogłem wyczuć jego złość.
-Ja wszystko, ale naprawdę kurwa wszystko rozumiem- warknął. Ten głos był tak inny od jego codziennego, skuliłem się bardziej- ale myślałem do cholery, dupku, że mnie kochasz!- uderzył ręką o ścianę, w której zrobiła się dziura.
-Lou, kocham cię- wyszeptałem.
-Pomyślałeś kurwa? Nie miałeś nawet pojęcia, że to przeżyję. Więc widzę jak mnie kochasz!
-Louis, proszę- po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wciąż byłem słaby. Wciąż czułem jak człowiek..- Kocham cię, przepraszam- szepnąłem-Ja nie chciałem, byłem zły i przerażony, po tym co powiedziałeś.. Lou, obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię, kocham cię- zaszlochałem. Ja nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić życia bez niego- Nie zostawiaj mnie tylko, nie rób mi tego znowu, ostatnie trzy lata były straszne- jego spojrzenie zelżało. Oczy już nie były tak smoliście czarne, ale wciąż ciemne. Klęknął powoli przede mną.
-Nie zostawię cię. Kocham cię, Harry- westchnął. Natychmiast się w niego wtuliłem.
-Ja naprawdę bardzo cię przepraszam.- szepnąłem.
-Wiem, Harry, cichutko- szepnął, obejmując mnie ciasno. Po moich policzkach wciąż spływały słone łzy.
-Lou..- zacząłem niepewnie. Spojrzał na mnie, z pytaniem w oczach. Przygryzłem wargę i położyłem jego dłoń na swoim brzuchu- On żyje...
Louis ściągnął brwi, trzymał dłoń, ale nic się nie działo. Zacząłem się zastanawiać, czy to nie były moje urojenia, kiedy nagle poczułem silne szarpnięcie. Z mojego gardła uciekł krzyk bólu, a Louis odsunął rękę zaskoczony. Chwilę później leżałem na łóżku, a Liam mnie badał.
-Co z Hugo?- mruknął Louis. Przygryzłem wargę, coś było nie tak.
-Będzie za godzinę, już się zbliża do miasta- westchnął Payne- Lou, będziesz musiał go oznaczyć- mruknął- bo obawiam się, że inaczej zginie albo on, albo dziecko.. Albo oboje.
-Oznaczyć?- mruknąłem zdziwiony, ale zostałem zignorowany.
-Liam, pogięło cię? Ceremonia połączenia nie była odbywana od setek lat, czemu niby..
-A ty do cholery nie zauważyłeś, że z Harrym nic nie jest takie proste jak się wydaje?!- warknął.
-Jaka ceremonia?!- warknąłem. Louis westchnął i spojrzał na mnie.
-Ceremonia połączenia. Była praktykowana w innych rodach około siedmiuset lat temu- westchnął- polegała na tym, że jeśli wampir wiązał swoją przyszłość z człowiekiem, to powinien go przemienić. Jeśli nie on to zrobi, to mogą być komplikacje podczas ciąży i tak dalej- westchnął- dlatego jeśli inny wampir z jakiegoś powodu przemieni partnera, to wampir, który wiążę przyszłość z tym człowiekiem, powinien wpuścić jad do jego organizmu, żeby zarówno on jak i dziecko było zdrowe w tej relacji.
-...Czekaj co?
-Aleś popierdolił- westchnął Liam- Popatrz Hazz. Louis wiązał przyszłość z tobą, jak jeszcze byłeś człowiekiem, prawda?- skinąłem głową. To było proste- I chciał cię przemienić, ale wyszło trochę inaczej- znowu skinąłem- Więc powinien wpuścić teraz jad do twojego organizmu, wiesz.. ugryźć cię.
-Okej- powiedziałem od razu.
-Problem w tym- westchnął Lou- że ty już jesteś w ciąży i nie wiemy jak wpłynie to a dziecko.
-Ale zaraz tu będzie mój przyjaciel, który wie o tym więcej- westchnął- więc wszystko ci powie.
Jak na zawołanie do drzwi ktoś zadzwonił.
-LIAM DO CHOLERY!- warknął Zayn.
-Oh kurwa- mruknął- Zapomniałem, że przecież Zaza go nie lubi..
^^
Louis rozmawiał z Liamem i Hugo w salonie, a ja leżałem skulony na łóżku. Po moich policzkach spływały łzy. Lekarz nie odezwał się ani słowem do mnie, zbadał tylko i wyszedł, a Louis miał wciąż zaciętą minę, czytając jego myśli. Wyszedł razem z mężczyzną, obaj zniknęli, zignorowali mnie i mój strach. Bałem się, miałem cholernie złe przeczucia. I mogłem usłyszeć ich rozmowę, ale nie chciałem, nie słuchałem. Leżałem i płakałem. Czekałem. Jak skazany na kata, czekałem na swój wyrok z ust Louisa.
^^
Louis.
-Więc chcesz się połączyć. To dobrze. Bezpieczniej jednak byłoby to zrobić po porodzie- westchnął Hugo- ale chłopiec może tego nie dożyć, albo nie donosić... To dopiero pierwszy trymestr, ale już za późno na usunięcie- westchnął- Chociaż to dopiero drugi miesiąc, to niestety dhampir rozwija się szybciej i aborcja w tym momencie jest już niewskazana. To już jest dziecko.
-Dhampir?- uniosłem zaskoczony brwi.
-Tak, zdecydowanie jest to pół ludzkie, pół wampirze dziecko. Dlaczego?
-Byłem przekonany, że to nie ja jestem ojcem- westchnąłem- ale to nieco zmienia postać rzeczy. Co zatem powinienem zrobić?
-Myślę, że zaczekać, aż zacznie się trzeci miesiąc. Do tego czasu spokojnie przygotować go do ceremonii, uświadamiać i oswajać. Jeśli będzie spokojny to nic się nie stanie. Przyjadę za trzy tygodnie, będę niedaleko, kiedy będziesz wpuszczał w niego jad.
-Jak mam to zrobić? Zestresuje się na samo uświadomienie go!
-Przygotuj go do tego, ale nie mów, kiedy to zrobisz. W trakcie stosunku będzie rozluźniony i nie będzie się tego spodziewał, a ty wpuścisz w niego swój jad podczas waszego orgazmu. A ja będę po prostu gdzieś niedaleko, w razie gdyby coś poszło nie tak, chociaż nie obstawiam takiej opcji.
Westchnąłem i odchyliłem głowę.
-Do cholery, Lucas- mruknąłem pod nosem- nie mogłeś ze mną pogadać?
^^
Harry.
Po pokoju rozległo się pukanie. Pociągnąłem nosem, burcząc cicho proszę. Ktoś wszedł i po chwili ukląkł przede mną. James.
-Cześć mały- uśmiechnął się lekko- jak się czujesz?
-A jakbyś się czuł, gdyby twój chłopak zataił przed tobą informację o połączeniu oraz gdybyś nie mógł donosić po raz kolejny ciąży?- skrzywił się- No właśnie.
-Słuchaj Harry, nie możesz się denerwować- położył mi dłoń na ramieniu. Czułem, jak powoli się rozluźniam.
-Próbujesz jakichś sztuczek?
-Uspokajam cię- mruknął- Nie możesz się denerwować, bo zaszkodzisz dziecku, a przecież tego nie chcesz.
Westchnąłem. Obróciłem się na plecy, kładąc dłonie na brzuchu.
-Co jeśli je stracę?- szepnąłem. Franco westchnął.
-Mogę?- wskazał na brzuch. Skinąłem głową. Poczułem jego chłodną dłoń- Cześć skarbie- zaśmiał się wampir. Maluch poruszył się, ale nie tak gwałtownie jak wcześniej- Nie stracisz, czuję to.
Uśmiechnąłem się lekko. Do sypialni wszedł Louis.
-Zostawię was- James wyszedł, a Lou powoli usiadł na łóżku. Uśmiechnął się słabo i oparł o zagłówek. Wciąż patrzyłem w sufit, nie odzywając się słowem.
-Będziemy stopniowo przygotowywać was do ceremonii- westchnął cicho- Będziemy połączeni.
Przygryzłem wargę.
-Przecież tego nie chcesz. Po co to?
-Jak to nie chcę?- ściągnął brwi.
-Gdybyś chciał, powiedziałbyś mi wcześniej o połączeniu.
-Harry..
-Taka prawda.
-Nie powiedziałem ci, bo nie wiedziałem. Jasne, że chcę, żebyś był mój- mruknął cicho.
-Naprawdę?
-Oczywiście skarbie. Tylko musimy troszkę poczekać, dobrze?
Skinąłem głową. Louis uśmiechnął się i pocałował mnie lekko, już po chwili zawisając nade mną. Zaczął całować moją szyję i klatkę piersiową, po chwili będąc przy brzuchu, który również pocałował.
-Cześć kochanie- szepnął z ustami przy skórze, przyjemnie mnie łaskocząc. Uśmiechnąłem się- tutaj tatuś. Zrobię wszystko, byś był z nami- szepnął, muskając mój brzuch- Wszystko.
-Lou- poczułem łzy w oczach, to było takie piękne..
Szatyn spojrzał na mnie i usiadł na moich udach, po czym wyciągnął coś z kieszeni.
-Wyjdź za mnie- powiedział, otwierając przede mną pudełko. Zamarłem.
"Kochać - to nie tylko dawać, ale i przyjmować."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top