11.
Zapas mi się kończy...
for
xXxxX
Obudziłem się z bólem głowy i dziurą w pamięci. Nie pamiętałem prawie nic z poprzedniego dnia i wieczora. Cokolwiek się działo, było z pewnością miłe, ale ja byłem zbyt pijany by to zapamiętać. Jedno było pewne- nie obudziłem się w swoim łóżku, więc co za tym idzie, spałem poza akademikiem. Podniosłem się do pozycji siedzącej, opierając plecami o zagłówek. Przekręciłem głowę na bok, dostrzegając na poduszce karmelowe kosmyki włosów. Zrobiłem się czerwony niemal od razu, kiedy uświadomiłem sobie, że przespałem się z Louisem. Patrzyłem na niego przez chwilę. Miał rozchylone usta, spomiędzy których wyrywały się krótkie oddechy. Był przykryty satynową kołdrą do połowy. Nie mogłem się napatrzeć na niego. I nagle jak za sprawą jakiegoś zaklęcia, do mojej głowy wpłynęły wydarzenia minionej nocy.
Louis przesunął dłonią po moim ciele...
Poczułem wypieki na twarzy, kiedy obrazy w głowie sprawiały, że czułem dotyk mężczyzny ponownie, chociaż on spał głęboko obok mnie.
Tomlinson odsunął się ode mnie i złożył lekki pocałunek na mojej łopatce.
Otrząsnąłem się i z westchnięciem odkopałem się z pościeli. Wyszedłem cicho z łóżka, by jeszcze ciszej skierować się do łazienki. Czułem niezbyt przyjemne pieczenie w swoim tyłku, ale kurwa warto było.
Kiedy owinięty w pasie ręcznikiem wyszedłem z łazienki, Louis nie spał. Siedział na parapecie w samych białych slipkach, które mocno opinały mu się na pośladkach, i wypuszczał dym ust. Wciągnąłem ze świstem powietrze. Kurwa, był gorący.
-Dzień dobry- mruknął, nie patrząc na mnie- Wyspałeś się?
Skinąłem głową, dopiero po chwili orientując się, że przecież mnie nie widzi.
-Tak- rzuciłem i podszedłem do niego. Chciałem zabrać mu papierosa z ręki, ale on ją odsunął ode mnie. Ściągnąłem brwi. Louis zaciągnął się dymem, po czym złapał mnie za kark i gwałtownie złączył nasze usta w pocałunku, wpuszczając dym do ust. To uczucie było cholernie dobre. Louis odsunął się ode mnie, a ja patrzyłem na niego onieśmielony.
-Wszystko w porządku?- spytał rozbawiony.
-Boli mnie dupa- parsknął śmiechem. Po chwili uświadomiłem sobie, co ja powiedziałem i spłonąłem rumieńcem- J-ja- wyjąkałem, ale w tym samym momencie, Tomlinson zrzucił mój ręcznik na podłogę, odsłaniając erekcję, co sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej zawstydzony. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach, a następnie poczułem dwa palce w sobie. Jęknąłem zaskoczony i oparłem głowę o jego ramię.
-Lepiej?-wymruczał mi do ucha. Skinąłem, chociaż prawda była taka, że potwierdziłbym wszystko, co tylko chciał, byle by mnie przeleciał znowu.
Rozciągał mnie chwilę, po czym zabrał ręce i odsunął się z filuternym uśmiechem. Jęknąłem głośno, mocno niezadowolony. Zachichotał.
-Później się tobą zajmę, dzieciaku- mruknął cicho- Teraz pójdę zrobić jakieś śniadanie.
Skinąłem głową i odwróciłem się w kierunku szafy chłopaka. Sięgnąłem po czarną, długą koszulę, która sięgała mi połowy uda i spojrzałem na Louisa, by zapytać, czy mogę ją pożyczyć. Ale Louisa nie było w pokoju. Znowu zniknął.
Wzruszyłem ramionami i założyłem materiał, następnie wychodząc z sypialni szatyna. Wciąż miałem nieprzyjemny wzwód, ale skoro Louis obiecał, że się mną zajmie, to ja zamierzałem go sprowokować do tego.
Nie przejmowałem się tym, że cierpiałem przez Matta, a potem zachowywałem się tak jak on. Nie obchodziła mnie zdrada, dopóki byłem z Louisem. I miałem gdzieś, że ja też zdradziłem swojego chłopaka. Gdybym mógł cofnąć się w czasie, nawet kiedy jeszcze nie wiedziałem, że Matt mnie zdradza, i miałbym do wyboru przespanie się z Louisem, a co za tym idzie – zdradzenie Matthew, zrobiłbym dokładnie tak samo.
Wszedłem do kuchni, gdzie nadal półnagi Louis, stał i smażył naleśniki.
-Pożyczyłem sobie twoją koszulę- rzuciłem, opierając się o ścianę. Szatyn skinął głową i przełożył naleśniki na talerz, kładąc go na stole. Następnie spojrzał na mnie i zamarł w półkroku. Uśmiechnąłem się zadziornie. Odzienie, które zabrałem z jego szafy było czarne i nieco prześwitujące, a ja nie miałem pod nim żadnej bielizny- moja erekcja odznaczała się na cienkim materiale. Nie pomyślałem wcześniej, że mógłby mnie zobaczyć ktoś inny niż Lou, ale nie przejmowałem się tym teraz. Podszedłem do niego, niby niewinnie. Wiedziałem, że koszula się unosi, kiedy stawiam kroki. Oczy Louisa nieco pociemniały, a on sam szybko odwrócił głowę.
-Wystygnie- mruknął. Zaśmiałem się i położyłem mu palec na brodzie, odwracając jego głowę w moją stronę. Jego oczy miały czerwono-czarną barwę, a to nieco mnie przestraszyło, jednak nie na tyle, by odpuścić.
-Nie rozpaczam z tego powodu- szepnąłem. W następnej sekundzie, Louis trzymał dłonie na moich pośladkach, a jeszcze chwilę później siedziałem na blacie kuchennym, a szatyn atakował moją szyję.
Westchnąłem i odchyliłem głowę do tyłu. Louis powoli podciągnął moją koszulę do góry, a jego dłonie błądziły po moim brzuchu. Sięgnąłem dłonią do jego bielizny. Louis, choć na początku protestował, teraz był cholernie niecierpliwy. Ledwo zsunąłem jego majtki, już czułem jego kutasa w sobie. Jęknąłem głośno. Louis poruszał się szybko i dosyć agresywnie, ale podobało mi się to, cholernie mi się to podobało. Co pchnięcie, z mojego gardła uciekał jęk, a ja ponownie miałem wrażenie, że słyszy nas cały dom.
O ile nie dzielnica.
Zarzuciłem Tomlinsonowi ręce na szyję, a momentami próbowałem się sam na niego nadziać.
-Mo-mocniej- wyjąkałem, a Louis zaśmiał się, ale wzmocnił swoje ruchy. Byłem już tak cholernie blisko i wiedziałem, że Lou także, kiedy szatyn nagle głośno krzyknął kurwa. Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Nie założyłem gumek- warknął nagle. Poczułem się trochę głupio.
-Jestem zdrowy- mruknąłem pod nosem.
-Nie o to chodzi, skarbie- szepnął, łącząc nasze usta w pocałunku- Po prostu nie mogę w tobie dojść.
Skinąłem głową. Wciąż było mi dziwnie, bo może on się bał choroby, ale z drugiej strony...
Louis pchnął jeszcze kilka razy, sprawiając, że osiągnąłem spełnienie, po czym wysunął się ze mnie, a ja zsunąłem się z blatu, klękając przed nim.
-Harry...
-Chcę- mruknąłem tylko i wziąłem go głęboko w usta. Louis sapnął i odchylił głowę, przymykając powieki. To że nie mógł dojść we mnie, nie znaczyło, że miał tego w ogóle nie zrobić. Zacisnąłem dłonie na jego pośladkach i zassałem policzki, po chwili czując ciepłe nasienie chłopaka w ustach. Odsunąłem się, przełykając wszystko. Wciąż klęczałem przed Louisem, dopóki nie usłyszałem uderzania o siebie dłoni. Automatycznie spojrzałem w kierunku drzwi, widząc Stana i jakiegoś Mulata. Obaj się śmiali (choć ten drugi był nieco smutny) i klaskali.
-Kurwa, wypierdalać- syknął Louis, ciągnąc mnie do góry. Wciągnął na swoje biodra bieliznę i skierował się do mężczyzn.
-Niezłe show zapewniliście- zaśmiał się Lucas- On jest taki głośny, że słyszałem go przed domem.
Spłonąłem rumieńcem i uciekłem w głąb pomieszczenia. Kurwa, nie przemyślałem tego!
Louis wszedł do kuchni i spojrzał na mnie. Podszedł i podał mi dłoń, a ja natychmiast ją złapałem i wtuliłem się w jego ciało. Wciąż to cholerne uczucie, że znałem go wcześniej, nie dawało mi spokoju.
-Chcę wracać- szepnąłem.
-Odwiozę cię.
-Dziękuję- mruknąłem cicho. Chłopak skinął głową, a ja szybko poszedłem się ubrać. Czekała mnie rozmowa z Mattem. Powinienem z nim pogadać.
Louis podwiózł mnie pod sam akademik. Całą drogę przebyliśmy w ciszy. W mojej głowie było pełno myśli, że zrobiłem to z nim, że zdradziłem Matta, że... że znałem skądś Louisa tylko nie wiedziałem skąd. To wszystko było takie dziwne.
-Dzięki za podwózkę- mruknąłem i wysiadłem z samochodu. Nachyliłem się jeszcze do środka- I...
-Umówisz się ze mną?- przerwał mi nagle. Zamarłem. Po chwili na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Chętnie.
-Więc do zobaczenia wieczorem- skinąłem głową i zamknąłem drzwi. Ruszyłem do akademika.
Teraz już musiałem porozmawiać z Mattem.
"Błąd jest tym bardziej niebezpieczny, im więcej w nim prawdy."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top