Rozdział 21



Zanim doszli na miejsce, minęło kilka ładnych minut, podczas których, Ellie zatrzymywała się przy różnych sklepach napotkanych po drodze i sprawdzała, co mają do zaoferowania. Jednak kiedy doszli na miejsce, od razu przeszli do powiadomienia domowników, że mają gości. Nastolatka zapukała do drzwi w pierwszy lepszy rytm, jaki przyszedł jej do głowy. Odczekali chwilę, by po kilkunastu sekundach usłyszeć przekręcanie zamka i ujrzeć, jak drzwi uchylają się. Jednak ku zdziwieniu młodej Puth, nie zobaczyli oni niższego pulchnego nastolatka, a wysokiego delikatnie umięśnionego mężczyznę z piwem w prawej dłoni i papierosem w między ustami. Kilkudniowy zarost widniał na jego twarzy, a z jego oczu wylewała się irytacja i złość, że ktoś go nachodzi w jego dzień wolny, jeden z niewielu.

– Czego chcecie gnojki? – zapytał nieprzyjemnym dla ucha tonem głosu.

Blondynkę przeszedł dreszcz, ale zachowała zimną krew i nie uciekła przed palącym wzrokiem nieznajomego.

– Wie pan może, gdzie mieszka Ned Leeds, albo jego dziadkowie? Mieliśmy go odwiedzić, ale najwidoczniej się zgubiliśmy odrobinę – powiedziała, mając nadzieję, że mężczyzna odpowie im, nie robiąc przy tym problemów.

Dziewczyna mogła poczuć, jak bóg piorunów, opiekuńczo obejmuje ją ramieniem, jakby chciał ją chronić przed tym niezbyt dobrze wyglądającym facetem.

– Tch, Ned mieszka kilka ulic dalej, ale jego dziadkowie dwa domy dalej – oznajmił, wychylając się poza drzwi i wskazując w jego prawą, a ich lewą stronę. – Mijacie te dwa domy i w trzecim mieszkają jego dziadkowie. Mili ludzie... – westchnął mężczyzna, uśmiechając się delikatnie.

– Bardzo panu dziękujemy za pomoc. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Do widzenia – podziękowała Ellie, łapiąc swojego towarzysza za nadgarstek i ciągnąc w stronę domu wskazanego przez nieznajomego im sąsiada dziadków Neda.

Kiedy się już trochę oddalili, Ellie wzięła głęboki wdech i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Czuła wyraźną ulgę, kiedy nie musiała już stać przed tamtym facetem. Obawiała się, że mogą pomylić domy, ale liczyła, że w takim razie trafią na kogoś milszego. Koniec końców jednak nic się nie wydarzyło, a oni dowiedzieli się, gdzie mieszkają dziadkowie jej przyjaciela.

Stanęli pod tym razem dobrymi drzwiami i zapukali. Już po chwili można było usłyszeć obijanie się kogoś o szafki i głośne tupanie. Kiedy drzwi się uchyliły, oboje ujrzeli niskiego ciemnowłosego, pulchnego chłopaka, który gdy ujrzał Odynsona, prawie wypuścił z rąk małe pudełeczko, w których schował podarunek dla przyjaciela. Było ono wielkości pudełka na pierścionek zaręczynowy, jednak nie posiadało w środku takiej samej poduszeczki, a folię bąbelkową.

– O matko... – odezwał się słabym głosem nastolatek. – Ty jesteś Thor – wskazał palcem jednej ręki na umięśnionego blondyna.

Ten natomiast tylko uśmiechnął się przyjaźnie do chłopaka i przełożywszy młot do drugiej ręki, wyciągnął wolną dłoń w stronę Neda. Leeds na kilka sekund znieruchomiał, jednak szybko się zrehabilitował, łapiąc pudełeczko jedną ręką, a drugą ściskając dużą, silną dłoń boga piorunów.

– Miło cię poznać przyjacielu Pająka. Widzę, że wiesz, kim jestem, ale czy mogę poznać twe imię? – zapytał się uprzejmie blondyn, potrząsając dłonią nastolatka.

– Jestem Ned – wydukał nieprzytomnie licealista, niedowierzając, że jeden z Avengersów, do tego pochodzący z Asgardu, osobiście go odwiedził i właśnie ściska jego dłoń. Otrzymał jednak solidnie kopnięcie w piszczel od Ellie, na co oprzytomniał i puścił dłoń Avengera. – Ned Leeds, miło mi pana poznać, panie Thor!

– Wystarczy Thor, darujmy sobie tego "pana", zbędne jest to kompletnie – stwierdził, machając na to dłonią. Ned pokiwał żywo głową, wpatrując się w dalszym ciągu w boga.

Na kilka chwil zapadła głęboka cisza, przerywana cykaniem świerszczu oraz ćwierkaniem ptaków, przelatującymi nad ich głowami. 

– Więc to jest to coś dla Petera? – zapytała nastolatka, poprzedzając wcześniej swoją wypowiedź niegłośnym chrząknięciem. 

Usłyszawszy pytanie, Ned spojrzał nieprzytomnie na dziewczynę, dopiero chwilę później przypominając sobie, po co ją zaprosił.

– Ach! Tak, tak. To dla niego – oznajmił i podał dziewczynie pudełeczko. Ta pochwyciła je w swoje dłonie i nie próbując nawet go otwierać, schowała do kieszeni z telefonem. 

– Na pewno je dostanie! – zapewniła z uśmiechem blondynka. 

Ned w odpowiedzi jedynie skinął głową. Zza jego pleców dobiegł ich zmęczony głos jego babci, na który chłopak szybko pożegnał się ze swoimi gośćmi i pobiegł do swojej babci, sprawdzić, czego potrzebuje.

Natomiast Puth z Odynsonem odeszli w swoją stronę. Stanęli na środku pustej chwilowo drogi i kiedy Ellie objęła boga tak samo mocno, jak wcześniej, mężczyzna z pomocą swojego młota, wzbił się w powietrze. Chłodny wiatr otulił ich ciała, przyprawiając młodą dziewczynę o gęsią skórkę. Mocne uderzenia serca dziewczyny były dla niej wyraźnie odczuwalne. Otworzyła prędko oczy, nie chcąc przegapić cudownych widoków. Panorama miasta zawsze jej się wydawała piękna, zwłaszcza w nocy, jednak zobaczyć to z ziemi, a z powietrza, z internetu, a na żywo, to zupełnie różne przeżycia, emocje. Nim się obejrzeli, wylądowali kilkanaście metrów przed wieżą, na chodniku po drugiej stronie ulicy, wśród oniemiałych ludzi. Nie zwrócili jednak na nich szczególnej uwagi, tylko ruszyli w stronę, zamieszkałej przez nich i ich przyjaciół, wieży. 

Szli blisko obok siebie, ocierając się raz po raz ramionami i śmiejąc się z nie wiadomo czego. Pod wieżą uspokoili się i z uśmiechami na twarzach zobaczyli rozemocjonowaną ciemnowłosą nastolatkę. Ellie jej nie rozpoznała, jednak Thor znał ją z widzenia, jak i opowieści młodej Stark.

– Witaj Alishio – przywitał się przyjaźnie bóg, jednak dziewczyna nie odpowiedziała, burknęła coś niezrozumiałego pod nosem i odeszła w swoją stronę.

Zdziwiony Asgardczyk nie wiedział, co się mogło wydarzyć, jednak nie przejął się tym zbytnio, wzruszył ramionami i objąwszy talię swojej towarzyszki, ruszyli dalej. Weszli do wieży, gdzie w oczy rzuciła im się, wychodząca z jednej z wind, wyraźnie zdenerwowana Pepper. 

– Dzień dobry pani Potts, coś się stało? – odezwała się jako pierwsza Ellie.

– Witaj Pepper, przyłączam się do pytania. Wyglądasz na zdenerwowaną – dodał Thor. Rudowłosa spojrzała na nich, wzięła głęboki oddech i podeszła do dwójki blondwłosych.

– Cześć, słuchajcie, Mii coś się stało. Nie wiemy, co jej jest, ale jej przyjaciele przynieśli ją nieprzytomną i teraz Bruce z Tonym ją badają – poinformowała ich z przejęciem i wyczuwalnym zmartwieniem w głosie. Oprócz tego jednak Ellie wyczuła w jej głosie coś jeszcze. Coś, czego w tamtej chwili nie potrafiła rozpoznać i nazwać.

Jednak, kiedy młoda Puth przetrawiła informację, jaką przekazała im kobieta, znieruchomiała. W jej głowie pojawiło się mnóstwo myśli. "Co się stało?", "Co jej jest?", "Czy to poważne?", "Dlaczego ona?" oraz wiele podobnych myśli. Jej oczy zeszkliły się, kiedy do jej głowy przyszła jedna myśl, najgorszy scenariusz, jaki wpadł jej do głowy. Spytała szybko i piętro, na którym znajduje się jej przyjaciółka, a kiedy dostała odpowiedź, nie zważając na nic, biegiem ruszyła ku jednej z wind. Martwiła się o swoją przyjaciółkę. Była z nią, odkąd przeniosła się do wieży, mimo że nie znały się długo, była dla niej ważna, niczym siostra, której nigdy nie miała.

Zaraz za nastolatką ruszył Thor. Razem z nią wbiegł do windy i po naciśnięciu odpowiedniego przycisku, metalowe pudło ruszyło ku górze. Obojgu czas się dłużył niemiłosiernie. Wokół nich panowała cisza, nawet muzyka nie została włączona w głośnikach, znajdujących się w pojeździe. Zniecierpliwiona zielonooka chodziła w kółko, wstrzymując łzy i odganiając najczarniejsze scenariusze, które ciągle tkwiły w jej głowie. Chciała jak najszybciej zobaczyć młodą Stark i upewnić się, że wszystko z nią dobrze, że cokolwiek jej jest, przejdzie i dziewczyna wyzdrowieje. Wierzyła, że Stark zrobi wszystko, co tylko będzie mógł, by jego córka wróciła do zdrowia, mimo to, dalej się martwiła. Szybko przywiązywała się do ludzi, szybko uznawała ich za swoich przyjaciół. Ellie doskonale wiedziała, że pewnego dnia ją to zgubi, jednakże nie przejmowała się tym w tamtej chwili. Chciała tylko zobaczyć swoją przyjaciółkę.

Thor, widząc, w jaki stan wpadła jego towarzyszka, wziął głęboki oddech, dla uspokojenia serca oraz myśli. Nie chciał, by Ellie tak się denerwowała niewiadomym, jednak, by ją uspokoić, on sam musiał być spokojny. Z zewnątrz wyglądał, jakby nie ruszyła go informacja od narzeczonej Starka, jednak w środku martwił się i bał o młodą nastolatkę. Znali się długo, często ze sobą rozmawiali, młoda Stark interesowała się wszelkimi dziwnościami i mrocznymi sekretami Asgardu, jak i również pozostałych z dziewięciu krain. Ludzie mogli myśleć, co tylko chcieli, jednak Thor Odynson na pewno nie chciał źle dla młodej Stark, która była mu naprawdę bliska, niczym rodzina.

– Ellie – odezwał się mężczyzna. Dziewczyna nie zareagowała, pogrążona we własnych myślach. – Ellie! – mężczyzna spróbował ponownie zdobyć uwagę nastolatki. Ta jednak zdawała się go nie słyszeć.

Coraz większy niepokój ogarniał dziewczynę, z każdym kolejnym scenariuszem, mogącym się wydarzyć, strach o przyjaciółkę nasilał się. Łzy zebrały się w jej oczach, jednak nie wypływały na zewnątrz. Zupełnie jakby napotykały barierę, która uniemożliwiała im wypłynięcie i utworzenie mokrej ścieżki na bladych policzkach nastolatki. 

Jej skórę zaczął pokrywać szron. Chłód wydobywający się z jej ciała, przyprawił ją o gęsią skórkę. Każdy ich oddech zamieniał się w parę, widoczną w powietrzu, dzięki chłodnemu powietrzu wokół nich. Lustro znajdujące się na ścianie windy zostało pokryte szronem i parą. Winda zdawała się jechać coraz wolniej. Wokół palców dziewczyny migotały malutkie śnieżynki, opadające na podłogę. Spod jej paznokci zdawało się wydobywać blade, białe światło.

Im więcej chłodu wydobywało się z jej ciała, tym wolniej zdawała się jechać winda, aż w pewnym momencie żarówki, znajdujące się nad nimi, zaczęły mrugać. Gasły i zapalały się naprzemiennie z coraz większymi odstępami czasu, aż zgasły całkowicie i więcej się nie zapaliły. W tym samym momencie winda zatrzymała się gwałtownie, a wstrząs przy tym powstały, prawie przewrócił Ellie. 

Jej roztargnienie, zmartwienie i strach w połączeniu z małym wstrząsem spowodowały, że blondynka zakołysała się i poleciała w tył. Nim jednak zdążyła się zorientować, co sie stało, silne męskie ramiona, złapały ją i przyciągnęły do siebie. Objęły ją mocno i schowały w umięśnionej klatce piersiowej. 

Odynson zaniepokojony nagłym ochłodzeniem powietrza, próbował dotrzeć do dziewczyny, jednak ta nie reagowała. Kiedy winda się zatrzymała, on złapał ją nim ta zdążyła uderzyć głową o metalową ścianę za nią. Zaniepokoił się jednak jeszcze bardziej, kiedy po dotknięciu jej ramion, poczuł przeszywające zimno. Domyślał się, że to przez jej moc, jednak wiedział również, że to niezdrowe i niebezpieczne dla organizmu człowieka, mieć tak obniżoną temperaturę ciała. Dlatego też, przyciągnął ją do siebie i objął szczelnie, starając się ją ogrzać. Chciał przekazać jej ciepło swojego ciała. 

Ciemność panująca w małym metalowym pudle, raz po raz przejaśniała się, dzięki blademu światłu wydobywającemu się spod paznokci dziewczyny. Jej moc, kumulująca się długo i obficie w jednym miejscu produkowała światło, które w zależności od ilości zebranej mocy, było mocniejsze lub też słabsze. Jednak mimo świadomości o istnieniu takiego zastosowania jej mocy, nie potrafiła w tamtej chwili użyć tego świadomie. 

Thor usiadł pod ścianą windy i dalej trzymając nastolatkę w ramionach, posadził ją sobie na kolanach. Schował jej głowę w zagłębieniu swojej szyi, obejmując ją jeszcze ciaśniej ramionami. Pocierał jej plecy i ramiona, chcąc, by ta się uspokoiła. Szeptał jej do ucha, że jest bezpieczna. Prosił ją, by uspokoiła myśli, oczyściła umysł, by pozbyła się mrocznych wizji z jej głowy. Zapewniał ją, że nie pozwoli, by stała się jej krzywda. Powtarzał to tak długo, aż nie zaczęło to przynosić efektów.

– Thor... – wyszeptała nieprzytomnie Puth. Otoczyła szyję boga swoimi szczupłymi ramionami, przytulając go mocno.

– Shh, jestem tutaj – powiedział cicho mężczyzna. Przeniósł jedną dłoń na tył jej głowy i pocierał kciukiem jej gładkie włosy.

– Boję się Thor... Tu jest tak ciemno, ciasno – oznajmiła przerażona nastolatka, nie wspominając o swoim zmartwieniu stanem przyjaciółki. 

– Nie myśl o tym – polecił jej, po chwili odrywając ją od swojej szyi. – Popatrz na mnie.

Ellie zrobiła to o co poprosił i spojrzała na niego załzawionymi oczami. Czerwone policzki pokryte były śnieżynkami, które pod wpływem zimna panującego wokół nich, zamarzały i spadały z jej skóry, a na ich miejscu pojawiały się kolejne. Nos, tak samo jak uszy, zaróżowione  od zimna bolały ją, jednak nie zwracała na to uwagi. Potarła nos dłonią, by zetrzeć wypływającą z niego, wbrew jej woli, wodę, co było dla niej niesmaczne, robić to w obecności kogokolwiek, jednak wolała to wytrzeć, niżeli miałoby spływać jej po ustach i skapywać na podłogę.

Asgardczyk uniósł jedną dłoń i starł łzy, które wisiały na dolnych powiekach blondynki. Pogłaskał ją kciukiem po policzku, przyprawiając ją tym samym o jeszcze większy rumieniec. Wodził swoimi niebieskimi oczami po jej twarzy, kolejno od oczu, przez zaczerwienione policzki, do ust. Zaczął zbliżać się do dziewczyny, wodząc oczami od oczu do ust i tak cały czas. Zupełnie jakby oczekując pozwolenia na zbliżenie się jeszcze bliżej i zrobienie tego, czego od pewnego czasu pragnął. Potarł kciukiem jej dolną wargę, zbliżając się jeszcze bardziej, nie odrywając wzroku z jej naturalnie różowych ust. Dotknął swoim nosem jej mniejszy. Przechylił głowę delikatnie w bok. Zbliżył się na tyle ile tylko zdołał i złączył ich usta w zaledwie muśnięciu. Jednak nie widząc, ani nie słysząc sprzeciwu ze strony nastolatki, postanowił kontynuować. Przylnągł swoimi ustami do tych jej, muskając je, skubiąc i smakując. Odsunął się minimalnie, by nawilżyć swoje wargi i powrócił do poprzedniej czynności. Naparł bardziej na dziewczynę, sprawiając, że ta odchyliła się do tyłu. Złapał ją jednak, nim ta zdążyła uderzyć o podłogę. Położył ją delikatnie, jakby zrobiona była z kruchego szkła, na ziemi i kontynuował. Zamknął swoje niebieskie oczy, oddając się w całości smakowaniu młodej Puth. 

Ta nie wiedząc, co zrobić, postanowiła posłuchać się swojego serca i spróbować oddać, odwzajemnić pieszczotę. Poruszyła swoimi wargami, przymykając przy tym oczy. Ułożyła swoje dłonie na karku i tyle głowy mężczyzny i przyciągnęła go bardziej do siebie. Nie miała żadnego doświadczenia w całowaniu, więc oddała się Asgardczykowi, mając w głębi nadzieję, że nie zajdzie to zbyt daleko. Uchyliła usta, dając mężczyźnie dostęp do zwiedzenia jej jamy ustnej. 

Mężczyzna wsunął powoli swój język między jej wargi i otoczył nim język dziewczyny, zachęcając ją do wspólnego "tańca". Ta dała się prowadzić mężczyźnie, robiąc to, czego ten oczekiwał. 

Raz ciche i raz głośniejsze mlasknięcia było słychać w ciemnej windzie. Sapnięcia i pojękiwania odbijały się echem od metalowych ścian windy. Oboje chcieli by ta chwila trwała wiecznie, jednak wiedzieli, że nie jest to możliwe. 

W pewnym momencie winda ruszyła ponownie, a światło zapaliło się, rozłączając pochłoniętych sobą zakochanych. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, oddychając przy tym ciężko. Oboje zarumienieni leżeli na zimnej podłodze windy, nie mając pojęcia, jak ta sytuacja wpłynie na ich relacje.



***


Słowa: 2338


;^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top