25.


James.

Krzyknąłem głośno, kiedy kolejna martwa dusza przeszła przeze mnie, dostając się na drugi świat. Bycie łącznikiem było cholernie bolesne. Niemniej jednak byłem gotowy zapłacić każdą cenę, póki mogłem być blisko Louisa. Strasznie mi go brakowało, byłem do niego cholernie przywiązany. Zresztą on również za mną tęsknił, więc to było najlepsze wyjście dla nas obu. Odzyskał i mnie i Stylesa. A ja nie mogłem być szczęśliwszy, widząc jego szczęście.

Westchnąłem, słysząc głośne jęki w czterech różnych tonacjach. Louis i Harry byli okropni. Ale Stan z Davidem bili ich na głowę.

Harry.

Położyłem głowę na stoliku i westchnąłem. Louis pewnie znowu sobie odpuścił wykłady z Lucasem i poszli zapolować.

Albo się pieprzyć.

I to i to było całkiem możliwe.

Jakim w ogóle prawem wysłali mnie na uczelnię, wiedząc, że jestem dwa tygodnie po przemianie i mogę kogoś zabić?!

-Nie byłbyś w stanie- szepnęła Ariel.

Prychnąłem. Nie byłem przecież aż taki słaby! Dziewczyna zachichotała.

-Dziękuję, to koniec na dziś- powiedział dziekan. Wstałem, zgarnąłem notatki z ławki i wyszedłem z sali, wpadając prosto w ramiona Lou.

-Cześć dzieciaku- powiedział, uśmiechając się szeroko. W odpowiedzi natychmiast się w niego wtuliłem i zamknąłem oczy. Potrzebowałem jego bliskości.-Coś się stało?- spytał zaniepokojony.

-Po prostu tęskniłem- mruknąłem i wszczepiłem się dłońmi w jego koszulę. Tomlinson zachichotał, instynktownie obejmując mnie ciaśniej.

-Te twoje humorki nas wykończą- westchnął rozbawiony. Pociągnąłem go w kierunku biblioteki i ruszyłem w najbardziej puste miejsce. Przyciągnąłem chłopaka bliżej siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, dłońmi zacząłem rozpinać jego spodnie-Harry..- mruknął w moje usta.

-Pieprz mnie Louis- mruknąłem- zrób to tutaj, szybko i agresywnie, jak zawsze- szepnąłem- jak lubię.. -i pozbawiłem nas spodni, pocierając jego kutasa. Już po chwili podniósł mnie i przycisnął do półki z książkami, rozrywając moje wnętrze gwałtownym pchnięciem. Jęknąłem, było to cholernie dobre uczucie, choć nie ma co ukrywać- bolesne. Wgryzłem się w jego ramię.

-Mój wampirek- szepnął cicho, wywołując na mojej twarzy uśmiech. W końcu...

Wbijał się we mnie raz za razem, a ja naprawdę starałem się być cicho, ale nie potrafiłem. Z Louisem pieprzącym mnie tak dobrze i trafiającym za każdym razem w moją prostatę było to cholernie trudne. Już po chwili doszedłem z przeciągłym jękiem, a Louis rozlał się we mnie, by po chwili przede mną klęczeć i zlizywać moją spermę z brzucha.

-Kocham cię- wyszeptałem.

-Też was kocham- wstał i mocno mnie pocałował, jednocześnie ubierając. Szybko się stamtąd zmyliśmy, a mnie nagle naszły dziwne wątpliwości. Przystanąłem w miejscu, a Louis spojrzał na mnie zaskoczony.

-Louis, ale...- przygryzłem wargę. Pociągnął za nią. Niepewnie się w niego wtuliłem i zacisnąłem palce na jego czerwonej koszuli.- Nie można przecież zajść tak szybko w ciążę- westchnąłem. Jego oczy pociemniały. Nie wiedziałem, jak mam to powiedzieć. Obserwowałem jego minę, aż w końcu spiąłem się w sobie i spuściłem wzrok.- To nie jest twoje dziecko- szepnąłem. Chwilę później moje palce zaciskały się na powietrzu.

^^

Wszedłem do domu i rozejrzałem się. Louis siedział na kanapie z Franco i nawet się śmiali. Nawet. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, jednak szybko odwrócił wzrok. Westchnąłem.

-Lou daj mi to wyjaśnić...- szepnąłem, podchodząc powoli do niego.

-Nie ma czego wyjaśniać- westchnął i pociągnął mnie na swoje kolana- Nie byliśmy razem, więc nie mogę cię obwiniać, że masz z kimś innym maleństwo- szepnął. Potrząsnąłem głową.

-Louis, miałem na myśli to, że ja nie mogę być w ciąży...

Tomlinson ściągnął brwi i położył mi dłoń na brzuchu.

-Skarbie, ale jesteś- szepnął. Byłem zdezorientowany. To wszystko było jakieś dziwne, przecież nie mogłem zajść w ciążę w jeden dzień...

-Louis... Pamiętasz, jak przywróciłeś mi pamięć? Jak jeszcze byłem człowiekiem?- szepnąłem wystraszony. Ściągnął brwi.

-Liam, dzwoń po Hugo- mruknął szatyn. Chwilę później siedziałem na kanapie, a Lou zniknął na górze. Pognałem za nim, zastając go, jak kołysze Freddiego. Uśmiechnąłem się na ten uroczy widok.

-Czy to coś złego? Jeśli zaszedłem, będąc człowiekiem?

-Technicznie rzecz ujmując to nie- mruknął- ale problem pojawia się w momencie przemiany, Harry- westchnął. Spojrzałem na niego, nic nie rozumiejąc- Bo jeśli byłeś w ciąży i Stan cię przemienił, to to dziecko albo już jest martwe, albo zaraz będzie. A ty razem z nim.- zamrugałem, chcąc odgonić łzy. To chyba jakiś żart. Kolejny problem z ciążą?- Przykro mi skarbie- uśmiechnął się. Fiołkowy odcień jego oczu tylko mnie dobił.- Będziemy musieli pójść do lekarza kochanie- szepnął. Prychnąłem pod nosem i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami frontowymi.

^^

Park o tej godzinie nie był bezpieczny. Oczywiście dla ludzi, bo mi nikt nie mógł zrobić krzywdy.

-Jesteś zbyt pewny siebie.

Prychnąłem. Czy każdy musi mnie śledzić?

-Martwimy się o ciebie.

-Dam sobie radę Nick- warknąłem- Zostaw mnie samego- pomknąłem przed siebie. Usłyszałem jeszcze tylko westchnięcie.

Nie znałem miasta. Nie miałem pojęcia gdzie iść, ani czy mnie znajdą. Ale wiedziałem, że pomimo upływu czasu i wydarzeń, wciąż nie mówili mi wszystkiego, traktując jak zwykłego, bezbronnego dzieciaka.

^^

-Cześć- uśmiechnąłem się lekko do młodego chłopaka, siedzącego na ławce.

-Znamy się?- uniósł brew. Westchnąłem, teatralnie przewracając oczami.

-Nie, ale możemy poznać- usiadłem mu okrakiem na kolanach, ocierając się o niego. Jęknął zaskoczony, kładąc mi dłonie na biodrach.

-Szybki jesteś- westchnął, kiedy zacząłem całować jego szyję.

-Nawet nie wiesz jak bardzo- wymruczałem, wysuwając kły i wgryzając się w miękką skórę bruneta. Jęknął, ale po chwili zaczął wrzeszczeć. Przewróciłem oczami i zatkałem mu usta dłonią, żeby choć trochę go uciszyć. Gdyby Louis nauczył mnie perswazji, nie musiałbym odstawiać teraz tej szopki, że koleś mnie podniecał. Tylko Lou to robił. I nikt inny nie miał prawa, nie chciałem, żeby ktokolwiek na mnie działa tak, jak mój ukochany. Niemniej jednak, musiałem się pożywić.

-HARRY WYSTARCZY!- usłyszałem znajomy głos, a po chwili leżałem na ziemi. Louis stał nade mną z założonymi na piersiach dłońmi- Zwariowałeś?- warknął i podszedł do chłopaka- Nie wiesz, co się wydarzyło, obudziłeś się na ławce- mruknął i podał mu swojej krwi.- Mamy dużo zmartwień na głowie. Nie potrzebujemy niewychowanego wampira- prychnął- do domu. Już.

Ściągnąłem brwi i wstałem, przyciskając go do drzewa.

-Nie masz prawa mi rozkazywać- syknąłem i podszedłem do niego. Spojrzałem mu w oczy, skręcając kark jednym, pewnym ruchem. Upadł na zimny beton, a ja zniknąłem bez mrugnięcia okiem.

„Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre."

xxx

dla tych, którzy czekają na zouisa:

będzie w sobotę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top